„Twórczość” krytyczna. Glosa analityczna
|
[Przegląd czasopism: „Twórczość” 2006, nr 7]
| Z pewnym zdumieniem i niepokojem (o siebie) patrzę na dział czasopism w swoim pokoju. Chociaż nie dorównuje on jeszcze (rozmiarami) regałowi i półkom z książkami, poszczególne rzędy zapełniają się coraz szybciej produkcją redaktorów z różnych regionów Polski. Może nie jest to reprezentatywny przegląd prasy kulturalno-literackiej ostatnich lat, ale wciąż uzupełniam braki i nałogowo sięgam – ręką śmiertelnego krytyka-czytelnika – po kolejne numery „wybrańców”. Nie czynię tego jeszcze odruchem bezwarunkowym, gdyż trudno zaufać twórcom pism nierównych jakościowo i w możliwości zainteresowania mnie, ale mógłbym powoli w/skazywać, kogo (nie) lubię mniej, a kogo bardziej… czytać.
Z troską o liberalne dziecko ponowoczesności, czyli siebie, zauważyłem, że w niezaburzony ciąg liczbowy układają się na jednej z półek numery raczej konserwatywnej „Twórczości”. Co więcej, nawet letni (choć nie w swej zawartości) numer 7 czytałem z zadowoleniem i wypiekami na twarzy. Powód? Niejeden – krytyczny.
Twórcza masa
W nieskrywany zachwyt wprawił mnie już jeden z pierwszych czytanych tekstów z lipcowej działki redaktorskiej Bohdana Zadury. Na widnokręgu w(y)stępnie pojawił się Jerzy Franczak. W Magnetyzm kiczu wcielił on „ersatz twórczości”, której zaznać można, sięgając po niezobowiązującą propozycję lekturową na wakacje: romansidło. Dziełko to lekkostrawne, pozytywnie nastrajające (do) ludzi (płci pięknej lub brzydkiej), z(a)bijające nadmiar czasu do namysłu. Dzisiaj ten markowany typ „literatury” zdobył niemalże status gatunku. Mowa o harlequinie.
Papierowe wydanie telenoweli to książka widziana przez filologów jako „przeciwieństwo oryginalności”, z brzemieniem w postaci „pierwiastka antywalorowego”. „A jednak to, co w kiczu odstręczające, stanowi jednocześnie o jego sile: to z jednej strony moc podważania wszelkich hierarchii, z drugiej zaś – jego antyintelektualizm”. Dlatego dla autora (szkicu) kicz stanowi „podwójną odpowiedź: na terror kanonów estetycznych i dyktat racjonalności”. Tak wypracowuje się skłonności czytelnicze… „Rozkosz apatii, przyjemność tkwienia w wygodnych schematach myślowych oraz prostoduszna, ckliwa uczuciowość – te niechciane i napiętnowane jako wsteczne pierwiastki, wypierane z tak zwanej sztuki wysokiej, rozrastają się bujnie w niszach kultury uznawanej za niską”. Bo dla ludu, który jest klientem wolnego rynku… towarów-idei!
Te przemyślenia skłoniły Jerzego Franczaka do zrobienia analizy dziełka niejakiej Joan Ross pt. Magnetyzm serc. Wydawnictwo z serii Temptation skusiło krakowskiego poetę i prozaika do napisania „wzorcowej” recenzji, dowodu inicjacji z kobiecym (?) tworem. Wszystko podług świadomie nadużytego schematu do wykorzystania przez następców: parodystów i tworzących szkolne bryki. Plan-strategia odczytania i waloryzacji przedstawia się następująco:
1. Informacje o autorze [do zerżnięcia z ostatniej strony okładki]. 2. Treść: przedstawienie głównych postaci, wątek główny i poboczne, komplikacje fabularne, wyzwalanie „meandrów uczuć” odbiorcy tekstu [literackie smaczki zawieramy w cytatach!]. 3. Problematyka utworu – wyraz lekturowego zaangażowania w sprawy i postaci bliskie ludziom czytającym [litości, ponad wszystko litości w tej miłości…]. 4. Warstwa dialogowa: bohaterowie wymieniają zdania [co tu dużo mówić?! ]. 5. Artyzm: tkanka i ponadczasowość zapożyczanego języka, u-wodzenie opowiadaną historią, wyrażanie uczuć uobecniające się spragnionemu miłości tekstowej od/biorcy [wysokie tony trzymające podmiot w napięciu oraz imające się zajęciem go immanentną wrażliwością]. 6. Znaczenie utworu [przejść do historii literackich i osobistych niepowodzeń].
Czytający Magnetyzm serc Franczak przekonał się, że „wszelka tandeta «pracuje»”, sprawdza się jako siła napędowa „wielkiej sztuki” – prze/trwania w lekturze. „Powieść […] ujawniła niespodziewane głębie. Jej szmirowatość wyzwoliła dziwny magnetyzm [dotychczas samca-stręczyciela i… pozbawionego seksapilu krytyka – przyp. T.Ch.]. Jej papierowość poczęła odsyłać do kosmicznej prowizorki. Jej kicz okazał się przylegać do tandety świata”. Nie grozi mu jednak dywersja ze świata książek – nawet najgorszych. „Jeżeli kicz powtarza to, co skonwencjonalizowane, zużyte i martwe, można wykorzystać go do obnażenia konwencjonalności i martwoty całej kultury”. A sztuki krytycznej?
Konkwistadorzy i nabywcy literackich światów
Wypada zaznaczyć, że koleżanki i koledzy – recenzenci „Twórczości” – nie korzystają z porad Franczaka. Piszą raczej dostojnie o dzieł(k)ach… tylko męskiej płci, by skusić lub zniechęcić potencjalnych konsumentów polskiej poezji i prozy. Z jakiej przyczyny? Tkwi ona kilka akapitów dalej, w słowach „starych mistrzów”...
Nawet Joanna Bielas, wcześniej jawiąca się jako mistrzyni aluzji, wielbicielka intertekstualnych igraszek, wykorzystywania języka do literackich porachunków na/w piśmie, ale i nad-używania krytyki niemal personalnej, nabrała wody w usta, skromnie opisując szatańskie wersy [zbieżność stylistyk nieprzypadkowa] Michała Sufina. Swoj(ski)e elementy pisania recenzentka wprowadziła tylko w inicjacyjnych akapitach:
„Bez wątpienia nikt nie będzie rzucał na autora Warszawskich wersetów klątw ani anatem. Matki Polki, ich sąsiadki, nauczyciele… […] Biorąc bowiem pod uwagę ilość użytych wulgaryzmów, można się co prawda domyślić, że sąsiadki-staruszki mruknęłyby pod nosem jakieś «zgiń, przepadnij!». Warszawskie wersety są jednak rekomendowane nie przez znaną wszechpolakom rozgłośnię radiową, lecz całkiem inne media szczycące się mianem Independent”.
Chociaż „termin do spożycia tego produktu upłynie raczej szybko”, Bielas oszczędziła Sufinowi nadmiaru przytyków. Książka nie skłoniła recenzentki do uruchomienia – licznych niegdyś – operacji konceptualnych (np. pastiszu „poniżej pewnego poziomu”), wyliczania ułomności negatywnie ocenianego dzieła, ukwiecenia wypowiedzi elementami zdolnymi współ(i)grać z rynsztokowym językiem i destrukcyjną formą autora z rocznika Osiem trzy. Tym razem Bielas skupiła się na u-silnym streszczaniu absurd-ów i dociekaniu ich sensowności, co oznacza, że opowieści miejscami podobały się. Bowiem Warszawskie wersety, chociaż prezentują buntownika bez idei, nie wpisują się w nurt dawania świadectwa frustracji młodzieży spoza „ligi patologicznych rodzin”. Prozaik oscyluje między przesadzonym humorem a naginaną do granic możliwości groteskowością.
Trudno zażyć nie-ludzkiej przyjemności [co z moim humanitaryzmem?!] w uwagach czynionych przez kolejnych krytyków. Recenzenci „Twórczości” na ogół narzekają na literacką miałkość rzeczywistości przedstawianej w młodej prozie, doszukują się wykolejeń „małego realizmu” lat pierwszych XXI wieku. Znalazłem jednak odtrutkę na te problemy – w prezentowanym jako książka miesiąca Traktacie o łuskaniu fasoli. Omówienie tej lektury przesłania pozostałe teksty.
Ziarna prawdy – Myśliwski
Każdy jest powieścią – to motto prowadzi Janusza Drzewuckiego przez nową powieść Wiesława Myśliwskiego. Dlaczego? „Każdy z nas ma przecież swoją opowieść, swoją historię, historię swojego życia. Każda opowieść – także ta, którą chciałoby się skazać na przemilczenie, być może nawet ta najbardziej – domaga się opowiedzenia, a raczej wypowiedzenia”. Wnioskuję, że Drzewucki chciałby upomnieć się o ważność zaprzedanego na targowisku próżności słowa: prozaicznego zamiast prozatorskiego. Snuć narracje humanistyczne (zamiast spluwania wyrazami próżnego egocentryzmu), zapisywać ślady ludzkiej świadomości dziejowej, którą dałoby się zamknąć w historię osobistą... – tak (?) wygląda (zawarty w pod-tekście krytyka) postulat nadawania literackich znaczeń. Zaś jego realizacji można się doszukiwać między innymi u Myśliwskiego:
„Opowiadając, wędrujemy. Wędrujemy w głąb siebie, czyli do siebie samych w najintymniejszej istocie, tym samym zaś poniekąd wracamy do siebie. Dopiero to, co opowiedziane, czyli nazwane, okazuje się nasze, nawet jeśli niezrozumiałe, by nie powiedzieć nieprzeniknione i niepojęte”.
Ekonomia wyrażania się? Powrót do źródeł powieści? Ludzkie obcowanie z metafizyką? Na wiele sposobów można odczytywać słowa i intencje dwóch panów stateczności. Dykcja to inna, wydaje się, że zapominana... Obejmująca również nicniemówienie:
„Sztuka słowa to również sztuka milczenia, milczenia między słowami, ciszy zapadającej po tym, gdy wybrzmi ostatnie słowo”.
Z tym stwierdzeniem zostawiam piszących książki i o książkach. Nie tylko twórczo, poważnie czy dla zabawienia się „Twórczością”. Sam może kiedyś złożę samokrytykę... za niestosowny dyskurs stosowany wobec współczesności.
Przyzwoitości
7. tegoroczny numer miesięcznika zaofiarował czytelnikom, jak zawsze, sporą dawkę literackich nowości i fragmentów przyszłych (?) książek. Dobrze się czyta krótkie, rwane wręcz, opowiadania Marka K.E. Baczewskiego, niepokoi Księstwo Zbigniewa Masternaka, zakonserwowane przeszłością wydają się Kroki we mgle Tadeusza Zubińskiego. Poezji w lipcowej „Twórczości” brak szczególnych wyrazów do zapamiętania. Za to intrygujące, quasi-psychologiczne podejście do historii już nie prywatnej ukazała Olga Tokarczuk, pisząc esej o Jakubie Franku, założycielu i przywódcy żydowskiego ugrupowania religijnego z XVIII wieku (Notatki o Franku).
Zamiast świerszczyków na zielonej trawce…
Dziw bierze, jak owocnie zapowiadają się kolejne wakacyjne tygodnie z „Twórczością”. Niespodzianek i czytelniczej radości redakcja miesięcznika pragnie dawać nam więcej. Na zapowiedzi (vide ostatnia strona okładki) dano zachętę w postaci wyliczenia kolejnych autorów, którzy zechcieli podarować swoje (przyszłe) teksty. W sierpniowym numerze będzie można doglądać wierszy Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Macieja Meleckiego, Leszka A. Moczulskiego. Wkrótce na łamy w(y)stąpią też Andrzej Sosnowski – Po tęczy, Adam Pluszka w Kąpieli, a Konrad Ambroziak w akcie Zniekształcenia Gombrowicza. Brzmi intrygująco. Aż chce się zajrzeć… niekoniecznie bezwarunkowym ruchem oka. Bo pewnie kiedyś będzie lepiej odbiorcom „Twórczości” nieberezowskiej maści: z siłą/piętnem tradycji, ale i czując na sobie oddech-powiew buńczucznej, aczkolwiek konstruktywnej młodości.
Komu w drogę, temu... (czaso)pismo
Co na razie ma począć i stało-, i zmiennocieplny czytelnik (-czka) literackich tytułów? Oszczędzać pieniądze ochoczo wydawane na zimne piwo, szanować czas poświęcany dziewczynom (lub chłopakom) i… wyruszyć po dowolny numer preferowanej twórczości na piśmie – do plecaka. Zachęcam!
|
| |