Silny koleś, duży rozmiar, masa znaczeń

Howard Jacobson, Wieczory kaluki, tłum. Maciej Świerkocki, Cyklady, Warszawa 2008


Jest w tej książce dziki, pełen złości, gromki i szyderczy śmiech, ale to śmiech na krawędzi. Komedia kataklizmu.

500 stron, jeden człowiek wobec drugiego... i wszystkiego, o łączy lub dzieli.
Max Glickman, brytyjski Żyd mieszkający w Crumpsall Park, powinien wieść pogodne życie u boku swej eleganckiej matki urządzającej wieczorki dla przyjaciół, którzy uwielbiają niemal tak samo jak ona karcianą grę kaluki, oraz ojca ateisty obwieszającego ściany zdjęciami ulubionych mistrzów boksu. Ale inne głosy szepczą mu uwodzicielsko o Buchenwaldzie, eksterminacji i niemożności zapomnienia.
Zafiksowany na punkcie zbrodni popełnionych przeciwko jego ludowi, ale nieumiejący żyć pośród swoich, Max wyprowadza się, żeni z gojką (gojkami) i rysuje komiksy o żydowskich cierpieniach, którymi nikt, a już najmniej sami Żydzi, się nie interesuje. Ale jest to znośne życie, całkiem znośne, dopóki jego dawno zapomniany przyjaciel z dzieciństwa, Manny Washinsky, nie zostaje wypuszczony z więzienia. Powolutku, nawiązując z nim kontakt i próbując zrozumieć, dlaczego zrobił Buchenwald z własnego domu, dusząc gazem własnych rodziców, Max poznaje historię ortodoksyjnej rodziny Manny’ego, a zwłaszcza dzieje miłosnej afery jego brata z pół-Niemką. Na domiar złego wciąga się w obsesję Holokaustu, z której nie ma ani nie może być ucieczki.


*

[...] ta potężna, niepokojąca, poruszająca i mądra powieść jest naprawdę książką genialną. Jej architektura – czy ściślej rzecz biorąc, inżynierska konstrukcja – w swojej spójności i staranności stanowi osiągnięcie wręcz fenomenalne. A przecież jest to najmniej istotna z jej zalet. Dech w piersi zapiera przede wszystkim bezkompromisowość i głębia książki, właściwie tak oszałamiająca, że nie poddająca się analizie, a także będąca jej osią fabularną tragedia, której sprawca nie ma wyrzutów sumienia, chociaż zaszokowany czytelnik chwilami śmieje się w głos podczas lektury. [...]

Na główny wątek „Wieczorów kaluki” składają się wysiłki narratora, próbującego ustalić, dlaczego jeden z jego kolegów z dzieciństwa, wychowany w tradycjonalistycznej rodzinie żydowskiej w Manchesterze, zamordował swoich rodziców, odkręcając w ich mieszkaniu gaz. Już sam ten aspekt fabuły sprawia, że uważnie nastawiamy uszu, zwraca bowiem naszą uwagę na dwie łączące się w nim okropności: zabójstwo rodziców, Żydów, i to w dodatku za pomocą gazu. Oczywiście nie można podejmować takiego tematu, nie zwracając się jednocześnie ku wszystkiemu, co się za nim kryje, czyli ku pięciu tysiącom lat bolesnej historii Żydów. Zrozumienie jednostkowej tragedii musi łączyć się tu ze zrozumieniem tragedii Żydów jako narodu, w każdym znaczeniu słowa „zrozumieć”, i do tego właśnie zmierza Jacobson.

Narrator, zawodowy rysownik i uciekinier ze sztetla, jaki sami zbudowali sobie w Manchesterze tamtejsi żydowscy emigranci, nadaje swojemu opus magnum tytuł „Pięć tysięcy lat cierpień”. Jest to historia jego narodu, zaprezentowana w komiksowej, a zarazem bezwzględnej formie. Narrator zaczął pracować nad tym dziełem wraz ze swoim wywodzącym się z ortodoksyjnej żydowskiej rodziny kolegą (tym, który zamorduje później własnych rodziców), kiedy jeszcze obaj chodzili do szkoły i zaczynali dopiero poznawać tragizm dziejów żydowskich. Geniusz dostrzega w otaczającym świecie to, co poszczególne, a zarazem uniwersalne, toteż geniusz Jacobsona każe mu poddać analizie trudne relacje pomiędzy Żydami i gojami – na przykładzie kilku nieudanych (i nieodparcie śmiesznych) małżeństw narratora z nie-Żydówkami. Z kolei historię, stojącą za morderstwem rodziców, narrator wykorzystuje do budowy mostu, który usiłuje przerzucić nad do dziś niebezpieczną przepaścią, dzielącą Żydów i gojów.

Mamy tu do czynienia z powieścią dyskursywną i można tylko podziwiać sposób, w jaki Jacobsonowi udaje się uwzględnić każdy punkt widzenia i wszystkie niuanse poglądów zarówno przychylnych, jak i niechętnych Żydom, kiedy narrator dotyka problemu istoty żydowskości – gdy mówi o żydowskiej wytrwałości, o okrucieństwach, jakie spotykały dzieci Izraela, o ranach, jakie zadawali sobie sami Żydzi, o żydowskich obsesjach i niewysłowionych cierpieniach tego narodu. Dwaj główni bohaterowie, narrator i morderca, zostali skonstruowani po mistrzowsku, a ich postacie odsłaniają się przed nami stopniowo – dlatego zaczynamy w końcu dostrzegać ciepło i serdeczność narratora, kryjące się za jego inteligencją i umiejętnością znoszenia długotrwałego bólu, a także ekscentryczną mądrość ortodoksyjnego rodzicobójcy, schowaną za maską na poły faktycznego, na poły zaś domniemanego półobłędu/półautyzmu, który pozwala mu unikać pytań i sprawia, że zaczynamy go rozumieć dopiero na ostatniej stronie książki.

Pozostali bohaterowie – matka narratora (zajęta głównie grą w karty, zwaną kaluki), jego wyznający ateistyczne i socjalistyczne poglądy ojciec, udręczony wewnętrznie brat mordercy, Asher, który doprowadza do zagazowania swoich rodziców, gdyż zakochuje się w sziksie (nie-Żydówce), upiorne żony narratora, jeszcze bardziej upiorna matka jednej z nich i inne drugoplanowe postaci – to istne perełki. Czytelnik nie powinien dać się zwieść wykazywanej przez wszystkie te osoby błyskotliwej inteligencji, żeby w zapierającym dech wirze dyskursu, tworzącego fabułę, nazbyt pochopnie nie zredukować ich wszystkich do porte paroles autora, są to bowiem bez wyjątku prawdziwe indywidualności, precyzyjnie narysowane cieniutką kreską, zbyt subtelnie, żeby ją zauważyć, jak w każdym autentycznym dziele sztuki.

Nie licząc innych proweniencji gatunkowych, „Wieczory kaluki” to także historia kryminalna, pełna przejmującego napięcia opowieść o tajemnicy, do której rozwiązania autor przybliża nas niezwykle starannie odmierzonymi krokami. Tło jest panoramiczne: Manchester, Izrael, sztetle dawnej diaspory żydowskiej i obóz koncentracyjny, gdzie okryta złą sławą Ilse Koch chłoszcze członki nagich Żydów, z których jeden, Mendel, nawet ją za to pokocha. Bo nie ma w tej książce ucieczki od bolesnych prawd.

Na tym to właśnie tle wyłania się stopniowo wyraźny obraz, będący przedstawionym pod postacią oblicza mordercy portretem pięciu tysięcy lat żydowskich cierpień.
(A.C. Grayling, „The Times”)




**

[…] burzliwe, polemiczne, prześmieszne, święte, obrazoburcze i wzruszające „Wieczory kaluki” dorównują największym arcydziełom literatury światowej, a istotą tego niezwykle śmiałego obrazu żydowskości jest genialne i odważne poczucie humoru autora. Każde zdanie Jacobsona wznosi się elegancko z mglistych dolin ku szczytom, na których to my, czytelnicy, musimy je zrozumieć i zdecydować, czy zsuną się z powrotem na dół po zboczu powagi, czy śmiechu. Dzieje się tak dlatego, że każde zdanie zostało po mistrzowsku wycyzelowane, a Jacobson potrafi być zarówno poważny, jak i śmieszny w obrębie jednej i tej samej frazy. Lektura tego imponującego, niezapomnianego dzieła sztuki męczy, bawi, uwzniośla i porusza czytelnika do łez.
(Christopher Cleave, „Sunday Telegraph”)

***

To powieść z prawdziwym turbodoładowaniem: przypomina atak rakietowy, którego skutki są iście wybuchowe… Precyzyjny niczym chirurg Jacobson jest po prostu mistrzem komizmu. Pisze jak natchniony, całkowicie panując nad warsztatem… Potrafi sprawić, że czytelnik skręca się ze śmiechu, choć raz podsuwa mu długi, znakomicie wyważony akapit, a innym razem nie więcej niż dwa słowa… Jego dowcip jest zresztą tym wyższych lotów, im mroczniejszy i bardziej makabryczny temat porusza. Dopiero po pewnym czasie zaczynamy zdawać sobie sprawę, że „Wieczory kaluki” w gruncie rzeczy wcale nie są powieścią „o Żydach”. To powieść, stawiająca pytanie o to, co to znaczy być człowiekiem.
(Nicholas Lezard, „Evening Standard”)

****

Jacobson to pisarz pełną gębą. Jego proza jest inteligentna, śmieszna, wystylizowana i erudycyjna… Jak wszystkie książki, które wyszły spod jego pióra, „Wieczory kaluki” są jednocześnie ponure i zabawne. Jest to jednak także powieść, będąca refleksją na temat poszukiwania własnego miejsca w życiu: to zarówno echo, jak i wytwór burzliwych czasów, w których przyszło nam żyć.
(Rachel Cooke, „Observer”)

*****

Komizm w rozumieniu i praktyce pisarskiej Jacobsona jest nie tyle źródłem pokrzepienia, ile metodą, pozwalającą autorowi dostrzec różnice pomiędzy światem realnym a idealnym… „Wieczory kaluki” są powieścią przepięknie zbudowaną, a pierwszoosobowa narracja Maxa stanowi doskonały środek analizy konstatacji, zawartej w poprzedniej książce autora, a mianowicie, że w Ameryce Żydzi zdobyli coś na kształt narodowej tożsamości i stali się amerykańskimi patriotami, w Anglii natomiast walczyli jedynie o to, żeby pozostawiono ich w spokoju.
(„FT Magazine”)

******

„Wieczory kaluki” to zdecydowanie najambitniejsza, najlepiej skonstruowana i przede wszystkim najzabawniejsza powieść Jacobsona. A za jej nieomal brawurową odwagę należałoby przyznać autorowi jakiś literacki odpowiednik Krzyża Wiktorii.
(Tom Rosenthal, „Independent on Sunday”)

*******

„Wieczory kaluki” to mile widziany przez czytelników powrót do słodko-gorzkiego, żydowskiego humoru, którego autor jest mistrzem i który słusznie stanowi pretekst do porównania jego twórczości z dziełem Philipa Rotha. Okazuje się, że Jacobson wyraźnie dostrzega bezdenne zażenowanie żydowskiej młodzieży, która nie czuje się swobodnie ani we własnej rodzinie, ani w szeroko pojętej tradycji żydowskiej.
(„The Guardian”)

********

[…] Jacobson nie potrafi napisać przewidywalnego zdania. Komizm polega na zaskoczeniu i nikt nie rozumie tej zasady lepiej od niego. Autor próbuje wyrwać nas z błogostanu, zamiast utwierdzać czytelnika w jego własnych uprzedzeniach, a mimo to udaje mu się go rozbawić… Co nie oznacza, że „Wieczory kaluki”, dziewiąta powieść Jacobsona, to książka nonszalancka czy beztroska choćby w jednym akapicie. Trudno o bardziej przygnębiające problemy niż te, które autor tak przenikliwie tu analizuje: Holokaust, ojcowie i synowie, trudne przyjaźnie, zło i jego ofiary, przebaczenie i zapominanie, rasa i religia, Żydzi i goje, zagazowani rodzice i nieustannie powracające pytanie o to, co to znaczy być Żydem, Żydem, Żydem… „Wieczory kaluki” to zapewne najzabawniejsza książka, wydana u nas w tym roku. Jacobson, w prozie bardziej bezkompromisowej i inteligentniejszej niż ta, którą uprawiają jego koledzy po fachu, zmaga się z pojęciem żydostwa, choć jednocześnie wyśmiewa je i niepokoi się nim.
(Will Buckley, „The Observer”)

*********

Mądra i niebywale śmieszna książka… Jednak podobnie jak najlepsi rysownicy, Jacobson potrafi zarówno rozśmieszyć czytelnika, jak i łamać najsurowsze tabu…
(„Time Out”)

*********

To tour de force Howarda Jacobsona… Nie trzeba być Żydem, żeby się zakochać w tej książce – wystarczy być człowiekiem.
(Simon Shama)

**********

Kaluki to odmiana remi-brydża, a chodzi w niej nie tyle o to, by grać, lecz o to, żeby bez końca spierać się o zasady i taktykę gry. Podobnie jest z „Wieczorami kaluki”, w których nawet najbrutalniejsze historie stają się przedmiotem długich, mrocznych i śmiesznych rozważań o tym, co to znaczy być człowiekiem i Żydem… Powieść roi się od niuansów. Każdy, nawet ironiczny szczegół, zdaje się tu obciążony uniwersalizmem, a abstrakcyjna filozofia stawia najbardziej przyziemne czynności w nowym świetle. Tej książki nie wystarczy przeczytać tylko raz, bo po skończonej lekturze należy natychmiast do niej wrócić, dopiero wtedy bowiem oskarżycielski, kaustyczny i samooczerniający głos narratora zyskuje nowe brzmienie… „Wieczory kaluki” całkowicie słusznie okrzyknięto arcydziełem, jest to bowiem powieść genialnie skomponowana, figlarna, skłaniająca do refleksji, zabawna, a jednocześnie piekielnie mroczna. To książka, która spełnia obietnice, nie zawsze spełniane dotąd przez wcześniejsze utwory tego autora, i która staje się realizacją manifestu twórczego Jacobsona, głoszącego, że komedia to gatunek „zabawnie poważny”. Przy „Wieczorach kaluki” hiperpoważne komedie różnych Rothów, Bellowów i Malamudów sprawiają nieco karykaturalne wrażenie.
(Brian Morton, „Sunday Herald”)

***********

Swoją nominowaną do Bookera powieścią Howard Jacobson dołącza do grupy wielkich twórców pisanej po angielsku prozy żydowskiej: Philipa Rotha, Bernarda Malamuda, Saula Bellowa
Filmy dokumentujące ludobójstwo w nazistowskich obozach zagłady wyświetlano zaraz po wojnie niemieckim cywilom w przekonaniu, że szok, jaki w nich wywołają, położy ostateczny kres szaleńczym mrzonkom o cywilizacyjnym posłannictwie nazizmu.
Takie same filmy pokazywano podczas procesów hitlerowskim przywódcom nie tylko w celu wsparcia aktu oskarżenia, ale także po to, by doprowadzić ich do naocznej konfrontacji z konsekwencjami zbrodniczej ideologii. Oglądanie zdjęć zmuszało oskarżonych do odwracania wzroku.
Tymczasem w tragikomicznej powieści Howarda Jacobsona znalazła się scena, w której kilkanaście lat po wojnie młodzi brytyjscy Żydzi z wypiekami na twarzy oglądają książkę Bertranda Russella „Pod biczem swastyki”. Książka ta ma smak owocu zakazanego: rodzice jednego z chłopców wyrwali z niej wkładkę ze zdjęciami, a uszkodzony egzemplarz pewien nastolatek kupił za kilka bezcennych komiksów.
Jednak to właśnie ta wkładka interesuje chłopców najbardziej. Fotograficzny zapis losu, który spotkał stosunkowo niedawno Żydów, członków ich społeczności, odbiera chłopcom mowę. Ale zdjęcia te wywołują w nich także inne – wstydliwe – uczucie: podniecają ich. Po raz pierwszy oglądają nagie ciała kobiet, choć zdjęcia nie pochodzą z pornograficznych pisemek – to fotografie z Auschwitz i Buchenwaldu.
„Wieczory kaluki” imponują odwagą drążących myśl pytań, niejednoznacznych, przemilczanych i niewygodnych: przed czym chronili swoje dzieci żydowscy rodzice, którzy wyrwali z historycznej książki fotograficzną wkładkę?
Czy chodziło o zaoszczędzenie nieletnim widoku potwornej zbrodni, której sami mogli paść ofiarą i której cień nadal nad nimi wisiał? A może impuls wynikał z purytańskiej umysłowości, która kazała usunąć z książki zdjęcia uznane za nieprzyzwoite, bo naruszające poczucie skromności?
Erotyzacja Holocaustu jest dziś dość powszechnym zabiegiem, który wykorzystują tacy pisarze jak chociażby Jonathan Littell, autor „Łaskawych”.
W „Wieczorach kaluki” Holocaust również dziwnie wiąże się z erotyką. Można więc za Jacobsonem zapytać, czy za tym powiązaniem nie kryje się jakaś dokuczliwa prawda. Czy w relacjach kata i ofiary nie ujawnia się pewna mroczna strona erotyki, na którą odpowiadali wzmożonym zainteresowaniem dojrzewający chłopcy z żydowskiej dzielnicy Manchesteru?
Jacobson dużo ryzykuje, zadając takie pytania i komplikując możliwe odpowiedzi. Czyni na przykład narratora zawodowym kopistą pornograficznych pisemek gejowskich, a potem każe mu opracowywać komiks o erotycznym związku nazistowskiej zbrodniarki z żydowskim więźniem Auschwitz. Zagłada w oczach młodego pokolenia Żydów, którzy jej bezpośrednio nie doświadczyli, była koszmarnym snem, od którego chcieli się uwolnić, ale też wzbudzała w nich dziwną fascynację.
Z drugiej strony w pokoleniu rodziców chęć uchronienia dzieci przed traumatyczną wiedzą o najnowszej historii nie wykluczała tej bardziej tradycyjnej chęci odcięcia ich od wiedzy o seksualności.
Idąc tym tropem, Jacobson nie boi się stawiać najbardziej kontrowersyjnych tez: antysemityzm, nawet w swoim odrażającym i zbrodniczym wydaniu, może wabić. Powieściowy narrator obsesyjnie szuka partnerek życiowych wśród antysemitek, by z powodu swojego pochodzenia doznawać upokorzeń, także w sytuacjach intymnych. Być może robi to po to, by wystawiając się na antyżydowskie ataki, uzyskać status ofiary, nie tyle nobilitujący, ile stawiający go na tej samej płaszczyźnie co pokolenie rodziców, którzy antysemityzmu doświadczyli w innych, trudniejszych czasach.
Młodzi bohaterowie powieści Jacobsona muszą się bowiem zmierzyć nie tylko z emocjonalną niestabilnością okresu dojrzewania, ale też ze skrywaną, choć boleśnie wyczuwalną obecnością niedawnej historii własnego narodu. A także z dojmującym poczuciem wykluczenia ze społeczności ocaleńców.
Jedni, jak narrator powieści Jacobsona, będą szukać związków z „sziksami”, które miałyby być „odpowiedzią na kryjącą się w każdym Żydzie potrzebę poniżenia”.
Inni będą mitologizować swoją biografię, dopisując do niej rozdziały z epoki Zagłady; jeszcze inni w desperackim porywie spróbują Holocaust odtworzyć na nowo (powieść Jacobsona to historia śledztwa mającego odpowiedzieć na pytanie, dlaczego młody, religijny Żyd z Manchesteru zabił swoich rodziców).
Jacobson nieustannie zderza wątki żydowskie z tym, co poza żydowskość wykracza. Sam autor po zakończeniu pracy nad książką nazwał ją „najbardziej żydowską powieścią, jaką kiedykolwiek napisano”. Żydowskość powieści trudno mierzyć, choć w „Wieczorach kaluki” jest ona głównym tematem, którego siła tkwi jednak w tym, że pojawia się zawsze w splocie z tematyką ogólniejszą, uniwersalną. Żydowskość na przemian stapia się z tym, co ogólnoludzkie, to znów, przeciwnie, oddziela się i okopuje na swoich pozycjach.
Ta nieustająca oscylacja sprawia wrażenie, jakby Jacobson próbował wykazać, że – jeszcze – nie sposób pisać o Żydach z pominięciem ich żydowskości. Pojawia się tu ona w najrozmaitszych postaciach i odmianach, od ortodoksji po asymilację, ale w podobnym zróżnicowaniu pojawiają się też postacie gojów, od żydożerców po filosemitów. Są tu goje bardziej żydowscy niż Żydzi i Żydzi bardziej aryjscy niż Aryjczycy. Można odnieść wrażenie, że żydowskość jest kontestowana jako pojęcie wyrosłe ze skompromitowanego esencjalizmu, którego najbardziej rozpowszechnionym przykładem są kulturowe stereotypy.
W powieści Jacobsona znajdziemy zresztą imponujący ich przegląd. Teściowa narratora patrzy na niego poprzez przyswojone sobie bezmyślnie antysemickie schematy; ale też sami Żydzi odgrzewają stare stereotypy, tym razem antyirlandzkie, gdy okazuje się, że w ich rodzinie może pojawić się Irlandczyk. U Jacobsona żydowskość jawi się więc jako żywiący się uprzedzeniami i pełniący represyjną funkcję społeczny konstrukt, groźny także dla samych Żydów.
Istnieje jednak pewien wymiar żydowskości, który trudno zlekceważyć – jest nim pamięć zbiorowa o Zagładzie. To ona głębiej niż religia, obyczaje czy nawet więzi rodzinne zakorzenia młodych Żydów w żydowskości. Zgoda, również ta pamięć, która nie pozwala Żydom być „przede wszystkim ludźmi”, może być czynnikiem represyjnym. Ale Jacobson jest daleki od tego, by wzywać do zaprzestania pielęgnowania pamięci o Zagładzie. Świadom jest bowiem istnienia rewizjonistów, którzy takie zapomnienie, nie tylko na Żydach, chcieliby wymusić. Jacobson nie ma tu wątpliwości: w obliczu prób kwestionowania Holocaustu nie można w imię realizacji własnej podmiotowości dawać przyzwolenia na wymazywanie historii.
Wśród wielu niebezpiecznych pytań, jakie stawia Jacobson, jest i pytanie o to, na ile Żydzi, pielęgnując postawy ofiarnicze, odpowiadają za swój los; pisarz być może zgodziłby się nawet z tezą Jerzego Kosińskiego o „drugim Holocauście”, w który przemienia się żydowska współczesność zredukowana do pamięci o Zagładzie. Powieść Jacobsona nie przynosi pokrzepienia, gdy w zakończeniu proponuje skierowane do Żydów gorzkie słowa: „Sami sobie zrujnowaliście życie”.
Nie szuka jednoznacznych rozwiązań, ale ukazuje współczesnych Żydów w trudnym kulturowym klinczu: z jednej strony zdają sobie oni sprawę, że spoczywa na nich obowiązek pamięci, z drugiej – świadomi są, jak bardzo zaborcza może być żydowskość.
Stawiając te pytania, Jacobson irytuje i szydzi, rozśmiesza, przeraża i demaskuje. Nic dziwnego, że jego powieść nominowana do nagrody Bookera, uznana przez wielu krytyków za arcydzieło spotkała się też z oskarżeniami o operowanie stereotypami i kalanie własnego gniazda. Ale przecież podobnie przyjęto wczesne powieści Philipa Rotha.
(Jerzy Jarniewicz, Gazeta.pl)


O AUTORZE

Howard Jacobson (ur. 24.08.1942 r. w Manchesterze) – brytyjski pisarz, autor dziewięciu powieści i czterech dzieł non-fiction. Zdobywca Bollinger Everyman Wodehouse Prize w 1999 za komediową powieść „The Mighty Walzer”. W 2006 r. „Wieczory kaluki” znalazły się na liście książek nominowanych do Bookera. Często nazywany brytyjskim Philipem Rothem, z właściwym sobie humorem i przewrotnością pisarz twierdzi, że jest „żydowską Jane Austin”. Podkreśla, że „komedia jest bardzo ważną częścią tego, co robię”.

O swojej tożsamości mówi: „W żadnym razie nie jestem konwencjonalnym Żydem. Nie chadzam do synagogi. Czuję tylko, że mam żydowski umysł, żydowską inteligencję. I czuję się związany z innymi żydowskimi umysłami z przeszłości. Nie mam pojęcia, w jakie tarapaty może wpędzić taki swarliwy, kwestionujący wszystko umysł. To, czym jest Żyd, wynika z doświadczeń pięciu tysięcy lat – to one ukształtowały żydowskie poczucie humoru, one ukształtowały żydowską kłótliwość, skłonność do zwady czy nieustępliwość”. Jego tom „Wieczory kaluki” (2006) nazwano „najbardziej żydowską powieścią, jaką kiedykolwiek ktokolwiek gdziekolwiek napisał”.

Fikcja

Coming From Behind, Chatto & Windus, 1983
Peeping Tom, Chatto & Windus, 1984
Redback, Bantam, 1986
The Very Model of a Man, Viking, 1992
No More Mister Nice Guy, Cape, 1998
The Mighty Walzer, Cape, 1999
Who's Sorry Now, Cape, 2002
The Making of Henry, Cape, 2004
Kalooki Nights, Cape, 2006
The Act of Love, Cape, 2008

Non-fiction

Shakespeare's Magnanimity: Four Tragic Heroes, Their Friends and Families (co-author with Wilbur Sanders), Chatto & Windus, 1978
In the Land of Oz, Hamish Hamilton, 1987
Roots Schmoots: Journeys Among Jews, Viking, 1993
Seriously Funny: From the Ridiculous to the Sublime, Viking, 1997