Spostrzeżeniowa opowieść o dojrzewaniu

Saša Stanišić, Jak żołnierz gramofon reperował, przeł. Alicja Rosenau, Wołowiec, Czarne 2008 (Inna Europa, Inna Literatura)



Zbieram mowę niemiecką. Zbieranie równoważy ciężkie odpowiedzi i ciężkie myśli, które mnie ogarniają, gdy myślę o Wiszegradzie.

Saša Stanišić, syn Serba i Muzułmanki, urodził się w 1978 roku w Wiszegradzie (Bośnia i Hercegowina). Jako czternastolatek w czasie wojny uciekał z rodziną do Niemiec, gdzie mieszka do dziś. Pisze po niemiecku.
W odpowiedzi na pytanie o to, czy jest Niemcem serbskiego pochodzenia, mówi: „W centrum uwagi powinno stać dzieło, a nie ja ze swoim pochodzeniem, które tak czy inaczej jest bośniacko-hercegowińskie, a nie serbskie. Jestem dzieckiem przecudownego małżeństwa mieszanego i z tego jestem nawet dumny, bo to zwierciadło mojego obiektywnego spojrzenia na wszelkie problemy narodowościowe [...] jak i na ich nieważność. [...] mam bośniacki paszport, piszę po niemiecku, uwielbiam film francuski i język włoski [...], szanuję człowieka przede wszystkim jako człowieka [...]” [źródło: sarajevo-x.com, cyt. za: beharli.blogspot.com].
Od 2004 roku studiuje w Deutsches Literaturinstitut (Niemiecki Instytut Literatury), słynnym lipskim uniwersytecie dla przyszłych autorów. Stanišić zdobył liczne nagrody oraz stypendia, m.in. w Krakowskiej Willi Decjusza i dla piszących opowiadania. Został laureatem publiczności w renomowanym konkursie na Nagrodę im. Ingeborg Bachmann w Klagenfurcie oraz prestiżowej Adelbert-von-Chamisso-Prize. „Wie der Soldat das Grammofon repariert” (Jak żołnierz naprawia gramofon) jest jego pierwszą książką.

Alexandar Krsmanović – czarodziejski (z wyboru), uzdolniony literacko bohater książki Stanišicia, dorasta w bośniackiej wiosce pod okiem guru – dziadka Slavka. Po nim odziedziczył talent do opowiadania i zaraził się nieufnością wobec cudzych słów, mowy nieświadomie zawłaszczonej. Słuchanie refleksji osób towarzyszących i czerpanie z nich dla własnych pomysłów fabularnych pomaga w samodzielnym konstruowaniu historyjek, zwykle anegdotycznych, co ubarwia szare dni, zjednuje przyjaciół, ale też budzi niechęć m.in. gorliwych nauczycieli. Ci woleliby widzieć w Alexandarze chłopca piszącego szablonowe wypracowania, ograniczone do zadanego tematu. Młodzieniec ma o wiele ciekawsze pomysły, więc z nich korzysta przy każdej okazji tworzenia swoich„sytuacji narracyjnych”.

Kiedy wybucha kolejna wojna jugosłowiańska i Alexandar wraz z rodzicami musi uciekać, opowiadanie staje się „narzędziem operacyjnym” pamięci i drogą ułatwiającą zbudowanie świadomości – ekwiwalentu utraconego dziecięctwa. Pozwala okiełznać wizje „nowej rzeczywistości”, przywracając minione chwile, „kiedy wszystko było dobrze”.
Osamotniony, naznaczony „znamieniem Utraty” bohater-narrator stwarza osobny, literacki świat. Przedstawia swoje i cudze historie z bałkańskiej przeszłości (?) rodzinnej, czasu spędzonego nad Driną (opiewaną wcześniej przez Iva Andricia), na nowo odtwarzając lub przetwarzając zasłyszenia we własne, osobnicze narracje, choć snute w granicach nabytego języka, mowy zbiorowej a wyobraźni jednostkowej. Idąc dalej, „Jak żołnierz gramofon reperował” ukazuje, korzystając z autobiograficznych doświadczeń i w toku spostrzeżeń imaginatywno-wrażeniowych, losy młodego imigranta, jego godzenie się z nowymi „porządkami istnienia” w kraju początkowo obcym, bo „niedorozumianym”.

Warto podkreślić, że Stanišić uczynił ze swego debiutu powieść i osobistą, i eklektyczną, jeśli docenimy jej stronę formalną. Zawiera ona wstawki wierszopodobne i czysto liryczne, struktury monologowe i dialogiczne, fragmenty jednostronnej korespondencji i rozmów wewnętrznych. Oprócz pisania kroniki (prze)żyć i śmierci, operowania przy tym mową (pozornie) zależną i niezależną, Autor dopuszcza się umieszczenia książki („Kiedy wszystko było dobrze”) w książce („Jak żołnierz gramofon reperował”). Zabiegowi intertekstowemu towarzyszy przemieszanie typów narracji (głównie z bohaterem prowadzącym), zwielokrotnienie postaci wyrażających się w 1. lub 3. osobie (dziecka, młodzieńca, dorosłego; chłopaka, dziewczyny; swojego, zaginionego, obcego), a nawet igranie z konwencjonalnymi – by się wydawało – zmianami perspektywy narracyjnej.


* * *

Saša Stanišić wkrótce odwiedzi Polskę.
Spotkania z nim odbędą się w POZNANIU (25 listopada, wtorek), WARSZAWIE (26 listopada, środa), KATOWICACH (27 listopada, czwartek) i WROCŁAWIU (28-30 listopada, piątek-niedziela).



© by Peter von Felbert


INNE OPINIE

Przejmująca opowieść małego chłopca, świadka – uczestnika niepodległych wydarzeń. Rozpad Jugosławii. Festiwal nienawiści. Koniec Titowskiego snu o braterstwie, przyjaźni, wspólnocie. Tułaczy los setek tysięcy ludzi, uciekających przed wojną. Poszukiwanie nowego domu. Oczy dziecka widzą to bardzo dokładnie. A język, choć momentami naiwny, poraża szczerością."
[Michał Nogaś]

Rozsławiony przez Ivę Andricia „Mostem na Drinie” Wiszegrad, miasteczko we wschodniej Bośni, wiosną 1992 r. stał się miejscem jednych z najkrwawszych czystek etnicznych, na jakie pozwoliła sobie wypełniająca plan oczyszczenia „swojej” części republiki z Muzułmanów i Chorwatów zbieranina mieniąca się wojskiem serbskim.
Mały bohater książki, z jej autorem dzielący nie tylko imię (Saša to zdrobnienie od Aleksandar), wraz kolegami bawi się w wojnę, biega między „młodymi panami z brodą”, którzy wjechali do miasta na czołgach, obserwuje, jak z bloku, w którym schroniła się jego rodzina, wyprowadzają z zawiązanymi oczami kolejnych sąsiadów o muzułmańskich imionach. Wkrótce sam musi wyjechać daleko, do Niemiec – jego matka i babka też noszą „złe” imiona, podobnie jak Asija, dziewczynka, którą próbuje ratować przed żołnierzami. Po 10 latach wróci do Wiszegradu, poszukując utraconego dzieciństwa i symbolu jego utraty – Asii.
[...] Aleksandar snuje opowieści o pływających w Drinie sumach w okularach, o głuchoniemej nenie Fatimie, która marzy o wrzuceniu kamienia do wnętrza wulkanu, o cygańskiej orkiestrze przygrywającej na inauguracji nowej ubikacji u pradziadka-matuzalema. „Dobra opowieść, powiedziałbyś, jest jak nasza Drina: nigdy nie jest spokojnym strumieniem, nie sączy się, jest nieokiełznana i szeroka, dochodzą dopływy, wzbogacają je, występuje z brzegów, kipi i szumi, gdzieniegdzie jest płytsza, ale potem pojawiają się katarakty, uwertury do głębiny, a nie pluskania” – tłumaczy Aleksandar leżącemu w grobie dziadkowi Slavkowi, partyzantowi i komuniście.
Stanišić ma wyjątkowy talent do utrzymywania równowagi pomiędzy patosem a komizmem.
Zdobycie Wiszegradu opowiedziane przez małego Aleksandara jest jedną z bardziej przejmujących opowieści o tej wojnie, jeśli nie o wojnie w ogóle. A rozdział o meczu piłkarskim, jaki toczą ze sobą drużyny serbska i bośniacka podczas zawieszenia broni i po jego zakończeniu, ma epicki rozmach i tragizm nieuchronności.
„Jak żołnierz gramofon reperował” to opowieść o tym, że utraconego dzieciństwa nie da się odzyskać, nie można też odpokutować za nastoletnią beztroskę. Wiszegrad po 10 latach to zapomniana mieścina, w której zbiedniali, sfrustrowani dawni sąsiedzi, przyjaciele i krewni agresją wobec przybysza z Niemiec pokrywają traumy własnych przeżyć i własnych win. Nie dziwi to narratora. „Jednej rzeczy nie potrafi ani Drina, ani opowieść: dla obu nie istnieją powroty”.
[Miłada Jędrysik, Powrót do rzeki w Bośni, Gazeta.pl]