Chiny: do DNA

Mo Yan, Obfite piersi, pełne biodra, przeł. Katarzyna Kulpa, W.A.B., Warszawa 2007 (Don Kichot i Sancho Pansa)



Prozy Mo Yana (1956) nie da się czytać na trzeźwo. Ot tak, całkiem zwyczajnie: dla zabicia czasu, na bezsenność. Lepiej wyłączyć racjonalne myślenie, dać się porwać gwałtownej sile pióra i wyobraźni autora zeszłorocznej Krainy wódki. Albo – jeśli nie poskutkuje – wziąć L4, wygonić żonę/teściową do apteki po środki na tolerancję dla nałogowych pismożerców i... na osobności zażywać lektury – aż do utraty sił lub mimowolnego zapadnięcia powiek.

Gardłowa sprawa

Ostrzegam, chiński pisarz tak komplikuje narrację swoich powieści, że nieprędko załatwi się sprawy czytelnicze w związku z nim, a raczej jego prozą. Tej lektury nie da się po prostu odbębnić jak w szkole. Przekonali się o tym wybrańcy losu, którzy postanowili przeżyć „literackie delirium” z Krainą wódki. [...]



OBFITYMI PIERSIAMI I PEŁNYMI BIODRAMI natura obdarza kobiety z rodziny Shangguan, mieszkającej w małej chińskiej wiosce, w prowincji Shandong. Od obfitych piersi i matczynego mleka uzależniony jest narrator powieści, długo wyczekiwany syn, brat ośmiu starszych sióstr. Losy rodziny ukazane są na tle wydarzeń historycznych, począwszy od powstania bokserów w 1900 roku, poprzez upadek dynastii Qing, inwazję japońską, walki Kuomintangu z komunistami, rewolucję kulturalną, aż do reform gospodarczych. Na prowincji życie toczy się jednak obok wielkich przemian, rządzą tam najprostsze instynkty, a podstawową wartością jest przetrwanie.