Antykorporacjonizm

Max Barry, Korporacja, przekł. Lech Jęczmyk, Niebieska Studnia, Warszawa 2007


Autor powieści wiedzę na temat powstawania i funkcjonowania wielkich przedsiębiorstw zdobywał w praktyce, pracując dla firmy Hewlett-Packard. Jego Korporacja (2006) zaś to historia Jonesa, pełnego ideałów i zapału młodzieńca, który właśnie rozpoczyna swoją pierwszą pracę. W tajemniczej Korporacji Zephyr obejmuje posadę w dziale sprzedaży szkoleń…

Pracowałeś kiedyś w wielkiej korporacji. Po pierwszym oszołomieniu rozmachem przedsięwzięcia, kontaktami zagranicznymi, liczbą maili, a może wysokością gaży, zacząłeś mieć wątpliwości. Choć rozumiałeś każde słowo spolszczonej misji firmy, całość nic dla Ciebie nie znaczyła. Połowa czynności, które wykonywałeś, miała charakter biurowo-administracyjny, a spośród pozostałych tylko niewielka część pozostawiała wrażenie merytorycznej. Twój bezpośredni szef był zadziwiająco niekompetentny, a wiele osób, które znałeś z nazwiska jako kluczowe w firmie, nigdy nie pojawiło się w zasięgu Twoich oczu. Asystentka szefa jeździła samochodem, na który nie byłoby Cię stać, nawet gdybyś pokonał większość szczebli kariery w tej firmie. No i właśnie zapowiedziano kolejną reorganizację.


O AUTORZE

Max Barry (1973) pochodzi z Australii. Jako specjalista od marketingu, wykładał na tamtejszych uniwersytetach. W tym samym czasie pracował także dla Hewlett-Packard, jednej z największych firm komputerowych świata, gdzie zdobywał wiedzę na temat powstawania i funkcjonowania przedsiębiorstw. No i zbierał doświadczenia do opisania w książkach...
Łącząc wiedzę o marketingu i biznesie z sarkastycznym poczuciem humoru, napisał swoją pierwszą powieść, Syrup. Książka opowiada o dużych korporacjach (między innymi o Coca-Coli) i o niebezpiecznej polityce ich prowadzenia.
By wypromować swoje książki, a między innymi następną powieść, Jennifer Government, Max Barry udostępnił w Internecie polityczną grę symulacyjną, w którą zagrało już ponad pół miliona ludzi. Teraz – jak mówi – jest zalewany e-mailami od osób, które pytają o nowe postacie.
W 2006 roku Max Barry wydał kolejną powieść, Korporację, która trafiła za sprawą Niebieskiej Studni na rynek polski.
Obecnie pisarz pracuje nad nową książką, która jak twierdzi, będzie najlepszą w jego dorobku. Postkorporacyjny autor zdecydował się zerwać z rutyną i przynajmniej dwie rzeczy zrobić inaczej. Po pierwsze ustalił sobie dzienny limit na 2000 słów, a po drugie postanowił zerwać z konwencjonalną fabułą – a mianowicie tak wymieszać zdarzenia i postacie, by nic nie działo się w sposób zbyt oczywisty i by czytający nie mógł zbyt łatwo wywnioskować, co wydarzy się w następnym rozdziale.
Więcej informacji na temat Maxa Barry’ego i jego twórczości można znaleźć na blogu internetowym pisarza pod adresem www.maxbarry.com.


O książce

Kiedy Stephen Jones zaczyna pracę w korporacji, nawet nie podejrzewa, że wkrótce po mistrzowsku będzie mógł zdefiniować słowo „absurd”. Pierwszego dnia ze zdumieniem obserwuje potworną awanturę o pączka, która kończy się wyrzuceniem człowieka z pracy. Potem dowiaduje się, że nikt w korporacji nie ma pojęcia, czym się ona zajmuje. Kiedy Jones widzi, że sekretarka siedzi w sali konferencyjnej po to, żeby sala wyglądała na zajętą, ma wrażenie uczestniczenia w jakimś szaleństwie. Być może wytrzymałby więcej dla kariery. Nie może jednak znieść, że w korporacji nie ma człowieka, a są Zasoby Ludzkie. W obronie godności ludzkiej, która jako taka w tej firmie nie istnieje, decyduje się na walkę z systemem.


FRAGMENT

Jones przeciąga swoim identyfikatorem przez czytnik windy i naciska dwójkę, czyli ścisły zarząd. To jest dopiero czwarty tydzień Jonesa w Korporacji Zephyr, ale słyszał już o poziomie drugim. Nikt nie twierdzi, że był tam osobiście, ale każdy zna kogoś, kto był. Gdyby wierzyć opowieściom, kiedy drzwi windy otworzą się na poziomie drugim, Jones ujrzy zielone pagórki, igrające na nich jelenie i nagie nimfy, karmiące winogronami wspartych na poduszkach szefów Korporacji Zephyr. Co do poziomu pierwszego, rozległego penthouse’u, w którym Daniel Klausman komponuje swoje przesłania do personelu i doznaje strategicznych wizji, to sprawa wygląda inaczej. Nikt nie twierdzi, że był tam kiedykolwiek.
Guzik poziomu drugiego zapala się i po chwili gaśnie. Jones próbuje jeszcze raz. Na nowo przeciąga swój identyfikator, ale winda nie chce go zawieźć na poziom drugi. Widzi, jak na drugim końcu lobby rozsuwają się drzwi i wchodzi Gretel Monadnock.
– Cześć, Gretel – woła Jones. – Dlaczego ta winda nie chce jechać?
Gretel kładzie torebkę na gigantycznym pomarańczowym pulpicie recepcji, patrzy na ogromny bukiet kwiatów i poprawia włosy. Jones czuje przypływ sympatii do Gretel, która pewnie uchodziłaby za piękną kobietę, gdyby nie siedziała obok Eve Jantiss. – Pewnie nie masz wymaganego upoważnienia.
– Jak mogę je dostać?
– A gdzie chcesz jechać?
– Na poziom drugi.
– Dlaczego chcesz tam jechać? – pyta przestraszona Gretel.
– Chcę porozmawiać ze Ścisłym Zarządem. – Drzwi wejściowe rozsuwają się znowu: tym razem to Freddy, który skończył papierosa. – Jak mogę umówić się z kimś ze Ścisłego Zarządu?
Gretel spogląda pytająco na Freddy’ego.
– Nie, on nie żartuje – mówi Freddy.
– Hmm... Czy mogę do ciebie oddzwonić w tej sprawie? Nikt jeszcze nie zwracał się do mnie z czymś takim.
– Chyba żartujesz?
– Nie, ona też nie żartuje – mówi Freddy. – Z takimi sprawami należy się zwracać za pośrednictwem swojego kierownika, Jones. Nie wpada się ot tak, do Ścisłego Zarządu.
– To śmieszne. – Jones kładzie ręce na biodrach. – Chcę się tylko dowiedzieć, co ta firma robi. – Zauważa stolik dla gości, zasłany folderami reklamowymi i sprawozdaniami rocznymi. – A-ha.
– Już ma, co chciał – mówi Freddy do Gretel. – Hej, czy Eve dzisiaj będzie?
– Eve nie informuje mnie o swoim rozkładzie dnia.
– Aha.
– Jones? – Gretel dotyka ręki Jonesa, który przechodzi obok niej z plikiem sprawozdań rocznych.
– Odniosę je z powrotem. Obiecuję.
Gretel potrząsa głową.
– Nie o to chodzi. Ja też się zastanawiałam, co Zephyr robi. Ja... nie powinniśmy utrzymywać kontaktu z osobami, które odeszły, ale... ja zapisuję ich nazwiska. – Wygląda na zażenowaną. – Nikt nigdy o nich nie wspomina i myślę... że ktoś powinien ich pamiętać. I ja zapisuję ich nazwiska. Mam listę wszystkich osób, które tu pracowały przez ostatnie trzy lata.
– Tak – mówi Jones, nie bardzo wiedząc, co ma zrobić z tą informacją. – To… bardzo miło.
– To chore – mówi Freddy w windzie. – To złe. Co za osoba zapisuje nazwiska wyrzuconych z pracy? To jest jak lista skazańców!
Jones przegląda sprawozdania roczne.
– „Zróżnicowana oferta rynkowa”. „Wertykalnie zintegrowany łańcuch dystrybucyjny”. „Wybrane rynki”. To mi nic nie mówi!
– To jest Korporacja Zephyr. Nie sądzę, żebyśmy coś bezpośrednio wytwarzali. My tylko kontrolujemy inne firmy.
– Hmm – mruczy Jones nieprzekonany. Odwraca stronę i natyka się na błyszczącą fotografię uśmiechniętych pracowników pod słowami: to nie praca. to styl życia. – Dlaczego nie ma tutaj zdjęć Daniela Klausmana?
– On nie lubi kamer. Nigdzie nie ma jego zdjęć.
– Żadnych?!
Freddy wzrusza ramionami.
– On nie lubi spotykać się z ludźmi osobiście. Co nie znaczy, że nie sprawdza się w pracy.
– Czy ty w ogóle wiesz, jak on wygląda?
– Ja? Nie. Ale niektóre osoby mówią, że z nim rozmawiały. Hej, zobacz. – Freddy wskazuje tablicę z numerami pięter. – Nie ma już Działu IT.
Jones patrzy i widzi, że zamiast numeru dziewiętnastego jest mały okrągły otwór.
– To oni naprawdę usuwają guzik?
– Pewnie ze względów bezpieczeństwa.
Jones patrzy na Freddy’ego.
– Szympansy – mówi ten. – Przypomnij sobie szympansy.
– Nie chcę być nowym szympansem. – Jones zamyka sprawozdanie roczne. – Chcę wiedzieć, co się tu, do diabła, dzieje.
(s. 31-32)





OPINIE

Każdy, kto miał w planach pracę w korporacji, po lekturze tej powieści poważnie się nad tym zastanowi. Błyskotliwa i dowcipna książka Barry’ego bezlitośnie obnaża mechanizmy absurdalnego systemu, w którym nie liczy się człowiek. Czytelnik z przejęciem śledzi zmagania jednostki z bezduszną machiną, jednocześnie doskonale się bawiąc, ale w myśl zasady „i straszno, i śmieszno”. Według autora jedno jest tylko pewne: „Zephyr to nie jest demokracja. To korporacja”.
(od wydawcy)

Nie jest to kolejna prześmiewcza, lecz pozbawiona fabuły i walorów literackich książka o bezduszności kapitalizmu i krępującym obowiązku noszenia krawata. Korporacja to zarówno kpina, biurowy thriller, jak i całkiem wnikliwa analiza współczesnej zbiurokratyzowanej rzeczywistości. Zephyr jest firmą, której pracownicy wykonują setki niepotrzebnych czynności. Wszystko, żeby zadowolić swoich szefów, awansować czy chociaż zasłużyć na darmowego pączka z codziennego cateringu. Stephen Jones, nowy pracownik działu szkoleń, postanawia się zbuntować. Dotrzeć do samego szefa i wyjaśnić nurtujące go kwestie - przede wszystkim jedną, lecz zasadniczą: do czego właściwie służy jego praca. Czy jednostce uda się wygrać z potężną korporacją? Odpowiadać na to pytanie było by nie fair w stosunku do czytelnika. Warto za to stwierdzić, że walka będzie nierówna i pasjonująca. Tym bardziej, że wiele faktów okaże się jedynie zręczną manipulacją specjalistów od zarządzania zasobami ludzkimi.
(Max Fuzowski)


Popisali się

W literaturze XX wieku wiele z arcydzieł powstało z eksploracji tematu opresyjności systemu względem bezbronnej jednostki. Najczęściej twórca poważnie podchodził do problemu, jednak kilka dzieł z całą pewnością zawiera elementy groteskowe, że wymienię tylko szkolne przykłady: Ferdydurke Gombrowicza (szkoła – uczeń), Proces Kafki (nonsensy relacji machina biurokratyczna państwa – podsądny) czy Paragraf 22 Hellera (armia – żołnierz). Australijczyk Max Barry to oczywiście nie jest pisarz tej klasy, co powyżej wymienieni, jednak on wziął się za bary z relacją, która chyba dominuje we współczesnej strukturze miejskiej rozwiniętych cywilizacji. Tytuł powieści, Korporacja, mówi wszystko. Miłośnicy słynnego serialu telewizyjnego The Office, czytając tę książkę, poczują się jak w domu. Barry zresztą wie o czym pisze – dedykacja dokładnie precyzuje, w jakiej wielkiej amerykańskiej firmie podpatrzył zestaw ludzkich zachowań, które tak świetnie sportretował w swym debiucie. Marketingowi wyjadacze mają świadomość, że owa firma była prekursorem wielu pomysłów, nazywanych eufemistycznie „zarządzaniem zasobem ludzkim”, co w praktyce oznaczało próby uczynienia z normalnego człowieka idealnego członka firmy, poprzez odpowiednie sformatowanie go do stawianych wymagań.
W pomyśle fabularnym Korporacja nie jest szczytem wyrafinowania. Oto młody, niedoświadczony w bojach na rynku pracy chłopak, Stephen Jones, zostaje zatrudniony w Korporacji Zephyr na stanowisku asystenta w dziale sprzedaży. Żółtodziób, który ze świata zewnętrznego przyniósł tak nieprzydatne w tej firmie elementy jak etykę, dobre wychowanie, żywe zainteresowanie drugim człowiekiem, natychmiast zostaje rzucony na żer korporacyjnym predatorom. Tutaj dekalog stanowi regulamin pracy, Bogiem jest Ścisły Zarząd, zaś archaniołami kadra kierownicza, zamknięta w szczelnych pomieszczeniach z oknami i oszczędnie kontaktująca się z pracowniczą tłuszczą, zresztą głównie po to, aby dodawać obowiązków i zwalniać. Jones początkowo próbuje przystosować się do dziwacznych wymagań, ale absurdy zaczynają mu ciążyć, więc zaczyna więc wdrażać zasadę brzytwy Ockhama, wprawiając w zdumienie swoich współpracowników. Przy okazji, brnąc przez gąszcz dehumanizacji i idiotyzmu, Jones odkrywa tajemniczy spisek, którego staje mimowolnie częścią, spiętrzając tym samym paradoksy, z którymi zamierzał walczyć.
Powieść świetnie się zaczyna, Barry bez mrugnięcia okiem wrzuca swojego bohatera, a zarazem czytelnika, w świat z jednej strony głęboko mu obcy, z drugiej jakże bliski. Korporacja jest nastawiona na zysk, a więc główną motywacją jest chciwość właścicieli. Aby mogła zostać zaspokojona, w firmie budowana jest w sposób nienaturalny struktura hierarchiczna – ludzie predestynowani charakterologicznie i merytorycznie do pełnienia roli kierowniczych, ale mający skrupuły i nie potrafiący bezwzględnie walczyć o swoją pozycję, spadają w dół hierarchii lub wypadają z gry. Barry, bawiąc się czarnym humorem, pcha swoje postaci w kierunku absurdalnych działań, których jedynym celem jest walka o poprawienie swojej pozycji. W korporacji bowiem stanowisko = władza = pieniądze. W surowych przestrzeniach biura atrybutami potęgi stają się marki ubrań i butów, posiadanie gabinetu z oknem czy specjalne miejsce parkingowe. Ale Barry idzie dalej, pokazuje, że permanentne emocjonalne okaleczenie, które serwuje Korporacja Zephyr, powoduje, iż jej pracownicy nie mają życia poza pracą. Nie potrafią nawiązywać zwykłych relacji, nie mają rodzin, postrzeganych jako obciążenie (znakomity tragikomiczny wątek tropienia ciąży u Elizabeth przez dział HR) – stają się automatami i niewolnikami, którzy swą frustrację wyładowują na otoczeniu, a dzięki sprytowi managementu, zostaje to wykorzystane jako smar w wielkiej maszynerii firmy.
(Wojciech Sosnowski)

Z pewnością można Korporację Maxa Barryego postawić na półce obok Przygód dobrego wojaka Szwejka i Paragrafu 22, choć przecież tematyka w porównaniu z tymi dziełami jest zupełnie inna. Nie ustępuje jednak cywilny Barry poziomem absurdu i ironii powyższym tytułom. W Korporacji Zephyr przydarza się coś na miarę trzęsienia ziemi: jeden z pracowników zjada nienależącego do niego pączka. Śledztwo o jedno ciastko przewija się przez cały tom, kończąc się – zupełnie niespodziewanie i nonsensownie – wyrzuceniem z pracy osoby podejrzanej o ten haniebny czyn. W tej firmie wszystko stoi na głowie. Pracownicy ślęczą dniami i nocami nad projektem, do którego stale muszą wprowadzać jakieś poprawki – nikt z nich nie wie, po co to robią. Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, że bierze udział w ogromnym eksperymencie, że Korporacja Zephyr to prawdziwe laboratorium, w którym naukowcy sprawdzają, jak ludzie reagować będą na stresotwórcze sytuacje związane z miejscem pracy. Prawdziwe jest tu wszystko: zwolnienia, praca ponad siły, konflikty między pracownikami, nerwy... nieprawdziwa jest zaś sama Korporacja Zephyr, ale o tym zastraszeni pracownicy nie mają pojęcia... do czasu, aż jakiś buntownik nie odkryje prawdy. Opiera się książka Maxa Barry'ego na absurdach, jakie zaobserwować można w wielkich firmach. Bezsensowne decyzje szefów, niewytłumaczalne reakcje współpracowników, donosy i intrygi, biurowe problemy – to staje się kanwą powieści. Powieści genialnej, opisującej absurdy świata korporacji, wytykającej błędy pracodawców i pracowników. Powieści o wydarzeniach zmyślonych, a jednak zasiewających w duszy czytelnika ziarnka niepokoju: bo kto wie, czy tajemnica Korporacji Zephyr nie jest wierzchołkiem góry lodowej? Trzeba przyznać autorowi, że z niewdzięcznego tematu uczynił fantastyczne pod względem dowcipu i poziomu absurdu dzieło, dzieło, którego nie powstydziliby się mistrzowie satyry. Książka trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony, choć przecież jej siła nie polega na wspaniałych opisach (bo ciężar narracji spoczywa przede wszystkim na dialogu) ani na wzorach-postaciach (bo każdy bohater ma na sumieniu jakieś grzeszki i każdy wkomponowany jest w sieć kłamstw).
(Joanna Korneta)

O ile do publikacji sygnowanych przez wydawców mianem „powieści satyrycznych” podchodzę z dużą dawką nieufności i ostrożności, o tyle w Korporacji Maxa Barry’ego zakochałam się niemal od pierwszego słowa. Niebieska Studnia opublikowała książkę obnażającą i wyśmiewającą mechanizmy działania wielkich firm, jest przy tym Korporacja historią niepodobną do szeregu innych. [...]
Prawie wszystkie scenki z rozbudowanej (ponad 350 stron) powieści rozgrywają się w budynku Korporacji i przeważnie dotyczą drobiazgów z biurowego życia. A mimo to rozkład napięcia, dawkowanie emocji a przede wszystkim operowanie absurdem sprawiają, że od Korporacji nie da się oderwać. Max Barry z wyczuciem konstruuje świat wielkiego przedsiębiorstwa, smaczku fabule nadają właśnie szczegóły, małe elementy, niuanse w międzyludzkich kontaktach. Odmalowywane z ogromną precyzją wydarzenia bawią czytelników do łez.
Jest Max Barry w „Korporacji” poziomem nonsensu zbliżony do Paragrafu 22, tak samo piętnuje bezsens działania, tak samo łączy groteskę czy przerażenie i śmiech. Z czasem odkrywane zasady działania Korporacji Zephyr wywołują skrajne odczucia. Przypomina też – tym razem w polityce „wielkiego brata” Orwella – ale te skojarzenia są dość odległe i niewidoczne na pierwszy rzut oka. Max Barry umożliwia natomiast obserwowanie zachowań ludzi w sytuacjach ekstremalnych, nieprzyjemnych, ale nie tak nieprawdopodobnych – i na tym właśnie polega siła tej książki. Chociaż istnienie firmy i związane z nią wydarzenia oraz eksperymenty to wymysł australijskiego pisarza, to analiza psychiki bohaterów jest nad wyraz trafna.
Narrację Max Barry prowadzi w czasie teraźniejszym, jakby chcąc przekonać odbiorców do uczestniczenia w wydarzeniach. To przecież opowieść o współczesnym świecie i przestroga przed agresywną polityką dużych firm. Poza tym jest w tej książce nie tylko urok inności i czar mocnej, celnej satyry, ale też doskonale prowadzona, wciągająca historia.
(Izabela Mikrut)

Barry opisuje ten świat od środka. Niby w sposób satyryczny, ale jak dla mnie bliżej temu horrorowemu grzebaniu się we flakach bestii. Co gorsza, w odróżnieniu od poczciwych frankensztajnów, blobów czy wampirów, ta bestia jest kompletnie pozbawiona celu. Jest blank i zupełnie bez sensu. [...]
Barry po prostu opisuje eksperyment społeczny, doświadczenia na ludziach i ogólny hardkor rynku pracy i byłoby to może dużo bardziej do przyjęcia, gdyby nie – i znów – nie było brutalnie prawdziwe. Wszystko by było dobrze, gdyby można ten tekst potraktować jak fikcję. Ale się nie da. Co gorsza, nie ma on w sobie nic z manifestu, nie jest to radosne pokrzykiwanie w stylu No Logo czy innych pierdół alterglobalistycznych dla znudzonych studentów ochrony środowiska, tylko proste wygarnięcie w oczy, że żadna rewolucja nie ma sensu. Rewolucja już była – dzięki niej powstały korporacje. A teraz należy z tym żyć.
(Marceli Szpak)