1 kwietnia


Tekstylia na Bis



ALTERNATYWNY SŁOWNIK MŁODYCH LITERATÓW i KRYTYKÓW

(bez szczękościsku cenzury)



[copyleft by „Cham!Art” Klan]


PREMIERA: 1 kwietnia 2007




Cyranowicz Maryja (1974) – poetka, krytyczka. Redaktorka najpierw branżowego pisma pod szyldem „Meble” (przygotowywanego przez wielkomiejskich autorów zaprogramowanych na ustawianie siebie w szarej strefie tekstów nowej polskiej kultury), a potem utworzonego przy Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie mocno i „Nocno-Poetyckiego” dwumiesięcznika nowoawangardzistów „Wakat”.
„Matka chrzestna neolingwistów warszawskich”, uczestniczka najważniejszych momentów określania się nurtu i (samo)stanowienia jego przedstawicieli. Od lat regularnie pobudza do działania i procentowania aktywa literackie stolicy. Inspirowała między innymi młódź z Uniwersytetu Warszawskiego, namaściła ich swoją pasją i wiedzą, prowadząc – jako doktorantka tej uczelni – zajęcia z literatury współczesnej dla przyszłych polonistów. Mimo ogłoszonej na łamach „Meblo-Lampy” śmierci post- i tylko neolingwizmu boska mother of neolinguism nieustannie oddziałuje na wiernych wyznawców: ziomali, akolitów i podróbkarzy, co daje szansę na przetrwanie gatunku warszawskiego i jego mutacji czy nowych wcieleń na rynku poezji.
Jako orędowniczka prawdy o lingwizmie stoczyła też pisemne boje z jego pa]n[tologicznym krytykiem towarzyszącym – Pawłem Koziołkiem (1979), o czym zaświadcza antologia-materiał dowodowy wspólnych starć pt. Gada !zabić? (Warszawa 2005).
Cyranowicz konsekwentnie wypracowuje własną koncepcję tekstu inspirowaną między innymi poezją konkretną i twórczością Tadeusza Juliana Pajbosia. Wydała autorskie tomy z „wierszami”: neutralizacje (Warszawa 1997), i magii nacja (Kraków 2001), piąty element to fiksja (Warszawa 2004) oraz przebierankę starych wyrobów poetyckich z nowymi – Psychodelicje (Warszawa 2006). Mieszka w Warszawie, pracuje jako nauczycielka języka polskiego.


Chłopek Rysiek (1979) – wisi w sieci jako „poeta, prozaik, krytyk”. Współpracuje z magazynem internetowym „artPapier”, gdzie pisuje recenzje i przeprowadza wywiady z kolegami poetami.
Po debiutanckich próbach zarażenia poetycką Wieczną ospą (Kraków 2002) jeszcze tylko raz uwierzył w siłę tworzenia i rażenia literaturą własnej roboty... Zdecydował się wydać wiersze kostiumowe – Legendy schodzą z pomników (Nowa Ruda 2003). Długo po wydaniu zbioru tej „chłopskiej poezji” ze Śląska („zagłębie lirycznie ustosunkowanych istot”) krążył po katowickich knajpach, zapraszając do lektury, o czym donosił nawet krakowski „Per-Jodyk”. Mieszka w Gliwicach.


Dąbrowski Tadzio (1979) – poeta, eseista, krytyk literacki. Redaktor sopockiego dwumiesięcznika „Topos”.
Jeszcze za studenckich lat na Uniwersytecie Gdańskim pojawiły się młodemu działaczowi nadmorskiej polonistyki Wypieki (Gdańsk 1999). Bo podglądał studentki i inne wolne kobiety – również te podejrzanej konduity. Odegrany trzy lata później Mazurek Dąbrowskiego (Kraków 2002) przyniósł – czego dowodem recenzje i szkice bezkrytyczne – pochwały kompozytorowi. Młodzieniec jednak nie spoczął na laurach. Opublikował w renomowanym wydawnictwie krakowskich centusiów, w formacie B5, imponującą wybrankom (alfabetycznie „między Marią / a jakąś inną Magdą”), niezbożną książeczkę Te Deum (Kraków 2005). Zebrał w niej filuterne, desakralizujące podmiot twórczy pieśni i litanie, opiewając swoje boskie inicjały i warszawskiego rapera TeDe.
Grzechem ciężkim niepoetycko nazwano przygotowany przez Dąbrowskiego tom Poza słowa. Antologię wierszy 1976–2006 (Gdańsk 2006). Redaktor T.D., kierując się – jak twierdzi we Wstępie – świątobliwą „wiarą w wiersz”, zawarł w nim utwory własne i sobielubne – głównie uciekające od barbarzyńskiego awangardyzmu (Dehnel), „skrajnego tekstualizmu” (Stefko) czy „estetycznego nihilizmu” (Wencel), zapominając, że te „zabawki” również da się czytać, analizować i nie tylko autor-poeta pamięta o ich istnieniu. Uwaga dla fanek: nie udostępnia danych kontaktowych. Jedyny sposób komunikacji z nim to 180-znakowy esemes – jak te w tomie e-mail (Sopot 2000).


von von Dehnel Jack (1980) – gatunkowo: archeopteryx i dandys. Nowoklasycystycznie uczulony, klasycznie uwrażliwiony na punkcie bezkrytycznego, autorskiego „ja” poeta („Idolatrii [...] i obrażonego ego [...] nie leczę”), powieściopisarz jak ta Lala (Warszawa 2006). Mający własną, prozaiczną Kolekcję (Gdańsk 1999) malarz i rysownik. Jak się patrzy – „Vivienne Westwood polskiej sceny poetyckiej”. Aktywista internetowy i telewizyjny, frontalny działacz Nieszuflady, aparat(czyk) łosskoczący Jolę „Podmianę” Grosz.
Laureat nagród, które rozchodzą się po kościach. Ostatni namaszczony blurbem przez noblistę Czesława poeta młodego pokolenia. Mając 26 lat, dorobił się Wierszy (Warszawa 2006) zebranych – z dwóch wydanych wcześniej tomików (Żywoty równoległe, Kraków 2004; Wyprawa na południe, Tychy 2005) i jednego z szuflady (Pochwała przemijania). „Uczęszczał do szkół”, oświadcza na swojej literackiej podstronie. Ale i tak według własnych reguł i widzimisię posługuje się polszczyzną (korzeniami sięgającą po XIX wiek). Mimo często podkreślanego własnoręcznie i cudzymi słowy talentu, łatwo skrytykować jakość jego pomnikowej edycji za ortograficzno-interpunkcyjne niechlujstwo i do znudzenia kolące w oczy literówki. Widać zabrakło mu opieki czułej na niefrasobliwości mowy Dehnela redaktorki (tę zWABił, zatrudnił i oddał hołd dopiero z okazji wypuszczenia na rynek własnoręczne wykonanej Lali). Jak stwierdzono na niepoetyckim forum, Dehnel „neguje normy i uchwały Rady Języka Polskiego, leksykografów [...], nie znając ich!”. Dlatego pewnie łatwo staje się okazjonalnym obiektem krytyki personalnej.
Zdarzyła mu się jednorazowa, ciążąca do dziś stronie Literackie.pl zdrada poezji na rzecz bezpłodnej krytyki. Skok w bok dokonany z „żenującym” – jak stwierdził Dehnel „po” odbytym zaznajomieniu – Hieronimem Szczurem zakończył się obfitującym w autorskie wynurzenia tekstem... I personalnymi atakami na „prof. Stanisława Balbusa, prof. Juliana Kornhausera i Jarosława Markiewicza”, którzy „parówkowo skrytożarli, zamordowali chrześcijańskie dziecko i przerobili je na macę”, pisząc wszem i wobec o książce Szczura zamiast np. Jacka von von Dehnela. Lektura powszechna „zapisu wynurzeń i iście Dorniańskich [cokolwiek to znaczy – przyp. red.] podejrzeń czytelniczych” pt. Kogo zabił Hieronim Szczur? Bo wiemy z kim mogłaby wstrząsnąć niejednym sięgającym po pióro osobnikiem-wierszokletą i zachęcić do dalszej krytyki babcinej laluni à la Oskar Wilde. Autor mieszka w Warszawie, na Powiślu. Czeka na żwawych ochotników do walki na pióra.


Drotkiewicz Agnes (1981) – autorka prozy i publicystyczki. Najgłośniejsza propagatorka idei Elfriede Jelinek w Polsce – przepytuje z wiedzy o niej rozmówców wszelakich, także w wywiadach zebranych w tomie Głośniej! Rozmowy z pisarkami (Warszawa 2006).
Stała współpracowniczka lumpenproletariackiej „Lampy” P.D.W. Jako 23-latka dostała w ramach walentynkowego prezentu premierę literackiego debiutu pt. Paris London Dachau (Warszawa 2004). Sytuacja to niemal groteskowa, bo jej pierwszy tom prozy to raczej miłosny monolog (wtrącony w studencki kolaż-cytatnik zwany tu książką) upadłej z porzucenia w warszawkę, „ubranej w cytaty” Basi – bohaterki i narratorki zarazem.
„Sławkiem [Sierakowskim] opętana, [cudzym] językiem oplątana” autorka wkrótce wydała drugą książkę – Dla mnie to samo (Warszawa 2006). I tym razem stworzyła literacki patchwork (samodzielnie nazywając go nawet „palimpsestem narracyjnym”), ale z nutką powieściową o trudach życia z i między kobietami. Skoro ich pozytywne stosunki i normalność na co dzień to literacka mrzonka – jak przekonywały znakomite poprzedniczki Drotkiewicz: Ingeborg Bachmann, Simone de Beauvoir, Elfriede Jelinek, Marlene Streeruwitz – opowieść musiała pogrążyć: smutkiem, fatalizmem, prozaiczną buńczucznością małych kreacji kobietek.
Autorka zadaje się również z innymi niż Naczelny Młody Krytyk Polityczny Kraju mężczyznami. Dowodem tego stała się długo zapowiadana i wypuszczona w Twoim Stylu książka, rejestrująca Głośniej! wspólne dialogi osób publicznych: pisarki-dziennikarki-kulturoznawczyni oraz piszących. Mieszka w Warszawie.


Giedrys Woytek (1981) – piszący. Poeta w Ścieleniu i grzebaniu (Nowa Ruda 2004). Pościelił sobie wyro „Undergruntem” i wciąż spać nie może. Bo każdy kolejny projekt wynikający z kooperacji z bratem G.G. i miastem Toruń („undergrunt.info”, „Tygodnik.art.pl”) pada na ryj. W 2004 rozpaczał z powodu braku „antykrytyki”. Stwierdził wtedy: „Czekam na takiego, który mi wygarnie”. Woytku, szkoda mojego czasu! Już Ci to zrobili na boku i w Literatorium.pl.


Kasprzak Misha (1981) – poeta, krytyk literacki powity w stołecznym SDK-u. Od urodzenia w okrzykach bo on to zgubi (Warszawa 2003) oficjalnie nazywany neolingwistą warszawskim. Redaktor pisma „Wakat”. Osoba wpływowa i poważana, dzięki głoszonym z (Ek)lektyki krytyka pochodom konstruktów myśli analitycznych i okołoliterackich, z widoczną tendencją do deprawowania zastanych form językowych.
Niezłą „yeahbajkę dla dorosłych” – jak twierdzą skrytykowani – stanowi działalność krytycznoliteracka Kasprzaka. Zaczynając od Raportu z obelżywego miasta („Ha!art” 9–10/2001–2002), zasłużył sobie na opinię „objawienia młodej warszawskiej krytyki” akademickiej pomieszanej z „dyskursem reportażowo-felietonowym”. Pisze co jakiś czas na łamach wielu pism – ze szczególnym uwielbieniem polemik z Jarosławem Klejnockim (→Osikowy kołek krytyki personalnej).
Chcesz sięgać po neo i lingua w jego wykonaniu? Uważaj, bo on to zgubienie sieje, gdy sięga po języki. „Przed bliższym kontaktem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Albo zostaje Ci monopolowy”, żeby zapić ból niezrozumienia – ostrzegamy potencjalnych czytelników.


Lekszycki Pavel (1976) – poeta ze Śląska, redaktor naczelny nieodżałowanego dwumiesięcznika „Kursywa”, któremu ukrócono interes numerem prozaicznym w grudniu 2005.
Wdał się w spółkę z Pawłem Sarenką, tworząc „dwuksiąg” Ten/Tamten (Bydgoszcz 2000), potem zabrnął „na dziko” w wiersze przygodowe i dokumentalne (Białystok 2001). Mieszka w Dąbrowie Górniczej, gdzie cudze dzieci uczy. Etat w szkole był pozytywną odpowiedzią na męskoosobowe pieśni ciała pedagogizującego wierszem – Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie (Kraków 2006). Redakcja Tekstyliów na Bis życzy dalszych sukcesów zawodowych! Przyda się też odrobina szczęścia, gdy dyrektor szkoły i nobliwe panie z kuratorium oświaty dowiedzą się o drugim „ja” poety – Szyckim. Pod tym pseudonimem zboczony Ślązak na początku kariery w szkolnictwie pisywał (na przerwach, pod biurkiem, uciekając przed zapaloną do małżeństwa narzeczoną) wiersze: jawnie pornograficzne, kinderystyczne, menstruacyjne, inicjacyjne i antykonsumpcyjne (jeden z ostatnich na szczęście bez parówek z Tesco na powierzchni poematu i w środku). Tyle na osobności. Uczennicom zaś chętnie pokazywał w trakcie zajęć i wulgarne, i romantyczne pozycje bibliograficzne. By zjednać sobie zastępy żadnych Wereszczakówien, krakowskich frustratów w krytyce i prozaicznych proroków z Nowej Huty, zapodał raz temat HWDP – co się chwali w antyklerykalnym i zwalczającym korporacjonizm „Ha!arcie”. Jak przystało na romantycznego „Siłacza”, przychodził na lekcje „bez głowy za to na lekkim kacu” i z poetycką wazeliną. „Rozterki prowincjonalnego nauczyciela” w wierszach edukacyjnych z tomu Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie przesłoniły, co trzeba wyjawić, intymne, uderzające sentymentalnym liryzmem relacje z lekcji „języka Miłości”, dowody tekstowych miłostek i współżycia ze szkolnymi, niekoniecznie literackimi, bytami. Po prostu bardzo dobrze mu wyszło spisywanie refleksów z nauczania początkującego polonisty. (Niewykluczone, że Szycki nie napisze już więcej żadnego syfiastego i malarycznego, gdy się wczuje w klimat, wiersza śląskiego – z dominantą w postaci tamtejszej Sodomy i Gomory!).


Melanowski Tobek (1985) – autor wierszy i tekstów o książkach. Zaprzedawał się na łamach prasy ogólnopolskiej z obcym kapitałem, nie przestanie.
Porzucił mikołowski „mit rodzinny” (starszy brat też jest poetą), by odnaleźć inspiracje i móc się wesprzeć na brązowym ramieniu pomnikowego poety Adama na krakowskim rynku, gdzie znajdują swoje miejsce artyści, turyści i miejscowa młodzież. Melanowski zdradza skłonność do bycia obieżyświatem poetyckim, w związku z czym zatytułował swój debiutancki tom Wycieczki krajoznawcze (Legnica 2002). Co z nich wynika dla młodzieńczego wykwitu zwanego debiutem? Chłopak się pokazał, żeby go zobaczyli, skoro zdolnym a młodym poetą jest. Gorzej prezentuje się jego tfurczość recenzencka spod znaku „Arte”, gdzie notując swoje uwagi o książkach, zapominał czytać je uważnie. Tak doszło do zawarcia w bibliografii prac T.M. „tekściczków” rozpoczynających się od fraz: „Leży przede mną...”, „Ukazała się właśnie nowa powieść...” zamiast wartych lektury prób krytycznych. Oj, trzeba mu rozwinąć zajęcia z Gimnastyki korekcyjnej aparatu czytelniczego!


Mueller „Anioł” Joanna (1979) – tkaczka poetycka, projektantka „krytyki anamorficznej”, która stawia sobie za cel mnożenie przedstawień analityczno-interpretacyjnych, mające w praktyce „przełamać dekonstrukcję”. Tytanka pracy twórczej. Matka, żona i kochanka. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego (pisze o UTOPIelcACH we współczesnej poezji). „Uczy studentów poetyki i teorii literatury, a w wolnych godzinach wiedzie klerkowskie życie korektora. Poezję też pisze klerkowską, co na razie zaowocowało wydaniem jednej książki” – Somnambóli fantomowych (Kraków 2003). Bywa krytyczką samozapalną i mącicielką, co uskuteczniała dotąd m.in. na łamach „Studium”, „FA-artu”, „Pograniczy”, a także – jako redaktorka – „LiteRacji”. Zasłynęła cyklem trymestralnych esejów (także ciążowych) pt. Apokryfki Epifanii z Maligno, o których donosiła nawet nielingwistyczna „Lampa”. Czytali je pilnie studenci Mueller, żeby zdobyć upragnione zaliczenie, ale z różnym skutkiem metodycznym. Ponoć bez skłonności do trawienia cudzego języka nie wchodzą łatwo. „Przedstawicielka praskiej szkoły przeżycia oraz jednoosobowego nurtu zwanego archelingwizmem”, jeśli to cokolwiek tłumaczy. Mieszka w Warszawie.


Ostaszewski Roberto (1972) – krytyk prozaiczny. Według jednych – pisarz hartujący się do bólu, autor felietonowatych tekściczków, w których krytycznie wyraża się o książkach młodych polskich literatów („publicznie radził rozstać się z fachem prozaika wielu debiutantom”). Inni (jak krakowski korporacjonista Pit „Bull” Marnecki) twierdzą, że to „postać znana, ceniona, opiniotwórcza, trafnymi sądami się wykazująca itd., etc., itp.”, więc należy mu się respect.
Kilka lat temu znakomity Ostaszewski, heteroseksualny krytyk i głos „FA-artu”, na nieszczęście postanowił zostać pisarzem. Mówi się w mieście Kraka, że „jego twórczość to temat tabu – po prostu o niej się nie rozmawia”. Bo dwutorowość działań literackich spowodowała u niego rozdwojenie jaźni, widoczne zresztą na piśmie. Gdy pisze „jednocześnie Ostaszewski krytyk i Ostaszewski prozaik, spraw[k]a zaczyna śmierdzieć”. Bo „krytyk”, jeśli mowa o jego rówieśnikach, nie przebiera w krytycznych słowach, a zatem „czyści sobie pole lub kosi konkurencję”. Mafijne porachunki z konglomeratami wydawniczymi załatwia m.in. w internetowym dwutygodniku „artPapier”. Tam prowadzi bowiem cykl Miałem nie pisać o...
Bywa, prowadzi, pisuje i wypowiada się publicznie dość regularnie. Błyszczy nietuzinkowym poczuciem humoru i retorycznymi odruchami bezwarunkowymi. W jednym z wywiadów np. zdradził swą „fascynację damską bielizną.... oczywiście oglądaną na kobietach”, a głośne i nagradzane Lubiewo →Michaua Witkowskiego określił mianem „nieco podrasowanego «reportażu penetrującego»”.
Nieobyczajny krakus z „papierami na pisanie” wydał na razie 3 książki. W swoim debiucie powieściowym, Troję pomścimy (Kraków 2002) – jak zauważył Naczelny Krytyk Śląska i Zagłębia Krzysztof Miłkowski – sypnął się konceptualnie ze skłonnością do chłopięcej twórczości. Spisał fragmenty z historii Polski zwanej Ludową, ale z pewnością nie dla młodego ludu czytającego. Jego bohater, Tadek, tonie w absurdach komunistycznej rzeczywistości, a jego niekoniecznie pokoleniowa narracja to „lipa”. Ostaszewski zrobił sobie przerwę w publikowaniu prozy na 3 lata, by w końcu zbłaźnić się wyszydzaną w towarzystwie Dolą idola i innymi bajkami z raju konsumenta (Kraków 2005). Złożony z dorosłych dzieci wolnego rynku target opowieści nie kupił. Czeka na odkrycie, leżąc w gąszczach centrów taniej książki (ten typ prozy „zamiast oczyszczać, dziś już raczej zanieczyszcza. Zwłaszcza półki” – pisała recenzentka „Nowego Pisma”).
Ma też na koncie Ostaszewski tom z felietonami Odwieczna, acz nieoficjalna (Olsztyn 2002), gdzie spisał, czekając na tytuł planowanego doktoratu, swoje myśli o literaturze i okolicznościach towarzyszących mu jako wybrednemu czytelnikowi.


Pado Dario (1974) – poeta pasjonat, z zawodu prawnik. Publicznie występuje najczęściej, zabierając głos w gazetowych „Kocich Sprawach”.
Współsprawca – obok →Radka Wiśniewskiego – „dwugłowego dziecka” wojny Raj/Jar (Nowa Ruda 2005), następnie wybrał się na pisemne Peryferie raju (Warszawa 2005), wydając jedyny, jak dotąd, samodzielny zbiór wierszy z krajowej komunikacji interpersonalnej. Współpracownik śląskiej „Kursywy”, gdzie jednorazowo porwał się na Krytykę praktycznego egotyzmu i opis zjawiska „«wiersza serwisowego», czyli takiego który powstaje jako efekt działań twórczych autora będącego zaangażowanym uczestnikiem serwisu poetyckiego” Nieszuflada.pl. Ten jeden raz własnoręcznie potępił niedrukowalne twory z internetu, by zamilknąć w kwestiach krytycznoliterackich na łamach czasopism i wypowiadać się publicznie tylko na forum wspomnianego wortalu. W refleksji o dziełach cudzych woli koncentrować się „na emocjach tekstu niż na pierwszopłaszczynowej quasi-analizie postproakademickiej”, co ogranicza zakres środków wyrazu i głębię myśli o literaturze. Mieszka w Warszawie.


Pluszka Adamniam (1976) – wart urynkowionego pomnika poeta, prozaik, krytyk literacki i filmowy.
Udał się w niejedną wycieczkę poza wszelkie granice pt. Trip (Kraków 2005). z prawa z lewa opisuje poetyckie Zwroty i prozaiczne Łapu capu (Kraków 2003) wśród dziewczynek z młodości. Chwała mu, cześć i uwielbienie za przeniesienie na grunt polskiej poezji French Love (Kraków 2006) – prorokują fanki i znawczynie tematu Trendi, dżezi i stizi. Zdziałał wiele dobrego dla literackiego światka, śniącego o scenach łóżkowych z Krakowa i Warszawy, pisząc o książkach kolegów z bohemy w „Twórczości” czy „Studium”. Korzysta na tym historia literatury, bo Pluszka czyta cudzesy ze znawstwem, komentuje ciekawie i regularnie, podnosząc wątpliwy, zdaniem wielu starszaków z akademii, poziom młodej krytyki. Zazwyczaj. W praktyce krytycznoliterackiej raz przytrafiło mu się zrobić więcej niż „jakąś krzywdę”. I to głównemu bohaterowi książki Ignacego Karpowicza – kolegi z Czarnego. Pisząc o Niehalo („Twórczość” 11/2006), Pluszka najzwyczajniej, całkiem dosłownie uśmiercił Maćka. Bezwarunkowo i wbrew trybowi przypuszczającemu użytemu w narracji „dał mu się wykrwawić w wannie – z jednej strony uśmiercając nieudacznika, z drugiej – inteligenta”, mimo że końcowa scena to element paraboli.


Sasinowski Allan (1983) – student filologii polskiej Uniwersytetu Szczecińskiego, współpracownik kwartalnika „[fo:pa]” i recenzent „Pograniczy”.
Niepokojąca dowolność – to hasło przewodnie jego pisaniny. Popełnił środowiskowe i literackie faux pas, bezkrytycznie wydając debiutancką, pozbawioną ważkiej myśli przewodniej mikropowieść Sukces (Szczecin 2006). Niewiele znaczący dla nakładu tytuł i uśmiercona bohaterka Dorota o rysach wspólnych ze znaną Masłowską, samonapędzający się mechanizm fabularny i językowy (tworzenie z plugastw hiphopowej i dresiarskiej codzienności, mówienie pseudo-Masłem, by podjarać pełnoletnią, ale upośledzoną kulturowo publiczkę show-biznesu) nie przyniosły pożądanej chwały i przychylności recenzentów. Wyjątek od tej reguły ustanowił Piotr Michałofski ze skoligaconych z autorem „Pograniczy” i uniwersytetu. Recenzja pana dra hab., prof. US pt. Kontestacja konformistyczna w szczecińskim dwumiesięczniku kulturalnym (numer 1/2006), pozostaje najbardziej okazałą zdobyczą debiutanta w prozie. Nie obyło się jednak bez krytycznych uwag: „Sasinowski próbuje łączyć realizm z groteską, paszkwil środowiskowy z powieścią psychologiczną, powieść uniwersytecką z kryminałem, powieść obyczajową z political fiction [...]. Szkoda tylko, że efektem tego melanżu gatunkowego z perspektywą powieści totalnej nie jest postmodernistyczne wyrafinowanie formy, ale niezbyt szczelny kabaretowy patchwork”.


Wentzel Wojciech, bł. (1972) – poeta, eseista, gościnny felietonista, niedzielny krytyk literacki. Wprawdzie nie wygląda jak z krzyża zdjęty, ale tyle poświęconego miejsca powinno mu wystarczyć.


Winiarski Kubuś (1974) – osobnik określany przez niektórych w literackim światku takimi przezwiskami gatunku ludzkiego jak poeta, prozaik, krytyk literacki („piszę sobie a Muzom tu i teraz o tych, co piszą sobie a Muzom”).
Wydał dwa drętwe, nieobecne w pamięci czytelniczego ludu zbiory wierszydeł: Przenikanie darów (Warszawa 1995) i Obiektyw (Warszawa 1997), po których zawiesił działalność wierszoróbcy. Wpisał się też do katalogów bibliotecznych pozycjami prozaicznymi: nieznośnie lekko zżynaną z powieściowego bytu Milana Kundery Loquelą (Kraków 2004) i wyróżniającą się w literaturze wobec nowej rzeczywistości Kroniką widzeń złudnych. Pismami edukacyjnymi (Kraków 2004). Folguje sobie w dyskusjach z adwersarzami, nie daruje szydercom popełnionych własnoręcznie tworów, o czym przekonałby się niżej niepodpisany, gdyby dokonał niepłodnego w skutki poniżej pasa coming outu. Gdy Justyna Jaworska na łamach „Lampy” 9/2004 zarzuciła mu, że w mozolnie spisywanej Kronice „szydzi z głupiej baby”, Luizy: „nieładnie, resentymentalnie i w dodatku nudno”, odgrywał się na oczach publiczki poprzez spokrewnione „Studium”, sugerując przez pięć bitych stron „zjebki”, że ta jest „mentalną kretynką”, bo „się na nim nie poznała”. Winiarski, który „studiów polonistycznych [...] nie zdołał ukończyć”, zaliczył swojego negatywnego krytyka z tytułem doktora filologii polskiej w poczet „idiotów, głąbów, złośliwych kutafonów i wszelkiej maści paralityków umysłowych”. Co gorsza, uczynił to w swoim Dzienniku, zaczynającym się od hiperrealistycznej relacji z żałoby po śmierci Jana Pawła II. W końcu zareagował, z natury religijny, klasyczny „osikowy kołek krytyki personalnej” – Jarosław Klejnocki, ponieważ „wkurwieni pisarze” zatruwają życie recenzentów... którzy też piszą – omówienia lub swoje własne książki. Nic tylko zawołać: „Krytyczku, skrytykuj się sam!”.
Skąd taki charakter wezwania do charakteryzowanej sylwetki? Samokrytyki antybohater Winiarski nie dopuścił się do tej pory... Za to chętnie dowartościowuje swoje ego kosztem słabszych wierszokletów. Na przykład odpowiadając młodym ciałem i duchem polemistom – zwolennikom poezji niejakiego Marcina Kruchleja, wyznawał w Nieszufladzie: „nie sądzę, bym był o wiele mniej doświadczonym krytykiem od Piotra V. Lorkowskiego. W moim wieku i z moim dorobkiem krytycznym już takie różnice ze starszymi o 10 lat krytykami nie istnieją. W Twoim, chłopcze, to inna sprawa, w Twoim wieku każde 10 lat to galaktyka i powinieneś nauczyć się, chłopczyku, szacunku. Ale Ty wolisz się wymądrzać. Znam takich. Imię wasze: Legion. Moje wiersze są na Nieszufladzie i nie tylko. Nie zadałeś sobie, chłopczyku, trudu, żeby sprawdzić, to ich nie widziałeś. A książki są cztery: dwie wierszem i dwie prozą – też wystarczy poszukać, popytać. Ale Ty, chłopczyku, wolisz dąsy i fochy jak panienka strzelać”. Fakt, niewielu normalnych ludzi zagląda do tekstów J.W. Szczególnie poetyckich.
W „Studium” Winiarski regularnie, w psychozie natręctw „krytyczno-literackich”, testuje cierpliwość czytelników Dziennikiem sfingowanym. Nie do końca wiadomo, czym dookreślić ciężar gatunkowy tych zapisków, ale to nie problem – żaden osobnik świadomy niemożności doścignięcia mistrza Gombrowicza i wybredny czytelnik nie będzie o nich pamiętał. Podobnie naukowcy z instytutów filologii polskiej, pisząc historię czasopism i literatury pierwszych lat XXI wieku.
Dżej Vi występuje regularnie jako wykonawca „impresji”, not, wmówień i niedomówień pisanych – ponoć – o książkach poetyckich w wortalu Nieszuflada.pl. Według autora mają one „w założeniu zachęcenie ludzi do dyskusji o danej książce”. Ich, pokazujący awersję do zasad pisowni polskiej, kształt („chaos myślowy i spisywanie z sufitu w tzw. recenzjach”), niesprawny lub niepełnosprytny język, jakość merytoryczna, rzeczowość wywodów dawno wzbudzały kontrowersje lub zażenowanie wśród czytelników – dyskutantów i polemistów z tego forum poetów. Dlaczego? Ma Winiarski niewiarygodne „kłopoty z logiką i nie tylko”, chociaż twierdzi, że „«czyta ze zrozumieniem» od 8. roku życia”. Trudno dostrzec umiejętność krytycznoliterackiego pisania w większości popełnianych dla Nieszuflady tekstów. Powoduje to m.in. ewidentny brak wiedzy z zakresu poetyki, historii literatury, filozofii, metod/ologii, teorii lektury i interpretacji... Najlepiej wypada Winiarski jako „wybiórca” cytatów, fragmentów do namysłu dla czytelnika, gdyż sam niewiele potrafi o konkretnych wierszach, dykcji poetyckiej czy koncepcji omawianego tomu napisać. Autor Loqueli prezentuje „czytanie [...] kompletnie mijające się z tekstem, mierne co do formatu rozpoznania i przekłamujące zawartość” publikacji, „produkuje mierne, bełkotliwe i przekłamujące” wypisy, które zostają – na szczęście – tylko w pamięci nieszufladzian, gdyż czasopisma kulturalno-literackie ich nie drukują. (Pewnie dlatego odgraża się na stronie Literackie.pl, że „pracuje nad zbiorem szkiców”. Tylko kto je wyda? Może Zielona Sowa weźmie je do biblioteczki „Studium”, gdzie J.W. – obok wizji Przez okulary Idioty – układał Świat jako księgę i wynaturzenie?). Dzięki Winiarskiemu, co trzeba przyznać, na serwerze Fundacji Literatury w Internecie ostają się tytuły dużej części wydawanych w Polsce książek poetyckich i nazwiska ich twórców – różnej maści dawców słów i nakładców makulatury, o których w Tekstyliach na Bis szerzej nie wspominamy. Nikt nam za to nie zapłacił ani do tego nie zmuszał.
Okołoliterat Jakub Winiarski, który na co dzień oferuje „nicość, a potem zawzięcie się z tą «nicością» boksuje”, „nie potrafi jednego dorzecznego słowa powiedzieć o poezji [...], a w zamian nawija makaron trawy spod podusi pensjonarki”, zdobył się w 2005 na dłuższą wypowiedź (meta)krytyczną na łamach „Kursywy” (numer 4–5). W artykule Wszystko, co warto dziś wiedzieć o krytyce pouczał i portretował (swoje preferencje osobowe? siebie tu lub potem?): „Krytyk, który rozumie [...] książki w tym, co jest w nich swoiste i pisze o nich ciekawie, intrygująco, i z pasją – to dobry krytyk. [...] Krytyk, który z głupoty lub premedytacji ignoruje albo przeinacza [...], pisze o [...] książkach tylko po to, by wykonać zlecenie, zarobić parę złotych [...] – taki krytyk jest krytykiem tylko nominalnie, w istocie to zwykły ćwierćinteligent lub frustrat wyżywający się ze swoimi przesadzonymi ambicjami w kontakcie ze sferą sztuki, o której nie ma pojęcia i która go prędzej czy później odrzuci, jak ciało obce”. Wypada zaznaczyć, że w praktyce Winiarski nie stosuje się do własnych zaleceń, ideałów guru. Z każdym tekstem pogrąża się w bełkocie („gadki-z-dupy” S.S.?), który trąci dyskursywnym marazmem. Zbyt chętnie bowiem piszący J.W. przekracza granice tolerancji dla upubliczniającego się miłośnika poezji czy pseudokrytyka, popadając w wannabe-recenzenctwo lub tylko nieziemsko jałowy namysł o książkach „na poziomie gimnazjalisty”! Mieszka w Warszawie.


Wiśniewski Radek, Idiota Jurodiwy (1977) – autor wierszy i tekstów okołoliterackich. Szef brzeskiego Stowarzyszenia Żywych Poetów, które wypuszczało artzina „BregArt”. Poetycki „maxi-singiel” z przydanym jednorazowo do towarzystwa →Darciem Pado i Jarem (Nowa Ruda 2005) na koncie oraz drodze twórczej. Zaliczył literackie starcia z Nikim z przydomkiem (Toruń 2003) i promieniowaniem „jutrzenki” Albedo (Kraków 2006). Nie życzy sobie dookreślania własnej osoby przez metki generacyjne i zawodowe. Wykrzykiwał w jednym z wywiadów: Nie róbcie ze mnie krytyka i... miał rację! Bo lepszy z niego krytykant i obmawiacz z sieci (http://www.jurodiwy-pietruch.blog.pl/) niż komentator literatury. Patrząc Przez okulary Idioty, regularnie czynił też Wyznania Idioty na łamach „Studium”. W jednym z numerów (2/2006) krakowskiego dwumiesięcznika Wiśniewski przedstawił singiel z „«bluesową» wizją literatury” jako alternatywą dla tendencyjności „prawicowo-konfesyjnej” i „lewacko-alterglobalistycznej”. Nie dookreślił, niestety, szczegółów preferowanego modelu „literatury obywatelskiej” ani nie zaoferował próbek tego rodzaju twórczości. Może płodniejsze dni nastaną i poznamy konkretne realizacje. W grudniu 2006 Idiota wydał 1. numer własnego pisma literackiego – „Red.”, któremu dowodzi jako naczelny. O periodyku szerzej nie wspomnimy. Tekstylia na Bis zawierają bowiem tylko omówienie publikacji, jakie znalazły się (drukiem) na półkach księgarskich i osób zainteresowanych do przełomu października i listopada 2006. Jurodiwy mieszka i prostytuuje się na polu literackim Brzegu.


Witkowski Michau (1975) – wrocławsko-warszawska Ciotka Klotka z Copyrightem (Kraków 2001) na pisanie wiekopomnej prozy i paradowanie z postpeerelowską Fototapetą (Warszawa 2006) zamiast poetyckiej korekty twarzy. Współautor Recyclingu młodej, zapowiadającej się prozy. W studenckich czasach, będąc pieszczochem i dumą prof. Stanislava Beresia na polonistyce Uniwersytetu Wrocławskiego, publikował recenzje i szkice krytycznoliterackie z naciskiem na feminizm, gender i queer. Odnowiciel przegiętej polszczyzny środowiskowej, literat Polski walczącej ze zdominowaną przez obciachowy dyskurs medialny, masońską „Gazet Wyborcz”. Jako Michaśka Literatka podsłuchiwał „pod stołem”, nagrywał, spisywał, a potem opublikował historie pikiet i zmagań ciot(ek) z gejowską Grupą z Poznania. Wyjechawszy na zasłużony (choć pozorny) urlop, przesyłał na wrocławskie Psie Pole tyle buziaków i kartek z pedalskiej plaży w Lubiewie, że ułożyły się one w pamiątkową sylwę-album pt. Lubiewo (Kraków 2005). Wielki Atlas Ciot Polskich jego autorstwa miał 5 wydań. Na walentynki 2006 wydano też gold edition z polaroidami dokumentującymi sekscesy na dzikich i naturystycznych plażach polskiego wybrzeża. „Posuwice” łyknęły i ten haczyk marketingowy uroczo sprzedającej się na rynku książki pisarki w męskim ciele.
Poza wkładem prozaika zapisał się w dziejach historii literatury jako współredaktor Tekstyliów. O „rocznikach siedemdziesiątych” (Kraków 2002).


Wysocki Grześ, „Głupi chłop” z Kaszub (1985) – niespełniony, więc samodzielnie interpretujący się poeta; molestuje hardkorem własne i cudze „nieszuflady”. Prozatorek tylko podług siebie i z eufemistycznej nazwy. Na forach poetyckiego życia publicznego chętnie i „głupio się zapytuje”. Student dziennikarstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od wczesnej młodości w KRK także samozwańczy krytyk chłopski, potem obwieś uprawiający krytykę wieśniacką. Okazjonalnie para się lub parzy innymi gatunkami, mało literackimi, wystukując tekścierwa biorące się z praktycznej nieumiejętności czytania ze zrozumieniem oraz poprawnego pisania po polsku, choćby według uczonego już w podstawówkach kodeksu dobrego stylu. Jakimś cudem publikował: Poetyckie samobójstwa w sieci, mejla w interdyscyplinarnym „Ha!arcie”, Bajkę o pokoleniu Dżej Pi Tu, czyli rozbudowę noty redakcyjnej na książce prozatorskiej Piotra Czerskiego z elementami nieudolnego, przeinaczającego treść i wymowę tomu streszczenia w przemijającej tfu-„Twórczości”. Uroczo wprawia się w rękodzieło, komentując dla witryny Czasopisma PL w pokracznym stylu i z pozanormatywną ortografią pisemka świątobliwe („TP”) i kulturalne (m.in. „Pawła Dunina-Wąsowicza” – jak twierdzi w dopełniaczu), a nawet prozę Brazylijczyków, których posądza o pisanie po „brazylijsku” zamiast portugalsku. Musi się jeszcze wiele nauczyć, więc niechaj kontynuuje edukację. Mieszka w Krakowie, gdzie robi stałą obiegówkę po red.aktorskich lokalach. Okresowo wędruje na północ („przybieram inny kształt [...] dzisiaj przyjść musiałem / bo mi mamusia kazała”) przez niejedną publikacyjną wieś i jej cienie. Kanał autorski: http://www.malkontent.blox.pl/.


Żulczyk Cuba (1983) – pełnoletni „Playboy”. Autor prozy dla niekaranych mężczyzn i dziewcząt po 16. roku życia. Redaktor magazynu pokolenia 70/80 Relaz.pl. Recenzyjki muzyczne, filmowe i książkowe publikuje w macierzystym portalu oraz w „Lampie”. Felietonista magazynu „Exklusiv”. Aktywny w dozwalanej miłości, nałogowiec na legalu („Dużo osób pije i pali jointy”). Programator idei „pokolenia 1200 brutto”.
Jeszcze przed wydaniem debiutanckiej powieści Zrób mi jakąś krzywdę, czyli wszystkie gry video są o miłości (Warszawa 2006) słusznie zapowiadał się na gwiazdę polskiej prozy. Zauważono jednak, że cierpiący na słowotok pisarz „nie kontroluje już ilości udzielonych wywiadów”. Oto kilka zdań z jednego z nich: „To nie jest jednorazowa akcja. Pisanie to dla mnie najważniejsza rzecz. [...] Opinia jest jak dupa, ma ją każdy, a ja się cieszę, że książka wzbudza jakieś skrajne emocje. [...] Uważam siebie za pisarza, który może kiedyś okazać się naprawdę świetny. [...] publicznie nie będę przecież przepraszał za to, że umiem pisać” („WUJ” 7/2006). Mieszka w Krakowie. Prowadzi bloga z autorskimi „pocztówkami”: http://www.jakubzulczyk.ownlog.com/.


Tekstylia na Bis
ALTERNATYWNY SŁOWNIK MŁODYCH LITERATÓW i KRYTYKÓW

oprac. „Cham!Art” Klan
Kraków 2007