RozCZYTywANIE CIOTek z Lubiewa. Pean bezkrytyczny

Michał Witkowski, Lubiewo, Korporacja Ha!art, Kraków 2005


Michał Witkowski stał się jednym z najgłośniejszych w 2005 roku prozaików młodego pokolenia. Dlaczego? Ze względu na lubieżność w działaniu pisemnym, manifestującym odmIeNNOŚĆ własną i dawanej twórczości. Napisał bowiem książkę dla ludzi: podzielonych świato(p)oglądowo, ale nowoczesnych, spragnionych wreszcie pozycji do czytania, a nie publicystycznej charakterystyki. Kryzys (tylko) medialnych tematów i skostnienie form prozatorskich nie mają zbyt wielkiego znaczenia dla świadomego odbiorcy. Któż nie lubi zręcznie napisanych powieści (?), które potrafią zabawić, ale też intrygować swoim wnętrzem zamazanym jak palimpsest…


Inna przestrzeń

Autor Lubiewa sprawdził się jako kronikarz sfer i o/biegów życia ciotowskiego w PRL-u. Nadstawiając ucho i zapamiętując kwestie istotne tylko dla „wybranych”, zebrał materiał do opowieści – przeglądu ludzkich zachowań i stylów życia. Jego bohaterowie (czy „bohaterki”) stanowią jednostki osobne, wyróżniające się własną mową i w niej działaniem. Co chyba najważniejsze – właśnie soczysty (upstrzony homo fanaberiami) i siarczysty (w oddziaływaniu, robieniu wrażenia) język Lukrecji, Patrycji i innych występujących osób decyduje o radosnej słabości odbiorcy do tych postaci i uległości wobec czytanego tekstu.

Michaśka Literatka notuje autentyczną, codzienną gadaninę jeszcze młodych (w męskim o sobie mniemaniu), a wkrótce przestarzałych antygejów zamiast silić się na sztuczne (bo własne) przemawianie. Stylizacja na pedalskie po-gawędki wielce się udała, choć z dozą przegięcia: świadomy słuchacz wybiera tylko istotne dla siebie kwestie, koncentrując się na ujęciu ich we własne ramy powieściowe i myślowe. W taki sposób kronikarz (do)określił głównie miejsca poniżenia, upadku oraz śmieszności postaci z powodu ich własnej seksualności i trwania w mroku zaułków.

Ciotki są tak kreowane, żeby śmieszyć i zaskakiwać powagą w sytuacji przedstawianej i implikowanej. Znalazły się dla nich odmienne funkcje pretekstowe i zadania mające zbudować całość (o)powieściową. Cały czas grają swoje/cudze role albo noszą tymczasowe maski! Podobnie zresztą jak Michaśka Literatka...


„Przed” zamiast „po”

Warto przyjrzeć się mechanizmowi postępowania czasu w Lubiewie. W zasadzie mamy dwa istotne okresy w powieści: historię mijania świetności bohaterów i zbliżanie się czytelnika do świadomości, że chłopaki Witkowskiego zaczynają żyć w nas mimo/z powodu swojego wykolejenia. Bo powieść pedalska w wydaniu M.W. to nie tylko (wy)snute i (wy)ssane z palca gawędy, ale też możliwe życiorysy za/świata czasów komuny. Kolejne biogramy i osobliwe historie przywłaszczają sobie bowiem zarówno postaci, jak i Michaśka Literatka; wszyscy pełnią rolę i opowiadających, i słuchaczy.

Autor już w swoim debiutanckim tomie opowiadań Copyright zdradzał ciągotki do zabawy symbolami komuny i nostalgicznego przywiązywania wagi-treści do przedmiotów z minionych lat. Kon/fabulanci z Lubiewa nieustannie tęsknią do utraconych chwil, zapomniawszy o tym, że przyczyną ich piekła współczesnego jest inferno minione. Niedawny nałóg palenia wiarusów, zakładania fantazyjnych fatałaszków i robienia się na bóstwo czy skłonność do okazyjnego, brudnego seksu „tu i teraz” nie mają miejsca, prowadząc do nieskończonego niezaspokojenia i żądzy cofnięcia czasu. Osoby dramatu – z czasem – dla siebie nie znaczą nic. Znaczący może się okazać dopiero tekst o nich.


Historyja (wyliczenie)

Wypada mi zwrócić uwagę na kilka płaszczyzn budowania narracji i kreowania postaci opowieści. Lubiewo tworzy zlepek, mozaikę przekrzykujących się dykcji.
Mowa postaci jest notowana niby na żywo, ale i przytaczana w ramach retrospekcji. Na kartach książki popisuje się co najmniej dwóch narratorów: obiektywny i subiektywny, ale z różnym zasobem wiedzy o „innych”, okazjonalnie zdradzających swoje „ja” (dopominając się o rolę podmiotu twórczego – pisarza-kreatora literackich światów). Natomiast literacki coming out Michaśki Literatki zakrawa o blef dla krytyków preferujących jasne sytuacje międzytekstowe oraz realizm
[1], stanowiąc przy tym pożywkę dla publicystów i opium dla spragnionej „ich spraw” czytającej mniejszości [2].

Kolejne wy-mowne stwierdzenia i warstwy dialogowe w powieści związane są bezpośrednio z postaciami. Wśród tych głosów należałoby wyróżnić kwestie na bieżąco wypowiadane, komentowane, a nawet za/słyszane (także w piosenkach i kliszach językowych – mowie innych, a uznawanej za własną), przytaczane słowa i zdarzenia. Zwracają uwagę kryptocytaty w stylu wysokim i (raczej) niskim. Witkowski pisze tak, jak już znamy, bo czytaliśmy, choć nie zawsze domyślamy się z czyich ust i kart skradziono frazy i pomysły na wątki powieściowe…

W szukaniu (prze)powiadającego języka dla konstruowanych postaci dominują schematy myślowe, ale dzięki temu tworzą ich odrębność mentalną, fizyczną i… pokalanie w ostatecznym rozrachunku (ograniczenie sfery życia wewnętrznego i minimalizacja autodziałań dośrodkowych decydują o tragizmie groteskowych ciot PRL-u). W związku z ciotkami z Lubiewa mamy do czynienia ze szczerością i grą w narzuconej o/sobie roli, pozorowaniem otwartości i zamykania się w tematach wygodnych, bo chcianych: (auto)kreacji, hiperbolizacji, mitologii własnej, minionych czasów i wyciętych z nich własnych historii. Stąd głosy mówiące o realizmie powieści.
Czym jeszcze i jak oddziałuje Wielki Atlas Ciot Polskich? Witkowski, bawiąc się różnymi gatunkami literackimi, zapożyczonymi językami, stylistykami daje rozrywkę widzom tych działań – zmagań z własnym warsztatem. Czytelnik Lubiewa, obserwując zabiegi czynione i płynnie funkcjonujące w narracji, przyswaja te twory, traktując jak materiał pseudodokumentalny, pozatekstowy. Użyte środki tak przekonująco działają na wyobraźnię odbiorcy, że porusza się on po książce i wykracza poza nią ze świadomością lub wizją historii możliwej do zajścia tak w nie/literackim życiu bohaterów, jak i naszym – na jawie wyzwolonej (nie tylko seksualnie) RP.

Ukazane postaci stają się też poniekąd elementem pożycia lekturowego czytelnika: dynamiczne snucie przedstawień, przebieranki (w słowach, gestach, pożądaniu...) oraz ukazywanie nie/chcianych kolei losu sprawiają, że czytelnik angażuje się w budowanie sobie obrazu „pedałów” i ich przymiotów (bo pomiotami wobec „innych” – książkowych – sami się już uczynili). Tu widzę wartość dla ludu czytelniczego. W tej książce nie neguje się nikogo, tylko portretuje, przedstawia w działaniu mowy zależnej tylko od ingerencji narratora lub autorów. Bo Lubiewo jest kroniką, przeglądem ciot polskich pisanym lub stwarzanym przez wrocławianina, Michaśkę, same postaci (mówiące i cytowane) oraz odbiorców literackich. Wiele zjawisk tylko nam się wydaje (zawartych) w powieści. Resztę dopowiadamy spoza.


Dantejska scena

Nie zamierzam porównywać niby-powieści pedalskiej do klasycznej Boskiej komedii. Warto jednak szukać klucza interpretacyjnego dla Lubiewa w takich pojęciach jak upadek, obcy, w(y)kluczenie, koniec historii nie/możliwe… Może się okazać, że utwory Dantego i Witkowskiego są z gruntu rzeczy powiązane ze sobą (co sugerował Wojciech Browarny w „Odrze” 2005 nr 4), nastawione na odkrywanie samo(?)dzielnie zgotowanego piekła egzystencji. Trzeba jednak zaznaczyć, że ich umiejscowienie w historii (także literatury), składniki kontekstowe czy kulturowe, prze/bieg i rozwiązanie są ostatecznie odmienne. Zaś Lubiewo warto czytać bez jakiegokolwiek uprzedzenia, znieczulania się i hamulca przyzwoitości. Skoro dano nam przyjemność takiEGO tekstu, wypada cieszyć się nim z całą gamą doznań człowieka wyzwolonego – ze struktur ideologicznego myślenia czy dekonstruowania literatury obcymi teoriami. Obciążenie nadmiarem zaangażowania w queer theory czy gay studies też może się stać pułapką dla czytelnika. Wrocławska kronika igra bowiem (ze) zbyt wieloma sposobami literackiego wyrażania się…


Ciot(ows)ki bicz

Książka Witkowskiego wywołała burzę w środowiskach i homo-, i heteroseksualnych, gdy pojawiła się na rynku. Jednak publicystyczne – socjologiczne czy polityczne (nawet jeśli poprawne) – podejście do Lubiewa wyrządza krzywdę samej istocie literatury jako dyskursowi twórczemu. Autor zaoferował nam bowiem sporą dawkę literackości skrojoną z i na miarę możliwej wówczas i współcześnie rzeczywistości. „Kronikarz z Wrocławia” świadomie bawi się (z) sobą, czytelnikiem, bohaterami i tekstami kiedyś czytanymi lub zasłyszanymi. Prześledzenie co-tekstów i inter-tekstów z którymi i-gra prozaik zajęłoby dość pokaźny szkic, gdyż żonglerka piosenkami przewodnimi, lekturami odbytymi i kliszami językowymi nie/określonej płci sprawia, że kolejne składniki można by nazwać nawet lejtmotywami. A wszystko to, bo Witkowski kocha (niekoniecznie inaczej) swoich bohaterów i pożądanych czytelników. W tej radości snuje opowieści nie-samo-wite czy groteskowe, intrygujące do tego stopnia, że chce się więcej lektur?!


Zamiast chłodu

Pod koniec 2005 roku Korporacja Ha!art wydała audiobook z Lubiewem czytanym przez samego autora. By zarazić skłonnością do czytania i słuchania... (wybryków oralnych w postaci wy-głos-zone-go tekstu prozatorskiego)?! Na walentynki 2006 ukazała się złota edycja jego głośnej, bo ponoć skandalizującej, powieści (anty?)gejowskiej. Tak nominowany do literackich laurów, kuszony paszportem do homopolitycznej sławy Michał Witkowski wraca na scenę życia literackiego.

Kwestią otwartą pozostaje pytanie o następne kroki wrocławskiego prozaika... Na początku 2006 roku Wydawnictwo W.A.B. opublikowało mu zbiór opowiadań pt. Fototapeta. Większość z nich została jednak napisana jeszcze przed Lubiewem. Wątpliwość odautorska brzmi: ciąg dalszy (z lubieżnymi wątkami) czy dalsze cięgi za homoerotyzm w życiu ¿literackim?!
Moim zdaniem, Michał Witkowski sprawdził się (własno)ręczną robotą na piśmie. W swojej głośnej powieści naznaczył obszary omijane i piętnowane, pozostawiając na papierze plamy historii „innych” o walorach lekturowych. Otwarci i skłonni literatom czytelnicy zapewne zostaną zaspokojeni przez wszechstronnego autora.



PS Witkowski posiada twórczo działającą osobowość i zdolność (auto)kreacji, więc rozgłos i sukces jego spuścizny wydają się prze-sądzone, na dłużej.



[1] Zob. P. Dunin-Wąsowicz, Oldskulowe pikiety, „Lampa” 2005, nr 1.
[2] Zob. J. Kochanowski, Lubiewo – pokochaj ciotę! .