Teorie literatury? lektury? interpretacji?
|
Przegląd czasopism:
– „Nowe Książki” 2006, nr 11 – „Teksty Drugie” 2006, nr 1–2
| Świętują i oszczędzają stypendialne grosze studenci polonistyki w Krakowie (a może i w całym kraju?), gdyż wydawnictwo Znak zechciało wzbogacić ich wiedzę i bibliofilski żywot nowymi książkami do teorii literatury. Całość autorstwa znanego małżeństwa naukowców Uniwersytetu Jagiellońskiego: Anny Burzyńskiej i Michała Pawła Markowskiego. W skład ich dwutomowej Teorii literatury XX wieku wchodzą cykl wykładów o najważniejszych – zdaniem autorów – szkołach, orientacjach i metodologiach badawczych [bez marksizmu, bo to niepoprawne politycznie w IV RP?] oraz antologia tekstów najczęściej omawianych lub pożądanych na konwersatoriach. Wspomniana publikacja to solidny (łącznie prawie 1300 stron) cios zadany PWN – dotychczasowemu monopoliście od Teorii badań literackich, który kilka lat zwlekał ze wznowieniem poszerzonej i zaktualizowanej wersji od dawna lektury obowiązkowej dla egzaminowanych studentów, podręcznika Zofii Mitosek. Czy sprawiedliwy to policzek, robić (teoretycznie) konkurencję – osądzą czytelnicy. Ważne, że potencjalni użytkownicy teorii literartur/y mają wreszcie wybór. Mogą wziąć do ręki przystępne, choć skrótowe, prześledzenie dziejów myśli teoretycznoliterackiej przygotowane przez Mitosek albo ambitniejszy, powiązany z filozofią (literatury), rozbuchany wielością kontrapunktów i autorskim piętnem, świetnie opracowany edytorsko „dwuksiąg” Burzyńskiej i Markowskiego.
Krakowscy wykładowcy nie zostawiają przygotowanej publikacji na pastwę nie(ś)wiadomej maści czytelników i krytyków. Promuje swoje Teorie Markowski na łamach branżowych „Nowych Książek”, podczas gdy dzienniki wolą skupiać się na przygodach małżeńskich dwojga akademików. Ja postaram się w niniejszym omówieniu skupić na tezach stawianych przez profesora w wywiadzie udzielonym Robertowi Ostaszewskiemu (Fabuły w świecie pojęć), skoro zamieścił go miesięcznik Biblioteki Narodowej. Skonfrontuję też wypowiedzi rozmówcy z [nie tylko] własnymi mniemaniami i lekturą rozważań Anny Burzyńskiej z „Tekstów Drugich” (2006, nr 1–2), gdzie kierowniczka Katedry Teorii Literatury na Wydziale Polonistyki UJ postanowiła uśmiercić przedmiot swoich (i kolegów po fachu) badań. Zadała bowiem niesakramentalne pytanie: Czy teoria literatury jeszcze istnieje?...
Cytowanie profesora Markowskiego
Czterdziestoczteroletni specjalista od filozofii (i) literatury to człowiek, który nie stroni od nowych wyzwań, dzięki czemu mógłby się stać wszechobecny w mediach. Pozostaje jednak bardziej pisarzem – nie tylko akademickim... Jego felietony regularnie pojawiają się w „Tygodniku Powszechnym”, eseje o książkach i snutych wobec nich teoriach goszczą na łamach „Dziennika” i jego cotygodniowego dodatku idei, który da się lubić – „Europy”. Markowski chętnie podnosi dyskutantom poprzeczkę w polemikach na różnym poziomie. Ostatnimi czasy profesor ochoczo spierał się z Anną Nasiłowską o światowej klasy Literaturę i „literaturkę” w Polsce (Bezpłodne przepędzanie czasu), w pogoni za pojęciem Rzeczywistości z zaangażowaniem krytykował Pochwałę dekadencji Andrzeja Wernera (Precz z dekadencją). To nie koniec polemicznych dyskursów tłumacza Barthes’a czy Derridy. W służbie po/nowoczesnym badaniom literackim przydał on swój co-text (Pochwała subiektywizmu) dziełu Henryka Markiewicza, gdy ten w rozmowie z Maciejem Nowickim O kryzysie literaturoznawstwa uświadomił uczniowi różnice pokoleniowe i metodologiczne w służbie czytania i interpretacji „tekstowego świata”. Co ciekawe, mistrz Markiewicz był promotorem pracy doktorskiej Efekt inskrypcji. Jacques Derrida i literatura. Jemu też Burzyńska i Markowski zadedykowali Teorie literatury XX wieku. Zamieszczona w „Nowych Książkach” rozmowa stanowi świetny wstęp do poznania osobowości i zakresu działań wykładowcy UJ. Rozwija też kilka kwestii ze wspomnianych przeze mnie prasowych dyskusji, przydaje pomysłów na nowe tematy do debaty z krakowskim teoretykiem literatury i filozofem.
Występniak
„Umysłowość polska jest statyczna”, a nie dynamiczna – z tak mocną tezą wychodzi do czytelników Michał Paweł Markowski. Surowa to ocena, ale głoszący tak złe mniemanie próbuje szukać ratunku: w inicjowaniu i ciągłym podnoszeniu jakości dysput intelektualnych. To miałoby uleczyć polską myśl z „zasiedziałości”, która zamiast kolonizować nowe obszary [horyzonty nowoczesności...], jest „zadomawiająca–się”, woli mono od poli, „powtarza to samo przez lata, nie zaryzykuje zmiany, bo to może skończyć się klęską”. Wina leży między innymi po stronie użytkowników języka naukowego. Żeby opanować nowe formuły wypowiedzi teoretycznej, filozoficznej, trzeba sporo czasu temu poświęcić. Rzadko kto decyduje się na ryzyko utraty sprawdzonego – „monolitycznego czy monologowego” – języka. „Łatwiej posługiwać się wciąż tym samym językiem przez wiele lat, zgłębić wszystkie jego tajniki, niż zaryzykować przygodę poznania czegoś nowego”. Wykładowca UJ jasno tłumaczy w rozmowie swoją skłonność do konfrontacji: w Polce „nikt nie kłóci się, bo nikt nie myśli odmiennie”. Humanistyce brakuje konkurencyjnych propozycji, diametralnie różnych stanowisk, żeby dało się spierać. Zdaniem autora Perekreacji, „profesorowie wygłaszają tezy, z którymi nie można się kłócić, bo są oczywiste”. Zmalała atrakcyjność śmiałej, wynalazczej prowokacji intelektualnej, która prowadziłaby do dyskusji. Wśród filologów na przykład rządzi przebrzmiały strukturalizm, bo nowe idee nie mieszczą się w horyzoncie osobowościowo-poznawczym akademików. „Bierze się to po części stąd, że prawie wszyscy uważają, że literaturoznawstwo jest nauką, która powinna głosić oczywistości”.
Namnożyło się oskarżeń i osądów wychodzących z ust Markowskiego. Przedstawił on jednak alternatywny program naprawczy dla literaturoznawstwa, które pojmuje jako „żywą rozmowę o tym, co nas zajmuje”. Pan od Występku proponuje tworzenie „fabuł pojęciowych”. W formie chociażby eseju... Takie pisanie jest bowiem określoną kreacją. Jego sens zależy od pojedynczego czytelnika i jego interpretacji. Eseistyka literacka staje się polem do intelektualnego popisu i dyskursem „Autora”!
„[...] gdyby ktoś mnie zapytał, kim naprawdę się czuję, odpowiedziałbym, że czuję się pisarzem – pisarzem, który używa pojęć i języków filozoficznych czy literaturoznawczych jako figur własnego dyskursu. Próbuję kreować fabuły w świecie pojęć [...]”.
Piszący Eseje o czytaniu i pisaniu tworzy sieci rozmaitych odniesień. Objawia się jako zwolennik hipertekstu, z którego można wędrować w różne strony, bez przerwy szukać. Markowskiego nie interesuje „tworzenie tekstów, które dawałyby jasną odpowiedź na pytanie, jak jest”. Preferowana metoda pisania o „polskiej literaturze nowoczesnej”? Brzmi dumnie:
„Chodzi o stworzenie Wulgaty na profesjonalnym poziomie – czego, moim zdaniem, brakuje w naszej nauce o literaturze. Istnieje ogromna przepaść pomiędzy publicystycznymi ujęciami literatury a wysokim dyskursem naukowym, przez który nawet studenci brną ze łzami w oczach. Interpretację rozumiem jako próbę połączenia tych dwóch poziomów, zniwelowania dystansu między nimi; ma ona doprowadzić do wprowadzenia rozważań o literaturze do przestrzeni publicznej. [...] to jest [...] sfera negocjacji: występuję z własną interpretacją, ale tylko po to, aby ją potem obstukiwać, sprawdzać; chcę też, by ktoś następnie przejął moją interpretację i myślał razem ze mną. W ten sposób tworzę wspólnotę interpretacyjną [...]”.
Rozmówca Roberta Ostaszewskiego chętnie przyjmuje twierdzenie Przemysława Czaplińskiego, że „funkcją literatury jest współtworzenie publicznej debaty”. Ten biegun myślenia, dopuszczający mnogość światopoglądów, które będą w stanie powiedzieć „coś” o Rzeczywistości, miałby współżyć na równych prawach z literaturą czysto estetyczną oraz próbami jej uchwycenia w myśli historyczno- i krytycznoliterackiej. Zresztą różne obszary myśli humanistycznej powinny istnieć obok siebie, dopełniać się. Przykłady?
„Krytyka literacka, która byłaby poważnym wielogłosem na temat literatury, powinna spoglądać w stronę literaturoznawstwa, szukać tam pomysłów i inspiracji. Ale i odwrotnie – literaturoznawstwo powinno spoglądać w stronę krytyki literackiej, bo dzieją się tam rzeczy ciekawe”.
Problemem współistnienia czy zapożyczania technik oglądu dzieł, nazywania jego składników, problematyzowania i systematyki może być na przykład hermetyzm (pewnych siebie) wcieleń mowy okołoliterackiej. Szczególnie wypowiedzi mających nosić znamiona naukowości... „Bardzo mało jest przypadków, kiedy teoretyk literatury sensu stricto godzi się na obniżenie poziomu swojego dyskursu, dlatego że teoretycy uważają, że mają dostęp do mocniejszego języka, w związku z czym mogą wyraziściej stawiać problemy. Natomiast krytyk literacki, ponieważ nie używa skomplikowanego języka nafaszerowanego trudnymi pojęciami, to – jak się uważa – zajmuje się błahostkami”.
„Terroretyzm”
Wypada powiedzieć kilka słów o stosunku Markowskiego do badania przedmiot-ów – in theory. Otóż znany propagator dekonstrukcji, filozofii interpretacji spod znaku Nietzschego woli teorie od Teorii. Zamiast monady – wielość języków i perspektyw.
„[...] teorie, którymi się zajmujemy, są nam bliskie z pewnych określonych względów – wybieramy język skuteczny, za pomocą którego próbujemy dookreślić siebie samych, a nie wybieramy go tylko dlatego, że jest skuteczny. Skuteczność języka czy metody zasadza się na umiejętności jej zastosowania, a ta zależy znowu od tego, czy robimy coś z pasją, czy nie. Nie wierzę w Teorię Literatury jako taką, wierzę jednak, że istnieją rozmaite teorie literatury, z których każda jakoś odpowiada naszej osobowości, każda dostarcza języka pozwalającego lepiej wysłowić siebie i nurtujące nas problemy. Nie wierzę jednak w to, że nasza dyscyplina podlega jakiejkolwiek standaryzacji”.
Możliwość wyboru – tyle oferują „teorie literatury XX wieku”. Reszta spoczywa w rękach czytelnika.
Lektura przednia, „Teksty Drugie”
Czasy Teorii się skończyły, o czym donosił już w 1982 roku Robert Young (Poststructuralism: The End of Theory). Co dalej? Przyszedł czas na teorie: lektury... interpretacji! – mówią zgodnym głosem autorzy znakowskiego podręcznika. Wystarczy porównać oświadczenia Markowskiego z Fabuł w świecie pojęć z rozważaniami jego żony z wprowadzenia do Teorii literatury XX wieku. Anna Burzyńska powtórzyła w nim zasadnicze tezy wymienione w szkicu Czy teoria literatury jeszcze istnieje? z „Tekstów Drugich” 2006, nr 1–2.
Artykuł z dwumiesięcznika Instytutu Badań Literackich PAN objaśnia znaczenie przełomów: antypozytywistycznego i poststrukturalistycznego. „Ten pierwszy [...] przyniósł teorii naukową autonomię i skierował jej zainteresowania w stronę języka dzieła literackiego i reguł tworzenia wypowiedzi literackiej. Drugi natomiast autonomię tę podważył i w centrum zagadnień postawił tekst literacki oraz procesy swobodnego wytwarzania sensu”. Poststrukturalizm umożliwił ucieczkę od naukowości i suchego języka formalnego, powrót do „żywej mowy literatury: doświadczeń pisania i czytania, twórczej swobody kreacji i interpretacji, przyjemności lektury, zmysłowości języka, cielesności podmiotu, a przede wszystkim – niepowtarzalności literatury”. Wykładowczyni UJ idzie dalej... Oprowadza po nurtach teoretycznoliterackich i kolejnych zwrotach w myśleniu o samej Teorii czy wiedzy o literaturze, które miały stworzyć możliwości rozwoju nowych sposobów myślenia, nowych języków interpretacji. One, współistniejąc w rozmaitych dyskursach, dałyby szansę czytania nie tylko literatury najnowszej, ale też zobaczyć w innym świetle dzieła kanoniczne.
„Teoria to słowa o słowach: sądy teoretyczne o sądach krytycznych na temat sekwencji zdaniowych, które nazywamy literaturą” – twierdził Murray Krieger. Zwracał jednak uwagę na niebezpieczeństwo mnożenia słów, nawarstwiania się teorii i oddalania języka od istoty – literatury. Pojawił się rozziew między teorią a praktyką (interpretacji). Idea „wiedzy tłumaczącej”, koncepcja „wnikliwego oglądania” grzęzły w metajęzyku i wojnie doktryn literaturoznawczych... Dopóki dekonstrukcjoniści i neopragmatyści w miejscu tradycyjnej opozycji teoria/praktyka (interpretacji) nie postawili nowego układu: interpretacja/teoria. Stąd już niedaleka droga do opiewanych również przez Markowskiego: kulturowej teorii literatury, gdzie pojawia się „rzeczywiste życie” (real life) oraz praktyka tekstualizmu, w której znak rodzi kolejne znaki, dyskurs interpretuje inne dyskursy.
„Teksty Drugie” o temacie przewodnim Teorie i praktyki (akademickie) niekoniecznie zainteresują osoby spoza filologicznej branży, ale taka już specyfika pism naukowych. Ich treść to z kolei wywołujący uśmiech lub onieśmielenie laika miszmasz. Autorzy robią tak dużo, by dostać punkty za publikacje... Ponieważ akademia nie tylko teoretycznie narzuca swoje dziwne wymagania, o czym przekonuje Jerzy Brzeziński w Erozji norm akademickich. Wypada zatem tworzyć, zapełniać strony „teorią literatury/krytyką/interpretacją”. Nawet gdy staje się to niebezpieczne. Szkice naukowców z dwumiesięcznika IBL PAN w praktyce ocierają się o „dylemat etyczny” (Intencja versus inwencja u Danuty Szajnert badającej Czarne kwiaty Norwida), zaskakują poradnikami „jak to robić” (na przykład czytać hermeneutycznie Białoszewskiego – co wypisuje Piotr Sobolczyk w roztrząsaniach Hermeneutyka tak, ale jaka?). Zdarzają się także wśród Teorii i praktyk (akademickich) nieświeże teksty z wtrętami publicystycznymi... Tak Magdalena Lachman, rozbierając do recenzji Krytykę i literaturę wobec nowej rzeczywistości Przemysława Czaplińskiego, emocjonalnie rozpisała się O podrabianiu światów w książce poznańskiego krytyka sprzed – bagatela – trzech lat.
Będąc „miłośnikiem języka”, wolę wrócić do obcowania z nowym podręcznikiem i tekstami Anny Burzyńskiej (teoretyczka praktykuje, pisząc powieści, sztuki teatralne i prace naukowe, m.in. o Dekonstrukcji i interpretacji). Czytelnikom moich zmagań polecam lekturę historii praktycznego unicestwienia Teorii. Wyparła ją bowiem praktyka interpretacji. Zaś „teoria literatury dzisiaj to po prostu otwarty zbiór różnych języków interpretacji, pośredniczących między literaturą i życiem, języków, dzięki którym dokonują się ciągle nowe rekontekstualizacje tekstów literackich”.
|
| |