„Tego nie da się po prostu zaszufladkować”

Z Eriką Fischer o książce Aimée i Jaguar. Historia pewnej miłości, Berlin 1943 rozmawia Tomasz Charnas


17 czerwca w krakowskim Muzeum Galicja odbyło się spotkanie z Eriką Fischer, promujące jej pierwszą przetłumaczoną na polski książkę. Była to doskonała okazja do rozmowy nie tylko o literackim wcieleniu Aimée i Jaguara...


Tomasz Charnas: Reportażyści i prozaicy często twierdzą, że to temat ich wybrał. Co więcej, nie oni przebierali w możliwościach ujęcia czy opisania różnych kwestii. Jak było w przypadku Pani, jako autorki książki Aimée i Jaguar – o miłości dwóch kobiet w ogarniętym wojną Berlinie, Niemki Lilly Wust i Żydówki Felice Schragenheim, w czasach nazistowskich prześladowań i Holokaustu?

Erika Fischer: Ja nie szukałam tej historii, została ona opowiedziana i zaproponowana mojemu wydawcy przez amerykańskiego znajomego Lilly Wust. Dalej potoczyło się to w ten sposób, że moja redaktorka zainteresowała się bardzo tą historią, ale sądziła, że to jest raczej coś, co nadaje się na film i rzeczona historia przez rok „leżała odłogiem”. Któregoś wieczoru zaprosiła mnie na kolację, a potem wzięła na bok i zapytała, o czym zamierzam teraz pisać. Powiedziałam, że nie wiem jeszcze dokładnie, ale bardzo chciałabym, żeby to była jakaś historia żydowska. Wtedy powiedziała: „Mam dla ciebie taką historię”.

T.Ch.: Wydaje się, że Historia pewnej miłości, Berlin 1943 i przetwarza, i wzbogaca wzorce pisarstwa dokumentalnego. Dzięki swej złożoności, wielości składników i typów opowiadania, książka może zarówno dać świadectwo pamięci, jak i stać się dygresyjną, wielogłosową „narracją” o losach jednostek i „pomniejszych” grup – na tle Wielkiej Historii oraz prywatnych losów rodzin. W Aimée i Jaguar skonfrontowane zostają charaktery i postawy, zestawia się odmienne relacje i wrażenia z przeszłości. Czy pokusiłaby się Pani o dokonanie gatunkowej klasyfikacji swojej najgłośniejszej książki? Powiedzieć, że to reportaż, jest znacznym uproszczeniem.

E.F.: To nie jest proste. Istnieje w tej książce kilka płaszczyzn: półliterackie opowiadanie – coś, co jest półliteracką fikcją, występuje płaszczyzna dziennikarska – wywiady z różnymi ludźmi, są także dokumenty. Dochodzi do tego jeszcze informacja o czasach, w których toczy się ta historia, bo badając historię prywatną, usiłowałam umiejscowić ją w określonym czasie i okolicznościach. Zarówno niemieckie gazety, jak i księgarnie mają problem – tego nie da się po prostu zaszufladkować. Czasami w recenzjach czytałam, że jest to powieść, chociaż przecież to nie powieść. To jest chwilami taka... dokumentalna fikcja.

T.Ch.: Kiedy zastanawiałem się nad konstrukcją książki, stwierdziłem, że ta historia poprowadzona jest równolegle – jako realizacja wzorca reportażowego (z dochodzeniem i badaniem materiałów źródłowych godnym dokumentalisty) oraz pamiętnikarsko-wspomnieniowego, bo tom zawiera szeroko zakrojoną narrację Lilly. Występują też elementy charakterystyczne dla wywiadu rzeki. Czy to miała być jedna z przyjętych strategii literackich, żeby dać świadectwo, opisać Holokaust i ludzi „stamtąd”?

E.F.: Miałam po prostu mnóstwo materiałów, naprawdę było tego dużo – listy i dokumenty z archiwum rodziny Schragenheim. Wybrałam to, co pozwoliło mi coś opowiedzieć. W żadnym razie nie chciałam pisać powieści, bo te wszystkie dokumenty mówią same za siebie, one po prostu musiały zostać włączone do książki. Poza tym chciałam jeszcze postawić znak zapytania nad czymś, co nazywamy oral history, czyli po prostu przeprowadzałam wywiady z Lilly Wust i z innymi ludźmi, ale nie usiłowałam ich wygładzać, mimo że one się dość często nie zgadzały. Na przykład do końca nie wiadomo, czy w jej pokoju wisiał portret Hitlera, czy nie. Ostatecznie nie wyjaśniłam tego. Generalnie głos opowiadający to ten, który wierzy, że było tak, jak właśnie opowiada.

T.Ch.: Pani książka mówi „o miłości między innymi”, stając się przyczynkiem do historii kobiet. Pozwala, by zaistniała „ich historia”, używając feministyczno-genderowego terminu: herstories. Jednocześnie w Aimée i Jaguarze mówi się o wielu formach opresji, o czasie wojny i o dziejach prywatnych w ogóle, dlatego chciałbym potraktować losy bohaterek jako historię miłosną między podobnymi, bo zakochanymi jak każdy. Nie ma większego znaczenia, że to miłość lesbijska, dopóki w sprawy osobiste nie wkracza polityka bądź ideologia (nazistowska), narzucane prawa-zobowiązania i obyczaje. Historia pewnej miłości, Berlin 1943 jest bardzo złożona problemowo, pozostawia jednak miejsce na zdanie czytelnika – dzięki brakowi surowych ocen i niedopowiedzeniom interpretacyjnym. Jak znalazła czy wypracowała Pani swoją strategię pisania, metodę (dokumentalistki? reportażystki?) na opowiedzenie losów Aimée i Jaguara? Może wymaga od czytelnika „odpowiedniego” sposobu czytania...

E.F.: Próbowałam na różne sposoby, na początku miałam jeszcze jedną płaszczyznę – chciałam włączyć siebie, ale potem zauważyłam, że to już by było za dużo. Podejmowałam różne próby, wyszło jak wyszło. Nie miałam tutaj jakiegoś bardzo intelektualnego zamysłu. Ważne było dla mnie, żeby nie napisać historii dla jakiejś lesbijskiej podgrupy, subkultury, tylko po prostu historię dla samej historii. Po drugie, bardzo ważne było dla mnie pokazanie historii Żydów w czasach faszystowskich w Berlinie na podstawie historii Felice. No i po trzecie, ja osobiście miałam dużo sympatii dla Żydówki Felice, a miałam własny problem z Lilly Wust, ale starałam się pisać tak, żeby tego problemu nie zauważono, starałam się pozostać neutralna.

T.Ch.: Współczesne narracje żydowskie, zawierające wątki czy motywy homoerotyczne, są już dość liczne i odważne – także politycznie. Wystarczy wspomnieć opowiadania Etgara Kereta i Violi Rein czy filmy Eytana Foxa (Walk on Water, The Bubble, Yossi & Jagger), by dostarczyć argumentów na potwierdzenie tezy, że o problematyce LGBT (dotyczącej społeczności lesbijek, gejów, biseksualistów/biseksualistek oraz osób transseksualnych i transgenderycznych) mówi się tam jawnie. Zastanawiało mnie, czy spisując dzieje Felice i Lilly, znała Pani teksty literackie i filmowe podejmujące kwestię „homożydostwa”? Może uznała Pani, że warto się odciąć od jakiejś tradycji, stworzyć nową formułę mówienia? Książka Aimée i Jaguar, szczerze mówiąc, jest inna od tego, co można przeczytać po polsku, uwagę przykuwa strona formalna. Wcześniej nikt spośród znanych mi autorów nie spróbował zrobić paradokumentu o tematyce lesbijskiej, zwłaszcza dokumentu historycznego z narracją ocierającą się o love story.

E.F.: Częściowym uzasadnieniem metody jest to, że wywodzę się z dziennikarstwa, jestem dziennikarką, było dla mnie oczywiste, że trzeba przeprowadzić jak najwięcej wywiadów z ludźmi, wiernie oddać głosy. Ta historia jest doskonale udokumentowana i to jest właśnie wyjątkowe zjawisko, że istnieje aż tyle materiałów. Być może bierze się to też z tego, że ja sama uosabiam wiele z tej książki, to znaczy jestem Żydówką, interesuję się bardzo różnymi tematami żydowskimi. Wprawdzie nie jestem lesbijką, ale mam bardzo feministyczny background, świetnie się znam na tych dwóch tematach i potrafię z nimi obcować. Na początku, po ukazaniu się książki, wiele środowisk lesbijskich zarzucało mi tę niejednoznaczność, że nie pokazałam konkretnie: spójrzcie, cóż za piękna lesbijska historia miłosna!

T.Ch.: Temat homoseksualności w sztuce izraelskiej a nawet w rozrywce masowej nie stanowi już problemu, sprawy do przemilczenia. Kultury „odmieńców” nie uznaje się tam za „mniejszościową”, gettową. To różni Izrael od Polski. Dostępne są u nas teksty z motywami „homożydowskimi” z historią w tle, między innymi powieść Yossiego Avniego Ciotka Farhuma nie była dziwką, święci triumfy spektakl Anioły w Ameryce, znane są filmy Ferzana Ozpetka (Okno), Chrisa Krausa (Cztery minuty) czy kanoniczny Bent, ale nadal brakuje ich szerszej recepcji, wyjście poza krąg środowiskowy lub zaangażowanych działaczy...

E.F.: To są wszystko opowieści o mężczyznach?

T.Ch.: Prawie wszystkie. Przyznaję, że nie odnalazłem książkowej historii lesbijskiej.

E.F.: No właśnie, i na tym również polegał sukces tej książki.

T.Ch.: Zastanawiało mnie, jak wyglądała recepcja Aimée i Jaguara w środowiskach żydowskich na świecie i w Izraelu?

E.F.: Tłumaczenie na hebrajski powstało dość wcześnie, ale nie wiem, jak zostało odebrane w Izraelu, zwykle nie wie się, jaki jest los tłumaczeń. Polska stanowi wyjątek, dlatego że sama się tak angażuję. Gminy żydowskie w Niemczech nieszczególnie się interesowały tą historią. Mogę tylko przypuszczać, że mogło to mieć związek z historią homoseksualną. Niemieckie gminy żydowskie są dosyć konserwatywne, wolą historie o Żydach, które da się zaszufladkować, a tej „innej strony” brakuje.

T.Ch.: A środowiska żydowskie w innych krajach? Czy na przykład w Wielkiej Brytanii śledziła Pani ich reakcje?

E.F.: Czytałam oczywiście recenzje, ale tłumaczenia umykają naszej uwadze. Nie mam pojęcia, jak było z innymi językami, tureckim, koreańskim czy japońskim. Bardzo by mnie to ciekawiło, ale nie jestem w stanie tego śledzić. Za to wiem na przykład, że rosyjskie tłumaczenie zostało wydrukowane w Mołdawii, a w Moskwie nie można go kupić. Uważam, że to smutne, bo w Rosji jest przecież silna scena homoseksualna, ale może mają problem z tematem żydowskim...
Jeśli chodzi o recepcję, chciałam zwrócić uwagę na inny aspekt – wiele młodych kobiet, zwłaszcza po filmie, przeczytało książkę jako piękną historię miłosną. A dowiedziały się one jednocześnie czegoś o historii, konkretnym momencie dziejowym i to z perspektywy Żydówki, z którą mogły się w jakiś sposób identyfikować, lesbijki i nielesbijki. Niektóre czytelniczki mówiły, że z Aimée i Jaguara po raz pierwszy dowiedziały się, co naprawdę się wtedy działo, bo młode kobiety nie sięgną raczej po książkę o Holokauście, brakuje im do tego motywacji. Z drugiej strony przedstawiona przeze mnie historia mieści się w mainstreamie, czego by nie osiągnęła, gdyby nie miała takiego tła. Historia miłosna, ale w czasach nazistowskich – dzięki temu ma taką siłę rażenia.

T.Ch.: Czy w związku z tym zwielokrotnieniem tematów Panią jako autorkę jakieś odczytania bardzo zaskoczyły? Interpretacje feministyczne, historycystyczne, upolitycznione?

E.F.: Ktoś mi powiedział, że mieszczę się w tradycji kultury latynoamerykańskiej, uznałam, że to bardzo interesujące.

T.Ch.: Pewnie dlatego, że tam jest silnie rozwinięta tradycja powieści o przemocy, które są mocno realistyczne, a jednocześnie korzystają z fikcyjności, by pokazać mechanizmy działania Zła.

E.F.: Niespecjalnie znam się na literaturze latynoamerykańskiej [śmiech], wiem tylko, że sama sobie wymyśliłam tę metodę. Pewna lesbijska grupa kobiet z Düsseldorfu powiedziała, że to nie w porządku, że nielesbijka napisała taką książką. Opowiedziała mi to przyjaciółka, która wtedy odpowiedziała: „Ale ona jest Żydówką”, na co one stwierdziły, że jeśli jest w Niemczech jakaś kobieta, która jest jednocześnie lesbijką, Żydówką i pisarką – ona powinna to napisać.

T.Ch.: Czy można wyobrazić sobie, że stworzy się jakiś model czytania, czy takie odczytanie, które byłoby Pani najbliższe, którego Pani wciąż oczekuje? Bo pisano o tej książce jako o ważnym dokumencie o wartości edukacyjnej, ale też na przykład jako o lekturze porównywalnej z thrillerem.

E.F.: Naprawdę?

T.Ch.: Taką rekomendację zamieszczono w internetowych opiniach o książce.

E.F.: To pewnie znaczy, że trzyma w napięciu. [śmiech] Ja chciałam przede wszystkim, żeby czytelnicy zrozumieli, jak wyglądało wtedy życie Żydów, jak krok po kroku pogarszała się ich sytuacja, jak do tego doszło. Chciałam też, żeby się dowiedzieli, że byli młodzi ludzie, którzy się nie poddawali i próbowali przeżyć, na przykład grupa młodych ludzi skupionych wokół Felice Schragenheim – oni wszyscy oprócz Felice przeżyli. Życzyłabym sobie również, żeby czytelnicy i czytelniczki zastanowili się nad osobą Lilly Wust, ponieważ ta bohaterka odpowiada często postaciom ich matek, babek. Taką bohaterką, którą się łatwiej rozumie pozostaje Felice, ona jest ofiarą, podczas gdy Lilly jawi się tu w jakiś sposób dwuznaczna. W latach osiemdziesiątych w Niemczech, w ruchach kobiecych dyskutowano wiele na temat współwiny kobiet. Otóż zauważono, że kobiety aryjskie, czyli nie-Żydówki, nie były wtedy tylko pasywnymi uczestniczkami czy ofiarami patriarchalnego systemu, ale w jakiś sposób też współtworzyły reżim. W niemieckim ruchu kobiecym była to ostra, potężna dyskusja, która zmieniła sposób patrzenia na kobiety. Lilly Wust jest ciągle tematem na spotkaniach autorskich. Niektóre czytelniczki mówią, że była ona tylko głupią kobietą z czwórką dzieci, uważają, że nie można jej czynić współodpowiedzialną za to, co się stało, podczas gdy ja, może nie bezpośrednio, ale pośrednio twierdzę, że taka kobieta jak Lilly Wust powinna jednak używać swojego mózgu. W Warszawie miałyśmy niesamowitą debatę, bo moderatorka [Bożena Umińska-Keff] interesowała się wyłącznie Lilly Wust, a ja nie do końca. To była taka nieoczekiwana konfrontacja.

T.Ch.: Wróćmy na chwilę do dziedziny nauki zwanej historią kobiet. Marie-Jo Bonnet w swojej monografii Związki miłosne między kobietami od XVI do XX wieku postuluje, by w odbiorze książek feminocentrycznych, także dokumentów ocierających się o literackość, posługiwać się strategią rewindykacji feministycznej: czytaniem na nowo, z innymi narzędziami i kontekstami, odcinając się od interpretacji poprzedników. Czy myśli Pani, że książka Aimée i Jaguar może stać się materiałem do kolejnych badań socjokulturowych, studiów kobiecych, które uzupełniłyby taką monografię?

E.F.: Być może. W trakcie debaty w Warszawie pani Bożena Chołuj zgłosiła się i przeprowadziła cudowną analizę. Bardzo byłam zdziwiona tym niesamowitym zainteresowaniem Lilly Wust, ale potem stwierdziłam, że dla osoby, która zajmuje się tematyką gender jest to postać rzeczywiście o wiele bardziej interesująca. Natomiast dla mnie, jako że mieszkam w Niemczech, najważniejsze jest ciągłe opowiadanie ludziom historii o Żydach. Za bardzo istotne uważam również pisanie o winie Lilly, bo w najmłodszym pokoleniu Niemców panuje obecnie tendencja do gloryfikowania ich dziadków i pradziadków. Im więcej czasu mija od tragicznych wydarzeń, tym bardziej zanika świadomość, że większość Niemców akceptowała reżim lub aktywnie go wspierała. Ale gdy piszę książki, ważne jest dla mnie to, żeby nie pouczać, ale zostawiać czytelnikowi wolność podejmowania decyzji.



T.Ch.: Jaka była Pani reakcja na ekranizację Aimée i Jaguara z 1999 roku? W miesięczniku „Odra” nazwano adaptację Maksa Färberböcka „zakłamanym historycznie kiczem”.

E.F.: Aż za tak zły filmu Maksa Färberböcka nie uważam. Jako że znam tę historię tak dobrze, to znalazłam w nim takie szczegóły, z których bardzo się ucieszyłam. Jest na przykład taka rozmowa między Lilly Wust a Ilse, Lilly opowiada jej, że była w Theresienstadt, a ona się pyta: „Czy jesteś świadoma tego, co zrobiłaś?”. To była taka mała krytyka postępowania Lilly, tylko ja to zauważyłam. Cała estetyka filmu Aimée i Jaguar nie bardzo mi się podoba, ale muszę przyznać, że gra aktorek jest świetna. Trzeba dodać, że film został pokazany w 1999 roku, a wyprodukowano go parę lat wcześniej. To były czasy, gdy niemieckie filmy były jeszcze kiepskie, dopiero potem stały się lepsze. Uważam na przykład, że muzyka [Jana Kaczmarka] jest potworna. Częściowo zgadzam się, że to kicz, ale mam przez to nieco wyrzutów sumienia, bo ja tak dużo korzyści osiągnęłam dzięki temu filmowi, książka dobrze się sprzedała... To nie jest tak, że nie chcę, żeby moje nazwisko było wymieniane w związku z tym obrazem. Tak właściwie to ja chciałam napisać scenariusz razem z przyjaciółką, która się na tym zna, ale odrzucono moją propozycję. Ja bym napisała zupełnie inny scenariusz.

T.Ch.: W Polsce książka Aimée i Jaguar ukazała się z dużym opóźnieniem. Wydawnictwo Czarne stworzyło nowa serię, Lilith, by w niej umieścić nietypową pozycję. W wywiadzie udzielonym pismu „Replika” wyznała Pani, że były problemy ze znalezieniem polskiego wydawcy. Gdzie Pani upatruje przyczyn tych komplikacji?

E.F.: Nie wiem, może to wina agentki, która się niezbyt angażowała. Katarzyna Weintraub [tłumaczka książki] robiła, co mogła. Ta książka w Polsce mogła się ukazać dopiero po przełomie, przypuszczam, że mogło to mieć też związek z historią lesbijską. Polski to dwudziesty język, ostatni, na który została przetłumaczona, ale w pewnym sensie cieszę się nawet z tego, bo dzięki upływowi czasu mogłam jeszcze wbudować dodatkowe rzeczy do polskiego wydania i jest ono najbardziej aktualne.

T.Ch.: W zapowiedziach Czarnego na przyszły rok wydawniczy umieszczono już Pani najnowszą książkę, Himmelstrasse (Droga do nieba). Jaka ona będzie? Czy należy oczekiwać zmierzenia się w niej z kolejnymi trudnymi kwestiami, o których nie zawsze chce się głośno mówić albo – jak twierdzą inni – nie warto rozmawiać?

E.F.: Tu jest mniej pracy dokumentem. To raczej subiektywna interpretacja historii mojej rodziny. Himmelstrasse przedstawia historię trzech pokoleń: moich polsko-żydowskich dziadków zamordowanych w Treblince, rodziców, którzy z Austrii wyemigrowali do Anglii, i brata, który po śmierci matki odebrał sobie życie. Historia mocno tragiczna. To też nie jest linearne opowiadanie, ono „skacze”.

T.Ch.: Będzie bliżej prywatności i prozy?

E.F.: Tak, zdecydowanie. Nie będzie to sprzedawane jako powieść, ale znów wielu czyta Himmelstrasse jako powieść. Znowu nie daje się zaszufladkować.

T.Ch.: Postaram się nie szufladkować. Bardzo dziękuję za poświęcony mi czas i rozmowę.

E.F.: Ja również dziękuję.


Rozmowa została przeprowadzona 17 czerwca 2008 w Muzeum Galicja w Krakowie.
Tłumaczenie symultaniczne: Joanna Czudec (Instytut Ksiązki).
Spisała: Joanna Kuryjak.



O AUTORCE

Erica Fischer urodziła się w 1943 roku w Anglii, dokąd z Wiednia emigrowali jej rodzice. W 1948 roku powróciła do Austrii. Studiowała w Instytucie Tłumaczy przy Uniwersytecie Wiedeńskim. Wkrótce została tłumaczką z języka angielskiego. Jednocześnie zaangażowała się w ruch feministyczny, jako jedna z jego inicjatorek. W połowie lat 70. rozpoczęła pracę jako dziennikarka, publikując artykuły głównie w austriackiej i niemieckiej prasie feministycznej.
Jej zainteresowania koncentrują się wokół problemów i losów kobiet prześladowanych z powodów etnicznych. Jest autorką pięciu książek. Od 1988 roku mieszka w Niemczech (obecnie w Berlinie), gdzie pracuje jako niezależna dziennikarka, autorka i tłumaczka. Ostatnio opublikowała Himmelstrasse (2007; polskie wydanie pod tytułem Droga do nieba ukaże się w 2008 roku).

Ważniejsze publikacje
Ohne uns ist kein Staat zu machen. DDR-Frauen nach der Wende, Köln 1990
Aimée & Jaguar. Eine Liebesgeschichte, Köln 1994
Am Anfang war die Wut. Monika Hauser und Medica Mondiale, ein Frauenprojekt im Krieg, Köln 1997
Die Liebe der Lena Goldnadel, Jüdische Geschichten, Berlin 2000
Das kurze Leben der Jüdin Felice Schragenheim „Jaguar", Berlin 1922 – Bergen-Belsen 1945, fotografie: Christel Becker-Rau, München 2002
Die Wertheims, Geschichte einer Familie (z Simone Ladwig-Winters), Berlin 2004
Himmelstraße. Geschichte meiner Familie, Berlin 2007


Historia pewnej miłości, losy niejednej znajomości

Berlin, rok 1942. Lilly Wust, mężatka, czworo dzieci, wiedzie życie milionów niemieckich kobiet. Ale pewnego dnia poznaje 21-letnią Felice Schragenheim. Zaczyna się miłość nieomal od pierwszego wejrzenia. Aimée i Jaguar snują plany na przyszłość, piszą do siebie wiersze i listy miłosne, zawierają kontrakt małżeński. Kiedy Jaguar-Felice wyznaje ukochanej, że jest Żydówką, groźna tajemnica jeszcze bardziej wiąże ze sobą obie kobiety. Ale ich szczęście trwa krótko. 21 sierpnia 1944 r. Felice zostaje zatrzymana i deportowana.
Erica Fischer wysłuchała opowieści 80-letniej Lilly Wust i opracowała ją w formie przejmującego świadectwa. Po ukazaniu się książki w 1994 roku do autorki zaczęli zgłaszać się nieznani dotąd świadkowie, uzupełniając kolejne wydania o nowy materiał. Dzięki adaptacji filmowej Maxa Färberböcka z Juliane Köhler i Marią Schrader w rolach głównych, historia Aimée i Jaguara stała się znana na całym świecie.

Książka inauguruje nową serię Czarnego – Lilith, w której ukazywać się będą pozycje z zakresu szeroko pojętej literatury faktu prezentujące niezwykłe postaci kobiece. Jako kolejne tytuły w serii ukażą się książki poświęcone postaciom Mileny Jesenskiej i Ulrike Meinhoff pióra szwedzkiego dokumentalisty Steve Sem-Sandberga oraz rzecz o Aglai Veteranyi pióra Katarzyny Leszczyńskiej.


Z przedmowy

Od pierwszego wydania Aimée i Jaguara minęło czternaście lat. Książka odbiła się szerokim echem i wkrótce zyskała trwałe miejsce na rynku wydawniczym. Ukazał się cały szereg specjalnych edycji i omówień, dokonano przekładów na dwadzieścia języków, w Niemczech i za granicą powstało wiele dokumentacji telewizyjne i audycji radiowych, odbywały się niezliczone wieczory autorskie i dyskusje. Oprócz tego została nagrana wersja dźwiękowa wierszy Felice, grupa aktorek opracowała adaptację sceniczną korespondencji Aimée i Jaguara, znany holenderski zespół teatralny z wielkim powodzeniem wystawił w Maastricht sztukę teatralną inspirowaną losami bohaterek, młoda artystka namalowała portret olejny Felice „Jaguara” Schragenheim, a pewien aktor oferował nawet czytanie fragmentów z książek, które Felice chciała zabrać w swym emigracyjnym bagażu. W 1999 roku doszła do tego adaptacja filmowa z Juliane Köhler i Marią Schrader w rolach głównych.

Również ja – wraz z fotografką Christel Becker-Rau i grafikiem Wolfgangiem Wittorem – wzięłam udział w przygotowaniu ekspozycji Krótkie życie żydówki Felice Schragenheim, prezentowanej w ponad 60 miastach Republiki Federalnej. Wystawie towarzyszył opracowany przez nas obszerny katalog. Ogromna ilość fotografii, listów, wierszy i dokumentów, które z miłością i pietyzmem przechowała Lilly „Aimée” Wust, a które dają niemal kompletne wejrzenie w krótkie życie Felice, stanowiła wymowny wymiar wizualny publikacji i na przykładzie wstrząsającego jednostkowego losu umożliwiła konfrontację z czasem narodowego socjalizmu.

Dla Elizabeth Wust ukazanie się książki oznaczało koniec izolacji. Po spektakularnym coming-out w popularnym telewizyjnym talk-show została zasypana górą listów z całych Niemiec. Pisały zarówno identyfikujące się z nią kobiety, żyjące w otwartych związkach lesbijskich, jak i mężatki, które czuły potrzebę opowiedzenia jej o własnej, tajemnej miłości. Nagle Lilly zyskała wiele przyjaciółek – do tego stopnia, że dla ochrony życia prywatnego była zmuszona zastrzec swój numer telefonu. Upublicznienie skrywanej dotąd miłości do Felice Schragenheim wniosło w życie starej kobiety mnóstwo emocji i bardzo je wzbogaciło. Lilly Wust zmarła w marcu 2006 roku w wieku 92 lat.

Dzięki książce Aimée i Jaguar poszerzył się również mój krąg znajomych i przyjaciół. Część tych, z którymi przeprowadzałam wywiady do książki, pozostała ze mną w kontakcie. Czytelnicy pisali do mnie lub przychodzili na wieczory autorskie. Jednak największą radość sprawiło mi angielskie wydanie książki, dzięki czemu nawiązałam znajomość z Davidem Cahnem, synem Irene, siostry Felice. David niewiele wiedział o rodzinnej historii. Jego rodzice, berlińscy Żydzi, nie opowiadali wiele – jak większość z tego pokolenia. Od czasu przymusowej emigracji nigdy więcej nie ich noga nie postała na niemieckiej ziemi. Obaj synowie, David i Oliver, nie mówią po niemiecku i przed ukazaniem się tej opowieści nigdy nie byli w Niemczech. Książka umożliwiła im nowe spojrzenie na historię rodziny. Rozbudzona ciekawość i kontakt ze mną ostatecznie zniosły istniejącą barierę. David Cahn przyjechał do Berlina i odwiedził te miejsca, w których żyli i cierpieli jego krewni. Szczególnie ważną chwilą była dla niego wizyta na grobie dziadka, doktora Alberta Schragenheima, na cmentarzu żydowskim w Weissensee. Podobnie jak na życiu większości Żydów tzw. drugiego pokolenia, również na życiu Davida losy rodziny wycisnęły piętno. Jednak dzięki podróży do Berlina Davidowi udało się podjąć na nowo zerwany wątek historii – nie tylko własnej, ale i tych berlińskich Żydów, którzy zostali zamordowani lub cudem uniknęli śmierci.

Pisanie historii Aimée i Jaguara – gdy w odległości kilkuset kilometrów trwały w Bośni czystki etniczne – pomogło również i mnie zgłębić historię własnej rodziny. Podczas pracy nad książką zostałam wciągnięta w bolesne wspomnienia innych, rozdrapałam pozornie tylko zabliźnione stare rany. Niektórzy biorą mi to za złe. Dawne przyjaciółki Felice i Żydzi, którzy ocaleli, nie chcą wybaczyć Lilly Wust oportunizmu z czasu hitlerowskiej dyktatury. Nie dają jej żadnej szansy naprawienia zła. Stoję pomiędzy nimi: muszę bronić Lilly tam, gdy zapada wyrok zbyt surowy, jestem jednak również stroną w tej historii. Psychologicznie rzecz biorąc, mogę na wskroś niemieckie milczenie o wstydliwych fragmentach przeszłości zrozumieć, ale nie mogę go wybaczyć.

Jako Żydówka podchodzę do historii z pozycji Jaguara, nie potrafię być tak wyrozumiała jak wiele młodych kobiet, odmawiających refleksji nad możliwą współwiną Aimée. Lista usprawiedliwień jest długa: wszyscy wtedy tak myśleli i mówili, ludzie byli manipulowani, kobieta z czworgiem dzieci nie miała ani czasu, ani możliwości, żeby wyrobić sobie własne zdanie, dopasowała się tylko do opinii męża, a poza tym wtedy „o tym” nikt nic nie wiedział…

„Współczucie i empatia nie jest dziełem przypadku” – pisze Birgit Rommelspacher w zbiorze esejów Kultura dominacji. „Wyrozumiałością najczęściej obdarzamy «swoich» i tych, którzy mają coś do powiedzenia. Uczucia stają się kolaborantami władzy”. W przypadku Jaguara i Aimée mam wrażenie, że niejedna młoda kobieta przez zrozumienie dla Lilly Wust broni się przed konfrontacją ze współwiną i milczeniem własnej babki. Wiele z nich zaś ma kłopot z empatią w stosunku do zamordowanej Felice i niezagojonych ran ocalałych Żydów, zarówno pierwszej, jak i drugiej generacji.

Sukces książki można też tłumaczyć tym, że opowieść o niezwykłej miłości, której nie było dane spełnić się w codziennym życiu, w swym tragizmie zaprasza do odnajdywania w niej „życzeniowych” znaczeń. Zapotrzebowanie lesbijskich kobiet na wzorce i bohaterki, które tworzą niejako kontynuację ich własnej historii jest tak wielkie, że często zanika krytyczny dystans do wydarzeń lat 1933–1945. Fakt, że jedna z bohaterek została zamordowana jako Żydówka, a nie jako lesbijka, a druga w Trzeciej Rzeszy nie była prześladowana za miłość do innej kobiety, niezbyt dobrze wpisuje się w wymarzony obraz lesbijskiego heroizmu. A przecież tak właśnie było. Niestety, w Niemczech proste prawdy z trudem się bronią, a ciągłość raz przerwana pozostanie taka na zawsze. Musimy z tym żyć jeszcze przez wiele pokoleń.

Kieruję te słowa do moich Czytelników w nadziei, że przedmowa ta ułatwi im zagłębienie się w słodko-gorzką historię miłości Aimée i Jaguara – z jej wszystkimi zawiłościami, ale bez utraty ponadczasowego piękna i romantyki

[E.F., Berlin 2002]


Erika Fischer, Aimée i Jaguar. Historia pewnej miłości, Berlin 1943, przekł. Katarzyna Weintraub, Czarne, Wołowiec 2008 (Lilith)


OPINIE

O historii Aimée i Jaguar powstał kilka lat temu głośny film. Wcześniej jednak miłosną historię dwóch kobiet w nazistowskich Niemczech opisała Erica Fischer. I nie ograniczyła się jedynie do reporterskiej relacji.
Pisząc o Aimée i Jaguar, czyli o Lilly i Felice, Fischer stawia czytelnikom wiele pytań, zaprasza do dyskusji o milczeniu niemieckiego społeczeństwa w obliczu Holokaustu, o granicach odwagi i bierności, o poczuciu winy. Ale ta reporterska książka o miłości dwóch kobiet w trudnych czasach niesie ze sobą także pytania na temat granic osobistej wolności w totalitarnym państwie, w społeczeństwie, w którym aby przeżyć, trzeba ukryć pochodzenie, nie przyznawać się do orientacji seksualnej i przyjaźni z ludźmi nieakceptującymi narodowo-socjalistycznej ideologii. Wiele też mówi o miejscu kobiet w atakowanym przez jedyną ideologiczne słuszną propagandę kraju i o tym, jak trudno zdławić ich radość i chęć życia. Tyle zagadnień w jednej historii... w której i tak nic nie jest jasne, proste i do końca oczywiste.
(Marta Dvorák, „Gazeta”)

Elisabeth Wust (Lilly, Aimée) nie była fanatyczną nazistką. Ot, polerowała figurkę Wodza ustawioną w salonie, szykowała swoich czterech synów do służby w Hitlerjugend i od czasu do czasu hołdowała niemieckiej modzie na antysemityzm. Ta urodziwa gospodyni domowa miała jednak swoją małą tajemnicę - bardziej od mężczyzn pociągały ją kobiety. I choć długo wypierała się tego, także przed samą sobą, nie potrafiła oprzeć się czarowi Felice Schragenheim (Lice, Fice, Putz, Sztyft, Jaguar). Nawet wtedy, gdy ta zdradziła jej swoją prawdziwą, tj. żydowską, tożsamość.
Historia kochanek z przeciwnych stron barykady wyszła na jaw, gdy Lilly otrzymała najpierw Krzyż Zasługi, a potem medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". Nie zdołała wprawdzie ocalić „Jaguara" i sama cudem uniknęła kary za występny związek, ale już „nawróciwszy się", uratowała trzy kobiety. Opowieść o niezwykłej miłości i równie niezwykłej przemianie doczekała się ekranizacji (1998), lecz dopiero teraz możemy poznać książkę, na kanwie której ją zrealizowano. A właściwie jej uzupełnioną wersję, bo po premierze filmu do Eriki Fischer zgłosili się nowi świadkowie wydarzeń. Felice zmarła na tyfus pod koniec 1944 roku w obozie koncentracyjnym. Lilly szukała jej do lutego 1948 roku, a opłakiwała do roku 2006, aż do swojego odejścia.
(Marta Mizuro)


Niezwykłe studium faktów i uczuć; książka zarazem wstrząsająca i przekazująca wiedzę.
(„Frankfurter Rundschau”)

Niezwykła historia miłości frau Wust i ukrywającej się w wojennym Berlinie Żydówki Shragenheim jest czymś więcej niż tylko opisaniem romantycznych skądinąd losów tych dwóch kobiet. To danie głosu licznym stronom wielkiej niedokończonej nigdy dyskusji na temat odpowiedzialności i odwagi, ludzkiej nikczemności i zbrodni. To głos oddany Żydom ocalałym z Holocaustu, Niemcom, którzy zdecydowali się na milczenie i bierność, kolejnym generacjom usiłującym zmierzyć się z piętnem zarówno kata, jak i ofiary.
(Anna Dziewit-Meller)