Czarno na białym: „Pismo o nowej literaturze”

[Przegląd czasopism: „Studium” 2006, nr 2]


_____ Wyznaję szczerze:
_____ – Jestem skłonny uznać krakowskie „Studium” za „najważniejsze pismo młodoliterackie w Polsce”. Ale otwieram każdy numer z niepokojem… sprawdzając, czy ten osąd nie był pochopny lub przesadzony. Mimo że dwumiesięcznik zaskarbił sobie przychylność wielu, nie słabnie mój pociąg do krytycznego przyglądania się jego za/wartości merytorycznej i estetycznej. Szukam też zwyczajnej (?) przyjemności w tekstach publikowanych w „Piśmie o nowej literaturze”. I nie muszę przesadnie koloryzować, wypowiadając się o wiosenno-letnim wydaniu, chociaż redaktorzy kazali mi narysować „własną wersję okładki”. Po prostu zarysuję kształt znaczącego na polskim rynku czasopiśmienniczym tytułu.


_____ Studium literatury najnowszej

_____ Osoby, które kiedykolwiek miały w ręku „Studium”, łatwo stwierdzą – podobnie jak moi laiccy znajomi – że każdy numer wygląda na opasły tom („z” i „o” literaturze). Liczy sobie bowiem ponad 200 stron formatu A5. Krakowski dwumiesięcznik tym usilniej przypomina książkę, że nadal – bo w 2005 roku lekko zmodernizowano mu „szaty” – wygląda dość archaicznie w swym kształcie typograficznym. Ozdobniki w postaci kiepskiej jakości zdjęć, skromne ilościowo prace artystyczne (grafiki, rysunki), zawsze taka sama makieta do składu – to zniechęca estetów. Co zatem stanowi o wyjątkowości „Studium”? Wnętrze!

_____ Znaczące treści każdego numeru budują: wywiady (cykl Osoby i maski), mocna dawka poezji i prozy zarówno debiutantów, jak i u/znanych autorów, rozbudowany dział recenzji. Ten ostatni zawiera rzeczowe omówienie nowości z literatury polskiej oraz noty o książkach autorów obcych.
Z łamów pisma zasadniczo zniknęły polemiki (ostatni raz toczono boje o Tekstylia – sic!) i kontrowersyjne wypowiedzi. Stałe rubryki w „Piśmie o nowej literaturze” mają z kolei: Błażej Dzikowski (Wabienie rekinów), Joanna Wajs, Jakub Winiarski (Dziennik sfingowany, dawniej Świat jako księga i wynaturzenie), Radosław Wiśniewski i Maciej Woźniak (Oddźwięki). Niektórym z nich oberwie się później… Czas przyjrzeć się 2. numerowi, jaki wycięli nam krakowianie w tym roku.


_____ Ogłaszam ZAwartą treść…

_____ Rozmowy! One wysuwają się na pierwszy plan ostatniego numeru „Studium”. Za sprawą zgromadzonych gości i ich wypowiedzi czytelnik zastanowi się pewnie nad zasadami czytania i sprawą pisania w ogólności.

_____ Intrygującym i ciągle władającym ostrym językiem zarządcą w składzie literatury współczesnej okazuje się Henryk Bereza. Wywiad ze znanym eseistą i krytykiem inicjuje szereg ważnych stawianych w piśmie kwestii. Były redaktor stwierdza:

„Nie wiem właściwie, czy istnieje zjawisko krytyki w takim głębszym sensie. Istnieją ci, którzy interesują się danym pisarzem i zmierzają do napisania pracy doktorskiej czy monograficznej – ci mają […] ambicje, a to, co funkcjonuje jako krytyka literacka, to usługowe dziennikarstwo. To, co ukazuje się w pismach jako recenzje, jest tak naprawdę czysto komercyjną informacją i prawie nie ma nic z tego, co się nazywa krytyką literacką”.

O których – czytanych przez się – tytułach myśli były redaktor „Twórczości”? Wymieniam obdarzonych sądem…
„Ha!art” uznaje Bereza za „pisanie efekciarskie, tłumaczące się ambicjami młodych, początkujących literatów: zabłysnąć, zwrócić uwagę, napisać coś oryginalnego, ostrego w ocenach i sądach – ale to stała taktyka publicystyki kulturalnej czy literackiej: jak ktoś jest nowy, musi napisać coś takiego, żeby wszyscy w jego mniemaniu padli na kolana z podziwu […]”.
Kolejną zgrozą dla krytyki okazuje się szkoła śląska.

„W «FA-arcie» […] jest przewaga ambicji naukowych – Uniłowski jest fachowcem, wykładowcą; Nowacki – nie zdecydował się, czy chce być uczonym, czy Janem Kottem dzisiejszej literatury i stąd te jego ostrości, efektowność… U Jana Kotta podziwiałem jego talent pisarski, ale nie intelektualną solidność, chociaż on bardzo rzadko robił takie wygibasy przy czymś, co było niczym”.

Autor Oniriady „nieładnie szkaluje”… Ba, kala nawet – nie tak dawno – własne gniazdo; „bo w ostatnim czasie «Twórczość» drukuje szalenie dużo esejów, które nie są niczym innym, jak referatami studentów czy doktorantów. Jako ćwiczenie […] – w porządku, ale to nie są teksty pisane. W «Twórczości» niegdyś istniała prawdziwa eseistyka filozoficzna i literacka, były eseje o twórczości – nie studenckie ani doktoranckie referaty […] zrobione z elementarną zdolnością pisania”.

_____ O innych czynnościach bez/twórczych wspominają na łamach „Studium” prozaicy. Maciej Dajnowski na przykład zdradza tajniki swojego warsztatu i pomysł na literaturę:

„Ja mam problemy nawet z napisaniem porządnego dialogu i się bardzo męczę, żeby brzmiał po ludzku. […] Prozaikiem być, wobec tego, czym jest? Do najprostszych czynności teraz powracamy… Snuć historie, bajać, świat nizać na jakieś zmyślone nitki, ustalać jakieś wyobrażone porządki rzeczy […]. Człowieka i świat opowiadać w zdarzeniach […]”.

Tyle od autora Promieniowania reliktowego, któremu „obrazy się tłoczą, pchają, a dyskurs traci oddech, zostaje w tyle…”. Inne źródła słów odkrył dla siebie Mariusz Sieniewicz. Autor Czwartego nieba zna dwa pomysły na tworzenie: „jedno – borgesowskie, tworzące literaturę z literatury, drugie – egzystencjalne, pozaliterackie, dla którego kołem zamachowym jest udział i doświadczanie życia spoza «biblioteki»”. Woli „to drugie źródło, […] kontakt z tzw. życiem”. Bo nie wierzy, że „można usiąść i «wymyślić» książkę. Książka rodzi się wtedy, gdy przestajesz myśleć książkowo, gdy nasłuchujesz innych ludzi, gdy jesteś blisko egzystencjalnego krwiobiegu. […] nie można uciec od literackości, tego stygmatu «zwierzęcia kultury», lecz w konfrontacji biblioteki z życiem okazuje się zazwyczaj, że to drugie wygrywa”.
Na tym zakończę wypis autotematycznych wynurzeń, traktatów o sztuce (własnego) pisania, jakie poczynili rozmówcy „Studium”.


_____ Ostatki

_____ Czy warto poznać resztę quasi-literackiego asortymentu proponowanego przez dwumiesięcznik z Zielonej Sowy? Niekoniecznie. Z przykrością stwierdzam, że nie działają na mój zmysł lekturowy prozaiczne „próby” i wywody Jakuba Winiarskiego z Dziennika sfingowanego, nieprędko zwabi mnie lektura zapisków Błażeja Dzikowskiego… Estetyzujące – ale bez wyrazu – małe formy Joanny Wajs wciąż trawię opornie na polu „Studium”. Kwestia p/referencji sextekstowych (tribute to Marta Tomczyk)?!

_____ Miłą niespodziankę spośród współpracowników krakowskiego pisma sprawił mi tym razem Radosław Wiśniewski. Szef Stowarzyszenia Żywych Poetów przedstawił w Niepodległości gestu „«bluesową» wizję literatury”:

„Wierzę, że składają się na nią nie tylko teksty, ale i konteksty, procesy wtórne, podskórne, poboczne; te którym odmawia się racji bytu, które są obce w stosunku do «rdzenia».
[…] literatura «bluesowa» z ducha wchłania to, co pozornie do niej nie przynależy, niech przetwarza i obraca w swoich trzewiach postawy, biografie, sympatie, antypatie, promieniowanie reliktowe idei. I niech się literatura grzebie – niezależnie od tego czy oficjalnie to potwierdza, czy też temu zaprzecza – w sprawach tożsamości zbiorowej (im mniej świadomie to robi, tym teoretycznie gorsza to literatura) bowiem tego świadomego, czyli nieodruchowego, a-stereotypowego grzebania się w sprawach wspólnych brakuje
”.

Stawiane tezy najlepiej wyjaśniłby na przykładzie faktycznych projektów autor podczas osobistego spotkania (nie miałem przyjemności zapytać o szczegóły, gdy odwiedził Kraków…). Odrzuca bowiem nieporadne modele literatury: „prawicowo-konfesyjny” („służba w sprawach wiary i jedynych wartości”) oraz „lewacko-alterglobalistyczny” (opisuje rzeczywistość, testuje rozwiązania, kształtuje społeczeństwo „ku świetlanej specjalnej przyszłości”). Postuluje zaś tworzenie „literatury obywatelskiej”, będącej „kreatorem struktury, nośnikiem procesu”, wolną przestrzenią dla „niepodległych, indywidualnych projektów”. Ja mogę jeszcze wspomnieć o wierze Wiśniewskiego, że „literatura nieskrajna, zarazem zakotwiczona w jakimś fragmencie przestrzeni wspólnej, być może potrafiłaby rekreować kod”, wizję artystyczno-historyczną, zamiast oddawać się ideologii.


_____ Poezja spotkań nie/poetyckich

_____ Czas literackich odkryć. Do radości z obcowania ze „Studium” przyczynią się pomieszczone w numerze wiersze. Moją uwagę zwróciły utwory „niestateczne”, sięgające po doznania krańcowe – jak wyczerpanie się (z) życia, próby utrwalenia zetknięcia z nietrwałą materią świata…

_____ Obiecująco brzmią przede wszystkim wiersze Marcina Siwka, zapowiadające zbiór Nekyja (już w księgarniach), który – mam nadzieję – zostanie dostrzeżony przez czytelników. Oto utwór z cyklu słowa (poza wspomnianym tomem):

„dopóki
się nie wykrwawią

do ostatniej litery _____ słowa


niewidoczne

dopóki nie są
martwe”.


Wiersze grzmią lub tylko dźwięczą tonami tanatologicznymi, stanowią próbę zamknięcia w minimalnej ilości znaków słownych przepychanek ze światłem (nadziei?) oraz przepytywania (ze) śmiercionośności w komponowanej sonacie („kulawa melodia / obracania ciała // monotonia dźwięków / z pozytywki ciszy”). Muzyczność całego tomu – jak sądzę: fugi na śmierć i życie oratora – oraz za/wartość słowna, atrybuty odsyłają do źródła celanowskiego: form dialogu z ostatecznością, nie/bytem. Siwek jednak znajduje własną wersję Fugi śmierci… – w Barwach pasyjnych.

_____ Inną wizję kresu i sposób ujmowania jej w słowa prezentuje Wojciech Brzoska. Bezecny i odważnie ironiczny autor ze Śląska wypełnił kartę z przepłacisz to życiem? klimatyczną czernią znaków:

„klękamy na cmentarzu przy francuskiej
trupioblade panienki
modlą się o klientów
za cienkim murem
cnót staje niejeden
trup

miłość aż
po sam grób”.


Obyci z topografią rozpustnych ciał i miejsc katowiczanie łatwo rozpoznają prowokację w przytoczonym antylimeryku. Ponieważ miejsce pracy upadłych kobiet staje się w nim (człowieku, wierszu) lokacją myśli o prywatnym piekle uczuciowym, upadku własnej osobowości w niemoralnej pozycji i transakcji spoza kanonu piękna-brzydoty.

_____ Dział poezji w „Studium” wypełniają też pozytywne tony, lżejsze tematycznie utwory… Ponętnie brzmią poetyckie starcia z seksualnością w wykonaniu Adama Pluszki. Zapowiadają one tomik o sugestywnym tytule French Love. Zaś w prezentowanych w piśmie utworach zwraca uwagę po/mieszanie dyskursów, szukanie w nich miejsca dla zmagań podmiotu. Autor Łapu-capu przysposabia rekwizyty, zachowania – elementy poetyckiej kreacji inspirowane m.in. Historią seksualności Foucaulta.

_____ Aż chce się czytać kolejne materializacje i wcielenia w wiersz przedstawionych autorów. Co przyznaję otwarcie, intryguje mnie ciąg dalszy tego „gatunku” osobliwych i osobistych dziejów na poetyckim – patrząc na wciąż nieliczne, porywające tomiki młodych – ugorze.


_____ Cenzur(k)a dla recenzent-ów

_____ Mówiłem już o jednej z mocniejszych stron „Studium” – krytyce literackiej. Pojawiające się w ostatnim numerze pisma recenzje wprawiły mnie jednak w zakłopotanie (wspomnieć czy nie?) i zażenowanie… Okazało się, że redakcja bezkrytycznie (?) zaufała zdolnościom językowym swoich autorów i nie dokonała korekty ich tekstów. Dlatego czytelnicy mogą zauważyć, jak *„przekonywująco” (zamiast przekonująco lub przekonywająco) pisze o książce Po stykach Jacek Gutorow, a nieznajomość zasad polskiej interpunkcji obnażają przedstawicielki płci (ponoć) pięknej.

_____ Elżbieta Zarych (notabene redaktorka Zielonej Sowy), pisząc o Fototapecie Witkowskiego, namiętnie stawia przecinek po wielokropku (*„Mężczyźni też jakby są, ale mniej widoczni…, wszędzie głównie panie!”). To błąd. „Jeżeli wielokropek zbiega się z kropką, przecinkiem, średnikiem, to znaki te opuszczamy” – upomina Jerzy Podracki (Nowy słownik interpunkcyjny języka polskiego z zasadami przestankowania, Warszawa 2005, s. 20).

_____ Swoją niekompetencję – w dziele interpunkcji – najciekawiej dla korektora (koledzy, materiał do ćwiczeń!) i zainteresowanego krytyką (o mnie…) obnaża w „Studium” nr 56 Joanna Giza-Stępień. Przeprowadzająca wywiad z Maciejem Dajnowskim doktorantka Uniwersytetu Szczecińskiego i redaktorka naczelna „ArteFaktu” nie potrafi zapisać własnych inicjałów! Zamiast J.G.S. używa błędnej – zdaniem Podrackiego – postaci *„J. G-S.”. Czyżby nie słyszała o zasadach…? „W inicjałach imion i nazwisk dwu- i wieloczłonowych pomija się łącznik (podobnie jak w skrótowcach). Poprawny zapis zatem to na przykład: T.D.M. (Tadeusz Dołęga-Mostowicz), Z.K.S. (Zofia Kossak-Szczucka)” – podaje wspomniany słownik (s. 65).
To nie koniec koszmarów w parze z piszącą Przepraszam, jestem Głupiec!… Joasia – dziewczę już 36-letnie – nie zna różnicy między łącznikiem (-) a półpauzą (–) i myślnikiem (—). Dlatego, zestawiając i wymieniając człony (rzeczowniki) równorzędne, raz pisze o „projekcie-manifeście” (brawo), to znów *„lesbijce – potworze” (zamiast lesbijce-potworze). „Absolwentka filologii polskiej z dziennikarstwem i pedagogiką” nałogowo zjada przecinki, wstawia znaki przestankowe bez namysłu nad strukturą zdania, a liczebniki porządkowe zapisuje metodą przedwojenną (*„21-a” zamiast 21. – z kropką po cyfrze)!
Mimo swej niewiedzy, recenzentka Głupca zechciała zganić Ewę Schilling za brak/nieznajomość – potrzebnych pewnym tekstom literackim – znaków interpunkcyjnych. Tymczasem Giza-Stępień nie wykazała się znajomością elementarnych zasad pisowni polskiej, z kolei redakcja „Studium” przedwcześnie zaufała nie! zawsze biegłej w językowym rzemiośle krytyczce.
Moich podopiecznych ta pani uczyć (języka polskiego) nie będzie! Nawet w ramach zastępstwa. A skoro na widok kształtu Głupca Giza krzyczy: „Fuj, jaki postpostmodernizm”, to co ja mogę jeszcze powiedzieć o jej prawie do orzekania w sprawie „dusznego, [...] przegiętego młodzieżowo [...] stylu wypowiedzi”?!
– …

_____ The End

_____ Podałem tylko kilka przykładów niechlujstwa bądź niewiedzy autorów i redaktorów – mimo wszystko – „najważniejszego pisma młodoliterackiego w Polsce”. Bo czy brak finansów może być usprawiedliwieniem dla tytułu – niegdyś – „literacko-artystycznego”? Przezorni, pozbawieni funduszy na opracowanie tekstów ogłaszają programowy brak korekty (vide „Ha!art”, nieoświecona „Lampa”). Boję się, że nieświadomość kreślących dla „Pisma o nowej literaturze” może wpłynąć na wielkość ich filologicznych zaniedbań również w praktyce czytelnika-recenzenta. Dlatego na kolejny numer „Studium” znowu spojrzę krytycznym okiem… To już niedługo.


______________________________________________ Auto/korektor
_________________________________________________ Tom Charnas


PS W artykule zachowałem oryginalną pisownię cytowanych fragmentów.