„Twórczość” zdominowana przez kobiety

[Przegląd czasopism: „Twórczość” 2006, nr 5]


Zaskoczyła mnie lektura majowego numeru pisma, które „Twórczością” się nazywa, ale wielokrotnie bezpłciowe w swej istocie i wyrazie bywało. Nieco zmodernizowana szata graficzna nie odzwierciedla w pełni zawartości miesięcznika, ale wskazuje na zmiany, jakie zaszły w periodyku na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy.
„Twórczość” pod dowództwem Bohdana Zadury otwiera się coraz bardziej na młode głosy literatów i (?) krytyków. Nawet tych skłonnych do czegoś więcej niż rzetelne prezentowanie siebie lub innych…

Ciotka Joanna od pedałów

Powyższy wywód miał zapowiedzieć moje wielkie oczarowanie kilkoma zdaniami, wywiedzionymi z nadal konserwatywnego w pewnych kwestiach miesięcznika – szczególnie patrząc na nobliwość „pewnych” autorów i ich stylu. Sprawczynią czytelniczej ekstazy i nieskrywanej radości stała się Joanna Bielas – recenzentka Fototapety Michała Witkowskiego. Mamy bowiem w nowym numerze miesięcznika coś więcej niż tekst krytycznoliteracki poświęcony jednej osobie czy książce. Autorka tekstu Ciotka Klotka przesyła buziaka zadowoliła mnie szerokim spojrzeniem na prozaiczne pisemka Michaśki i słodkimi aluzjami o znaczeniu bodźców, które podniecają do pisania, rozpalają do bezkrytycznego wydania z siebie głosu. Zahaartowana w Lubiewie, a potem zWABiona aprobatą dla własnej Foto/tapety Literat/ka doczekała się wplątania w dwie sprawy: literaturki z natury rzeczy oczywiście zaangażowanych (w ogóle), a towarzyskiej młodej prozy polskiej szczególnie.

Joanna Bielas lubieżnie wzięła na (foto)tapetę tom opowiadań, który „nie zaszokuje nikogo ani egzotyczną fabułą, ani rynsztokowym językiem”. Pozornie skromna zawartość książki kontrastuje ze stylem mówienia:


„[…] przyjemna to odmiana po konieczności długiego obcowania z tekstami zaangażowanymi lub udającymi zaangażowanie: ciałami obcymi z cukrem w normie, pokalanymi małżami z Nowej Huty. Na tle Mirków, Magd, Piotrów i innych wykształconych-bezrobotnych-sfrustrowanych bohaterowie prozy Witkowskiego to małe kreacje”.

Krytyka to miejscami negatywna, szukająca dla siebie pozytywnych wzorców i prawidłowej postawy w osobistym wyrazie… lub zapośredniczonym (w zależności od…?) wyrażaniu się poprzez aluzyjne omawianie twórczości innych niż pozycja wskazująca na upojenie literaturą.

Autorka Ciotka Klotki sprawdza swój dojmująco kobiecy, a jednak skalany cnotą – mimo hartowania w krytyce młodej prozy – język opisu… celujący w kwestionowanie zaangażowanego tematyzmu jako jedynie słusznej metody pisania. Ciekawsza dla Bielas wydaje się kreacja pisarza „mocnego w gębie”. To pewnie dlatego Witkowski zasłużył sobie na na wplatanie do recenzji wypowiedzi z głośnego wywiadu dla „Meblo-Lampy”, kwestii-cytatów z artysty publicznego, zamiast doznać wypominania przez czytelniczkę usterek prozy z opróżnionej do cna szuflady w mieszkaniu na Psim Polu.

Po szczegółowe uwagi i podniecające prztyczki (a miejscami przytyki) Joanny Bielas odsyłam do 5. numeru „Twórczości”. Pozostali krytycy (rodzaj męski nieprzypadkowy – odzwierciedla sytuację płciową na liście obecności), autorzy przyodzianych w szarość dnia tekstów – wyposażyli majowe wcielenie magazynu w recenzje raczej przyzwoite, pisane beznamiętnie bądź z lepiej ukrywanymi wyrazami uczuć do- i odautorskich…

Janusz Drzewucki naszkicował Nic wspólnego z niczym – o poezji Ryszarda Kapuścińskiego i jej niewspółmierności (w odmienności strategii pisania) do dzieł reportażowych. Wydanie (?) sądów o poezji wzbogacił Grzegorz Tomicki, błądząc między Poetą tęgim a poetą cienkim w związku z tym, że patrzył krytycznym okiem na tomik Marcina Hamkały nagrałem mu się. Młodych duchem i ciałem zainteresuje pewnie wgląd w Adama Kaczanowskiego Bez końca. Prozaiczna książka zjawiła się na półce Marcina Pietrzaka, by zostać nazwaną „ledwie naznaczoną grą ze stereotypowym obrazem współczesności”. Będzie w takim razie – jak wnioskuję z omówienia w „Twórczości” – solą w oku smoka-krytyka szukającego świadectwa naszych czasów, zamiast znaleźć miejsce jako „tribute to reality” made in Poland… Tyle uwag do recenzenckiego widnokręgu.

Inne podmioty sprawcze bądź twórcze

Jeśli chodzi o literackie oblicze omawianego miesięcznika, moja uwagę przykuła przede wszystkim kobieta – Małgorzata Walczak. Autorka wysnuła bowiem kilka ciekawych opowieści ostro igrających z formą i tendencyjnością przypisywaną prozie kobiecej. W Niech się kręci sprawdza możliwości promęskiej lub żeńskiej łopatologii pisania (z powodu ograniczenia słownego?), zarzuca słuchacza/odbiorcę narracją opartą na powtórzeniach, paralelnym wyliczeniu prostych (prozaicznych…) czynności. Zastosowane zdania pojedyncze mogą intrygująco odzwierciedlać procesy rozgrywające się w kobiecej postaci, natężenie myśli antybohaterki: żony prozaicznej, istoty traktowanej mechanicznie i sterowa(l)nej, jakby wyjętej z gry „The Sims”. Oto próbka:


„Dziś kobieta jest dobrą żoną, bo siedzi przy pralce. Za chwilę będzie prała mężowi koszule i bieliznę. […] To będzie pranie ciemnych kolorów, więc wyjmuje ciemne koszule. Nagle kobieta widzi białe plamy na koszuli swojego męża, najpierw na jednej, potem na drugiej. Kobieta nic nie wie o tej spermie, natomiast wie, że powinna wiedzieć. Kobieta sięga do wiklinowego kosza i wyjmuje bieliznę swojego męża, który co dzień jest dobrym mężem. Bielizna męża jest też cała w białych plamach, które są spermą. Kobieta siada z powrotem pod pralką, bo postanowiła dziś być dobra żoną, a miejsce pod pralką jest miejscem, gdzie dobre żony dużo i chętnie przebywają. Miejsce pod pralką jest najlepszym miejscem dla dobrych żon. […] Kobieta postanowiła w związku z tym, że nie przeczyta dziś ani linijki tej [podkr. moje – T.Ch.] trudnej książki, tylko będzie dobra żoną (dobre żony nie czytają trudnych książek tylko kolorowe gazety, w których życie podaje się wyłącznie na gorąco). Ale teraz kobieta siedzi pod pralką w łazience i patrzy na białe plamy, które są spermą jej męża. Kobieta nie myśli o niczym, nawet o tym, że mąż wraca z pracy coraz później, bo ma bardzo ważne sprawy, gdyż jest bardzo ważnym mężem. […] Woda wypłukuje spermę z koszuli i majtek jej męża. Woda robi się biała, nie tak biała jednak jak sperma”.

W obiektywie kobiecego spoglądania na tekst zmieściły się jeszcze dwa mniej radykalne opowiadania. W jednym z nich – Iluzjonie – czytam, kontynuując obcowanie ze znajomo brzmiącą Małgorzatą Walczak:

„Mój wzrok nie może pobiec przed siebie […]. Mój horyzont jest ściśnięty jak gardło. Wieczorami gaszę światło i patrzę na ludzkie małe światy zamknięte w pudełkach mieszkań, na okna-ruchome obrazy […]”.

Urywek, który wiele (mi) wyjaśnia… Nie musze już szukać genezy u/tworu.
Czy to są szczyty możliwości comiesięcznej „Twórczości” literackiej? Można spróbować zaprzeczyć po lekturze dłużącego się rozdziału Moral insanity z powieści Kurtyzana i pisklęta Krzysztofa Niemczyka, którą wyda jesienią Korporacja Ha!art. Albo dać się uwieść (w zależności od preferencji i gustu czyteln/icz/ego) miniaturom Dariusza Bitnera. Jego cykl impresji Czy my się w ogóle znamy? początkowo intryguje odniesieniami do wypadków (?), doświadczeń osobistych, by zejść na poziom prób sięgania po literackość. Polecam do wglądu i samodzielnej refleksji. Podobnie jak próbę wglądu (z chociaż prozaicznym zabezpieczeniem!) w cało-kształt majowej „Twórczości”.