Z dziejów powieści masturbacyjnej XX wieku

Philip Roth, Kompleks Portnoya, przeł. Anna Kołyszko, Czytelnik, Warszawa 2008


Portnoy's Complaint | Kompleks Portnoya
– termin pochodzący od: Aleksander Portnoy (1933– ), zaburzenie, w którym silne obiekcje moralne i skłonności altruistyczne pozostają w ciągłym konflikcie z ekstremalnymi pragnieniami seksualnymi, często o charakterze perwersyjnym.
Opis Spielvogla brzmi:
„Występują liczne akty ekshibicjonizmu, voyeuryzmu, fetyszyzmu, autoerotyzmu i oralnych stosunków płciowych; jednakże ze względu na «moralność» pacjenta ani fantazje, ani owe akty nie przynoszą mu prawdziwej gratyfikacji seksualnej, wywołują natomiast destruktywne poczucie winy i lęk przed karą, zwłaszcza w formie kastracji" (Spielvogel, O., Zdumiony penis, „Internationale Zeitschrift fur Psychoanalyse", vol. XXIV, s. 909).
Spielvogel uważa, że przyczyn wielu objawów można doszukać się w więzach cechujących relację matki i dziecka.


Tłum, który tłumi i tłumaczy

Tragedia winna budzić litość i trwogę – pisał Arystoteles w Poetyce – komedia zaś jest naśladowaniem ludzi gorszych. Portnoy nie jest człowiekiem złym ani gorszym, nie odznacza się podłością ani nikczemnością. Po prostu zbłądził, tak jak niegdyś legendarny Edyp, na bezdrożach cywilizacji. Nie zabił ni ojca, ni matki. Nie potrafi nawet zabić w sobie narzuconych przez rodziców norm, z którymi się nie godzi. Próbuje sięgnąć do źródeł własnego cierpienia, wraca do dzieciństwa, ale gubi się w tej subiektywnej projekcji świata. Odrzucone systemy etyczne ścigają go niczym przeznaczenie z dzieła Sofoklesa, nie posiada on bowiem kodeksu etycznego, którym mógłby je zastąpić.

Pozostaje mu ośmieszać i oszpecać siebie przed psychoterapeutą, który zamieniwszy biały kitel lekarski na habit, przyjmuje rolę świeckiego spowiednika. Nieodparty komizm Kompleksu Portnoya podkreśla jedynie tragizm kondycji ludzkiej. Nastrój komedii bulwarowej i humor rodem ze szmoncesów żydowskich to tylko oprawa sceniczna tragifarsy, która kryje w sobie iście kafkowski dramat.

Powieść Philipa Rotha nie przypadkiem powstała w burzliwych latach sześćdziesiątych, kiedy zarówno Stany Zjednoczone, jak i Europę opanowała gorączka buntu i przewartościowań. Książka ta wykracza jednak swym uniwersalizmem poza dekadę, z której wyrosła – czas wyostrzonej świadomości politycznej, okres poszukiwania innych wartości, niż oferowały dotychczas: władza, religia, instytucja szkoły i rodziny.

Skarga tytułowego Portnoya to krzyk rozpaczy, który daje się częściowo tłumaczyć konkretnymi uwarunkowaniami kulturowymi, ale się do nich nie ogranicza. Cierpienie związane z walką o własną tożsamość i człowieczeństwo (naturalne potrzeby biologiczne, prawo do stanowienia o sobie, wolność wyznania itp.) prowadzi do skrajnej dehumanizacji, przed którą broni się bohater. Mechanizmy obronne, jedyne, na jakie go w tej sytuacji stać, okazują się równie szokujące jak objawy jego znerwicowania. Pragnąc wyrwać się z więzienia zależności, próbuje udowodnić sobie i innym, że jest człowiekiem niezależnym, prawdziwym mężczyzną, wolnym obywatelem. W tych staraniach zapędza się w ekstrawagancje erotyczne, graniczące z dewiacjami, używa wulgarnego języka, aby się wznieść na wyżyny męskiej stanowczości, pomstuje przeciwko Bogu i religii, a zwłaszcza przeciwko ciasnym, ortodoksyjnym normom etosu żydowskiego.

Właśnie do tradycji codziennego życia społeczności żydowskiej w warunkach amerykańskich sięgnął Roth, żeby pokazać, niejako za Freudem, „kulturę jako źródło cierpień". Humorystyczna paralela między jedzeniem a życiem erotycznym uwypukla bezradność Aleksa wobec świata zakazów i nakazów.

Tak jak jedzenie musi być koszerne, tak też „koszerne" winno być jego życie płciowe, obwarowane licznymi tabu. „Moralność Portnoya, nie mówiąc już o jego niemoralności – pisze Mark Shechner – zaczyna się przy stole". Restrykcje moralne sprowadzają się więc głównie do restrykcji oralnych – i stąd perwersyjna przyjemność, jaką czerpie Aleks z łamania wszelkich ograniczeń w tej dziedzinie. Nie odbywa się to jednak bezkarnie.

Związany tyleż miłością co nienawiścią z rodzicami, kulturą i religią, przeżywa bolesny rozdźwięk między sumieniem (freudowskie superego) a popędem naturalnym (id). Płaci za to ciężką nerwicą człowieka, który nadaremno ucieka przed tym wszystkim, co go ukształtowało. Odwracając wektor dziewiętnastowiecznej drogi do wolności, Roth każe Portnoyowi – jak pisze Bernard Rodgers – salwować się ucieczką do Europy w rozpaczliwej próbie eskapizmu. Ale dekadencja starego świata (Rzymu i Grecji) przynosi tylko bohaterowi kolejne upokorzenia i wzmacnia poczucie winy, wygnanie zaś d o Izraela kończy się pogłębionym poczuciem winy i impotencją. Nie ma się dokąd udać, gdyż wchłonął w siebie kulturę, przed którą pragnie zbiec. Sam się stawia w sytuacji pariasa, żyjącego poza obrębem społeczeństwa wskutek swojej doń niechęci. Sam przyjmuje rolę szlemiela, pechowca rodem z żydowskiego folkloru, który wciąż się zmaga z własnymi ułomnościami. Sam odgrywa wiecznego tułacza, błąkającego się po mapie swoich fantazji i lęków. Świadom tych słabości, potrafi je nazywać, ironizować na ich temat, ale nie umie się od nich uwolnić. Zwraca się więc i o pomoc – cóż za paradoks! – do kolejnej instytucji, tak wówczas modnej w Ameryce terapii freudowskiej.

Oryginalny zabieg Rotha polegający na skonstruowaniu powieści na wzór monologu psychoanalitycznego ukazuje liczne możliwości wykorzystania teorii i praktyki freudowskiej w prozie literackiej. Wyznanie Portnoya złożone w gabinecie psychoanalityka umożliwia rozwinięcie narracji jako strumienia asocjacyjnych wspomnień. Można je przyrównać do modernistycznego „strumienia świadomości" Jamesa Joyce'a i Virginii Woolf, tyle że ujętego w bardziej realistyczne karby.

Sytuacja ta usprawiedliwia również daleko idące obnażanie się bohatera, naturalistyczne szczegóły przywoływanych przez niego obrazów, obsceniczny język. Szczególne wymogi takiej terapii, która każe sięgnąć do przeszłości i do wszelkich czynników kształtujących osobowość pacjenta, uprawomocniają narcystyczny potok słów. Pierwsze ślady takiej narracji, aczkolwiek w bardziej tradycyjnej formie, można znaleźć u Henry'ego Jamesa, ojca nowożytnej powieści psychologicznej. Propagował on koncepcję „centralnej świadomości", która miała zapewniać ogląd świata z punktu widzenia danego bohatera. Świat widziany przez Portnoya jest tak subiektywny i antropocentryczny, że czasem trudno znaleźć granicę między obiektywną rzeczywistością a patologiczną wyobraźnią bohatera. Właśnie opracowana przez Freuda analiza marzenia sennego, wpływu nieświadomości na świadomość i praktyka terapeutyczna często służyły pisarzom amerykańskim za wzór do konstruowania nowych konwencji literackich, mających na celu zacieranie owej granicy między fikcją a rzeczywistością, jakże charakterystyczne dla prozy naszego stulecia.

Portnoy, z braku odpowiedniego autorytetu moralnego, któremu by ufał i który nie przysparzałby mu cierpień, szuka więc ratunku w psychoanalizie. Ale i tu nie znajduje panaceum na swoje rozpaczliwe wykrzykniki i znaki zapytania. Podchwycił to Bruno Bettelheim, wybitny amerykański znawca psychoanalizy, który podjął zaproponowaną przez Rotha grę i napisał szkic pod tytułem Psychoanaliza Portnoya. Uwagi na temat przebiegu terapii znalezione w aktach dra O. Spielvogla, nowojorskiego psychoanalityka. Szkic Bettelheima to satyryczna próba potraktowania Kompleksu Portnoy a jako studium przypadku.

Podkreśla on, iż Portnoy „odwracając sytuację edypalną, uzurpuje sobie wyższość nade mną [lekarzem] i nad samą psychoanalizą".

Czyli kolejna instytucja zawodzi oczekiwania bohatera. Reakcja Bettelheima na Kompleks Portnoya pozostaje w zgodzie, jak już wspomniano, z intencją Rotha. Autor bowiem sięgnął do swoistej „konwencji przed kurtyną", umieszczając na wstępie rzekome hasło z podręcznika, czy nawet słownika psychiatrycznego, żeby uwierzytelnić poniekąd dramat, którego w dalszym ciągu książki będziemy świadkami. Chwyt ten to kolejna próba igrania z rzeczywistością fikcyjną i prawdziwą, lub jak to woli nazywać sam autor: „światem spisanym i nie spisanym".

Powieść Rotha w ciągu kilkunastu lat swego istnienia spotykała się z rozmaitymi reakcjami. Zwłaszcza na początku ta niekonwencjonalna spowiedź Portnoya, naszpikowana obraźliwymi wyrazami i wyrazistymi obrazami, wywołała skandal obyczajowy i kulturowy. Ortodoksom trudno się było pogodzić z alternatywną wizją ich egzystencji w diasporze. Wytykali oni autorowi brak taktu w ujęciu problematyki żydowskiej, przymykając oczy na dylematy Portnoya wynikłe właśnie z przywiązania do owej kultury.

Purytanie oburzali się na tak jaskrawe pogwałcenie norm obyczajowych. Nie dostrzegali wszakże lub nie chcieli dostrzec rozterek bohatera, który usiłuje się zmienić w tychże normach i stąd jego niewydolność psychiczna, a i fizyczna. Nic w tym dziwnego, skoro już George Orwell, pisząc o utworach Henry Millera, podkreślał wielkie trudności czytelników w dostrzeganiu literackich wartości książki, która poważnie narusza ich najgłębsze przekonania. „W świetle obecnych pojęć o przyzwoitości literackiej niełatwo podchodzić z dystansem do niecenzuralnych książek. Albo człowiek jest wstrząśnięty i czuje obrzydzenie, albo doznaje śmiertelnego wprost przerażenia, albo z determinacją postanawia nie dać się odurzyć". Liberalizmu Portnoya nie należy jednak mylić z libertynizmem. Roth odmalowuje przejmujący obraz człowieka, który w dobie utraty niewinności, rewolucji seksualnej, kwestionowania roli Kościoła pozostał sam z własną skargą i dolegliwością. Na szczęście powieść ta nie znikła z horyzontu literackiego Ameryki, do dziś używa się nazwiska Portnoya jako symbolu przełomu w świadomości społecznej, a nadrzędne przesłanie książki oparło się doraźnej krytyce. Albowiem, jak pisze Susan Sontag w eseju Wyobraźnia pornograficzna: „Sztuka (i twórczość) to forma świadomości; na materiał sztuki składają się rozmaite formy świadomości. Żadna jednak zasada estetyczna nie określa, iż ten materiał należy dobierać tak, aby pomijał chociażby krańcowe formy świadomości, wykraczające poza osobowość społeczną oraz indywidualność psychologiczną".

(Anna Kołyszko, Przedmowa, do: Philip Roth, Kompleks Portnoya, przeł. A. Kołyszko, wyd. 2, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1990)


* * *

Popisiory


Ta wydana w 1969 roku paraboliczna powieść o poszukiwaniu tożsamości i lęku przed dojrzałością jest zarówno owocem, jak i jednym z trybów napędzających rewolucję seksualną w Ameryce przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Na fali bumu związanego z rosnącą popularnością psychoanalizy, powieść ta została napisana w formie wyznania głównego bohatera, adresowanego do psychoanalityka. Alex Portnoy, nowojorski Żyd, opowiadając historię swojego życia funduje nam wyprawę w najgłębsze czeluści swojej psychiki, w których kryją się seksualne żądze i obsesje. By uciec od obmierzłych stosunków panujących w drobnomieszczańskim domu rodzinnym, od nadopiekuńczej matki i nieudacznego ojca, od krępujących go karbów tradycji żydowskiej, którą w spłyconej formie kultywują rodzice, Alex ucieka w świat autoerotyzmu i perwersji. Sprośne fantazje pozwalają mu wyzwolić się z krępujących go pęt kultury i wychowania. Zdzieram spodnie, chwytam jak oszalały swój zmaltretowany taran w walce o wolność, swój rozpalony pal... Butelka po mleku, skarpetka, wydrążone jabłko, wątróbka - wszystkie one, w wyobraźni dorastającego Alexa, zamieniają się w otwór (...) między nogami owej mistycznej istoty, która zawsze mówiła do mnie duży chłopcze. Bez wątpienia jest to książka o obsesji, o jednostce targanej namiętnościami, dla której jarzmo kultury będącej jednym wielkim generatorem poczucia winy jest nie do zniesienia. Alex ma wiele wspólnego ze znanym z Dnia Świra Adasiem Miałczyńskim, tyle że jego patent na wyrwanie się z kleszczy opresyjnej kultury jest zgoła inny.
Książka napisana jest w niezwykle żywy i zabawny sposób, co sprawia że trudno się od niej oderwać, a po przeczytaniu pozostawia uczucie lekkiego zawodu, że „to już koniec...”. Nie bez znaczenia w tym kontekście pozostaje praca tłumaczki – Anny Kołyszko, która rewelacyjnie wywiązała się ze swojego trudnego zadania. Mimo że jest to pozycja okraszona dużą dawką cierpkiego humoru, nigdy nie jest to humor miałki i choć kluczowym motywem powieści jest masturbacja, to zawiedzie ona gusta wielbicieli American Pie. Roth odrysowuje życie, zaczynając od momentów, podczas których w filmach ściemnia się ekran, a w powieściach pojawiają się, skazujące nas na domysły, wielokropki. Ta szczególna wiwisekcja, przeprowadzania w najintymniejszych chwilach samotności pozbawiona jest zarazem wszelkiego patosu. Bezpretensjonalna i dosadna narracja, którą proponuje Roth sprawiła, że książka mimo licznych protestów, ze strony tak katolickiej jak i żydowskiej ortodoksji, w mig stała się bestsellerem. Jakże przydatnej w kwestii promocji pikanterii dodaje fakt, iż istnieje wiele śladów wskazujących na autobiograficzny charakter Portnoyowskiego wyznania (Portnoy i Roth mają m.in. wspólną datę i miejsce urodzenia). Pozostawiając domniemania, lubującym się w domniemaniach, stwierdzam: lektura obowiązkowa, cudownie niepoprawna politycznie, jak również (a może przede wszystkim) kulturowo.
Alex Portnoy, znerwicowany młody człowiek, ucieka od wszystkiego, co go ukształtowało - od ograniczeń, jakie niesie wychowanie w mieszczańskiej rodzinie żydowskiej, od obowiązujących zasad moralnych, od władzy ojca. Ta przełomowa powieść obyczajowa rozprawia się za jednym zamachem z tabu seksu i jedzenia w moralności mieszczańskiej, dominacją religii i matki w kulturze żydowskiej, mitem ojca i psychoanalizy.

(Ł. Chomyn, Kontrkulturowa powieść autoerotyczna, G-punkt)


NO AUTHOR, NO LOGO

Już w połowie lat sześćdziesiątych Roth zdobył sławę jako autor błyskotliwy i oryginalny. „Kompleks Portnoya” uchodzi za najbardziej kontrowersyjną z powieści Rotha. Jej publikacji w roku 1967 towarzyszyła atmosfera skandalu obyczajowego, i to zarówno na tle zawartych tam drastycznych epizodów erotycznych, jak i z powodu bezkompromisowego rozliczania się jej żydowskiego bohatera z obyczajami i moralnością swego środowiska. Portnoy atakuje wszystko i wszystkich, także siebie, w rozpaczliwym dążeniu do „oczyszczenia duszy” na kozetce psychoanalityka, który pełni symboliczną rolę tyleż spowiednika, co sędziego i oprawcy.
Roth fascynuje, a nawet szokuje siłą i szczerością swego pisarstwa.

* * *


Tytułowego Portnoya poznajemy w chrystusowym wieku 33 lat, kiedy większość mężczyzn robi rachunek sumienia i dochodzi do smutnej konstatacji, że świata jeszcze nie zbawiła. Nie inaczej jest z Aleksandrem, który podczas wizyty u psychoanalityka opowiada mu burzliwą historię swojego życia. Zdradza najintymniejsze kompleksy, fantazje erotyczne, opisuje stosunki panujące w domu państwa Portnoy'ów. Toksyczną, dominującą matkę oraz uległego, zastraszonego ojca pełnego groteskowych rozterek, którego życiowym dramatem jest permanentne zatwardzenie. System zakazów, nakazów i obwarowań w jakie wtłoczyła bohatera despotyczna rodzicielka oraz środowisko żydowskie pełne lęków, uprzedzeń i stereotypów sprawia, że chłopiec odreagowuje stres przez nałogowy i chorobliwy onanizm, który w późniejszym wieku przeistacza się w skłonność do zwyrodniałych jak na lata 50-te praktyk seksualnych. Z racji erotycznej, a momentami pornograficznej tematyki oraz leksykalnych ograniczeń z nią związanych, język powieści nie jest zbyt wyszukany, chociaż w swojej wulgarności bardzo różnorodny. Liczby synonimów opisujących damskie tudzież męskie instrumenty rozrodcze nie przytoczę, jest jednak imponująca. Aleksander Portnoy wygłasza swój monolog w gniewie, z idealistyczną agresją skierowaną przeciwko całemu światu, społeczności żydowskiej, ale przede wszystkim przeciwko sobie. Portnoy próbuje oczyścić się ze swoich słabostek, lęków, seksualnych ekstremów. Stara się znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego jedyna rzecz jaka go naprawdę pociąga, to pociąg seksualny właśnie.
Książka Philipa Rotha nie jest dla współczesnego czytelnika tak skandalizująca jak była w momencie powstania. Przez przeszło pół wieku pojawiło się już sporo pisarzy, którzy pisali mocno i dosadnie, bez zażenowania o sferach erotycznych. Oczywiście jeżeli kogoś słownictwo podwórkowe i mało parlamentarne razi do bólu, nie powinien zagłębiać się w lekturę. Warto jednak sięgnąć po książkę Rotha ze względu na sposób narracji- monolog pozbawiony wtrąceń z zewnątrz, świat subiektywnie przefiltrowany przez rozerotyzowanego neurotyka nabiera skrajnych odcieni, co może być swojego rodzaju odtruciem. To wyrzucanie z siebie kolejnych pikantnych upokorzeń ma być formą oczyszczenia dla głównego bohatera, a razem z nim czytelnika.
Czym jest kompleks Portnoya? Z jednej strony zaburzeniem erotycznym, skłonnością do fetyszyzmu, perwersją w czystej postaci. Z drugiej to kompleks żydostwa, jego zaściankowości, ksenofobii, zamknięcia się w światku zakazów i nakazów. Z monologu Aleksandra wynika, że te dwie płaszczyzny uzupełniają się, wzajemnie przenikają- jedna wynika z drugiej. Bohater odreagowuje stres związany z byciem Żydem- antysemityzm otoczenia oraz nieprzystosowanie Żydów do życia w chrześcijańskim, liberalnym społeczeństwie, napięcie domu rodzinnego, pęd do doskonałości której wymagają od niego rodzice, a później on sam- fantazjami erotycznymi. Te ostatnie sprawiają, że jego poczucie wyobcowania nasila się, obsesja żydostwa, szukanie źródła swoich zboczeń staje się kolejnym uzależnieniem. Philip Roth zaprasza nas do tego zaklętego kręgu i nie obiecuje ekspiacji, przerwania błędnego koła. Przestrzega przed rozkładaniem własnej osoby na czynniki pierwsze, analizowaniem swoich czynów i myśli. Być może to moralne rozterki wpędzają nas w szaleństwo, na które jedynym lekarstwem (o wątpliwej skuteczności) jest gabinet psychologa?
Amerykański pisarz zaserwował książkę, która zapada w pamięć na bardzo długo. Nie jest to dzieło, które poprawi nasze samopoczucie, nie nastroi pozytywnie, nie kończy się hollywoodzkim happy endem. Dlatego nie polecam jej osobom, które poszukują łatwej, lekkiej i przyjemnej rozrywki. To książka, którą powinno się czytać w momentach kryzysowych bądź przełomowych. Pozwoli nam zwalczyć małego, złośliwego Aleksa tkwiącego w każdym z nas, który mówi i robi rzeczy, o jakich my boimy się nawet pomyśleć.

* * *


Za kanwę powieści może właściwie posłużyć wszystko. Czyjeś życie, problemy, choroby, jednak najczęściej jest to miłość. Tym razem, autor sięgnął po kompleks Portnoya, czyli: „zaburzenie, w którym silne obiekcje moralne i skłonności altruistyczne pozostają w ciągłym konflikcie z ekstremalnymi pragnieniami seksualnymi, często o charakterze perwersyjnym”. To właśnie ono charakteryzuje naszego bohatera. A jego opowieść określono jako głos młodego pokolenia, głos wstrząsający i bulwersujący zarazem. I cokolwiek podziała na czytelnika, czy to będzie psychologia bohatera, czy też jego seksualne wyuzdanie, na pewno jest to historia niesamowita. Tym bardziej, iż umieszczona w środowisku żydowskim, które słynie ze swoich ortodoksyjnych kwestii.
Bohaterem jest chłopak, który przedstawia swoją historię lekarzowi. Opowiada o tym, jak wszystko się zaczęło, jakie przeżywał rozterki seksualne, zmieszane z odczuciami religijnymi Żyda. Na jawę wychodzą jego ciągłe masturbacje, które w końcu doprowadziły go do kompletnego uzależnienia. Czy była w tym przyjemność, czy już czyste szaleństwo?
Spowiedź chłopca, mężczyzny, bardzo porusza, choć sceny masturbacji naprawdę mogą przerazić. Tak częstej, tak szalonej, pełnej desperacji. Nie potrafił bez niej żyć. Ryzykował wszystko. A jednak w tym momencie się otwiera. I to otwiera w sposób bardzo ekshibicjonistyczny. Mówi o wszystkim, jakby jego desperacja osiągnęła już punkt, z którego nie można już zawrócić.
A wszystko przez Aleksandra Portnoya i jego zmysłowość. Gdyby nie ujawnienie przez niego wszelkich skłonności, nie byłoby tej definicji. Ale to nie znaczy, iż nie byłoby zaburzenia. Karania się za coś, co w rzeczywistości, jest tylko niedopasowaniem do teraźniejszości.
Warto przeczytać tę opowieść. Tak zwyczajnie, by naprawdę zrozumieć. Poznać świat, oczami innego człowieka. Pełnego skomplikowanych uczuć i myśli, który wciąż poszukuje sensu, zagubiony między wiarą a seksualnością.

* * *


„Kompleks Portnoya” to studium pewnego przypadku. Schorzenie to cechują „silne obiekcje moralne i skłonności altruistyczne, pozostające w ciągłym konflikcie z ekstremalnymi pragnieniami seksualnymi, często o charakterze perwersyjnym”. Książka Philipa Rotha zawiera w sobie szczegółowy opis pierwszego zbadanego i rozpoznanego przypadku - samego Aleksandra Portnoya, od którego to nazwiska ukuto nazwę dla zaburzenia.
Książka ta to naprawdę ostra i mocna rzecz. Szczere, wręcz brutali styczne oskarżenie wypowiadane przez młodego mężczyznę, który poddaje się psychoanalizie. Zabieg takiego uformowania narracji pozwala na wzięcie w bardziej realistyczne karby tak popularnego w XX wieku strumienia świadomości. Opowieść płynie szybko, ale co chwilę zbiera różnorakie watki poboczne. Wraca obsesyjnie do pewnych tematów.
Nie mogąc znaleźć oparcia i autorytetu w swoim mieszczańskim, żydowskim i purytańskim wręcz otoczeniu decyduje się zapłacić komuś za wysłuchanie go. Portnoy za swoje niepowodzenia obwinia przede wszystkim środowisko, w jakim się wychował. Żydowskie mieszczaństwo, w którym był złotym chłopcem, nienagannie się zachowującym szkolnym prymusem rządziło się odmiennymi zasadami niż reszta świata. złościły go wszystkie święta, uroczystości. Mierziła konieczność przestrzegania nakazów związanych z jedzeniem. Jednocześnie był synkiem swojej mamusi... Miał też drugą stronę swojej uroczej chłopięcej natury. Seksualność matki była dla niego nie lada wstrząsem, szokiem okazywały się wszystkie kwestie związane z jej kobiecością. Portnoy onanizował się przy każdej nadarzającej się okazji. Budziło to w nim nieustanne wyrzuty sumienia...
Język bohatera Rotha pełen jest dosadności i wulgarności. Opis tego, co nastolatek robi z wątróbką przyprawić może o mdłości, jednak można zgodzić się na całą dosadność opowieści, jako że jest ona uzasadniona fabułą. Aleksander w kolejnych sesjach przypomina sobie chwile ze swojego życia, które szczególnie zaważyły na jego postawie. Książka przypomina nieco „Innego chłopca” Willy`ego Russella (choć jeśli można mówić o naśladownictwie, to książka ta wyrosła niejako z Portnoya). Bez wątpienia tytuł Rotha należy do tej samej półki, co „Szklany klosz” Sylvii Plath, „Zabić drozda” Harper Lee, czy „Buszujący z zbożu”.

* * *


Książka jest monologiem pełnego kompleksów Żyda, zdającego milczącemu psychoanalitykowi relację ze swojego
dotychczasowego życia . Narrator, wychowany w ortodoksyjnej, pełnej zasad i fobii rodzinie nie potrafi znaleźć swojego miejsca.
Inteligentny, wykształcony. Obsesyjnie zafascynowany seksem. Pełen poczucia winy. Zdominowany przez matkę chce oderwać się o wywołującej w nim ciągle poczucie winy rodziny. Ma dość tłumaczenia się, bycia dobrym
chłopcem. Chce dorosnąć. Philip Roth napisał ją w roku 1967. Nie wyobrażam sobie nawet, jak musiała zostać przyjęta przez mu współczesnych. To musiał być skandal obyczajowy. Nawet teraz, w dobie frytek kopulujących przed kamerami książka ta jest śmiała i czasem chyba gorsząca szczerymi wyznaniami głównego bohatera. Świetnie napisana.


NA SCENIE

„Kompleks Portnoya” to najbardziej kontrowersyjna z powieści Rotha. Opublikowana w roku 1967 długo otoczona była atmosferą obyczajowego skandalu – z powodu szokujących opisów erotycznych, jak i bezceremonialnego, bezkompromisowego rozliczenia z moralnością współczesnych amerykańskich Żydów. Narratorem „Kompleksu Portnoya” jest tytułowy Aleksander Portnoy, młody Żyd, opowiadający swemu psychoanalitykowi historię życia. Dzięki temu zabiegowi – wprowadzeniu adresata słów bohatera, Roth mógł włożyć w usta Aleksandra najbardziej szokujące i ekshibicjonistyczne wyznania, nadając im jednocześnie wymiar mocno umocowanych w rzeczywistości. Ba – owa psychoanalityczna, dogłębna konfesja jest bardzo potrzebna i absolutnie usprawiedliwiona, bo żeby dotrzeć do źródła cierpienia, trzeba wrócić do dzieciństwa, przyjrzeć się wszystkiemu na nowo, przeżyć wszystko raz jeszcze. Wszak Portnoy chce się uwolnić od ciągłego przymusu masturbacji, a jak to zrobić, jak nie przyznając się do wszystkich swoich grzechów, opowiadając ze szczegółami o wszystkich doświadczeniach?
Równie szczerze opowiada o swoich rodzicach: zdejmuje ich z pomników, przygląda się im uważnie, jakby byli preparatami pod szkiełkiem mikroskopu, choć jednocześnie łączy go z nimi gorąca miłość i taka sama, namiętna nienawiść. Kultura, w której żyje, krępuje go i uwiera, nie pozwala żyć tak, jakby chciał, ale nie umie od niej uciec... Aleksander oscyluje pomiędzy dwiema siłami: potężnym, rozbuchanym id a grzecznym, koszernym superego.
Jego opowieść nie jest jednak smętnym i nudnym biadoleniem sfrustrowanego neurotyka – to wartka gawęda człowieka o niebywale wybujałej fantazji. Niech się chowa Woody Allen – przy Portnoyu jego bohaterowie to zwykłe patałachy, pozbawione kolorów i innych właściwości.
Trzeba też zaznaczyć, że książka ta rozśmiesza do łez, do bólu mięśni twarzy i przepony. Ile radości mogą dostarczyć opisy zawarte w wiele mówiącym rozdziale „Trzepanie”, o jaki dziki chichot może przyprawić opis nieustannej obstrukcji ojca Aleksandra, który na wieść o wybuchu bomby jądrowej mówi: „Może to coś da”, mając nadzieję, że znalazł antidotum na „swoje kiszki, pozostające w szponach gniewu i frustracji”!

(Teatr Studyjny '83 im. J. Tuwima, Łódź. Premiera: 19 listopada 1987)