AmosOZonia

Nowe i odkurzone książki Amosa Oza


Rodzina Oza przybyła do Palestyny w latach 30. z Rosji i Polski; niektórzy krewni byli aktywistami prawicowego odłamu ruchu syjonistycznego. Rodzice posyłali go przez pewien czas do szkoły nacjonalistyczno-religijnej.
W wieku 15 lat, buntując się przeciw wartościom rodziców, wyjechał z rodzinnej Jerozolimy i osiedlił się w kibucu Hulda, gdzie pracował i ukończył szkołę średnią. Rada kibucu wysłała go do Jerozolimy, żeby pełnił funkcję instruktora młodzieży. Następnie odbył służbę wojskową; zaczął publikować swe pierwsze opowiadania.
Pracował na polu przy zbiorze bawełny, po czym został wysłany na studia (filozoficzno-literackie) na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. Powrócił znów do kibucu, gdzie przez ponad dwadzieścia lat uczył, pracował na polu i pisał. Wszystkie honoraria za prace literackie przekazywał społeczności kibucu, mając z kolei zapewnione utrzymanie.
Brał udział w walkach na froncie synajskim (1967) i na Wzgórzach Golan (1973). W okresie 1969-1970 przebywał w Oksfordzie, a w 1984-1985 w Ameryce. W 1986 r. opuścił kibuc i osiedlił się w Arad; jest profesorem literatury hebrajskiej uniwersytetu w Beer-Sheva i działaczem ruchu Pokój Teraz. Publikował wiele artykułów i esejów dotyczących konfliktu arabsko-izraelskiego, wzywając do kompromisu między Izraelem a Palestyńczykami, który pozwalałby na utworzenie państwa palestyńskiego.
Oz ogłosił szereg powieści oraz zbiory nowel i szkiców (często o tematyce polityczno-społecznej i meta/literackiej). Debiutował tomem opowiadań Tam, gdzie wyją szakale w 1965, w następnym roku ukazała się jego pierwsza powieść. Następne jego utwory (powieści, zbiory opowiadań, ale także eseje literackie oraz polityczne, w których Oz wzywa do kompromisu między Izraelem a Palestyńczykami) są publikowane regularnie, w dwu-trzyletnich odstępach.
Uznanie i rozgłos przyniosła mu powieść Mój Michał (1968), przetłumaczona na wiele języków - w Polsce wydano ją na podstawie przekładu angielskiego My Michael, podobnie jak powieść Fima (1988). Jest to przepojona poetyckością historia współczesnej pary małżeńskiej, będąca jednocześnie portretem współczesnego Izraela; krytycy podkreślają, że książka ta w doskonały sposób stapia świat wewnętrzny bohaterów ze światem „zewnętrznym”; określana jest jako „izraelska Madame Bovary”.
Wielki rozgłos przyniosły mu także powieści Czarna Skrzynka (1987), która otrzymała jedną z czołowych francuskich nagród literackich - oraz Poznać kobietę. W 1991 roku ukazała się jego powieść Nie nazywaj tego nocą. Oz uznawany jest za najwybitniejszego żyjącego pisarza Izraela; tworzy w języku hebrajskim.


Mission Impossible: Poznać kobietę

Agent izraelskich służb specjalnych po nagłej śmierci żony przechodzi na emeryturę i wraz z córką, matką i teściową przeprowadza się do innego miasta. Przez całe życie starał się rozszyfrowywać zagadki innych ludzi, teraz zaś stanął w obliczu własnych skrzętnie skrywanych tajemnic i kłamstw.
Autor z właściwym sobie mistrzostwem wnika w meandry psychiki bohatera, ukazując wewnętrzną ewolucję na tle jego doświadczeń jako byłego szpiega oraz wyrazistych postaci czterech bliskich mu kobiet.
Wznowienie przekładu z hebrajskiego. Co ciekawe, pierwsze wydanie Lada'at isza (1995) w oficynie Czytelnik nie doczekało się ani jednej recenzji. Dlaczego zlekceważono u nas trzynaście lat temu powieść, która stała się bestsellerem w Anglii i Ameryce?

Amos Oz, Poznać kobietę, tłum. Ewa Świderska, Rebis, Poznań 2008 (Mistrzowie Literatury)

* * *


On, on i on

Drugie, poprawione wydanie tłumaczonej z języka angielskiego (1996) 'książki postideologicznej' w godnej pozazdroszczenia oprawie graficznej.
Fima, niespełniony izraelski intelektualista, przez większość czasu fantazjuje na temat tego, jak skutecznie rozwiązać problemy swego narodu, a także próbuje uporządkować swoje życie osobiste. Jego wędrówka ulicami zimowej Jerozolimy – wciąż pobrzmiewającego echami dawnych czasów świętego miasta – skłania do refleksji nad sprawami najważniejszymi. Fima bowiem to zarówno uniwersalna opowieść o ludzkiej kondycji, jak i wnikliwy obraz targanego konfliktami rejonu świata. Odbija się w niej całe mistrzostwo Amosa Oza: bezlitosnego, skłonnego do autoironii obserwatora i moralisty, a zarazem zapatrzonego w gwiazdy, niepoprawnego marzyciela.

Świat Fimy – pięćdziesięcioletniego recepcjonisty kliniki ginekologicznej, rozwodnika pasjonującego się politycznymi dyskusjami - nie jest może pasjonujący, ale za to aż do bólu prawdziwy. Do Fimy zaczyna docierać, że życie, które upływa pomiędzy wymianą zepsutego czajnika elektrycznego a refleksjami nad zdechłym karaluchem, nie jest tym, czego pragnął i co dyktowały mu jego ambicje. Mimo iż wciąż jeszcze marzy o tym, czego uda mu się dokonać, mimo iż wciąż nie ustaje w pełnym pasji dowodzeniu innym swojej racji na temat okupowanych terytoriów Izraela, zaczyna powoli dostrzegać, jak śmieszne i nieważne jest wszystko to, czym żył. Pojawia się bolesne pytanie – jaki jest sens tego wszystkiego, skoro za sto lat i tak nikt już nie będzie o nas myślał i pamiętał? (Biblionetka.pl)

Amos Oz, Fima, tłum. Anna Maria Esden-Tempska, Rebis, Poznań 2008 (Mistrzowie Literatury)


* * *


Rytmy życia, takt śmierci (Autora)

Każdy, kto kiedykolwiek zastanawiał się, jak pisarz kreśli postaci, i chciał zgłębić tajniki jego pracy, będzie miał okazję przyjrzeć się warsztatowi pisarskiemu od podszewki. Rymy życia i śmierci bowiem to fascynująca "opowieść o snuciu opowieści". Oz, przedstawiając kilka godzin z życia anonimowego pisarza mieszkającego w Tel Awiwie, który przesiaduje w kawiarni, spotyka się z czytelnikami, spaceruje ulicami nocnego miasta, pozwala nam wniknąć w demiurgiczną wyobraźnię twórcy. Pisarz, obserwując i wyławiając z tłumu poszczególne osoby, nadaje im imiona i wymyśla biografie. Łącząc barwne szczegóły, splatając z pozoru oderwane od siebie wątki, tka gęstą materię życia w całej jego różnorodności. Amos Oz, z charakterystyczną dla siebie wrażliwością i wnikliwą znajomością ludzkiej natury, pokazując nam proces powstawania fabuły, jednocześnie pozwala nam o tym zapomnieć i dać się porwać opowieści.

Amos Oz, Rymy życia i śmierci, tłum. Leszek Kwiatkowski, Rebis, Poznań 2008 (Mistrzowie Literatury)


ROZMOWY z Amosem Ozem

Marta Sawicka: Pana nową powieść rozpoczyna kpina z powtarzających się pytań, którymi bohater-pisarz jest męczony podczas rozmów. Strach pytać pana o cokolwiek.
Amos Oz: Potrafię odnaleźć przyjemność w rozmowie i obiecuję, że nie będę znudzony. No, chyba że zapyta mnie pani, jakiej muzyki słucham, gdy piszę. Albo czy piszę ręcznie, czy na komputerze.
– „Rymy życia i śmierci" to książka o życiu pańskich książek?
– Od „Tego samego morza", książki bardzo osobistej i pisanej wierszem, nie piszę już konwencjonalnych powieści. Faktycznie, nowa powieść jest o tym, jak się rodzi książka i jak jest pisana. Dlatego w pewnym sensie jest autobiograficzna, bo jest o mojej koncepcji opowiadania. Ale bohater-pisarz nie jest mną, a czytelnicy, których opisuję, nie są moimi czytelnikami. Rzadko kiedy postaci i zdarzenia biorę z rzeczywistości. Rodzą się one z głosów w mojej głowie.
– Czy scena erotyczna między Pisarzem a Rochele to najdłuższa, najbardziej detaliczna scena w pańskiej twórczości?
– To prawda, nigdy nie napisałam równie intensywnej sceny erotycznej.
– To nie tylko scena między kochankami, ale paralela zależności między autorem a czytelnikiem?
– W rzeczy samej – to ważny moment historii, opis subtelnego stosunku między autorem a czytelnikiem. To scena dwuznaczna, tym bardziej że nie wiemy, czy dzieje się w rzeczywistości, czy tylko w wyobraźni bohatera.
– Ale w końcu autor okazuje się impotentem. Czy to metafora strachu przed utratą pisarskiej potencji?
– To właśnie uczucie chciałem wyrazić. Bo moja śmierć jako pisarza to obsesja, która nie opuszcza mnie całe życie. Każdy rozdział, każdy epizod, który piszę, jest przesiąknięty strachem, że to ostatni, który stworzyłem.
– Zgodnie z tradycją, literatura hebrajska powinna być użyteczna, a pisarz – niczym prorok – ma objaśniać świat i go wartościować.
– To nie tylko izraelska tradycja, to też słowiańska tradycja, np. rosyjska. Izraelczycy czytają dużo, chyba najwięcej ze wszystkich nacji. Ale prawdą jest, że rzadko czytają dla przyjemności. Często czytają, by się wściec i by się nie zgadzać z postacią lub pisarzem. Nie czytają w poszukiwaniu rozrywki, lecz by wykonać pewną pracę.
– Czyli sztuka powinna mieć obowiązki?
– Jedynym obowiązkiem sztuki jest być świeżą i otwierać nasze oczy. Nie wiem, czy sztuka ma obowiązki, za to wiem, że ja mam obowiązek. Leży on w innym obszarze działania niż moje powieściopisarstwo. Mam na biurku dwa różne pióra – jednym tworzę opowieści, drugim piszę artykuły, w których każę rządowi iść do diabła.
– I rząd słucha?
– Politycy słuchają uważnie i z uprzejmością, ale potem robią to, co im pasuje. To długa tradycja w Izraelu, że premier gości ludzi pióra i pyta, gdzie zbłądził naród izraelski i jaką drogą powinien pójść. Politycy równie mocno podziwiają odpowiedzi pisarzy, jak je ignorują.
– Czy Izraelczycy w ogóle jeszcze wierzą w pokój?
– Są coraz bardziej sceptyczni, ale większość z nich w głębi serca wie, że na końcu tej drogi musi być kompromis z Palestyńczykami i utworzenie państwa palestyńskiego. Wierzę w to 45 lat.
– A pokojowi nie zagrażają Iran czy Pakistan?
– Nie chodzi o Iran czy Pakistan, lecz o zjawisko fanatyzmu. Nie chodzi też tylko o muzułmańską formę fanatyzmu. Inne fanatyzmy również sięgną po broń masowego rażenia. Iran jest jedynie przykładem ogólnego problemu.
– Sugeruje pan, że między Palestyną a Izraelem istnieje nie konflikt religii, lecz konflikt fanatyzmów?
– Owszem, bo fanatyzm jest starszy niż jakakolwiek religia. Według mnie fanatyzm to zły gen ludzkiej natury.
– Ale pan też był fanatykiem.
– Byłem dzieckiem, a potem młodym chłopakiem, żołnierzem, syjonistą, szowinistą i fanatykiem z prawego skrzydła.
– A teraz jest pan religijny?
– Nie jestem. Co więcej, uważam, że Bóg też nie jest religijny i religia nawet go nie interesuje.
– Czytał pan ostatnią książkę Jana Tomasza Grossa?
– Książki nie, ale czytałem o niej artykuł, i czytałem o burzy, którą wywołała. Wiem, że nastąpił rozłam w polskiej opinii publicznej. Gdy byłem w Polsce, spotkałem wielu oświeconych i wyedukowanych ludzi, nie spotkałem zaś ciemnoty, która istnieje w każdy kraju i psuje jego opinię. Ale sądzę, że akurat w Polsce inteligencja jest silna i dominująca.
– Izraelczycy o tym wiedzą?
– Małżeństwo polsko-żydowskie było bardzo silne i trwało tysiąc lat, ale było nieszczęśliwe i skończyło się kolosalną tragedią, która wciąż rzutuje na nasze relacje i w obu narodach wywołuje złość.
– Co powinniśmy robić, by to zmienić?
– Robicie właściwe rzeczy. Nawzajem czytamy o sobie, interesujemy się sobą. Najlepszą drogą, by się poznać, jest znajomość naszych literatur. Kultura nie jest tylko dobrym, ale jest najlepszym sposobem na pojednanie. W żydowsko-izraelskiej kulturze są silne polskie geny, tak jak w polskiej są geny żydowskie. Musimy o tym rozmawiać i pamiętać. Zbliżający się w kwietniu Rok Polski w Izraelu będzie najlepszą okazją.

(Marta Sawicka, Bóg nie jest religijny, Wprost.pl)





Malwina Wapińska, Cezary Polak: Powieść "Rymy życia i śmierci” traktuje o rozterkach pisarza biorącego udział w swoim wieczorze autorskim i snującego opowieść o uczestnikach tego spotkania. W jakim stopniu ta historia oparta jest na faktach?
Amos Oz: Moja powieść to wynik pracy wyobraźni, ale - jak wszystkie wytwory wyobraźni - w jakiś niebezpośredni sposób wiąże się z faktami. Nie odbyłem ośmiogodzinnej podróży po Tel Awiwie, tak jak bohater mojej książki, nie spotkałem też postaci, które występują w powieści, ale każda z zawartych w niej historii jest wzięta z życia.
– A co z poetą Abrahamem Schuldenfriem, którego wiersze wielokrotnie cytuje narrator - czy on istnieje?
– To także produkt mojej wyobraźni. Wiersze napisane rzekomo przez niego w rzeczywistości są mojego autorstwa. Nie chciałbym być zresztą przesadnie precyzyjny w kwestii fikcji i rzeczywistości. W Izraelu nie ma nawet odpowiedniego słowa na określenie fikcji literackiej. W księgarniach moje książki można znaleźć nie pod hasłem "fikcja", ale pod hasłem "proza narracyjna". Fikcja oznacza absolutne kłamstwo. Bohaterów mojej książki wymyśliłem, ale zrobiłem to w oparciu o moje życiowe doświadczenia. Pisząc książki, nie robię fotografii, nie posługuję się modelami żywych ludzi, ale moje doświadczenia życiowe mają wielki wkład w to, jak konstruuję swoje postaci. Fikcja nie jest więc odpowiednią kategorią do klasyfikowania mojej twórczości. Nie jest nią również termin "autentyzm".
– Najlepszym dowodem na to, jak płynna jest granica pomiędzy fikcją a rzeczywistością, jest przecież pańska powieść...
– Bardzo dziękuję. To cudowny komplement.
– Umieścił pan akcję swojej książki w Tel Awiwie. Czemu właśnie tam?
– Tel Awiw żyje całą dobę. Na ulicach ciągle coś się dzieje, a ludzi można spotkać o każdej porze. To bardzo żywe miasto, dlatego łatwo mi było umiejscowić akcję powieści, która rozgrywa się w ciągu zaledwie ośmiu godzin, w miejscu, które nigdy nie zasypia.
– Punktem wyjścia w powieści jest spotkanie autorskie...
– Tak. Od dawna chciałem napisać o tym, jak z codziennego życia rodzi się opowieść. Interesowało mnie, w jaki sposób banalne codzienne zdarzenia przeobrażają się w literaturę. Moja książka jest zwieńczeniem tego, co nosiłem w sobie od długiego czasu.
– Pisarza przedstawia pan jako ofiarę - czytelników, wydawców, krytyków, którzy zawsze czegoś od niego chcą.
– Czytelnicy i krytycy zwykle oczekują od pisarza, że zajmie określoną pozycję. Tymczasem pisarz jest kimś wielowymiarowym, wymagać od niego, by tkwił w jednym punkcie, to ograniczać jego wolność. W konfrontacjach pisarzy z publicznością literacką pobrzmiewa jakaś ironiczna nuta.
Jednak opisywanie w ten sposób publiczności literackiej to raczej kontrowersyjny pomysł.
– Owszem. Kiedy rok temu książka ukazała się w Izraelu, wzbudziła wiele kontrowersji. Recenzje były różne. Część krytyków narzekała, że zanadto w niej kluczę, uchylam się od odpowiedzi.
– Pisanie jest aż tak bolesnym doświadczeniem?
– Powiedzieć, że pisanie jest bolesnym doświadczeniem, byłoby tylko połową prawdy. Pisanie jest jednocześnie bólem i przyjemnością.
– W pańskiej książce wyczuwa się autoironię.
– Tak, to jest książka ironiczna także w stosunku do mnie samego. Ale jednocześnie jest też pełna współczucia. Niestety bardzo niewielu czytelników i krytyków odebrało ją w ten sposób.
– Jeden z bohaterów powieści krytykuje literaturę izraelską za to, że promuje defetyzm, zamiast przynosić nadzieję i ukojenie...
– Takie zarzuty zazwyczaj słyszy się w kręgach prawicowych i raczej wśród starszej generacji. Ludzie oczekują od pisarzy określonych postaw. Tak jest nie tylko w tradycji izraelskiej, ale także w słowiańskiej. Wymaga się, żeby pisarz był prorokiem, który powie ludziom, co powinni robić i co zrobili źle. To bardzo niebezpieczna sytuacja dla pisarza.
– Jak się pan przed tym broni?
– Humorem i ironią.
– Czy wypowiedź pańskiego bohatera jest próbą odzwierciedlenia polemiki, która rozgrywa się na współczesnej scenie literackiej Izraela?
Nie zdołałbym odwołać się do całej polemiki, jest ona bowiem zbyt rozległa, ale rzeczywiście opisałem pewne jej aspekty.
– Pisarz z "Rymów życia i śmierci" to samotnik, emocjonalny i fizyczny impotent, który wycofuje się nawet z obiecującego romansu ze swoją czytelniczką. Czy samotność i wykluczenie są nieodłącznym elementem literackiej profesji?
– Nie generalizowałbym - znam wielu pisarzy, którzy łatwo się socjalizują i wiodą rozległe życie towarzyskie. Ja żyję raczej w samotności, choć mam oddaną rodzinę i bliskich przyjaciół. Nie uważam się jednak za człowieka publicznego, rzadko uczestniczę w publicznych wydarzeniach.
– Wydaje się, że choć w "Rymach życia i śmierci" pojawia się wiele postaci, bohater powieści jest jeden - to żywioł opowiadania, z całym bagażem przyjemności, ale i przekleństw, które się z nim wiążą.
– To jest opowieść o pisaniu, o tym jak życie codzienne przeistacza się w literaturę. O tym jak zwykłe, potoczne, nieznaczące zdarzenia mogą zastać przekształcone w twórczość literacką. Dokładnie o tym jest ta książka.
– Niedawno jako pierwszy pisarz w historii został pan uhonorowany izraelska nagrodą Dan David, przyznawaną za osiągnięcia w dziedzinie nauki, technologii, kultury i idei społecznych. Zastanawiające, że przyznano ją panu w kategorii przeszłość. Wydawałoby się, że pańska działalność na rzecz pojednania palestyńsko-izraelskiego sytuowałaby pana raczej w kategorii przyszłość.
– Nagroda została przyznana za moje powieści, nie zaś za moją publiczną aktywność polityczną. Według mnie powieści z definicji odwołują się do przeszłości. Gdyby przyznano mi nagrodę za działalność pozaliteracką, otrzymałbym ją prawdopodobnie w kategorii przyszłość.
– Co pan rozumie przez powiązanie powieści z kategorią przeszłości?
– Powieść zawsze opowiadana jest w czasie przeszłym, nawet jeśli mamy do czynienia z utworem futurystycznym albo science fiction. Taka jest natura literatury.
– Wydawca uprzedził nas, że nie porozumiewa się pan za pośrednictwem e-maila. Dlaczego?
– Kiedy rozmawiam, muszę słyszeć ludzki głos.
– A używa pan komputera?
– Piszę ręcznie. Wolę tradycyjną formę, bo jest bardziej sensualna.
– Pisanie jest więc dla pana rodzajem rytuału?
– Nie nazywam tego rytuałem. To raczej zmysłowa satysfakcja z utrwalania moich słów i myśli za pomocą tuszu i papieru.

(Pisarz nie jest prorokiem, Dziennik.pl)