Banalizm – w młodej literaturze?


Termin „banalizm” wprowadził do krytycznego obiegu Paweł Dunin-Wąsowicz. Według pomysłodawcy miałby on oznaczać „nurt w najnowszej literaturze polskiej przejawiający się celowym pisaniem tekstów nieinteresujących”. Określenie zostało użyte (a właściwie dopisane przez szefa Lampy i Iskry Bożej) jako nadtytuł (Banalizm?) tłumaczenia tekstu Michaela Fleischera Overground: cechy charakterystyczne – tendencje – prądy, który wieńczył okazjonalnie wydaną antologię Xerofuria (Warszawa 1995). Niemiecki badacz polskiej literatury alternatywnej scharakteryzował w nim jeden z obszarów twórczości zinowej i dał przyczynek do Duninowego pojęcia. „To co codzienne, banalne i trywialne stanowi centrum wielu tekstów, «banalne» są zarówno tematy i poruszane problemy, jak i zastosowane środki, które służą do osiągnięcia tego celu”. Fleischer wyróżnił awangardową – jego zdaniem – praktykę „metody zerowej”, polegającą na budowaniu napięcia, które nie zostaje rozładowane przez wyczekiwaną pointę, lecz trywializowanie. „Tekst kształtowany jest jako nieinteresujący”, bo pozbawiony zwyczajowych wyróżników artystycznych, „jednak w taki sposób, który sprawia, iż staje się on ponownie interesujący, jednakże dla kogoś, kto należy do danej subkultury, a zatem zna powyższą metodę”. Zasadą tworzenia okazuje się wynoszenie z życia codziennego tego, co „uważa się za niezdolne do bycia literaturą”.

Wkrótce Paweł Dunin-Wąsowicz wystąpił na łamach „Frondy” (jako Grzegorz Planeta) z tekstem Banalizm, czyli honorowe wyjście z sytuacji. Była to próba nadania terminowi funkcjonalności, skoro „polska tradycja literacka zdominowana przez martyrologię i romantyzm nie była przygotowana na zwyczajność życia w wolnym kraju”. Programowany banalizm („bez pamięci o Białoszewskim”) dopuszczał młodzieżowy język potoczny, „prosty i prawie nie manipulowany”, błahe tematy zamiast ważnych problemów historii, „formy pospolitości w życiu, w na co dzień przeżywanej i używanej kulturze”, „absurd, bezsens, wulgarność i brzydotę” (z manifestu Smrut w butońierce). Jedną z zasad naczelnych miało się stać ograniczenie dzieła do „obszaru zainteresowań adresata lub mówcy”. „Nie ma sensu zabijać nudy – trzeba się z nią pogodzić” – głosiła teza artykułu Wąsowicza. Nic dziwnego, że spowodowała pojawienie się wypowiedzi tak aprobatywnych, jak polemicznych. Autorzy tych drugich nie chcieli pomagać prozie traktującej programowo „o niczym”, pokazującej język dostojnej Literaturze. Zaś termin mający służyć – według Dunina – za „neutralną kategorię opisową” obarczyli negatywnymi konotacjami. Banalizm nie oznaczał dla nich strategii pisania „dzieł”, które byłyby „celowo programowane jako nieinteresujące”. Dowodzono zaistnienia alternatywy dla „grafo-manii” („banalista z definicji przeciętnie włada językiem przeciętnym”), „skrajnego niedowiarstwa w kulturotwórcze czy terapeutyczne możliwości sztuki słowa” po końcu Literatury. Krzysztof Uniłowski uznał wręcz, że „«banalizm» bliższy jest kabaretowi niż sztuce, acz można go uznać za rozrachunek z programem «wysokiego» modernizmu. Autorzy z tego kręgu [...] odżegnują się od odkrywczości formalnej, preferują sztubacką zabawę w literaturę, sięgają do konwencji prozy popularnej, a od poetów żądają wierszy z rymami (najlepiej częstochowskimi)”.

Pojawiły się też reakcje pozytywne i konstruktywne „interpretacje”. Jarosława Klejnockiego zaciekawiły „utwory będące jawną i prześmiewczą chyba deklaracją [...] nudy niewolącej nas w codzienności”. Kinga Dunin, pisząc o Wszędobylstwie porządku Adama Wiedemanna, uznała banalizm za „literaturę podejrzeń wobec wszelkich wielkich słów, ideologii, estetycznych i etycznych konstrukcji, operującą kodem ograniczonym, a więc językiem sytuacyjnym, relatywizowanym grupowo i pokoleniowo. Ot, takie pisanie o sobie dla kilku kolegów, którzy słuchają tych samych płyt”.
Sam Wąsowicz walczył dalej O czystość pojęcia banalizmu w swojej książce Oko smoka. Literatura tzw. pokolenia „bruLionu” wobec rzeczywistości III RP. Stwierdził tam m.in., że charakteryzowana praktyka pisania jest próbą zabawiania czytelnika historią o pozornie nieciekawych bohaterach. Oni są naiwnymi anarchistami – „kontestują rzeczywistość, jaka jest”, bez badań i analiz, aby „pokazać absurdalność sytuacji” przeciętnego, przypadkowego człowieka. Przedstawiciele „nurtu”, jeśli tworzą obraz współczesności, to już raz odbity, wtórny, bazujący na gotowcu. Tak proza banalistyczna skazuje się na stereotypowość, dopóki w schematyzacji nie dostrzeże się zasady konstrukcji świata przedstawionego.

LUDZIE i KSIĄŻKI

Do banalistów początkowo zaliczono przedstawicieli TotArtu i grupy Zlali Mi Się Do Środka, Rafała Czocha (Wielkie koło), autorów z kręgu „Lampy i Iskry Bożej” jak Sławomir Burszewski (Exkluziv), Łukasz Gorczyca, Paweł Soszyński, Marcin Wroński (Obsesyjny motyw białego lata), Krzysztof Varga (Chłopaki nie płaczą). Sam „ojciec chrzestny banalizmu”, jako autor Rewelai, poczuwał się też do pisania w propagowanym nurcie. Wspominany już Klejnocki, omawiając „offową” Wojnę polsko-ruską pod flagą biało-czerwoną, określił tekst Doroty Masłowskiej mianem „bezpretensjonalnego przykładu literatury banalistycznej” i tu nakazywał „szukać znaków jego niepowtarzalności”.

Do naczelnych egzemplifikacji Duninowej idei „amplifikacji stereotypów w celu uzyskania nowej jakości w postaci przesteru”, czyli zmiany rejestrów języka, przestawiania narracji na inne tory fantasmagorii i oddźwięku u zaskakiwanego czynionym zabiegiem czytelnika, należy zbiór Dentro. De besty (Kraków 2005). Afektowne pastisze i stylizacje, niesubordynowane scenariuszopisanie, nieokiełznany sytuacjonizm, detalicznie rysowane i zaprzedawane użytkownikowi kreacje (anty)bohaterów tworzą zespół przejaskrawionych cech opowiadań osoby ukrywającej się pod pseudonimem Jan Dzban. Iskrząca czarnym humorem proza odbija w krzywym zwierciadle osiągnięcia i żenujące stany popkultury, przesadnie wyolbrzymia znaczenie seksualności; potrzeby ciała zyskują tu wartość nadrzędną – dla prostej przyjemności lektury. Dentro obnaża konwencje obyczajowe i językowe, praktykę opowiadania popularnego (niskie pobudki piszącego i czytającego – zabawa bez zobowiązań, nadmiernie eksploatowane środki wyrazu: epatowanie szyderstwem, personalnymi aluzjami i oczernianiem osób publicznych czy medialnych), wyostrzając współgranie ich trashowych składników.

W roli piewcy zwyczajności, oczywistości, powszedniości, który próbuje zabawić czytelnika, widziano też Piotra Cegiełkę (1978). Autor Sandacza w bursztynie (Kraków 2001, 2005) przez pozorną nudę swoich opowiadań wymusza zastanowienie się nad stosownością tej kategorii, jej znaczeniem jako celowego zabiegu. Prymitywne przedstawianie świata rzeczywistego (?), mechaniczne czynności bohaterów i ich hiperdokładne odtwarzanie w narracji, zdania wyzbyte stylistycznych ozdobników są tu metodą pisania. Cegiełka rozwija parodystyczne ujęcie egzystencjalizmu, banalizuje go! Kreuje everymana, poruszającego się po czasoprzestrzeni i wyglądającego, przez szczeliny, świadectw istnienia w „zautomatyzowanym porządku życia”. Ma tendencję do schematycznej realizacji opowiadania (znikoma akcja, brak punktu kulminacyjnego, przesłania czy pointy) i zaprzeczaniu jednocześnie podążaniu tą drogą: przewidywalności i wygodnictwa dla czytelnika, między uogólnieniem (dzień – każdy taki sam, jak zawsze) a konkretem (absurdalne, skrupulatne sprawozdawstwo – skupienie na wybranych, bo dotykanych lub pożądanych, przedmiotach, szczegółowe relacjonowanie i opisywanie błahych czynności).

Do „archiwum banalizmu” trafił również Jarosław Klejnberg (1970) z Cudem nad Wisłą (Nowa Ruda 2005). „Świadectwo niegdysiejszej radosnej twórczości”, jak Dunin nazwał zbiór opowiadań, nastawione jest na dokonanie wstrząsającego dla odbiorcy samoośmieszenia dziełka. Teksty stworzone na „marihuanowo-alkoholową breję z kolegami i koleżankami w rolach głównych” pozorują tylko treść, rozgrywki wewnątrztekstowe, jakie można by określić mianem akcji. Wydająca się skandalicznie niepoprawną, przekreślająca istnienie „literackości” forma wskazuje na niemożność zaistnienia górnolotnej refleksji; jej pojawienie się byłoby skandalem, a nie osiągnięciem artystycznym. Ukazywanie nieznośności bycia zamkniętym w świecie (także książkowym), jego ograniczeń to zasada tworzenia Klejnbergowego antydzieła.

O jawne posługiwanie się techniką banalistyczną podejrzewano też nieco starszych, zasłużonych prozaików: wspomnianego już Adama Wiedemanna (Sęk Pies Brew i Wszędobylstwie porządku) czy Nataszę Gorke (Fractale, Księga pasztetów). Pojawiło się też sporo głosów o wykorzystywaniu opisywanej konwencji przez Jasia Kapelę w jego debiutanckim tomie wierszy – Reklama (Kraków 2005). Właściwie dopiero druga książka krakowianina, Życie na gorąco (Kraków 2007), reprezentuje „poetykę” i niegrzeczną treść, które można by nazwać postbanalistycznymi.

TO NAPRAWDĘ JUŻ KONIEC

Ostatnim ważnym, bo przewidzianym jako akt prowokacji, teoretycznym odwołaniem do estetyki i idei banalizmu stał się opublikowany anonimowo w 1998 w „Rastrze” manifest Popsuta literatura. Łukasz Gorczyca, jej szybko odkryty autor, nazwał tak „nurt artystyczno-literacki głoszący kryzys wysokogatunkowej sztuki i literatury i lansujący w związku z tym konieczność produkcji zastępczej, niższego lotu, w oparciu o ciekawe wątki fabularne, estetyzm, i liczne cytaty oraz mieszanie różnych konwencji. PL zakłada z góry brak oryginalności powstających w jej kręgu utworów, a także charakteryzuje się stosowaniem zabiegów stylistycznych potęgujących efekt zepsucia dzieła literackiego lub artystycznego (wprowadzenie literówek do tekstu, błędów logicznych w fabule, niedociągnięć stylistycznych itp.). Eklektyzm i nieoryginalność PL służyć mają większej atrakcyjności dzieł, zgodnie z tezą, że jednym z powodów kryzysu sztuki wysokiej jest kryzys odbiorców”. Tekst Gorczycy został przedrukowany pod jego nazwiskiem i z dodatkowymi tekstami tematycznymi sześć lat później w „Lampie” (dział Popsuta literatura), ale przeszedł bez echa.


LITERATURA PRZEDMIOTU

P. Czapliński, Apetyt na koniec (Oko smoka P. Dunin-Wąsowicza), w: Ruchome marginesy. Szkice o literaturze lat 90., Kraków 2002.
P. Czapliński, P. Śliwiński, Granica i koniec literatury, w: Literatura polska 1976–1998. Przewodnik po prozie i poezji, Kraków 1999.
K. Dunin, Wspak od wysp Miłosza, „Twórczość”, 1998, nr 4.
P. Dunin-Wąsowicz, Archiwalia banalizmu, „Lampa” 2006, nr 2.
P. Dunin-Wąsowicz, O czystość pojęcia banalizmu, w: Oko smoka. Literatura tzw. pokolenia „bruLionu” wobec rzeczywistości III RP, Warszawa 2000.
P. Dunin-Wąsowicz, Realizm alternatywny, czyli kto i jak psuje literaturę..., „Lampa” 2004, nr 1.
M. Fleischer, Banalizm? Overground: cechy charakterystyczne – tendencje – prądy, tłum. M.J. Jaworowski, w: Xerofuria. Antologia-katalog. III warszawski Art Zine Show 20 maja 1995, red., wstęp i noty P. Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1995.
[Ł. Gorczyca], Popsuta literatura, „Raster” 1996, nr 6.
Ł. Gorczyca, Popsuta literatura (w praktyce), „Lampa” 2004, nr 1.
J. Klejnocki, Ach, jak wielki ten palec, „Polityka” 1996, nr 39.
J. Klejnocki, Oda do dresu. Wokół debiutu Doroty Masłowskiej, w: Literatura w czasach zarazy. Szkice i polemiki, Warszawa 2006 (Impuls).
M. Lachman, Gry z tandetą w prozie polskiej po 1989 roku, Kraków 2004 (Modernizm w Polsce);
A. Morawiec, Horror metaphysicus, czyli banalizm rzekomy. Uwagi o prozie Adama Wiedemanna, „Twórczość” 2006, nr 4.
D. Nowacki, Banalizm jest dobry na wszystko! , „FA-art” 1998, nr 1–2.
D. Nowacki, Dwanaście groszy. Wokół prozy polskiej lat dziewięćdziesiątych, w: Zawód: czytelnik. Notatki o prozie polskiej lat 90. , Kraków 1999.
G. Planeta, Banalizm, czyli honorowe wyjście z sytuacji, „Fronda” 1995, nr 4–5.
Smrut w butońierce, „Fenactil” 1991, nr 4.
W. Rusinek, W poszukiwaniu utraconej rzeczywistości. Jeszcze raz o prozie tzw. roczników siedemdziesiątych, w: Tekstylia. O „rocznikach siedemdziesiątych” , red. P. Marecki, I. Stokfiszewski, M. Witkowski, Kraków 2002.
K. Uniłowski, Elitarni, popularni, głównonurtowi, niszowi, „Pogranicza” 2004, nr 3.
K. Uniłowski, Postmodernizm po polsku.
Xerofeeria 2.0. Antologia artzinów. Polskie alternatywne pisma literackie 1980–2000. Wersja beta, oprac. P. Dunin-Wąsowicz, wyd. 2 rozszerz., Warszawa 2002.