„ITON” & Gwiazdeczki: wykluczone cioty Witkowskiego, homoerotykoman Dycki i żydowskie manify

Przegląd czasopism: „ITON” 2005, nr 1–2 (Gwiazdeczki)


Korporacja Ha!art z zakaźną ironią doniosła na swojej stronie internetowej o pojawieniu się na rynku nowego (?) magazynu o nazwie „ITON”. Co tak przykuło ich uwagę w zawartości gazety (tyle bowiem znaczy po hebrajsku jej tytuł)? Adnotacja w stopce redakcyjnej:

„Zrealizowano przy udziale wsparcia finansowego Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji”!

Pismo mniejszości o kulturze” nr 1 (ponoć z 2005 roku) zakupiłem w dobrze wyposażonej księgarni rzeczonego wydawcy przy krakowskich Plantach (Bunkier Sztuki, pl. Szczepański). A kilkoma wnioskami z homo-żydowskiej lektury chętnie się dzielę. Może przybędą inni skuszeni tym czasopiśmiennym kąskiem.


HOMOMONOGRAFia

Numer monograficzny poświęcony homofobii faktycznie zdobył uznanie i grant władz (obecnych – prawomyślnych i sprawiedliwych – bądź lewicy, która niechlubnie odeszła). Pomijając kwestie ideologiczne i świato(p)oglądowe, lektura pisma pochłania czas, bo intryguje tematami i ich rozwinięciem. Nie spotkałem się do tej pory ze zbiorem tekstów o homoseksualist(k)ach w społeczności i kulturze żydowskiej. Dlatego „ITON” można potraktować jako zjawisko wyjątkowe. Wprawdzie z zawartością merytoryczną bywa różnie (konsultowałem swoje wątpliwości ze znajomą judaistką), ale liczy się [twórcom] otwarcie na głośne mówienie o sprawach ważnych dla queer nation i próba wywołania dyskusji czy działań w zaangażowanej (?!) sprawie.

Już na otwarcie (się) redaktorzy pisma zafundowali czytelnikom wstęp-manifest, tłumacząc się ze swoich intencji:

„[…] już na samym początku jesteśmy skazani wyprzedzić stosowne organa oraz konkurencję i przekląć się samodzielnie. Ulżymy w ten sposób sobie i innym – zbyt nowoczesnym, by sięgali do staroświeckich klątw, lub zbyt staroświeckim, by w ogóle kogoś przeklinać. […]
Klniemy, na czym ten świat stoi i w co się z nasza pomocą zamienia. Niech będzie przeklęte w dzień i w nocy to residuum [resztka, pozostałość; a może ostoja? – przyp. T.Ch.] mniejszości, które zdecydowaliśmy się stworzyć. Z góry klniemy na tych wszystkich i te wszystkie, które same – z pozycji mniejszości, a nie z hegemonicznych roszczeń większości – w tym proletariackiej – tkają w dyskursie publicznym wątłą przestrzeń emancypacji.
Już z góry przeklinamy ten dzień, kiedy okaże się, że jesteśmy w naszej różnorodności silni, że przesłanie Emmy Goldman, „Queer Nation”, radykalnej ekologii, zaangażowanego klezmerstwa, gejowskiej literatury, lesbijskiej sztuki jest przesłaniem czytanym i rozwijanym przez kolejne czytelniczki i autorki.
[…] Zostaniemy wygnani na zgubę spośród wszystkich plemion Izraela i może wtedy wszyscy nomadzi, wykluczeni, wszystkie tułaczki i wędrowniczki, flaneurzy i opiumiści, nielegalni i bezdomni znajdą właśnie tu swoje miejsce… właśnie tu swoją inspirację… właśnie tu chwilę spokoju.
I oby się spodobało Bogu nie udzielić nam swego przebaczenia za to, że śmiemy wchodzić w nurt, który z renesansu języka jidysz tworzy nową Tymczasową Strefę Autonomiczną, nowy literacko-społeczny falanster, nową utopię i nowy raj sił twórczych”.

Jak zatem wyobrażają sobie redaktorzy kształt magazynu i sposób pisania w nim? Wydaje się, że będą dominować tematy modne tylko w niektórych kręgach: queer, mniejszości seksualne i narodowe, kultura i obyczaje z niszy (społecznej?!), sztuka zaangażowana w kwestie ważne dla przedstawianych w „ITONie” grup i jedności (nie jednostek).


CIOTY WyKLUCZONE

Swoje miejsce wśród gwiazdeczek znalazł Michał Witkowski – niewątpliwie – zwycięzca roku 2005 w dziele promocji swoich płodów prozatorskich (czytaj „Lubiewo”) dzięki zdolnościom autokreacyjnym tak w literaturze, jak i w (współ)życiu medialnym. Opinie o jego głośnej powieści pedalskiej/ciotowskiej zebrał i skomentował Przemysław Pilarski. Mieszają się tu i kłócą poglądy badacza recepcji oraz samych krytyków, czytelników, dziennikarzy/publicystów… Takiego zestawienia nie znajdziecie w Internecie! Polecam niekoniecznie krytycznym czytelnikom, polemistom i im/moralistom.


HOMOEROTYCZNY pan DYCKI, czyli tropy niezaznane

Kontynuację dzieła Za-gay-enie („Ha!art” 2002, nr 4) podjął Przemysław Pilarski na łamach nowego pisma. Polonista-pracownik wydawnictwa Sic! przypomniał o sobie jako tropicielu wątków homoerotycznych w twórczości Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego. A to zapewne z okazji – odbytej – premiery tomu Dzieje rodzin polskich przez warszawską oficynę.

Tym razem dostaliśmy do czytania skrótowe objaśnienie zjawiska poezji gejowskiej na podstawie 3 artykułów (Robert Ferro, Jakub Pacześniak, Wacław Forajter), skromne odwołania do koncepcji Georgesa Bataille’a i Germana Ritza oraz… rejestr fragmentów z pod?tekstem homoerotycznym. Poza tym wycinkiem działań autora pozostają tylko stosunki sam na sam: między czytelnikiem pisma a wspomnianymi fragmentami. Szkic pozbawiony jest bowiem nadmiaru intrygującej czy samodzielnej próby czytania i przewartościowania wpływu śladów homoerotyzmu na konkretne wiersze czy – ogólnie – poetykę Tkaczyszyna. Autor Przewodnika dla bezdomnych niezależnie od miejsca zamieszkania został potraktowany zdawkowym wspomnieniem zamiast aktywnej i rozumnej w pełni lektury. Nadzieja pozostaje w rękach, a właściwie piórach, czytelników omawianej poezji bądź „ITONu”…

Obficie cytowane przez Pilarskiego wiersze Dyckiego tchną w licznych fragmentach – czym warto byłoby się zająć analitycznie – „eufemistyczną wyniosłością” motywów erotycznych. Co przez to rozumiem? Nieustanne sugerowanie, wyliczanie zjawisk homoerotycznych (fizycznych – bo na ciele – i tekstowo, tj. w kwestii gatunkowej) możliwych do zajścia w sposób ciążący na myślach podmiotu i odbiorcy słów/wierszy. Zamiast?... Epatowania jawnymi scenami seksualnymi i erotyzmem bez otoczki do zastanowienia, czy aby na pewno… „to” jest grane między mną a tekstem, w sytuacji podmiotu (z)grywającego (się) wobec swego prześladowcy – zjawiska nienazwanego, ale w domyśle będącego jakimś fatum, groźbą ostatecznego ciosu na jego ciele, umyśle i… duszącej (się) duszy.


WGLĄD i OGLĄD

W swoim oglądzie „pisma mniejszości o kulturze” skupiłem się na wycinkach krytyczno/literackich, gdyż te są mi najbliższe. Ambicje pisma sięgają – w widoczny sposób – dalej. O tym poniżej.

Poza odważną a stylowo napisaną prozą gejowsko-erotyczną (Ciocia Farhuma nie była dziwką) czytelnik znajdzie w gazecie m.in. materiały o przepisach dotyczących „koszernego” ubioru „pobożnych Żydów” opublikowane jako opozycja do kosmopolitycznego pokazu etnomody Arkadiusa. Wywiady z klezmer-k-ami pewnie zadowolą osoby zainteresowane tematyką i zjawiskami kultury żydowskiej, z którymi już się zetknęły. Z kolei manifestacyjne i programowe prace Twożywa powstrzymają myśli o przedwczesnym zamknięciu się na tezy stawiane przez piszących do pisma.

Wypada zaznaczyć, że redakcja „ITONu” przedrukowała „ważne” (ideologicznie? ukierunkowane myślowo!?) teksty wywiadów i rozpraw paranaukowych lub publicystycznych. Sporo stron wypełniają manifesty wielokulturowości i programowanej tolerancji wobec wytworów gej/les. Dominuje w nich ujęcie etnograficzne, pseudo/religioznawcze, socjologiczne i kulturoznawcze. Autorzy poruszyli w nich kwestie parad wolności seksualnej, feminizmu i gejostwa, równości ras, kultur i wiar, wątpliwości współczesnej emancypacji „innych”.
Jeden z najciekawszych tekstów numeru napisała Ewa Majewska. Jej Homofobiczny dyskurs polskiej ponowoczesności i jego wrogowie tropi przejawy anty/dyskryminacyjnego języka sfery publicznej i prywatnej. Ślady „wkluczania” (podobnie jak „wykluczania”) mniejszości da się odnaleźć w mowie polityków, szerzących religie oraz konkretnych działaniach w związku z homofobią. Po szczegóły odsyłam do artykułu Majewskiej, który mocno akcentuje potrzebę indywidualnego traktowania tożsamości wszelkich wcieleń queer w polskim społeczeństwie. Fragment tekstu poniżej.

„[…] antyhomofobiczny dyskurs inspirowany wyłącznie indywidualizmem i teoriami tożsamości dokładnie rozmija się z powszechnie praktykowanym dyskursem homofobicznym, który odwołuje się do kolektywnych potrzeb (wykluczenie, kozioł ofiarny) oraz nieindywidualistycznych wartości (wspólnota, wspólne normy, rodzina – by wymienić tylko kilka z nich). Choć ta niewspółmierność argumentacji ma czasem pozytywne rezultaty – na przykład pozwala nasycić dyskurs publiczny wartościami w nim nieznanymi oraz umożliwia wyjście poza schemat normatywny w argumentacji – miewa też reperkusje negatywne, do których z pewnością należy brak komunikacji z «szerokimi masami», które być może udałoby się przekonać w inny sposób”.


POCZĄTEK czy KONIEC

Trudno ocenić, czy „ITON” ze swoimi Gwiazdeczkami zdobędzie czytelników i kolejne dotacje. Propozycja czasopiśmiennicza ekipy Anny Ciałowicz (redaktor naczelna) i Stowarzyszenia „Szterndlech” (wydawca) wydaje się co najmniej ciekawa i nowatorska. Oby jej kontynuowanie nie zależało tylko od dotacji Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji.
Czego sobie i redakcji życzę!