Zadry

Ewa Berent, Rdza, Portret, Olsztyn 2007


Ewa Berent (rocznik 85) urodziła się, mieszka i studiuje w Warszawie. Olsztyńska oficyna Portret, nadal kojarzona głównie ze swoim półrocznikiem literacko-kulturalnym i literaturą (z) północy, wydała niedawno jej debiut książkowy.

O książce

Bohaterka Rdzy jest młodą kobietą próbująca wyzwolić się z konwenansów, ograniczeń wieku, płci i obyczajów. Jest też jeszcze dzieckiem, które chce wejść w dorosłość i już wie, że najpierw musi się sparzyć. A skoro ma tę świadomość, dłonie woli sama włożyć w ogień. To ktoś, kto bawi się w bycie dorosłym i śmieje się z dorastania i dzieciństwa, kto likwiduje łatwe granice i zmusza do stawiania wielu pytań. Bezimienna bohaterka Rdzy nie daje odpowiedzi, nie liczy na moment pewności. Zmysłowo doświadczając świata, duchowo rozpoznaje siebie. Świat tej powieści to świat sprzeczności: brutalny seks obok niemal sentymentalnych mrzonek, nienawiść obok bólu rozczarowania, kobieta i mężczyzna, kobieta i kobieta...
(od wydawcy)


OPINIE

...debiut Ewy Berent prezentuje kolejną wersję mitu o burzliwym dojrzewaniu, które chcąc wznieść własny świat, rujnuje wszystkie inne. Dziewczyna zjawiwszy się na wsi, by odbyć przymusowy turnus na świeżym powietrzu, nauczyć się prostych zasad współżycia z ludźmi, popijać mleko i dać odpocząć wykończonym jej wychowaniem rodzicom, zrazu umie opowiadać, ale najprostszymi i ubogimi w znaczenia słowami. Czyni to zresztą niechętnie, aż w końcu przestaje i zanurza się w las fikcji oraz własnej wyobraźni. Odtąd często podkreśla, że rytuał opowiadania to nie relacjonowanie faktów, ale slalom między faktami a fikcją.
(Marta Cuber, „Nowe Książki”)

Niewątpliwie, książkę należałoby jakoś usytuować w obrębie problematyki feministycznej. Nie tylko dlatego, że patronat medialny objęły tu „Zadra" i Feminoteka (bardzo dobrze się stało; większa szansa na to, że powieść nikomu nieznanej debiutantki nie przejdzie niezauważona). Raczej dlatego, że nie da się jej jednoznacznie zafiksować w tym czy innym punkcie dyskursu feministycznego. Nie ma ona bowiem nic wspólnego z agresywnym, zaangażowanym feminizmem walczącym, z traktowaniem kobiecej podmiotowości jako podrzędnej i poddanej męskim porządkom. Na pewno nie tak. Można ją natomiast, w zależności od wyznawanej ideologii, czytać na dwa zupełnie przeciwne sposoby. W jednym ujęciu powieść ta odznaczałaby się niespodziewanie (jak na dwudziestotrzyletnią autorkę) dojrzałą świadomością postfeministyczną, w której tożsamość kobieca buduje się zupełnie niezależnie od męskiego spojrzenia i dotyku czy - raczej - pomimo niego; w takim ujęciu męski brutalizm Rafała nijak nie dotykałby tego, co istotne w bohaterce (kobiecych relacji homoseksualnych, kobiecych fantazmatów, kobiecych pragnień i ambicji) i był jedynie punktem wyjścia, dnem dla odbicia się, punktem zerowym pisania/tworzenia siebie. W drugim zaś ujęciu - i jest to moja lektura Rdzy - powieść doskonale zadomawia się w porządku patriarchalnym, pokazując, że porządek ów, jeśli w jego obręb wejdzie kobieta perwersyjna, nie jest w stanie zagrozić, lecz sam daje owej kobiecie broń do ręki. W ten sposób czytana, bohaterka - pozornie poniżona i zniszczona przez Rafała i Kacpra - zwycięża, anektując i reinterpretując męski fantazmat władzy. Realizując projekt kobiety-władczej-bo-poddanej, okazuje się dyktować reguły tam, gdzie pozornie pokornie je respektuje. To ona pisze masochistyczny scenariusz, to ona przyznaje sobie prawo do opowieści, to ona w końcu prowokuje zamykającą powieść scenę totalnego poniżenia. Rafał i Kacper biją ją, wykpiwają i lżą. A kiedy, brudna i zraniona, leży na ziemi i słucha powtarzanego w kółko wyzwiska: „Ty kurwo zasrana", scenariusz transgresji dopełnia się. Tak jakby wreszcie wypowiedziano finalne zaklęcie. Dziewczyna została nazwana tak, jak sama to zaplanowała; została wezwana imieniem, na które pracowała przez całe gorące wiejskie lato, o które to imię walczyła, wierząc, „że któregoś dnia będę pomocnikiem katującego świat słońca, że wejdę w żołnierskie szeregi, zostanę napiętnowana, naznaczona, że będę współodpowiedzialna za morderczą suszę i za kruszący się pod palcami piasek". Teraz może odejść i retrospektywnie tworzyć traumy, które ją ukonstytuowały. Perwersyjna, transgresywna, masochistyczna tożsamość rytualnie dopełniła się. „Pył na drodze i słońce kierujące na mnie całą swą świetlistą uwagę, tak, to było moje Eldorado, które minęłam nie wiedząc nawet, że przez nie przechodzę i że nigdy już do niego nie trafię. Nie wiedziałam też, że idę prosto na spotkanie przeznaczenia, które całe lato sobie budowałam i które wreszcie gotowe zaczęło żyć własnym życiem, dysząc mi w kark, tak jak dwa dni wcześniej dyszał Kacper".
Traktowana jako powieść filozoficzna Rdza niewątpliwie daje się też czytać jako specyficzna interpretacja nietzscheanizmu. „Ufałam, że to, co mnie nie zabije, to mnie wzmocni, a jednocześnie pragnęłam pewności, że właśnie to, co mnie zabije, wzmocni mnie najlepiej", powiada w pewnym momencie bezimienna bohaterka, jednoznacznie określając swoje inspiracje i - jednocześnie - radykalizując Nietzscheański projekt. Radykalizacja Nietzschego to, być może, jeden krok za daleko postawiony w wymaganiach stawianych sobie samej. Podobnie radykalizowana jest, kluczowa dla autora Wiedzy radosnej, symbolika słońca. Pozostaje ono symbolem płodności, tworzenia, kreacji, jednak jest to kreacja równie perwersyjna jak projekt tożsamościowy masochistki. Płowa bestia przemienia się w rycerza słońca, który pragnie narodzin w jego palącym blasku (czyżby i Feniksa miała tu Berent na myśli?), a cielesność myśli, wyczytywana na marginesach Tako rzecze Zaratustra, staje się ostentacyjna i wszechogarniająca.
(Iga Noszczyk)


Popisali się

Oto mamy prawdziwie współczesną polską powieść naturalistyczną! Oto przed nami śmiały i bezprecedensowy debiut, którego lektura poruszy nas do żywego. Reymontowska Jagna ożywa ponownie, aby wabić mężczyzn w obcej dla siebie wsi i ponieść karę za rozbuchany seksualizm i zwierzęce pragnienie bycia posiadaną. Współczesna niezrozumiana i wyszydzona Jagna, która zaczyna gardzić samą sobą jest jednocześnie bohaterką parabolicznej opowieści o córce marnotrawnej, której rodzice próbują za wszelką cenę wybić homoseksualne skłonności z głowy. Powieść Ewy Berent kipi od nagromadzonego w niej zła i różnego rodzaju nienawiści. Mamy tutaj historię grzechu zesłania, grzechu fascynacji złem i grzechu autodestrukcji. I jest to powieść grzechu warta, dlatego warto ją znać.
Małoletnia bohaterka przyjeżdża z Warszawy na prowincję, gdzie poznaje dwóch chłopaków. Rafał jest dominującym samcem, który brutalnie posiądzie ją wielokrotnie, zaś subtelność młodszego Kacpra zostanie zniszczona i sponiewierana przez pragnącą tego samego względem samej siebie bohaterki. Jej samoidentyfikacja ma miejsce w każdym zwierzęcym akcie seksualnym, zadającym jednocześnie gwałt jej sumieniu. Tylko czy możemy mówić o sumieniu opętanej przez spiralę autoagresji dziewczyny? Tytułowa rdza to obca substancja, jaka zatruwa jej krew. Rdzewienie krwi jest jednocześnie wypełnianiem się aktu autoagresji zadawanym sobie przez bohaterkę. Wszystko odbywa się tak chaotycznie, jak chaotyczna jest narracja, której logikę narzucają przeczucia, myśli, pragnienia i doznania tej, co chce zardzewieć i spalić się jednocześnie pod piekącym słońcem wiejskiego krajobrazu.
Ewa Berent nie próbuje szokować, jej powieść ma na celu zwrócenie uwagi na motywy postępowania młodej kobiety, której rodzice pozbywają się na jakiś czas ze swojego uporządkowanego drobnomieszczańskiego życia i tej, która za wszelką cenę chce odnaleźć sedno własnego jestestwa na drodze gwałtu i atakowania samej siebie.
Rdza przedstawia przedmiotowo nie tylko bohaterkę – narratorkę (nie znamy jej imienia, domyślamy się wieku, niczego konkretnego nie możemy o niej powiedzieć), ale także wszystkich otaczających ją ludzi. Pozostaje jej w sercu ckliwy sentyment do kochanki Julki, ale do końca nie możemy mieć pewności, czy sekretne seksualne spotkania dziewcząt faktycznie mają miejsce. Świat przedstawiony w powieści rozpościera się bowiem gdzieś na granicy sennego koszmaru i trudnej do przeżycia jawy. Ostrość opisów aktów seksualnych kontrastuje z pozorną miałkością rysu psychologicznego młodzieńczej femme fatale, która zafascynowana złem, chce mu się ostatecznie poddać. A jednak przekonuje nas ta postać i w jakiś chory sposób przyciąga do siebie, albowiem Berent zbudowała po mistrzowsku napięcie narracyjne, którego kumulacją jest dramatyczny finał.
To niełatwa w lekturze powieść i powieść, która boli – fizycznie i psychicznie. Cień rdzy pozostanie na duszy każdego czytelnika, który zdobędzie się na odwagę i przeczyta tę książkę.
(Jarosław Czechowicz)

Rdza to zadziwiający debiut młodej pisarki. Nieoczywisty, bo klasyczny w formie i przełamujący tę klasykę treścią. Pisany w pierwszej osobie, unikający tak popularnej ostatnio maniery pseudonaiwnej. Żonglujący schematami i stereotypami miasta i wsi. (...) Rzeczywistość lepiona jest z przetrawionych resztek minionych obrazów, wyobrażeń, wspomnień. Bardziej przypomina magmę niż stabilny świat, dla którego nie ma alternatywy. Warto zatopić się w tej magmie. Jak mówił Gombrowicz: błoto jest błoto! Błota nie rozwalisz.
(Magdalena Dorobińska, „Lampa”)

Ewa Berent to dwudziestotrzylatka, a napisała zaskakującą dojrzałą książkę. Stworzyła doskonałą powieść inicjacyjną, która ma szansę stać się kultową wśród nastolatek i nastolatków. Mocne to słowa, mam nadzieję, że okażą się prorocze. Siła tej powieści tkwi w sugestywnym przekazie wielu odcieni emocji, w tym całej gamy tych negatywnych i autodestrukcyjnych, ale podanym chłodnym „wycofanym” okiem. Jest w nich życiowa prawda i ból wynikający ze złożoności dorastania, kiedy spostrzega się kulturowe ograniczenia i narzucone schematy. A zwłaszcza przekraczanie tych barier, testowanie granic wolności osobistej i drugiej osoby. Pojawia się w powieści wątek grzechów, przewin, za które w dorosłym świecie płaci się słono.
Fabuła nie jest skomplikowana. Bohaterka utworu zostaje wysłana przez rodziców na wakacje do ciotki na wieś. Zsyłka ma być karą za ciężki grzech, obozem resocjalizującym. Grzechem zaś w oczach rodziców miał być seks homoseksualny. Wieś jawi się jako oaza, dziewicza kraina, która dobrze zrobi na „nerwy” miastowej i zgorszonej już dziewczyny. W domku jest ciotka, prosta i gospodarna kobiecina, wzór tradycyjnej kobiecości, która ma stać na straży cnoty bohaterki. Oczywiście rzeczywistość jest bardziej złożona, ale ten dwubiegunowy schemat wynika z naiwności rodziców, którzy nie radzą sobie z seksualnością córki. Wieś to także natura, która dodatkowo rozbudza bohaterkę i popycha w ramiona miejscowych spoconych ogierów.
Nie wiemy dokładnie ile dziewczyna ma lat, zresztą domyślamy się, że jest nastolatką, która odkrywając swoją seksualność, uczy się siebie poprzez eksperymenty, fantazje erotyczne, doświadczenia z odwiedzającą ją Julką i miejscowymi chłopakami. Bawi się nimi, analizuje doświadczenia, wybiera obiekty, manipuluje nimi. Obserwuje siebie w momentach, w których traci kontrolę, a równocześnie sama wpycha się w coraz większą przepaść, by w finale ponieść surową karę – z manipulatorki staje się po raz kolejny ofiarą. Nie istnieje w jej świecie pojęcie grzechu czy żalu za grzechy, jak chcieliby rodzice czy ciotka, przeciwnie: im większe bariery tym większa ciekawość przekroczenia seksualnych tabu. Przy czym, co ważne, każde doświadczenie staje się przyczynkiem do samopoznania.
Narracja pierwszoosobowa sprawia, że doświadczamy i obserwujemy wraz z bohaterką podążanie ku samozagładzie. Jest to autoanalityczna proza, przesiąknięta przygnębieniem, ale też fascynacją autodestrukcją. Proza ta jest gęsto utkana z naturalistycznych opisów postaci i sytuacji. Dużo w niej seksu, ciekawości cielesnej drugiej osoby i własnych doznań w kontaktach z kobietami i z mężczyznami.
(Marcin Teodorczyk, Homiki.pl)

Rdza jest duszna od upału, spoconych, brudnych ciał, zapachu krowich placków i seksu w stodole. Rodzice wysłali bohaterkę na wieś do ciotki, żeby zdrowe wiejskie otoczenie wyleczyło ją z niezdrowych skłonności do masturbacji (o tym, że marzy o dziewczynach, nie wiedzieli). Kuracja powiodła się o tyle, że szybko zaczyna uprawiać seks z wiejskim chłopakiem, Rafałem, a jego kolega Kacper nieustannie ich podgląda. Jednak nie chodzi tu, jak by się mogło wydawać, tylko o łamanie tabu i przekraczanie granic.
W tle pojawia się rodzina, piękna siostra - ta lepsza, oraz rozhisteryzowana matka i karzący ojciec, czyli cały świat, od którego ucieka. Berent z naturalistycznym zacięciem rejestruje odczucia bohaterki, która z trudem odnajduje się w własnym ciele. Zaczyna więc niebezpiecznie eksperymentować ze sobą i z innymi. Prowokuje i poniża, co może skończyć się tylko jednym - zemstą. Jej doznania upojno-bolesne, przyjemności graniczące z upokorzeniem, budują atmosferę całej książki. Drgający od upału świat nieco przypomina też powieść Weiser Dawidek Pawła Huellego, bohaterka i jej dwu akolitów są bowiem połączeni wspólną tajemnicą i wspólnym występkiem.
(Justyna Sobolewska, Dziennik.pl)

Bez wątpienia Rdza jest książką o niezrozumieniu i odrzuceniu Innej; za wszelką cenę należy usunąć z domu rodzinnego bezimiennej bohaterki-narratorki Obcość, która się weń wkradła; by posłużyć się frazą Oskara Wilde, negacji podlega „Miłość, która nie śmie wymówić swojego imienia”. Skądinąd jawi się ona jako nigdy nienazwane zło, podważające zastany i kultywowany patriarchalny model kultury. Oczywiście, nie jest odkryciem, że każdy przejaw zakwestionowania czy przełamywania go podlega jedynie eliminacji. Zgoda, powyższa fraza zakrawa o truizm, jednak na pierwszy plan powieści Berent wysuwa się zlepek wytartych sloganów i stereotypów społeczno-kulturowych, które, było nie było, przez narratorkę są odszyfrowywane. Dodam, że cynizm, jaki pobrzmiewa w snutej przez nią opowieści, rozbija owe frazesy i szablony myślowe. Cokolwiek gorzka rzeczywistość zatruwa w coraz większym stopniu tę, która snuje opowieść o pochłaniającym złu. Niemniej jednak admiracja zła jest przejawem buntu wobec przymiarek do przywrócenia bohaterki w kanwy patriarchalnej rzeczywistości, tyle że jego rewolucyjna, a w rzeczy samej, destrukcyjna siła skierowana jest przeciw młodej buntowniczce.
(Katarzyna Rycąbel, „artPapier”)