Coelho popłynął… bezmyślnie!

[Paulo Coelho, Być jak płynąca rzeka. Myśli i impresje 1998–2005,
przeł. Z. Stanisławska-Kocińska, Świat Książki, Warszawa 2006]



Widać, że Myśli i impresje 1998–2005 powstały „na prośbę czytelników”, a nie ze względu na za/wartość. Zbiór tekstów prasowych Brazylijczyka sklecono w całość bez literackiej wyobraźni, smaku i… zdrowego rozsądku. A może o to chodziło wydawcy: wypuścić na rynek cokolwiek?! Nawet ideologiczny blef i estetyczną błahostkę. Ponieważ (nie tylko) Polacy wielbią Paulo Coelho i wykupują jego książki… na pniu.


CO NAJ…?

Zdaję sobie sprawę z ilości wyznawców „jednego z najulubieńszych pisarzy naszych czasów” (eh, te nakłady), ale to nie powód, żeby autor traktował siebie jako posłańca samego Boga i… „wojownika światła”. Pisarz z Rio de Janeiro (tu się urodził) przekonuje: „wszystko, co mam do powiedzenia jest w moich książkach i felietonach”. Dlatego udziela porad, wyznaje intymne sekrety duszy, do znudzenia/obrzydzenia usiłuje tchnąć swoją wiarę w czytelnika. Nie zapominając chwilami o masce skromnisia, który jedynie stara się iść do przodu zgodnie ze sobą samym i swoim systemem wartości:

„Toczę ze sobą długą i ciężką walkę […]. Koncentruję się i zaczynam wsłuchiwać się w głos mojej duszy. Tak bardzo chce ze mną rozmawiać […].
Nie robiąc nic, robię najważniejszą rzecz na świecie: słucham tego, co miałem sobie do powiedzenia”.


MNIEJ LITERATURY

Trzeba oświecać masy, ale czy w taki sposób i do biblii [pauperum] podobnym zbiorem przypowieści? Wątpię. Coelho pod pozorem kierowania się wiarą (w ludzi i dobro) ogłasza siebie posłańcem, który spróbuje – nachalnie – nawracać swoim pseudokatechizmem Być jak płynąca rzeka.
Już tytuł brzmi prost(ack)o w swej czasoprzestrzennej metaforze-sugestii (przemijanie i powroty do życia), choć przyjaźnie dla szarego człowieka. Wskazuje też na – obecne w całokształcie książki – sztuczną patetyczność i silenie się na rozmyślania natury filozoficznej, teologicznej, etycznej. Czytanie Brazylijczyka nie daje tymczasem powodów do namysłu. Nie uchwyciłem też „istoty filozofii, która niepostrzeżenie staje się literaturą” – sugerowanej przez wydawcę. Dość sprawne warsztatowo i humanitarne pisanie („wróciłem na ścieżkę zwykłych ludzi”) to jego recepta na sukces medialno-finansowy. A gdzie miejsce na artyzm i przyjemność tekstu dla człowieka poszukującego, skoro – jak twierdzi pisarz – „o jakości książki świadczy to, czy dobrze się ją czyta”? W innej bibliotece myśli!

Pokuszę się o wyliczenie kilku składników z paraliterackiego tomu Być jak płynąca rzeka. Bo co właściwie zaproponował Coelho? Zbiór felietonów, impresyjnych zapisków, glos na marginesie bieżących wydarzeń, spotkań, przeżyć i lektur. Z całości wyróżniają się (byle nie jakością!) małe formy prozatorskie: o każdym potencjalnym Manuelu, który „Przeżył życie/nie żyjąc”, dla niejednej Moniki, czekającej na spotkanie z własną historią na kartach księgi nie/istnienia… Dominują jednak paraboliczne opowieści o chwastach („to, co w rzeczywistości jest walczącym o przetrwanie gatunkiem”), wegetarianizmie, dzieciach i dorosłych – mlekopijcach, miłości, nadziei, samotności, śmierci. Całość dzieła (theόs + logos) dopełniają modlitwy, kazania, nawołania do religii i kontemplacji. „Dlatego teraz pomódlmy się w milczeniu za tego człowieka”…

Autor Pielgrzyma sili się też na estetyzację i intelektualizm. Snuje bowiem wnioski z podróży mentalnych i geograficznych, zabiera głos w sprawie zamachów z 11 września 2001 roku i juniora Busha wojującego z Irakiem, dookreśla lub definiuje takie pojęcia jak nowoczesność czy elegancja.
Mieszkający w starym wiatraku w Pirenejach prozaik zdobył się nawet na refleksję… „autotematyczną”! Szczerze mówi we „Wstępie” – to najlepsza część książki – o tworzeniu dla ludzi, zastanawia się nad rolami społecznymi i dolą pojedynczego pisarza, którego trudno nazwać… „człowiekiem myślącym logicznie, rozsądnym, praktycznie patrz[ąc]y[m] na świat”.

Coelho w nieszczególny i pokraczny sposób buduje sens i wzniosłość Myśli i impresji. Nad światem książkowym unosi się widmo wieszczącego „ja”. Godne politowania. Nie na wszystkich od-biorców działa pseudoreligijna papka szumnie nazywana filozofią życia i pisania.

Zaprezentowane w tomie Być jak płynąca rzeka opowiadania, przypowieści, maksymy wypada mi nazwać utworami pośledniego gatunku. Felietonowo-fabularna metoda tworzenia drażnią stręczycielskim moralizatorstwem oraz populistycznym banałem. Dlatego ukazane stworzenie tekstowe Coelho odrzucam jako „próby”… prozaiczne. Takowe mogą szukać miejsca gdzie indziej. Poza mną. Drugi raz nie zaufam Światu Książki, zachęcającemu do „zgłębiania oryginalnego, wielopłaszczyznowego pisarstwa brazylijskiego pisarza”.


LUDZIE!

Wolę wierzyć w siebie! A jako czytelnik wybieram inną drogę życia – wśród odmiennych autorów i książek. Paulo Coelho nie wstąpi do mojego nurtu. Mimo gróźb:

„[…] gdy będziesz sądzić bliźniego, pamiętaj, że to ty stoisz przed sądem”.

Własny osąd? Po-mówienie? Odpowiedzcie sobie sami.