Malowanie wrót

Judith Katzir, Matisse ma słońce w brzuchu, przeł. Michał Sobelman, EMG, Kraków 2007 (Kobieta)


Powieść Judith Katzir otwiera nową serię wydawnictwa EMG: Kobieta. To jednak nie tylko kobieca proza, ale przede wszystkim jej historia - melancholijna, niczym filmy Erica Rohmera czy Alaina Resnais'a, poetycka, psychologiczna, żeńsko subtelna... Pastelowa, jak jej bohaterka, zakochana w starym kinie, starych książkach i... ludziach.

Rywi, dwudziestoletnia studentka, spędza czas, oglądając stare filmy i kartkując zakurzone książki w księgarni w Tel Awiwie. Pewnego wieczoru, kiedy wraca do wynajmowanego mieszkania, obok niej zatrzymuje się samochód. Kierowca wręcza jej kwiat.
Matisse ma słońce w brzuchu zaczyna się jak tani melodramat. Na tym jednak prostota tej historii się kończy.

Opowieść o związku Rywi i starszego od niej o dwadzieścia lat, żonatego mężczyzny, Igala, opowieść o miłości totalnej i bezkompromisowej, wzniosłej i upokarzającej, staje się w ustach bohaterki poruszającym wyznaniem o poszukiwaniu w życiu tego momentu, który był decydujący i najważniejszy.
To nie tylko ponadczasowa historia trudnej, niemożliwej do spełnienia miłości. To także niebanalna, mądra opowieść, ukazująca złożoność losów i relacji międzyludzkich.


O AUTORCE

Judith Katzir urodziła się w Hajfie, w 1963 r. Należy do grona najważniejszych izraelskich twórców średniego pokolenia. Każda jej książka staje się wydarzeniem literackim i bestsellerem. Wielokrotnie honorowana, m.in. Złotą i Platynową Książką, a także nagrodami premiera Izraela za wybitne osiągnięcia w dziedzinie literatury (1996, 2007).
Aktywnie działa w inicjatywach pokojowych, współtworzy także nieformalny ruch na rzecz współpracy kobiet palestyńskich i izraelskich.
Jest redaktorką wydawnictwa Hakibbutz Hameuchad/Siman Kriah. Wykłada również creative writing na uniwersytecie w Tel Awiwie.
Proza Katzir była tłumaczona na kilkanaście języków. Matisse ma słońce w brzuchu jest jej pierwszą powieścią wydaną w Polsce.


OPINIE

Pierwsza wydana w Polsce powieść bestsellerowej w Izraelu pisarki nie ma wiele wspólnego z jej zaangażowaniem w działania na rzecz pokoju. Dotyczy tematu starego jak świat i przemielonego na wiele sposobów – miłości. Na dodatek trudno powiedzieć, że nikt go dotąd nie mielił na sposób Katzir.
Sytuacja jest prosta. On jest po czterdziestce, ma brzuszek, brodę i rodzinę. Ona jest o połowę młodsza, ma ambicje literackie i chłopaka ze studiów. Poznają się na ulicy. Podczas wycieczki do Włoch wybucha między nimi namiętność, która z czasem okaże się oczywiście destrukcyjna. Miejsce, gdzie ich historia znajduje początek, nie jest przypadkowe. Tych dwoje potrzebowało do kochania kolebki cywilizacji europejskiej. Porozumiewają się między sobą za pomocą kulturowego kodu. Lubią obcować ze sztuką. Jego erotycznie podnieca reprodukcja „Wenus z Urbino” Tycjana, ona własnych emocji szukała w filmach Bergmana. Symbolem ich chwilowego szczęścia stanie się tytułowe zdanie – „Matisse ma słońce w brzuchu” – wypowiedziane ponoć kiedyś przez Picassa.
(Małgorzata I. Niemczyńska)

Historia zaczyna się jak tanie romansidło dla XIX-wiecznych pensjonarek. Rywi, zakompleksiona 23-letnia studentka, pewnego wieczoru zostaje zaczepiona na ulicy przez starszego od siebie mężczyznę. Igal podjeżdża do niej samochodem i wręcza jej różę przez otwartą szybę wozu.
Dalej jednak pensjonarki mogłyby się poczuć rozczarowane lekturą. Sprawy głównych bohaterów komplikują się z każdym akapitem coraz bardziej. Igalowi daleko do romantycznego księcia na białym koniu, bliżej raczej do Shreka skrzyżowanego z którymś z trudnych pacjentów Zygmunta Freuda. Rywi, obciążona sporym bagażem przykrych doświadczeń z dzieciństwa, mogłaby się położyć na kozetce obok Igala. Leczyliby się długo, to pewne.
Para dziwnych kochanków – on ma co najmniej dwa razy więcej lat niż ona – sporo podróżuje po świecie. Tłem ich trudnej miłości są więc egipskie piramidy, włoskie zaułki historycznych miast, paryskie muzea i hiszpańska corrida. W opowieść autorka wplotła wiele pomniejszych, retrospektywnych historii z życia obojga i ich przyjaciół. Piękne to historie i założę się, że co wrażliwszym czytelnikom przynajmniej kilka razy na kartki spłyną łzy wzruszenia – mnie spadały, choć zapewniam, że od XIX-wiecznej pensjonarki dzielą mnie lata świetlne.
Co tak porusza w powieści Judith Katzir? Sposób jej kreowania swoich bohaterów. Nie ocenia ich, a przygląda się z ciepłem i wyrozumiałością ich słabościom i pragnieniom. Przez to starzejący się facet ze sporym brzuszkiem bezczelnie zdradzający żonę i młoda dziewczyna, która sypia z kim popadnie, a potem usuwa ciążę, wzbudzają taki ogrom współczucia, że chciałoby się ich przytulić. Autorka dysponuje taką siłą sugestii, że ludzie, których opisuje, wydają się być prawdziwi. A może tak naprawdę nie są fikcyjni? Ostatecznie rozmaici Rywi i Igale, szukający miłości i spełnienia, zaludniają cały świat.
(Justyna Pobiedzińska)

fatalne zauroczenie, romans w oparach poezji Szlonskiego (to nim posługuje się Igal, by powiedzieć o strachu przed dniem, w którym Rywi odkryje, że nie jest tym człowiekiem, którego sobie wymyśliła, że jest tylko wekslem niezrealizowanego snu – bo czy możemy być dla siebie czymś więcej niż rozczarowaniem? zawiedzionym oczekiwanie kończy się, bo nic nie może przecież wiecznie trwać.
(Anna Marchewka)