Jej portret albo Woman's Worth

Marta Grundwald, Ajajaj...!, WBPiCAK, Poznań 2006 (Wielkopolska Biblioteka Poezji)



Przerabialiśmy już „pismo (i) ciało”, udało się zachłysnąć odrobinę liberaturą. Teraz przyszedł czas na upodmiotowiony przedmiot sztuki dalej zwanej literackością. A to za sprawą Marty Grundwald (1984) i zetknięcia z jej książką Ajajaj...! .

patrz: nie jestem żadną wyrocznią
pierwszą ani ostatnią instancją
idę trzeźwa przez miasto
idę przez zaminowane pole

(pokażę ci jak przechodzę przez jezdnię )



Autorka w pozatekstowej codzienności funkcjonuje jako studentka filozofii Uniwersytetu Wrocławskiego. Mnie zainteresowało jej wcielenie ze wszech miar poetyckie...

pank rok przyspiesza tempo z rana
wlew paliwa
– za gorącej herbaty
wszystko czego się nic zrobiło poprzedniej nocy
bo lepiej było zasnąć w pierzynach
i zbyt mocnym pulsie ciała
wyłazi teraz zza ramy lustra
ale ja to pierdole

szukam jeszcze w szufladzie
maski zimnej suki
ale przecież nie wyschła od wczoraj
pierdole

idę z odsłoniętą twarzą
pierwsze autobusowe spojrzenie
nada mi rysy na cały dzień

(feux d’artifice )



Swój debiutancki zbiór wierszy Marta Grundwald stworzyła wespół w zespół z grafikiem, Piotrem Zdanowiczem. Ajajaj...! uformowali autorzy na kształt obiektu sztuki. Ich „przedmiot” artystyczny wymaga indywidualnego, a przede wszystkim osobistego podejścia, gdyż brak tu spisu treści czy numeracji stron. Instrukcję „obsługi”, zasady używania tomu ustala sam czytelnik. Dzięki temu lektura jeszcze bardziej intryguje, zachęca do samodzielnego obcowania z ucieleśnioną w książce nietuzinkową estetyką. Odbiorca ma szansę wraz z autorami o/kreślić rodzaje połączeń między szeroko rozumianym wymiarem ludzkim i sferami kultury: słowa, uczuć...


oddycham palcami przez szybę
w oknie sąsiadów rodzi się dziecię
próbuję i ja coś urodzić skórą
ale nie wiem jeszcze co

oddycham palcami przez skórę
– bierzcie mnie i pijcie
lub dajcie mi mleka i połóżcie mnie spać
lub dajcie fortepian i nauczcie mnie

żyć kiedy słońce jest w oczy
albo tropisz swój cień [...]

patrzę w kosmos i śpię w brudnym wiadrze
pracuję dupą ergo zbieram na ksero
z demobilu kseruję ciała moje i zwierząt
cudzych ludzi podbródki gardła i trzustki
nad ranem oklejam tym miasto-głos-tapeta
jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi

zostają kopie pokrętnej dydaktyki
kopie kopii kopiii ślepych don kichotów
papieże filtrują w stylu pop powietrze
a telewizja... ach tele-wizja

religia part one and two

(nauka wiary w weekend)



Misterna budowa zbioru odzwierciedla wieloplanowość aktów tworzenia, jakich można się spodziewać po „duecie artystycznym” z Poznania (z Wielkopolski pochodzi przebywająca obecnie na Dolnym Śląsku Marta Grunwald). Połączono w nim różne sposoby istnienia dzieła i poprzez nie, dwa obiegi: natury ludzkiej w sztuce i możliwej artefaktyczności. Tomik zawiera wkładki z pracami plastycznymi, które wzmacniają procesy odbioru utworów, wkomponowują się w style i rytm życia poetyckich obrazów, współkreują wizerunek i wyobraźnię osoby stojącej za praktyką poetycką.


idę w ten deszcz wianie i łopot w płaszczu
w kozakach z podniesionym kołnierzem łykam wiatr
zmieniam paradygmat: patrz pod nogi na patrz przed siebie

sytuacja egzystencjalna żołądka – niepewna
mleczność piersi – potencjalna
grzeję dłonie nad fermentującym śmietnikiem
w zębach niosę ulicami swój akt urodzenia

(entelechie)



Wspólny projekt twórców reprezentuje model graphosintermedium, przekaźnika tego, co spisane z myśli, szukającej autentyzmu mowy, i malowane... słowem. Ajajaj...! – patrząc całościowo – funkcjonuje jako przestrzeń treściowa nie do „zgeometryzowania”, forma ucieczki od schematyzmu w tekstualności. Współgrają tu sztuka (typo)graficzna i mocowanie się wyrażeń („gramatyka opisowa wprawia mnie w zakłopotanie”). Walczące formalizmy, dekonstruowane koncepty i namiętności zostają wtopione w ciało tekstu.
Zbiór Grundwald robi wrażenie jako organiczny kolaż utkany z wielu tkanek słownych, ośrodków i pływów myśli.


[...] moje ciało: flamenco gitano
jest gęstością jest zimnem
jest Ro

(duende)



Pisanie młodej poetki bazuje na pożądanym bezkresie tematów i środków wyrazu „żywej natury”, silnie znaczonej korespondencji subwersywnych działań na płaszczyźnie ja – ty – oni. Autorka chwyta tekstowy świat, czyta na głos, testuje (na sobie) zmienne rejestry mowy, by obnażyć rozmiary ograniczeń w więzieniu zwanym codziennością...

Sądzę, że wyrażanie u Grundwald opiera się na „re-akcjach”. Wiersz inicjuje zapowiedź dynamicznego, operującego plastyką scenariusza („jej portret”), dalej rejestruje bycie dotykaną/rysowaną skazami na podmiotowości, aż do „zmiany paradygmatu” – zapatrzenie w odczuwane „bóle”. Przy czym status sprawcy ani ofiary nie jest wyraźnie ustalony. Można przypuszczać, że zawiniły „przepracowane” (i z odgórnego narzucenia) systemy wartościowania, iluzjogenna (?) optyka „ja”, ujęcia świata jako nagromadzenia upowszechnionej osobności. W Ajajaj...! autorka gra o znaczenia, mnogość wcieleń, towarzyszeń zamiast egotycznej monadyczności lub zaznawanej osobności.


oddycham palcami przez skórę
– bierzcie mnie i pijcie

(nauka wiary w weekend)



Poetka stawia na szeroko zakrojoną „stwórczość”. Wątpi w technicyzację materii słownej, gotowe zaklęcia czy formuły pojęciowe (sprzeciw wobec samozwańczego „deleuzjanizmu”). Dlatego uważnie, przy wykorzystaniu różnych środków stopniuje zdawanie relacji z napięć między swoim a cudzymi światami.


odrabiam lekcje w szafie z twoimi ubraniami
jest taka cisza że słychać mrugnięcia oczu
przełykaną ślinę słychać jak przemieszcza się sperma

odbijam się w kontrabasie a on gdzieś w szybie i myślę
co by było gdyby nie można nic uogólnić

brak słów jest tu tematem tabu
za okno wygląda się z rzadka
co najwyżej żeby przyłapać miasto jak nastraja się nocą

po cichu delikatnie obserwuje się piec
w nadziei na przyjście ciepła co ogrzeje ściany

nie bawimy się zbyt głośno bo za ścianą śpią
bawimy się ukradkiem przy podłodze w skupieniu
można zagrzebać się w stercie ubrań i czekać
lub tropić na dywanie układy kwadratowe

(brak słów jest tu tematem tabu)



Wstępnie podmiot jej wierszy koncentruje się na akcie doznawania: kobiecej osobności lub wyobcowania („nie chcę tej spermy między moimi udami”), bólu („moja krew nabiera znaczeń”). Następnie przechodzi do nadawania rzeczom – choćby ulotnej – jedności wierszem.
Wypada zaznaczyć, że stany estetycznego samo okaleczenia Grunwald występują cyklicznie, oznaczając prze-trwanie w czuciu:

żyję z ciekawości
i ze strachu przed bólem
żyję

bo życie mi się podoba

(15 sekund wieczoru po deszczu)



Dają tym samym nadzieję, że zaistnieją inne sytuacje, zdarzenia, emotywne eksplikacje... Poprzez „ja” i tekst.


Pierwodruk: „Tygiel Kultury” 2007, nr 4–6.