ParanoJA
|
Hunter S. Thompson, Lęk i odraza w Las Vegas, tłum. Marcin Wróbel i Maciej Potulny, posł. Jakub Żulczyk, ilustr. Ralph Steadman, Niebieska Studnia, Warszawa 2008
Lęk i odraza w Las Vegas ukazała się po raz pierwszy w 1972 roku i natychmiast uczyniła Huntera S. Thompsona, jedną z większych osobliwości w historii literatury w Stanach Zjednoczonych, ikoną kultury popularnej. Dotąd zupełnie nieznany w Polsce autor znanym pisarzem i dziennikarzem-prowokatorem. Książka Fear and Loathing in Las Vegas wpisana została m.in. na listę klasyki literackiej Barnes & Noble, największej amerykańskiej sieci księgarń.
O KSIĄŻCE
Bohaterowie książki, Raoul Duke i jego samoański adwokat, doktor Gonzo, wyruszają w szaloną podróż w poszukiwaniu amerykańskiego snu, nurzając się w kolejnych falach narkotycznych wizji i przemocy. Ale ta szaleńcza wyprawa jest tylko pretekstem do pokazania Ameryki w momencie przełomu, u schyłku epoki dzieci kwiatów i na chwilę przed tym, jak rządy Nixona obudziły w kraju atmosferę spisków i podejrzeń. Narkotyczne odurzenie staje się tylko dowodem bolesnego realizmu i braku złudzeń, których wyznawcami są Raoul Duke i doktor Gonzo, a ich postawa okazuje się świadomą ucieczką przed nieuchronną, opresyjną rzeczywistością.
Na podstawie książki powstał film Terry’ego Gilliama Las Vegas Parano (1998) z Johnnym Deppem w roli Raoula Duke’a i Beniciem Del Toro jako doktorem Gonzo.
OD TŁUMACZA
Książka od lat jest wiązana z legendą kompletnie zdeprawowanego, amoralnego i nierozsądnego traktatu gloryfikującego narkotyki, tyle że jest to tylko legenda. Doskonała medialna legenda, ułatwiająca sprzedaż książki, która jest zupełnie nie o tym.
Narkotyki dla Thompsona są dokładnie takim samym pretekstem jak kluby walki dla Chucka Palahniuka, by pokazać Amerykę, kraj, w którym coś poszło mocno nie tak, skoro ludzie starają się zeń uciec, imając się tak ekstremalnych sposobów. Thompson łapie na gorąco Amerykę w jednym z najważniejszych momentów w historii – u progu narodzin amerykańskiej paranoi, tak istotnej dla cywilizacji i kultury dzisiejszego świata. Łapie ten kraj chwilę po tym, gdy banda Mansona zakończyła erę kwiatów i chwilę przedtem, nim Nixon wprowadził go w erę spisków i wszechogarniającej inwigilacji. Udaje mu się to, co udało się bardzo niewielu w dziejach literatury – uchwycić i opisać moment przełomu. Jest Kerouakiem następnej dekady, hippisem pozbawionym złudzeń, który wie, że jedyną odpowiedzią na narastające zagrożenie ze strony państwa i społeczeństwa jest eskapizm.
Dla niego i dla Oscara Acosty (pierwowzoru Doktora Gonzo – prawnika samoańskiego pochodzenia z powieści Fear and Loathing in Las Vegas) narkotyki są ucieczką, tylko, że obaj mają świadomość, że jest to ucieczka w szaleństwo. Co chwilę ulegają atakom paranoi, tytułowego strachu, a własne zachowanie budzi w nich w końcu obrzydzenie. Sam tytuł doskonale naprowadza na jedno z podstawowych odczytań tego tekstu - bo strach i obrzydzenie nie dotyczy tylko Las Vegas jako metafory Ameryki, coraz bardziej ogarniętej szałem na punkcie taniego blichtru i konsumpcji, którego efekty widzimy po dziś, ale dotyczy immanentnych (przynajmniej według samego Thompsona) cech amerykańskiego społeczeństwa – nie bez kozery zresztą sięgnął jeszcze kilkakrotnie po ten kryptocytat z Anny Kareniny w tytułach swoich kolejnych książek.
[Marcin Wróbel]
O AUTORZE
Hunter Stockton Thompson (1937–2005) – autor książek i dziennikarz. Piewca i jedna z czołowych postaci stylu dziennikarskiego określanego mianem Gonzo, będącego nową formą pisania bardzo subiektywnych relacji pomieszanych z fikcją i autentycznymi odczuciami autora tekstu, ikona kontrkultuty lat 60. Pisywał dla największych czasopism amerykańskich „New York Timesa”, „Rolling Stone Magazine, „Playboya”. Na podstawie jego najsłynniejszej książki został nakręcony film Las Vegas Parano, w którym epizodyczną rolę zagrał sam autor książki. Był piewcą legalizacji marihuany, zaciekłym krytykiem polityki Richarda Nixona i George'a W. Busha, startował w wyborach na szeryfa w Aspen w stanie Kolorado. W 2005 mając na koncie wiele osiągnięć dziennikarskich, Thompson popełnił samobójstwo strzałem w głowę z broni palnej – ulubionego rewolweru Smith & Wesson (model 29, kalibru 44 magnum). 20 sierpnia 2005 jego prochy zostały wystrzelone z armaty kształtem przypominającej oficjalne logo Gonzo, przy dźwiękach piosenki Mr Tambourine Man Boba Dylana. Używał pseudonimu Raoul Duke, podpisując nim m.in. swoje artykuły w prasie oraz książki.
[źródło: Wikipedia]
OPINIE
Raoul Duke i jego adwokat dr Gonzo wyruszają do Las Vegas, by zrealizować tam reportaż o wyścigach samochodowych. Mają przy sobie 300 dolarów (rzecz dzieje się i została napisana w latach 70., więc przelicznik był nieco inny) i wypełniony używkami bagażnik, który już po drodze opróżniają. Na miejscu nie zastają już zawodników, za to hotel, w którym się zatrzymują, wypełniony jest postaciami jak z sennego koszmaru... To oczywiście efekt zaprawienia się w trakcie podróży, podróży do kresu wytrzymałości organizmu. Hunter S. Thompson, legendarny outsider i samobójca, opatrzył swoją powieść mottem z Samuela Johnsona: „Ten, kto czyni z siebie bestię, pozbawia się cierpień człowieczeństwa". I rzeczywiście konsekwentnie je zrealizował, zaznaczając jednak przy tym, że bohaterowie cierpią nie tylko z powodu tego, co ze sobą wyczyniają - przyczyną jest także demaskacja kresu „amerykańskiego snu". Las Vegas, które w opisie Thompsona przypomina skrzyżowanie kabaretu z domem wariatów, to idealne tło dla przeprowadzenia obu eksperymentów: na sobie i na Ameryce. Literacka jazda, jaką zafundował czytelnikom amerykański pisarz, po latach nie wywołuje już chyba tych samych emocji co w chwili wydania, lecz pomaga w zrozumieniu działań jego następców w kinie i w literaturze. Oraz tych, którzy ten sen wciąż śnią. (Marta Mizuro, „Zwierciadło")
Autobiograficznych opowieści narkomanów napisano więcej niż zużyto strzykawek w czasach świetności Dworca Centralnego. Lęk i odraza w Las Vegas na tle tego chłamu błyszczy jak złoto wśród tombaku. (Wojciech Orliński, Naćpany idealista w Las Vegas, Gazeta.pl)
Przede wszystkim o wielkości Thompsona świadczą wspaniałe książki - halucynogenna podróż do kresu człowieczeństwa i Amerykańskiego Snu w Fear and Loathing in Las Vegas, najtrafniejszy opis gangów motocyklowych w Hell's Angels, demaskacja społecznych konsekwencji reaganomiki (polityka ekonomiczna za czasów prezydenta Ronalda Reagana) w Generation of Swine czy gorzkie, prawie że apokaliptyczne rozliczenie z nastałym po atakach na World Trade Center państwem strachu w Kingdom of Fear. (Jakub Żulczyk, Kim był Hunter S. Thompson?, Relaz.pl)
Moda na Thompsona zdaje się, nawiasem mówiąc, nie kończyć. Polska premiera „Lęku i odrazy...” niemal zbiega się z premierą dokumentu opisującego najgorętsze lata kariery Thompsona – „Gonzo: The Life And Work Of Hunter S. Thompson” w reżyserii Aleksa Gibneya, autora kontrowersyjnego filmu „Taxi To The Dark Side” (2007) o torturach stosowanych przez armię amerykańską w Iraku, Afganistanie i Guantanamo. Trwają też prace nad „The Rum Diary”, ekranizacją wczesnej powieści Thompsona beletryzującej jego pobyt w Portoryko i pracę w tamtejszych gazetach na początku lat 60. Główną rolę ma znowu zagrać Johnny Depp – zanim jednak zobaczymy ten obraz w kinach, warto chyba przekonać się, ile dzisiaj zostało z literackiej rebelii Huntera S. Thompsona, czytając „Lęk i odrazę w Las Vegas”. (Jakub Żulczyk, Prawda, która kochała fikcję, Dziennik.pl)
Przez wiele lat ładował w siebie wielkie ilości narkotyków i hektolitry alkoholu, osiągał wszystkie stany świadomości i narażał się na wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwa. Był jednocześnie piekielnie inteligentnym, brawurowo odważnym i niewygodnie dociekliwym dziennikarzem. "Nie znalazłem jeszcze narkotyku, który dawałby takiego kopa jak pisanie” - powiedział w jednym z wywiadów. Jeśli pamiętacie szaloną rolę Johnny’ego Deppa z Las Vegas Parano Terry’ego Gilliama, to mniej więcej wiecie, kim był Hunter Thompson. Grany przez popularnego aktora Raoul Duke to właśnie alter ego dziennikarza. Ubrany w krzykliwe hawajskie koszule, ukrywający wzrok za ciemnymi okularami, wiecznie z fifką w zębach - Thompson był jedną z najbarwniejszych postaci amerykańskiej literatury drugiej połowy XX w. Ale ekscentryczny styl życia mógł mu przynieść co najwyżej chwilowy rozgłos. Miejsce na literackim parnasie zapewniło mu rewolucyjne podejście do dziennikarskiej materii. (Jakub Demiańczuk, Dziennik.pl)
Terry Gilliam, adaptując książkę Thompsona, oddał ją dosyć wiernie. Schizy Raula Duke'a i doktora Gonzo są idealnym, plastycznym oddaniem ich jazd z książki. Ich dzika, napędzana substancjami psychoaktywnymi wycieczka po Vegas jest podana w podobny sposób co w oryginale. Załapała się większa część fabuły i dygresji. O ile można mówić o fabule w reportażu. No ale mówimy o gonzo-reportażu. Nieważne. Zabrakło jednak Thompsonowej refleksji - gdzie się podział Amerykański Sen? Czy wszyscy w niego wierzymy? Czy wogóle mówiąc o nim, mamy na myśli to samo? Czy po rewolucji dzieci-kwiatów pozostały nam tylko dziury w mózgu po narkotykach, a reszta jest po staremu? Gilliam niby coś piszczał na ten temat w swoim filmie, ale w sumie drugie dno było u niego mniej istotne. Chodziło o halucynacje bohaterów oraz obłędne kreacje Deppa i del Toro. Thompson pokazał napędzaną prochami wycieczkę żeby ukazać właśnie to drugie dno, które u Gilliama przesłaniają grejpfruty i jaszczury pijące drinki w hotelowym lobby. (Gonzo)
Popisali się
Thompson był znany nie tylko z talentu, ale i skłonności do wszelkiej maści używek, zamiłowania do broni, anarchistycznych zapędów i pełnego niesamowitych historii życiorysu, który zakończył sam, trzy lata temu strzelając sobie w głowę. (Kulturaonline.pl)
Czytając Thompson'a można z pozoru odnieść wrażenie, że efekciarsko babrze się w apoteozie ćpania. Głównymi towarzyszami podróży Raoula Duke'a i Doktora Gonzo jest solniczka pełna koki, meskalina, eter i adrenochrom. Jazda na całego w wymarzonym wręcz towarzystwie. Jazda do Las Vegas, jazda o jeden mach za daleko... Trudno tu rozstrzygnąć czy Raoul i doktor Gonzo są bardziej dosadni i wulgarni czy też bardziej absurdalni. Ale książka to przede wszystkim prawdziwy popis wirtuozerii w żonglowaniu dialogami i skojarzeniami. (Ślepiec patrzący z dystansem)
„Lęk i Odraza w Las Vegas” to książka rozrachunkowa z epoką dzieci kwiatów, której czar prysł prędzej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Obłąkańcza wyprawa Duke’a i doktora Gonzo do Las Vegas pod pretekstem przygotowania dziennikarskiej relacji z zawodów motocyklowych staje się tak naprawdę okazją do frenetycznego zapisu szczególnej choroby, jaka dotknęła Amerykę u kresu szumnej Ery Wodnika. Miłość, pokój, braterstwo – wszystkie sztandarowe hasła hipisowskiego buntu, które miały doprowadzić do wielkiej zmiany społecznej, skompromitowały się z wielkim hukiem, szczególnie demonicznym przejawem tej degeneracji była rzeź, dokonana przez bandę Charlesa Mansona w domu Romana Polańskiego. Używane na szeroką skalę środki psychodeliczne – miały przecież zbudować komunę miłości i doprowadzić do słynnego „poszerzenia świadomości” – w istocie zaowocowały jedynie masowym chemicznym uzależnieniem i spektakularnymi zgonami kultowych gwiazd tego okresu: Jima Morrisona, Janis Joplin i Jimmiego Hendrixa. Ci, którzy nie załapali się na złoty strzał w Erze Wodnika, lata później dogorywali na ulicach albo ścięli włosy i zaczęli meldować się z teczką w drzwiach biura punkt dziewiąta. To dopiero psychodelia. (Patrycja Pustkowiak, Trip aż po kres, Dziennik.pl)
Po stronie Thompsona zapisać jednak należy, że nie był żadnym hipibałwanem na haju, któremu starcza hasło, by zamiast wojny mieć miłość. Dostrzegał sprzeczności i wypalenie się zrywu lat 60., a o ten stan rzeczy obwiniał nie tylko Richarda Nixona (którego, skądinąd, obsesyjnie obwiniał o wszystko), lecz także bohaterów kontrkultury. Jak miałby wyglądać lepszy świat? To już orzec trudniej. Wiadomo, że Thompson konsekwentnie opowiadał się za legalizacją narkotyków i prawem do posiadania broni. Był nawet członkiem Amerykańskiego Stowarzyszenia Strzeleckiego – ostoi prawicy. Żył wedle wielu świadectw szybko i ciekawie. A w 2005 roku jako 67-latek strzelił sobie w usta. Na pogrzebie zjawili się w tłumie innych gości: Johnny Depp (zagrał Duke’a w filmowej adaptacji „Lęku...”, czyli „Las Vegas Parano”), Sean Penn, Bill Murray oraz kandydaci na prezydenta John Kerry i George McGovern. (Marcin Sendecki, Przekrój.pl)
|
| |