Ten w lustrze to niestety ja

Gerard Clarke, Truman Capote. Biografia, przeł. Jarosław Mikos, PIW, Warszawa 2008 (Oto człowiek)


Jest jeden jedyny T.C.
Nie było nikogo takiego przede mną.
I nie będzie po mnie.

(Truman Capote w rozmowie z czerwca 1984 roku)

Biografia 2008 roku w rankingu Radia Kraków: To się czyta!
Gerald Clarke (1937) – amerykański dziennikarz i pisarz, współpracownik takich czasopism, jak „The Atlantic Monthly”, „Esquire”, „The New Republic”, Rolling Stone”, „Time”, zasłynął jako autor znakomitych portretów pisarzy, aktorów i reżyserów, a także wywiadów z nimi. Ma w swoim dorobku dwie bestsellerowe biografie: spolszczoną i rewelacyjnie wydaną przez PIW „Capote. A Biography” (wyd. oryg. 1988) oraz „Get Happy. The Life of Judy Garland” (2000). Jest także redaktorem tomu listów Trumana Capote'a „Too Brief a Treat” (2004), którego ludzkie, aczkolwiek pisarskie oblicze polscy czytelnicy mieli okazje poznać z tomu wywiadów Lawerence'a Grobla pt. „Rozmowy z Capote'em". Autor „Śniadania u Tiffaniego" i „Z zimną krwią" mówił otwarcie o problemach z alkoholem i narkotykami, wyliczał swoje poglądy na miłość, literaturę i... zbrodnię. Amerykański pisarz dzielił się też wspomnieniami o Jackie Kennedy, Marlin Monroe, Tennessee Wiliamsie, Lee Harveyu Oswaldzie, Elizabeth Taylor.

Truman Capote (1924-1984) był postacią niezwykle barwną, człowiekiem o piekielnej inteligencji i słabej woli. Jako pisarz dążył do najwyższego ideału, ale jako człowiek zmierzał do destrukcji. Jego życie to nie tylko twórcze skupienie, ale także intensywne przyjaźnie, homoseksualne miłości, podróże, przyjęcia, skandale, procesy sądowe oraz nałogi.

Gerald Clarke zaczął pisać swoją książkę jeszcze za życia Capote'a. Odbył z nim dziesiątki rozmów, przeprowadził kilkaset wywiadów z niemal wszystkimi ludźmi, którzy go znali. „Clarke wie o mnie więcej niż ja sam” – twierdził bohater tej biografii. W istocie zawiera ona ogromną wiedzę o życiu i osobowości pisarza. Znajdziemy w niej wiele informacji z pierwszej ręki, fragmenty listów i rozmów, wspomnienia, anegdoty i plotki, czasem bardzo pikantne, relacje przyjaciół i wrogów, charakterystyki przedstawicieli amerykańskiej elity towarzyskiej, a także świetnie odtworzony obraz Ameryki lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.


PO SŁOWACH – od autora

Truman Capote stwierdził, że gdyby wiedział, ile czasu zajmie mu praca nad książką „Z zimną krwią” i ile go to będzie kosztowało, ani na chwilę nie zatrzymałby się w Kansas. Uciekałby stamtąd „jak nietoperz z piekła”. W połowie pracy nad jego biografią czasami mówiłem coś podobnego. O ileż spokojniejsze i pogodniejsze byłoby moje życie, mamrotałem do siebie, gdybym w tej samej chwili powiedział mu dzień dobry i do widzenia. Kiedy zaczynałem pracę uważałem, że pisanie biografii Trumana zajmie mi dwa, najwyżej trzy lata. Faktycznie spędziłem nad nią ponad trzynaście lat. Wyobrażałem sobie, że nie będzie zbyt gruba. Tymczasem tekst za zasadniczy liczy pięćset czterdzieści siedem stron*. Krótko mówiąc sądziłem, że pisanie biografii Trumana będzie czymś zabawnym, Stało się jednak jednym z najtrudniejszych doświadczeń mojego życia; ale też jednym z najbardziej radosnych.

Pewna moja przepowiednia rzeczywiście się spełniła. Większość naszych rozmów toczyła się w przyjemnych okolicznościach, w jednej z ulubionych manhattańskich restauracji, często podczas lunchu albo kolacji. Czasami lunch zamieniał się w koktajle, a koktajle w kolację. Któregoś zimowego dnia przyszedłem do restauracji na lunch, a wyszedłem dwanaście godzin później tuż przed zamknięciem.

Za każdym razem, gdy zbierałem się do wyjścia, Truman chwytał mnie za rękę i błagał, żebym został.
Tak się złożyło, że obaj mieliśmy wiejskie domy we wschodniej części Long Island. Leżały niedaleko siebie, nie więcej niż pięć minut jazdy samochodem. Mogliśmy rozmawiać w cieniu drzew, na chłodnych werandach czy na skraju basenu. Na przykład Truman pływał na dmuchanym materacu i na mój użytek sporządzał pełną, obejmującą komentarze listę pierwowzorów postaci występujących w opowiadaniu „La Cóte Basgue'”, które w oczach większości jego bogatych przyjaciół z kręgów elity towarzyskiej uczyniło go pariasem.
– Trumanie, to im się raczej nie spodoba – ostrzegłem go.
– E tam, są na to za głupi – powiedział. – Nie połapią się, kto jest kim.

Miałem rację, jeśli chodzi o reakcję przyjaciół, choć nie przewidziałem, że z taką zajadłością zwrócą się przeciwko niemu. Poza tym myliłem się prawie we wszystkich innych sprawach. Nie przewidziałem bowiem – Truman także tego nie wiedział – że w chwili gdy zaczynałem pracę nad biografią, życie Trumana zaczęło wchodzić ;w długą i dramatyczną fazę zmierzchu, która zakończyła się wraz ze śmiercią pisarza. Nie przewidziałem również, że sam stanę się częścią tego niekończącego się dramatu. Gdy pisałem o życiu innych, zawsze starałem się trzymać na uboczu. A teraz znalazłem się na scenie, zostałem jedną z dramatis personae, uczestnikiem burzliwego życia, o którym pisałem. Zupełnie jakbym w trakcie malowania czyjegoś portretu zobaczył nagle swoją twarz spoglądającą na mnie z tła obrazu, co wywołało zdumienie i zakłopotanie widoczne na mojej twarzy – w jaki sposób coś takiego mogło mi się przytrafić?

Na początku lat siedemdziesiątych opublikowałem serię artykułów poświęconych znanym pisarzom. Dla „The Atlantic Monthly” powstała sylwetka Gore'a Vidala. W miesięczniku „Esquire” pisałem o Tru¬manie, Allenie Ginsbergu, Pelhamie Grenville'u Wodehousie, i Vladimirze Nabokovie. Na mojej liście znalazły się same gwiazdy, ale to właśnie tekst o Trumanie zwrócił uwagę wydawcy, który zaproponował, żebym rozwinął go w pełniejszą biografię. Zadzwoniłem do Trumana z pytaniem, czy mogę liczyć na współpracę. Zgodził się i nie stawiał żadnych warunków. Obiecał mi, że nie będzie zaglądał do tego, co napisałem. Dotrzymał słowa. Czegóż więcej może chcieć biograf? Choć zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi – kto znał Trumana, nie mógł pozostawać wobec niego obojętnym – żaden z nas nie zapominał o naszych odmiennych i czasami sprzecznych rolach. Truman jako bohater mojej książki czasami nie stronił od przesady. Ja jako biograf chciałem znać fakty. W rezultacie nasze stosunki nie zawsze wyglądały różowo. Truman irytował się na przykład wtedy, gdy wydawało mu się, że powątpiewam w niektóre jego opowieści, a w miarę upływu czasu coraz bardziej niecierpliwił się, że pisanie trwa tak długo.

W rozmowie z jednym ze swoich przyjaciół powiedział, że jestem „hamakowym biografem”. Układam się w hamaku to na jednym, to na drugim boku, ale niewiele przenoszę na papier. Jak mogłem mu wyjaśnić, że mam istotną wymówkę dla swojej opieszałości? Jak miałem mu powiedzieć, że na moich oczach zmieniał sens historii, nad którą pracuję? Powiedzieć mu, że nie ma już tego Trumana, o którym zaczynałem pisać – tryskającego energią Trumana mającego świat u stóp – że jego miejsce zajął nowy, niepewny, tragiczny Truman i że nie mogę spuścić kurtyny, dopóki w ten czy inny sposób jego dramat nie dobiegnie końca.

To zakończenie (nie zaskoczyło ono osób blisko z nim związanych) nadeszło 25 sierpnia 1984 roku w Los Angeles, w mieście, za którym nie przepadał. Skończyłem pisać książkę nieco ponad trzy lata później. Ukazała się w czerwcu 1988 roku. Od tamtej pory wiele napisano na temat Trumana. Czasem trafnie, czasem nietrafnie. W tych tekstach, a także w kilku telewizyjnych filmach dokumentalnych oraz w sztuce wystawianej na Broadwayu, nie znalazłem niczego, co byłoby na tyle znaczące, że chciałbym coś do mojej opowieści dodać albo coś z niej usunąć.

Wiele osób, które odegrały znaczącą rolę w biografii Trumana, w ślad za nim zeszło z tego świata: William S. Paley, Alvin Devey, Loel i Gloria Guinnessowie, John Malcolm Brinnin, Andy Warhol, Joe Fox, Leo Lerman, Christopher Isherwood, Richard Brooks, Sandy Campbell, Bili Harris, Jacqueline Kennedy Onassis, Oona Cha-plin, Pamela Harriman, Audrey Hepburn, John Huston, Slim Keith, Irving Lazar, Doris Lilly, Andrew Lyndon, James Merrill, Harold Arlen, Peg O'Shea, Nancy Ryan, Frank Sinatra, Saint Subber. Nie żyje już także najważniejsza z nich – Jack Dunphy, który był partnerem i kochankiem Trumana, udzielającym mu wsparcia i napominającym go przez ponad trzydzieści pięć lat.

W końcowych latach życia Truman stał się dla Jacka źródłem nieustającego niepokoju. Śmierć Trumana stanowiła dla niego swego rodzaju wyzwolenie. Przeniósł się z ich wspólnego mieszkania w położonym niedaleko siedziby ONZ apartamentowcu, w którym u wejścia spotykał zawsze batalion portierów w uniformach, do przyjemnego domu bez windy w Greenwich Village. Nie miał żadnych zobowiązań wobec nikogo poza sobą samym. Robił teraz to, co lubił. Być może po raz pierwszy w życiu mógł sobie na to pozwolić. Zgodnie z testamentem Trumana otrzymał dożywotnią, wypłacaną raz w roku rentę, która wraz z dochodami z jego oszczędności pozwalała mu na bardzo wygodne życie. Podróżował teraz do wielu różnych miejsc, nie tylko do Szwajcarii, gdzie od dawna spędzał zimę. Za każdym razem, kiedy z nim rozmawiałem, wydawało się, że właśnie wrócił z jakiejś wyprawy: Dublin, Chicago, Boston, Zachodnie Wybrzeże, mogłem za nim nadążyć. Krótko mówiąc, Jack wydawał mi się szczęśliwszy niż kiedykolwiek.

Po śmierci Jacka weszły w życie inne zapisy testamentu Trumana. Wykonawca ostatniej woli, Allan U. Schwartz, dochody z majątku Trumana, oceniane na około siedmiu milionów dolarów, przeznaczył na stypendia uniwersyteckie dla młodych pisarzy oraz na przyznawaną co roku nagrodę w wysokości pięćdziesięciu tysięcy dolarów dla wybitnego krytyka literackiego. Dwukrotnie nagroda wyniosła sto tysięcy dolarów. Za całokształt twórczości otrzymali ją Alfred Kazin i George Steiner, znamienici przedstawiciele krytyki literackiej.

Decyzja Trumana, by przeznaczyć pieniądze dla młodych pisarzy, nie była dla mnie zaskoczeniem. Zawsze starał się pomagać młodym autorom wkraczającym na tę drogę twórczości. Szczodre nagrody dla krytyków literackich, chyba najwyższe na świecie, wzbudziły jednak moje zdumienie. Truman tak naprawdę nigdy nie został zaakceptowany przez literacki establishment i podzielał moją niezbyt optymistyczną opinię o większości współczesnych krytyków, czemu wielokrotnie dawał wyraz w zjadliwych słowach, których nie potrafię na¬śladować. Zagadka, przynajmniej częściowo, została rozwiązana, gdy okazało się, że ta nagroda nosi imię nie tylko Trumana, ale także Newtona Arvina**. Kilkadziesiąt lat po zakończeniu romansu Tru¬man nadal otaczał szacunkiem pamięć Arvina, który w jego przekonaniu był idealnym krytykiem – człowiekiem wszechstronnie wykształconym, obdarzonym zdolnością trafnego osądu i rozumiejącym zmagania będące udziałem pisarzy. Poza tym w odróżnieniu od wie¬lu innych, późniejszych krytyków, Arvin był bardzo dobrym pisarzem, mistrzem jasnej, eleganckiej prozy.

Sądzę jednak, że Truman wziął pod uwagę nie tylko zalety Arvina i szczęśliwe chwile, które spędzili razem, ale kierował się jeszcze czymś innym. Gdy spisywał testament, niemal zmuszony do tego przez swojego prawnika, prawdopodobnie był zły na Jacka. W tych latach często się kłócili. A czyż mógł wymyślić lepszą zemstę i zadbać o to, by Jack wiedział, że to nazwiska Capote i Arvin, a nie Capote i Dunphy zostaną tak śmiało – i na trwale – związane ze sobą.

Pogrzeb Trumana urządzono w Los Angeles. W Nowym Jorku, odbyła się uroczystość żałobna, która zapełniła widownię „Shubert Theater” na Broadwayu. Jego prochy, zamknięte w ciężkiej urnie z brązu, spoczywały samotnie na półce w mieszkaniu Jacka. Po śmierci Jacka trafiły do mnie, jako wykonawcy ostatniej woli. Postanowiłem znaleźć im stałe i bardziej odpowiednie schronienie. Uznałem, że odpowiedniejszym miejscem będzie Sagaponack. Tam Truman i Jack się kochali.

W testamencie Jack przekazał ich posiadłość na Long Island organizacji ekologicznej Naturę Conservancy (Ochrona Przyrody) Sarze Davison, szefowej miejscowego oddziału, zaproponowałem, by jakiś rezerwat poświęcić ich pamięci. Pomysł podchwyciła entuzjastycznie. Pierwszego października 1994 roku, w jedyny deszczowy dzień tej skądinąd złotej jesieni, czterdziestu czy też pięćdziesięciu przyjaciół Trumana i Jacka zgromadziło się nad Crooked Pond, kilka kilometrów od miejsca, w którym mieszkali. Staw otaczają gęste lasy. Jest miejscem tak spokojnym i odosobnionym, że niemal nie pasuje do coraz bardziej zatłoczonej okolicy Hamptons. Około południa otworzyłem urnę zawierającą prochy Trumana, a Jacka otworzył kartonową urnę kryjącą prochy Jacka. Staliśmy obok siebie. Powoli rozsypaliśmy prochy do wody.

Nagła ulewa położyła szybko kres mowom pogrzebowym, które brat Jacka, Bob, oraz ja przygotowaliśmy na tę okazję. Może jednak dobrze się stało, ponieważ Truman i Jack sami napisali słowa o wiele stosowniejsze niż nasze. Na brzegu stawu przedstawicie Conservancy umieścili kamień. Są na nim dwa cytaty z „Mózg może przyjąć rady, ale nie serce – pisał Truman w „Innych głosach, innych ścianach” – a jako że miłość nie ma geografii, nie zna więc także granic”***. Cytat z Jacka pochodzi z „Dear Genius...” (Kochany geniusz...), ze wspomnień, które napisał po śmierci „Opłakiwałem [go] tak, jak ziemia opłakuje wiosnę w środku zimy, ale nie bałem się, ponieważ nic – powiedziałem sobie – nie może odebrać nam naszych szczęsnych dni”.

(Ponds, Bridgehampton, stan Nowy Jork. Czternasty sierpnia 2001 roku)

* Zob. Truman Capote, „La Côte Basque”, w: „Spełnione życzenia. Niedokończona powieść”, tłum. Joanna Jabłońska-Bayro, Warszawa 2000, Prószyński i S-ka, s. 103-129.
** Jej oficjalna nazwa brzmi: Nagroda Trumana Capote'a w dziedzinie Krytyki Literackiej Pamięci Newtona Amna (Truman Capote Award for Literary Criticism in Me¬mory of Newton Arvin). Jest przyznawana od 1996 roku.
*** Truman Capote, „Inne glosy, inne ściany”, tłum. Bronisław Zieliński, Warszawa 1958, Czytelnik, s. 143.


FRAGMENT

Truman twierdził, że miał w Paryżu krótki romans – z Albertem Camusem. „To był sympatyczny, przystojny, niewysoki mężczyzna” – mówił o przyszłym laureacie Nagrody Nobla. Miał wrażliwe oczy i twarz pełną współczucia. Pracował u Gallimarda i był moim redaktorem. Zabrał mnie kiedyś na obiad. Pewnego popołudnia zjawił się w moim pokoju i po prostu poszliśmy do łóżka. Tak po prostu. Nie sądzę, żeby był homoseksualistą. Jeśli chodzi o wygląd, to był mój najlepszy okres. Podczas pierwszego spotkania wydawał się trochę zaskoczony. Być może poruszyłem w nim jakąś strunę tęsknoty, przypomniałem mu o czymś, co zdarzyło się w okresie dojrzewania”. Nie ma wątpliwości co do tego, że Truman poznał Camusa. Jednak nigdy nie dowiemy się, czy rzeczywiście poszedł do łóżka z tak znanym kobieciarzem. Mogła to być jedna z wielu konfabulacji Trumana albo, wbrew głośno wyrażanym wątpliwościom zarówno przyjaciół, jak i wrogów, mogła to być prawda. W sprawach seksu istnieje tylko jedna rzecz pewna – niemal wszystko jest możliwe. (...)

Nie mógł pojąć, jak to jest możliwe, że niektórzy podziwiani przez niego autorzy – na przykład Dickens – godzili się na to, by pod wpływem nagłego impulsu ich pióro pędziło jak szalone, pozwalając, by stworzone postaci wędrowały swoimi własnymi, często zaskakującymi drogami. Temperament nakazywał mu panowanie nad tekstem, mógł więc jako własne powtórzyć słowa Flauberta: „Nie należy ufać niczemu, co przypomina natchnienie, a często jest tylko narzuconą sobie postawą i sztucznym, przesadnym podnieceniem, które nie przyszło samorzutnie; zresztą nie żyje się w natchnieniu; Pegaz częściej idzie stępa, niż galopuje. Cały talent polega na tym, aby umieć nadać mu żądany bieg”.

Praktyka pisarska Trumana w uderzający sposób kontrastowała z jego wizerunkiem czy pozorną spontanicznością stylu pisarskiego. Gdy zasiadał rano z notatnikiem i ołówkiem w ręku, w niczym nie przypominał lekkomyślnie wyglądającego młodego człowieka, którego widywali Sycylijczycy późnym popołudniem (pędził do „Baru Americana”, ciągnąc za sobą absurdalnie długi szal i niezwykle wysokim głosem wołał przyjaciół siedzących po drugiej stronie placu). Podczas tych porannych godzin bardziej przypominał księgowego, który sprawdza rachunki. W nieskończoność rozważał takie podstawowe kwestie, jak struktura narracji i układ książki. Przez wiele godzin potrafił analizować jeden akapit, niczym szlifierz diamentów, który zastanawia się, w jaki sposób przekształcić szorstki, nieatrakcyjny kamień w migotliwy brylant. Nieustannie i kompulsywnie sprawdzał niemal wszystko, co napisał. „Chciałbym być pisarzem, który potrafi pisać, a nie jedynie bez końca przerabiać” – uskarżał się w liście do Donalda Windhama. Kiedy popełnił błąd, taki jak zakończenie Harfy traw, wynikało to z błędnej koncepcji. Nie była to przypadkowa pomyłka, spowodowana lenistwem czy brakiem uwagi.

Ogromny nakład pracy włożony w pisanie książek sprawiał, że czasami czuł się bardziej dotknięty krytyką niż wielu innych autorów. Wydawało mu się, że krytycy atakują nie tylko kilka stron, które napisał, ale także jego zdolność właściwego osądu literackiego. Jednocześnie, paradoksalnie, dzięki temu stawał się odporniejszy na krytykę. Gdy skończył jakiś utwór, był przekonany, że nie może być lepszy, i mało kto potrafił zmienić to przekonanie. Toteż kiedy ponownie przeczytał swoją powieść w całości, krytyczne uwagi przyjaciół z Manhattanu przestały na nim robić tak ogromne wrażenie. Powieść podobała mu się – od początku do końca – więc mając w pamięci słowa Bennetta, zatelegrafował: „przeczytałem korektę. wolę OPUBLIKOWAĆ KSIĄŻKĘ W TAKIEJ POSTACI, W JAKIEJ JEST” (...)

Gdy wiadomość o balu rozniosła się po mieście, scenariusz ułożony przez Trumana zaczął się realizować. Wszyscy, na których mu zależało, albo którym chciał zaimponować, od arystokratów z Piątej Alei po intelektualistów z zachodniej części Manhattanu, chcieli się na nim znaleźć . Kiedy okazało się, że z jakiegoś powodu zapomniał o starej przyjaciółce aktorce Inie Claire, ta zatelegrafowała z San Francisco i domagała się zaproszenia. Odmówił. To samo spotkało Tallulah Bankhead. Jednak pod wpływem jej błagań, gdy zaczęła mu opowiadać, jakie to dla niej ważne, ustąpił. Pewien znajomy powiedział mu, że jego żona co wieczór przed snem zalewa się łzami, ponieważ nie znaleźli się na liście. Poruszony Truman skłamał, że zaproszenia musiały się gdzieś zawieruszyć i że wkrótce wyśle nowe. Nie zaprosił jednak swojej ciotki Marie (Tiny) Rudisill, która nigdy mu tego nie wybaczyła. „Czuję się tak, jakbym się dostał w sam środek stada piranii” – jęczał. Żartował, że narobi sobie tylu wrogów, że będzie musiał zmienić nazwę balu na «Bal ze Złą Krwią».

„Ludzie naprawdę tracili rozum” – wspominała Diana Trilling. „Pewna kobieta mieszkająca w Europie okropnie się wzburzyła, że nie została zaproszona. Och, ale było zamieszanie! Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś podniósł taki krzyk tylko dlatego, że nie dostał zaproszenia na przyjęcie! Czuła się tak niedorzecznie głęboko obrażona, że Leo Lerman usiłował interweniować w jej imieniu. Mój krawiec, niezwykle miły człowiek, którego bardzo szanuję, powiedział: «Może przypadkiem mogłaby pani zdobyć zaproszenia także i dla mnie. Jak pani sądzi? To jedyne miejsce na świecie, w którym chciałbym się znaleźć». Był tak zrozpaczony, że chciałam mu oddać swoje zaproszenie”. Jednak nie mogłaby zrezygnować, nawet gdyby Truman na to pozwolił, ponieważ jej mąż Lionel, najjaśniejsza gwiazda w gronie badaczy literatury z Uniwersytetu Columbia, także marzył, by się tam znaleźć.

Carson McCullers o całym zamieszaniu dowiedziała się w Nyack. Ona także nie znalazła się wśród wybranych i zaczęła zdradzać coraz większą nerwowość. Mocno zazdrościła Trumanowi sukcesu Z zimną krwią. Tak strasznie dręczyła ją myśl o kolejnym triumfie Capotego, że zaczęła zastanawiać się nad wydaniem własnego przyjęcia – jeszcze większego i lepszego pod każdym względem. (...)

Przygnębienie Trumana wzmógł niespodziewany atak z zupełnie innej strony – Gore’a Yidala. Wywiad po pijanemu udzielony kilka miesięcy wcześniej stał się bronią, którą nieopatrznie włożył Gore’owi do ręki, na co tamten najwyraźniej czekał od dawna. Truman powiedział, że na przyjęciu wydanym przez Kennedych w Białym Domu Gore tak się upił i tak nieprzyzwoicie zachowywał, że został wyrzucony jak pijak z przydrożnego baru. „Po raz pierwszy zaproszono go do Białego Domu, a on się upił” – opowiadał Truman, „Iiiiii... obraził matkę Jackie, której wcześniej nie widział na oczy! Naprawdę ją obraził. Powiedział jakoś tak, że zawsze jej nienawidził. A przecież nigdy nie spotkał tej kobiety. Ona była po prostu kompletnie zaszokowana. Wtedy Bobby [Kennedy], Arthur Schlesinger, tak, myślę, że to on, oraz jeden ze strażników po prostu zanieśli Gore’a do drzwi i wyrzucili na Pennsylvania Avenue”.

Truman, co dla niego typowe, nieco ubarwił fakty. Gore rzeczywiście powiedział albo zrobił coś, co rozzłościło Kennedych podczas przyjęcia w Białym Domu, które odbyło się w listopadzie 1961 roku. Gore przyznał, że istotnie doszło do ostrej wymiany zdań między nim a Bobbym Kennedym. (...)

Zeznania stron były jedynym zabawnym momentem w tej skądinąd niezbyt zabawnej konfrontacji. Gore’a zapytano, kiedy po raz ostatni widział Trumana. Odparł, że na przyjęciu, które odbyło się pod koniec łat sześćdziesiątych.
– Co wydarzyło się podczas tego spotkania?
– Usiadłem na nim.
– Co pan ma na myśli?
– Nie miałem okułarów i usiadłem na czymś, co uważałem za stołek, a to był Capote.
– Na czym siedział Capote w chwili, gdy pan na nim usiadł?
– Na mniejszym stołku.
Truman natomiast przekręcił tytuł pierwszej powieści Gore’a, która nosi tytuł Williwaw. Nazwał ją Willi Wonka. Pokazał w ten sposób, że nisko ją ceni. Sugerował także, że wystąpienie z pozwem było wyrazem infantylizmu. Choć uważał, że część opublikowanych przez prasę uwag Gore’a na jego temat była oszczercza, to jednak nie poniżyłby się do wytaczania mu sprawy. „Po prostu nie jestem zwolennikiem takich rzeczy. Nie podoba mi się, gdy pisarze czy artyści ciągają się po sądach. Uważam, że to bardzo dziecinne, ale to jest mój punkt widzenia”. [...]

Latem Truman zaproponował Wyattowi Cooperowi współpracę nad dramatem więziennym dla telewizji zatytułowanym Krysztatowy dom. Rick chciał zagrać główną rolę, młodego mężczyznę tak atrakcyjnego, że nastolatki szalały na jego punkcie. Truman postanowił ściągnąć na Manhattan Wyatta, który spędzał wakacje w Southampton, i podczas lunchu przedstawić mu Ricka. „No i siedział tam ten nudny człowiek, o kompletnie nijakiej urodzie i opowiadał film z Joan Crawford, który oglądał w telewizji poprzedniego wieczoru” – wspominał Wyatt, zdumiony tym, że ściągnięto go do miasta. „A do tego Truman zachwycał się tą jego opowieścią, jakby mówił o jakichś skarbach!”. Tajemnica wydała się kilka dni później. Truman ponownie zadzwonił do Coopera. Udał, że nagle przyszedł mu pewien po mysł, że ma idealnego kandydata do roli młodego bohatera.
– Wiesz, kto mógłby zagrać tę rolę, kto byłby naprawdę cudowny? Rick!
– Trumanie, chyba żartujesz, to musi być ktoś przystojny i seksowny.
– Najwyraźniej twoje wyobrażenia o tym, co to znaczy być przystojnym i seksownym, znacznie odbiegają od moich – odparł chłodno Truman.

Potem próbował zainteresować Wyatta jednym ze scenariuszy Ricka. Chciał go namówić do współpracy „Sam sobie z nim współpracuj!” – wrzasnął Wyatt. „Jesteś jedyną osobą, która jest zainteresowana jego towarzystwem”.

Rick wkrótce zaczął mieć wątpliwości co do sensu tej przyjaźni. Uważał, że w przeciwieństwie do Trumana spełnia warunki ich niepisanej umowy. Oczekiwał czegoś więcej niż tygodniowego kieszonkowego. Spodziewał się, że Truman pomoże mu wystartować, urzeczywistnić marzenia. Coraz bardziej rozumiał, że na to się nie zanosi. Uznał, że został oszukany. Stał się bardziej wyrachowany i cyniczny. „Myślę, że przyjąłem postawę typu nic mnie to wszystko nie obchodzi” – opowiadał. „Nasz związek stał się czysto merkantylny. Robiłem, co mogłem, żeby wydawać jak najwięcej pieniędzy i jak najrzadziej się z nim spotykać”.

Seksualna strona ich związku stawała się dla niego coraz bardziej uciążliwa. „Fizycznie Truman mnie nie pociągał, dlatego pod względem seksualnym nie było to szalenie ekscytujące. Nie szybowaliśmy pod niebiosa. Do tego wieczorami często był pijany. Bardzo trudno wykrzesać z siebie czułość dla kogoś pijanego. Mówi «przepraszam», idzie się wyrzygać, potem wraca. Jak można kogoś całować po czymś takim? Nie da się. Ciężko to znosiłem, naprawdę ciężko”. Jeszcze ciężej znosił reakcje wielu jego starych przyjaciół i znajomych, którzy uznali, że został homoseksualistą. Nawet żona, z którą był w separacji, rzuciła mu w twarz słowo „pedał”. „To bardzo urażało moje uczucia. Myślałem sobie: «Jezu, czy ja wyglądam na geja, czy ja jestem gejem?»„. Nigdy nie przypuszczał, że znajdzie się w takiej sytuacji. „Jeśli heteroseksualnego mężczyznę, który uprawia seks z mężczyzną, nazywa się homoseksualistą – zastawiał się smętnie – to dlaczego homoseksualisty, który uprawia seks z kobietą, nie nazywa się heteroseksualistą?”.

Tymczasem Truman jeszcze bardziej zaczął komplikować sytuację. Stał się mniej szczodry i bardziej zaborczy. Kontrolował wydatki Ricka, sprawdzał, gdzie spędza czas, i zarzucił mu, że ma romans z jedną z przyjaciółek. Stało się to, czego Rick się zawsze się obawiał. Za każdym razem musiał prosić o pieniądze. Czuł się jak szesnastolatek błagający ojca o parę dolarów na sobotnią randkę. „Nie miałem tożsamości, byłem nikim. Truman nie chciał dopuścić, żebym stał się sobą, bo wtedy mógłbym poczuć, że nie jest mi już potrzebny”.


BIO

Truman Garcia Capote (właśc. Truman Streckfus Persons) wywodził się z Południa, dzieciństwo spędził w Luizjanie, Alabamie i Missisipi. Po ukończeniu szkoły średniej przez pewien czas pracował jako goniec w redakcji tygodnika The New Yorker, co stworzyło mu okazję do nawiązania pierwszych kontaktów literackich.
Debiutował jako nowelista zbiorem Zatrzaśnij ostatnie drzwi (1943, Shut the Final Door), po którym wydał kilka jeszcze tomów opowiadań wyróżniających się subtelnością psychologicznego rysunku postaci, ulotnością nastroju i wdziękiem stylistycznym, ale uznaną pozycję literacką zdobył dzięki dwóm powieściom – Inne głosy, inne ściany (1948, Other Voices, Other Rooms), zawierające wyraźne pierwiastki autobiograficzne opowieści o dojrzewaniu uczuciowym młodego chłopca, i Harfa traw (1951, The Grass Harp), której bohaterowie uciekają w dzieciństwo, chroniąc się w ten sposób przed okrucieństwem "normalnego" życia, i rezydują gromadnie w rozrosłym drzewie.
Podobne przesłania zawiera głośna powieść Śniadanie u Tiffany'ego (1958, Breakfast at Tiffany's), portretująca młodą dziewczynę, która nie chce stabilizacji i nawet na wizytówce umieszcza informację, że znajduje się permanentnie "w podróży".
Natomiast ostatnia z szeroko znanych powieści Capote'a, Z zimną krwią (1966, In Cold Blood), utrzymana jest w zupełnie odmiennym tonie i napisana inną techniką; jest to swoista "powieść dokumentalna", drobiazgowo rekonstruująca szczegóły krwawej zbrodni, popełnionej przez dwóch recydywistów na czteroosobowej rodzinie farmerskiej z miasteczka Holcomb, a następnie przedstawiająca równie szczegółowo przebieg procesu i zachowanie się zabójców przed i po wyroku, aż po sam dzień egzekucji.
Najbardziej oryginalne utwory Capote'a z pierwszego okresu twórczości nie znalazły w zasadzie naśladowców, natomiast powieść Z zimną krwią dała na swój sposób początek fali "powieści dokumentalnych", które ze szczególnym zapałem uprawiać zaczął Mailer. Po ogromnym międzynarodowym sukcesie Z zimną krwią w twórczości Capote'a nastąpiło swoiste "zawirowanie".
Przez wiele lat pracował nad zamierzoną na proustowską skalę powieścią Answered Prayers, której nigdy nie ukończył (duży fragment ukazał się za życia autora w jednym z czasopism). Zachowane trzy rozdziały wydano w 1987 roku, z podtytułem The Unfinished Novel (Wysłuchane modły. Powieść nie ukończona), w opracowaniu M. Foxa. Powieść, o wyraźnie autobiograficznym charakterze, portretująca nowojorskie środowisko artystyczne wraz z jego międzynarodowymi koneksjami, wywołała wzburzenie z powodu agresywnych i drastycznych charakterystyk wielu luminarzy amerykańskiego życia artystycznego i intelektualnego.
Podczas nauki w nowojorskiej Trinity School Capote osiągnął wynik 215 pkt. w teście na IQ.
Pisarz - jak sam twierdził - zapamiętywał w 94 proc. dosłowną treść wszystkich rozmów, które przeprowadzał. Ta niezwykła umiejętność miała pozwolić mu na napisanie Z zimną krwią.
W roku 2005 Bennett Miller wyreżyserował film pod tytułem Capote, który przedstawia okres życia pisarza podczas pisania książki Z zimną krwią. Tytułowego bohatera zagrał Philip Seymour Hoffman. Film zyskał przychylne opinie krytyków filmowych i otrzymał wiele prestiżowych nagród i nominacji.

[źródło: Wikipedia]