W pływy

Kloaka Maksima in actum


Piana, w której tonęliśmy,
i tak wszystko to rozłoży, wymiesza, pochłonie.


Pierwsze efekty tłumaczenia prozy Vladimira Arsenijevicia (1965) na polski ujawniły czasopisma niszowe o dość mglistej obecności lub z trudem kojarzonych nazwach: „projektOR”, „Arkusz” i „Krasnogruda”. Wyłączność (?) na drukowanie serbskiego pisarza w postaci książkowej posiada Czarne z Wołowca – oficyna zasłużona dla promocji literatury bałkańskiej w Polsce. Wydawnictwo Moniki Sznajdermann i Andrzeja Stasiuka w 2003 przedstawiło jego tom „Pod pokładem. Opera mydlana”, a wśród tegorocznych zapowiedzi pojawiła się miniatura prozatorska-komiks „Iszmail” (przygotowana wspólnie z Aleksandrem Zografem).

Jak twierdzą edytorzy, proza Arsenijevicia znalazła się w ich planach wydawniczych przede wszystkim dlatego, że spodobała im się – jak przystało na dobrą literaturę. Przy okazji świetnie wpasowała się w profil Czarnego:

„Chcąc pokazać prawdę artystyczną o naszych czasach, dziejącą się na naszych oczach historię, i nawiązywać w różny sposób do szeroko rozumianej problematyki europejskiej, usiłujemy – na miarę naszych możliwości – sygnalizować zjawiska ważne dla literatur krajów Europy Środkowej i promować w Polsce autorów mało lub w ogóle na razie nieznanych”.

„Pod pokładem” Vladimira Arsenijevicia doceniono zarówno jako precyzyjnie pomyślaną fabułę, jak i przejmujące świadectwo współczesności – widzianej oczami młodych, bezkompromisowych, niezależnych intelektualnie ludzi, którzy za wszelką cenę bronią swej prywatności, nie chcąc poddać się „patriotycznym”, a populistycznym nastrojom wojennej Serbii („nowy ton – dyskretny, ale fatalny dyskurs” – s. 47). Autor przedstawia trzy miesiące 1991 roku: październik, listopad i grudzień z perspektywy i z dziejów młodego małżeństwa („Andjela i ja”) oczekującego dziecka. Ich intymnemu światu zagroziła wojna, a ich miejsce – Belgrad – zamieniono w „plątaninę ruin”. Okoliczności (zewnętrzne) zdarzeń (prywatnych) rejestruje cykl opowieści w formie quasi-dziennika.


Arsenijević urodził się w Puli, w dzisiejszej Chorwacji. W latach 80. był gitarzystą punkowego zespołu Urbana gerila. Od paru lat prowadzi oficynę Rende, której jest redaktorem i jednym z założycieli. Wydaje książki pisarzy serbskich, chorwackich i słoweńskich. Współdziała także z Centrum Dekontaminacji Kulturalnej, ośrodkiem niezależnego życia kulturalnego istniejącym od kilkunastu lat.
Za debiutancką książkę z 1994 roku, U potpalublju. Sapunska opera, zdobył prestiżową nagrodą tygodnika „NIN”, zostając najmłodszym laureatem w jej historii. Akcja krótkiej powieści w 3 częściach rozgrywa się w Belgradzie. Jej narratorem i bohaterem jest trzydziestolatek dokonujący rozrachunku ze swoim życiem, gdy obok trwa wojna domowa, kolejni przyjaciele i znajomi trafiają na front.
Następna powieść Arsenijevicia, „Andjela” (1997), jest kontynuacją cyklu planowanego jako tetralogia „Cloaca maxima” (łaciński tytuł oznacza „największy kanał [ściekowy]”, odnosi się do funkcjonującego od starożytności kanału na Forum Romanum w Rzymie, odprowadzającego ścieki do Tybru), ukazująca losy pokolenia czasu bałkańskich wojen końca ubiegłego wieku. Trzecią część autor zatytułował „Arkadia”, tomu jeszcze nie opublikowano. Serb wydał też wspominaną „nowelę rysunkową”, jak sam klasyfikuje dzieło, „Iszmail” oraz – w 2000 roku – książkę „Mexico, ratni dnevnik” (Mexico City dziennik wojenny), dziennik z bombardowanego Belgradu i późniejszego pobytu na stypendium twórczym w Meksyku (1999–2000), opisujący także losy przyjaciół Albańczyków z Albanii i Kosowa („kto chciał, ten wiedział, co się tam naprawdę działo”). Wydał krążek nagrany z punkową grupą The Armstrings, z którą występował również podczas swojego pobytu w Ameryce Północnej. Obecnie mieszka w Belgradzie.


Iszmail

Nowela graficzna albo minipowieść-komiks. Rysunki są dziełem znanego grafika serbskiego Aleksandra Zografa (Sašy Rakezicia). Tekst napisał Vladimir Arsenijević.
Książka powstała tak, że najpierw Zograf zrobił jeden rysunek, potem Arsenijević napisał do niego tekst, jeszcze potem Zograf go zilustrował, a na koniec głosu charakterystycznym postaciom użyczyli belgradzki krytyk sztuki Svebor Midžić i piszący m.in. w jednym z dialektów języka chorwackiego zagrzebski pisarz Borivoje Radaković.

„Iszmail” jest historią o dojrzewaniu samotnego, zbuntowanego kilkunastoletniego chłopaka przez niego opowiedziana. Narrator dorasta pod opieką matki komunistki, przedstawicielki kadry kierowniczej, żarliwej wyznawczyni Tity, a zarazem sentymentalnej drobnomieszczanki, oraz dwóch ciotko-babek, niezwykle barwnych przedstawicielek minionego świata, nieźle, jakby się dzisiaj rzekło, zakręconych, które sposobem i sprytem i usiłują przekazać swój punkt widzenia chłopakowi. Akcja rozgrywa się w ciągu jednego dnia roku 1979, ale nad wszystkim unosi się cień wuja narratora, artysty Iszmaila, kontrowersyjnego akcjonisty i konceptualisty, który po skandalizującym happeningu wyjechał z kraju i po latach wrócił, aby popełnić tu samobójstwo. Pozwala to Arsenijeviciowi w interesujący sposób opowiedzieć o życiu artystycznym Belgradu przełomu dwóch dekad – lat 60. i 70. oraz 70. i 80.

Dzień, w którym toczy się akcja, jest czterdziestym od śmierci Iszmaila, kiedy prawosławni obchodzą parastos. Przy jego grobie spotyka się rodzina i nieznany człowiek – Chorwat z Zagorja, maszynista pociągu, który przejechał Iszmaila. Jest to świetna galeria postaci, stosunki między nimi układają się zadziwiająco, maszynista znajduje wspólny język z ciotkami i chłopakiem, ale nie z jego matką. Spotkanie tych ludzi musi doprowadzić do wybuchu. I tym wybuchem będzie kłótnia syna z matką o wuja artystę, o sztukę, o prawo do samodzielności, do własnych ideałów, nawet jeśli są wyimaginowane. I choć nikt nie wychodzi z niej wygrany, racje zostały spektakularnie przedstawione.

Vladimir Arsenijević zrealizował swój pomysł zabawy literackiej doskonale, ale książka jest czymś więcej: doskonałym, skrótowym obrazem wycinka świata tamtej epoki i tamtego czasu. Tom najpierw pojawił się we Francji, wydrukowany czarnym drukiem na czarnym papierze w ramach edycji BLACK IS BEAUTIFUL. Akcja powieści osadzona jest w 1979 roku i nie ma jakiegokolwiek związku z tym wszystkim co tak silnie wywiera nacisk na bohatera „Pod pokładem”.


Pod pokładem: opera mydlana

„Pod pokładem” Vladimira Arsenijevicia jest zarówno precyzyjnie pomyślaną fabułą, jak i przejmującym świadectwem naszych czasów: czasów widzianych oczami młodych, bezkompromisowych, niezależnych intelektualnie ludzi, którzy za wszelką cenę bronią swej własnej, codziennej prywatności, nie chcąc poddać się patriotycznym, populistycznym nastrojom wojennej Serbii.

W „Pod pokładem” autor przedstawia trzy miesiące (1991) z życia młodego małżeństwa oczekującego dziecka. Ich intymnemu światu zagraża wojna. Pod pokładem to powieść pokoleniowa, powieść pokolenia dwudziesto- i trzydziestolatków. Jej bohaterami są muzycy, handlarze narkotyków, zwykli ludzie. Brak tu jakiegokolwiek patosu, dużo za to przenikliwej ironii i autentyczności. Ironiczny bohater „Pod pokładem”, pierwszosobowy narrator powieści, szyderczy i subiektywny indywidualista, mówi jednocześnie o wielu sprawach: o samym sobie, wkraczającym w wiek dantejski, o żonie, inspiracjach filozoficznych, wreszcie o grozie czasu, w którym żyje:

„Akurat zacząłem się martwić, że od tego wszystkiego przedwcześnie stępieję, kiedy wybuchła wojna w Chorwacji i obdarzyła mnie cennym, choć mglistym odkryciem: wszystkie pojedyncze śmierci, ogólnie biorąc, stanowiły tylko (prywatną) uwerturę do (publicznej), klasycznie krwawej tragedii, której tematem, jak w każdej prawdziwej tragedii, była wojna między narodami. Paskudne w całej sprawie było to, że w czasie, o którym piszę, wojna dopiero się zaczynała, dokładniej, znajdowaliśmy się w momencie pracy nad pierwszym aktem, a już mieliśmy dość wszystkiego. Przeszkadzał nam brak niezbędnej konwencji. Mieliśmy próżną nadzieję, że może wkrótce kurtyna opadnie, tęskniliśmy za szczęśliwym zakończeniem, ale wiedzieliśmy, że deus ex machina nie zstąpi tak szybko ze swego mechanicznego obłoku, aby pogodzić zwaśnionych i równo podzielić sprawiedliwość. Było to bardzo niepokojące: jeszcze się napatrzymy śmierci. Zżyjemy się z nią w końcu. Stanie się dla nas nudna. Nie będziemy się jej bali, tak jak baliśmy się w błogosławionej Erze Naiwności”.

Głos narratora pełen jest melancholii i tęsknoty za „nieodżałowaną przeszłością”. Jak narrator eseju bohater „Pod pokładem”, swego rodzaju bohater naszych czasów, a zarazem człowiek podziemny, snuje swe rozmyślania, wychodzi od osobistego przeżycia, doświadczenia i na własną rękę szuka sensu otaczającej rzeczywistości. Doświadczenie koszmaru wojny brutalnie wtargnęło w życie prywatne, nadało nowe znaczenie zwykłym ludzkim odruchom i gestom, przyjaźni, a zarazem odsłoniło przerażający absurd egzystencji w kraju ogarniętym narodową gorączką.

Kassandryczny, antywojenny i bezkompromisowy, głos narratora upomina się o prawa jednostki i krytycznie ocenia represyjną i groźną siłę wspólnoty. W jego pesymizmie widzimy przenikliwą diagnozę współczesności oraz dowód na to, że literatura jako zwierciadło rzeczywistości ciągle ma wiele do zakomunikowania: przemawia bowiem językiem uniwersalnym, choć indywidualnym, pełnym strachu, lecz zarazem ogromnej, często brawurowej, straceńczej odwagi.

„Pod pokładem” Vladimira Arsenijevićia to książka piękna i przerażająca. Piękna bo dowodzi, że wyzwolenie może się dokonać poprzez język. Przerażająca, ponieważ w świecie, w którym przyszło żyć bohaterom jest to jedyna droga do wolności.

(od wydawcy)


ROZMOWA

– Większość Twoich przyjaciół, znajomych wyjechała z Belgradu o czym piszesz również w swojej powieści. Dlaczego Ty zostałeś?

– Ja w Belgradzie nie zostałem. Właściwie można powiedzieć, że ja z Belgradu ciągle wyjeżdżam i ponownie wracam do niego. W ciągu ostatnich piętnastu lat mieszkałem w Wielkiej Brytanii, na Cyprze, w Grecji i Meksyku, a i podróżuję dosyć często. Jednak Belgrad jest dla mnie punktem wyjścia i środkiem ciężkości. Moje uczucia wobec tego miasta są bardzo ambiwalentne ale to jest miasto, w którym dorastałem. Belgrad nie jest ładnym miastem i nie jest tez łatwo w nim żyć. Za bardzo jest zurbanizowany w negatywnym tego słowa sensie a niewystarczająco w tym pozytywnym. To jest miasto, które zawsze zawodziło większość oczekiwań pokładanych w nim przez jego mieszkańców. I dlatego ludzie zawsze z niego wyjeżdżali. Wojny lat 90. tylko dodatkowo przyspieszyły ten proces i nadały mu nową, silną motywację. Ale „ucieczki” z tego miasta są starsze od tego okresu i trwają nadal i nie skończą się szybko.

– Jak to jest żyć teraz w Belgradzie po tym wszystkim co się w nim zdarzyło?

– Zastanawiam się jak bym odpowiedział na to pytanie, gdyby w międzyczasie nie wydarzyło się zabójstwo premiera Serbii i lidera Partii Demokratycznej, Zorana Djindjicia, które nam, choć tylko tymczasowo, ale przypomniało najczarniejsze dni z lat 90., napiętnowane ciągłym chaosem wywołanym przez model rządzenia Miloszevicia. Nawet i to zabójstwo jest właśnie następstwem Miloszevicia, albo precyzyjniej, następstwem, które pozostawił po sobie. Mimo, że znajduje się teraz w Hadze stąd ciężko będzie się go pozbyć, choć wokół nas nie ma więcej wojen i kraj się powoli integruje z pozostałymi państwami w bezpośrednim sąsiedztwie, jak i dalszym, następstwa jego ery ciągle są z nami. Nie mogę pozbyć się myśli, że on siedząc w swojej więziennej celi, śmieje się z zadowolenia. Tym państwem obok legalnie wybranej władzy rządzą grupy kryminalistów, które dokonują porwań i zabójstw, handlują narkotykami i żywym towarem, ochraniają i kryją zbrodniarzy wojennych. Nic się jeszcze tutaj nie skończyło, nic się od podstaw nie zmieniło i my i dalej pytamy się kiedy nastąpi prawdziwa poprawa. Może zabójstwo Djindjicia w końcu zmobilizuje wystarczającą liczbę politycznej i społecznej woli i do tych zmian dojdzie aczkolwiek tego się dopiero należy spodziewać. Do tego czasu życie w Belgradzie pozostanie burzliwe, a może właściwie podniecające, ale przede wszystkim ciężkie, przepełnione problemami i biedą, bardzo niepewne, czasami śmiertelnie niebezpieczne.

– Jakie jest Twoje pokolenie?

– Ciężko i niewdzięcznie jest opowiadać o generacji - pokoleniu, jak mówisz... Moje książki, w szczególności Pod pokładem, często są określane jako „pokoleniowe”, ja jako jakiś „głos generacji” ale zawsze mówili tak jacyś inni ludzie. Ja osobiście podobnie nigdy nie myślałem. Zawsze mówiłem, że piszę wyłącznie we własnym imieniu. Nie wierzę, że jakakolwiek generacja jest lepsza, bardziej skrzywdzona, bardziej niewinna od innych. Nie wierzę, że „młodość” jest jakością samą w sobie. Oto gdzie są i jacy są ludzie z „mojej” generacji... Nie jesteśmy już tacy młodzi. Ostatnich piętnaście lat spędziliśmy na różne sposoby. Niektórzy z nas uciekali przed wojskiem, albo uczestniczyli w demonstracjach i zgromadzeniach przeciwko Miloszeviciowi, niektórzy wyjeżdżali z kraju w poszukiwaniu lepszego, spokojniejszego życia, inni zostawali tutaj oddając się pewnego rodzaju nieodpowiedzialnemu i niczym nie usprawiedliwionemu hedonizmowi, niektórzy spędzali czas angażując się do paramilitarnych jednostek, zabijając ludzi innej wiary i narodowości, zajmując się czystkami etnicznymi, inni sprzedali się różnorodnym ideologiom i swoje politykowanie narzucali innym, niektórzy zarobili grube miliony handlując narkotykami, bronią i żywym towarem, niektórzy nic nie robili... no tak. Właściwie jak każda inna generacja na tej przestrzeni geograficznej od kiedy istnieje świat.

(z wywiadu udzielonego Panoramie Kultur)