Homożydostwo

Kwestie homoseksualności żydowskiej w literaturze i w kinie


Yossi Avni, Ciotka Farhuma nie była dziwką


Mocno autobiograficzna powieść o (męsko-)męskiej miłości, namiętnościach i zdradzie.
„Zostałem obrzezany w dniu, w którym powiesili Eichmanna” – od tej mocnej deklaracji, w której krystalizuje się tożsamość bohatera, Yossi Avni zaczyna swoją powieść o współczesnym „wiecznym tułaczu”, który powoli odkrywa, że nad jego losem zawisło stare żydowskie przekleństwo: „Obyś wszystko miał i w jednej chwili wszystko stracił”. Bohater Avniego utracił miłość swego kochanka Arika i Izrael, pustynny kraj dzieciństwa, zanim zrozumiał, że te dwie rzeczy, które zresztą chwilami stają się jednym, były dla niego wszystkim.
Dzięki umiejętnemu łączeniu sentymentalizmu i humoru, krytycyzmu i zaangażowania, autor homonarracji potrafi bez nuty fałszu opowiedzieć o męskiej miłości, namiętności, zdradzie, tęsknocie graniczącej z szaleństwem i pragnieniu posiadania dziecka. Burzy w ten sposób stereotypy na temat męskich związków i odświeża ramy gatunkowe powieści o miłości. Nie mniej udane są epickie opisy rodzinnego domu i środowiska Żydów sefardyjskich – barwnej i hałaśliwej zbiorowości, z całą galerią wyrazistych postaci, wywodzących się z Bliskiego Wschodu, Azji i Afryki, otoczonych wonią orientalnych przypraw, wrzaskiem wyrafinowanych przekleństw i szmerem uroków rzucanych ukradkiem na dzieci sąsiadów przez jemeńskie wiedźmy... Na szczególną uwagę zasługuje portret matki, której towarzyszy poruszająca aura przełamanej smutkiem czułości.





Viola Wein, Rachmunes


Tytuł książki oznacza „litość”. Rachmunes to zbiór siedmiu opowiadań, w których autorka drąży temat stosunków międzyludzkich, wpływu polityki czy okoliczności losu na egzystencję człowieka. Obok wątków z przeszłości interesuje ją także „tu i teraz” kraju, w którym mieszka – Izraela. Uwaga pisarki skupia się na Innych – ludziach wykluczonych ze społeczeństwa: uchodźcach (żydowskich z PRL-u i palestyńskich obecnie), homoseksualistach, niepełnosprawnych… Wszystkich tych, którzy naznaczeni są piętnem przeszłości lub teraźniejszości.

Nauczycielka fortepianu, tłumaczka i prozatorka Viola Wein urodziła się w 1946 roku w Poznaniu. Ukończyła w Warszawie szkołę podstawową i liceum muzyczne, a następnie rozpoczęła studia w klasie fortepianu na Akademii Muzycznej w Warszawie. Po wyjeździe z Polski w roku 1968 kontynuowała studia muzykologiczne na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie (ukończyła je w 1973). Pracowała m.in. jako nauczycielka muzyki w szkole dla dzieci specjalnej troski, nauczycielka fortepianu w konserwatorium muzycznym, urzędniczka i tłumaczka (w Instytucie Pamięci Yad Vashem). Tłumaczyła literaturę hebrajską na język polski. W roku 1996 ukazał się jej debiutancki zbiór opowiadań Mezalians, za który otrzymała Nagrodę Fundacji Kultury. Uczestniczy w rozmaitych inicjatywach promujących kulturę polską w Izraelu. Jest matką trojga dzieci i dwóch wnuków. Mieszka w Jerozolimie.


Drapieżne pióro i swadę narracyjną Autorka pokazała już w swoim debiutanckim Mezaliansie, nagrodzonym przez Fundację Kultury. Teraz pokazuje znacznie więcej: że jest bezkompromisowa w swym pisaniu i ma nadzwyczajną pamięć i wyobraźnię. Największą jednak wartością tej prozy jest jej surowość i ostrość, wola oddania prawdy aż do bólu, bez cienia sentymentu i taryfy ulgowej. Viola Wein nie owija niczego w bawełnę, wali prosto z mostu, zmusza do konfrontacji z rzeczami, o których wolałoby się nie myśleć albo zapomnieć. Tom nosi tytuł Rachmunes, co po żydowsku znaczy „litość”. Ta proza jest... bezlitosna. Nie oszczędza nikogo, nawet postaci ojca. Lektura tych opowiadań nie pozostawia obojętnym.
[Antoni Libera]

To druga, po „Mezaliansie” (1999), książka Wein, pisarki mieszkającej w Izraelu. Osią wydarzeń przedstawionych w obu tomach jest rok 1968 i przymusowa emigracja polskich Żydów. Ale czytelnik nie znajdzie tu prozy patetycznej. Wein przywołuje ów rok w wersji dalekiej od stereotypu. Przed samotną podróżą do Izraela Inka, bohaterka opowiadania „Córka Jefty” żegna się z Warszawą, zamawiając ostatnią pomidorową w barze mlecznym. Złożona w ofierze wspomina śmierć Stalina i radosne defilady pierwszomajowe z ojcem.
„Rachmunes” po hebrajsku znaczy litość. W tytułowym opowiadaniu dorosła córka wystawia rachunek staremu ojcu, rachunek - wbrew tytułowi - bezlitosny. Oskarża ojca, który „rządził kiedyś w Polsce połową ministerstwa, połową państwa”. Symbolicznym rozwiązaniem konfliktu ojca i córki oraz problemu tożsamości polskiego Żyda, który przeszedł szlak Armii Czerwonej i kolejne etapy wiary komunistycznej, jest ocalały modlitewnik dziadka z zakreślonymi fragmentami modlitw.
„Do dziś, kiedy mi tak ciężko na duszy, bo boję się o syna w wojsku, klękam przy łóżku, odmawiam zdrowaśki albo Ojcze Nasz, a potem poganiam męża do synagogi. Któryś z nich tam na górze w końcu nas wysłucha, prawda?” - zwierza się Eti, przygarnięta po wojnie przez zakonnice („Córka Jefty”).
W tych opowiadaniach natrafiamy na serię kapitalnych portretów Żydów i Żydówek z Europy, a także izraelskich Arabów przedstawionych w identyczny sposób - rozumiejący i zdystansowany. Obecność Palestyńczyków, ludzi o zaburzonej tożsamości, będących - podobnie jak Żydzi - nosicielami pamięci tragicznej, jest tu sprawą oczywistą.
Są tu typy ekscentryków różnego rodzaju: gej z Jerozolimy występujący na scenie jako transwestyta, który wraz z partnerem, czarnym Żydem z Etiopii, chce mieć dziecko i stworzyć rodzinę z lesbijką Sarą („Sanitariusz”); Margalit, Żydówka z Jemenu, była prostytutka nawrócona na Torę wraz z mężem - alfonsem („Ammophila arenaria”); Yossi, młody Żyd z Polski chory na tajemniczą chorobę odbierającą mu po kolei wszystkie zmysły („Bez twarzy”). Tak jakby narrator zadawał sobie i czytelnikowi pytanie, wzorem dawnych filozofów, jak możliwa jest egzystencja okaleczonego ciała pozbawionego wzroku i węchu oraz psychiki sparaliżowanej przez ból po stracie najbliższych. Doświadczeniem wszystkich bohaterów jest żałoba przechodząca w stan permanentny - po stracie rodziny, kraju, młodości. Jednak ani śmierć, ani będąca jej konsekwencją żałoba nie przybierają tu form patetycznych.
Wein pisze w sposób zwięzły i oszczędny, operując raczej niedopowiedzeniem niż metaforą. Jedynie tytuły rozdziałów są metaforycznym skrótem. „Ammophila arenaria” to wątła roślina pustynna, która zatrzymuje ruch piasków. Ten tytuł czyni z bezzębnej, chorej na raka Margalit bohaterkę heroicznej walki z losem.
Na okładce tomu słowa Antoniego Libery: „Ta proza jest bezlitosna”. Nie znajdziemy tu sądów wyrażonych wprost, słów potępienia czy oskarżenia pod adresem losu czy historii. Natrafimy natomiast na obrazy zła związanego zawsze z cierpieniem obejmującym obie strony - ofiarę i kata, człowieka pełnego nienawiści, który również został skrzywdzony. Beznamiętne są tu opisy krajobrazu ulicy po zamachu terrorystycznym.
Czy Wein kondensuje okrucieństwo, gromadząc makabryczne fakty i widoki? Niestety, świat tej prozy jest odzwierciedleniem izraelskiej codzienności. W czasie mojego dłuższego pobytu w Izraelu czytałam co tydzień felieton rodzinny dziennikarki „Jeruzalem Post” podobny w stylu do tego, co robi Jacek Podsiadło w „Tygodniku Powszechnym”. Pewnego razu zamiast kolejnego felietonu pojawiła się informacja, że syn autorki wybrał się na wagary wraz z kolegą i obaj chłopcy zostali zatłuczeni kamieniami przez arabskich wyrostków.
„Wtargnęli po cichu. Dwóch mężczyzn. Nie można ich było rozpoznać w ciemności. Matki już nie było. Arła wpiła się paznokciami w glinę podłogi. W końcu wyciągnęli kalekę jak worek kartofli na zewnątrz lepianki” - tak zaczyna się opowiadanie „Ofiara”, do którego nie byłam w stanie zajrzeć po raz drugi. Ofiarą samosądu jest upośledzona umysłowo garbuska, która „kalała honor rodziny”, śpiewając i zaczepiając przechodniów. Arła zniknęła z palestyńskiego obozu i z rodzinnej pamięci. „Nie wolno o niej myśleć” - karci sam siebie jej brat Fathi, wychowywany przez starszego brata na szahida - samobójcę. „Ofiara” to wyjątkowa w tym tomie narracja analityczna, której celem jest odpowiedź na pytanie o ukryte przyczyny pewnego zamachu na jerozolimskiej ulicy. Opowieść rozwija się według psychoanalitycznego scenariusza: przeniesienie nienawiści z własnej rodziny i społeczności na Żydów - okupantów. Młody Fathi bezrefleksyjnie przyjmuje normy moralne swojego narodu, dziedzicząc po ojcu i starszym bracie feudalną mentalność władcy kobiet i strażnika „honoru” rodziny. Traumatyczne doświadczenie wyroku na siostrze wyzwala w nim najpierw sadomasochistyczne fantazje, których ośrodkiem jest Limor, młoda Żydówka, córka jego pracodawcy, a potem gotowość do samobójczej śmierci.
U Wein i Żydzi, i Palestyńczycy nie rozumieją swojego losu. Ciemna piwnica w getcie, rząd stanowisk do chemioterapii, szereg zwłok na chodniku to kolejne przystanki męki człowieczej. Kto przyszykował dla nich te czarne i dziwne scenariusze? Dziwność losów żydowskich jest zamaskowaną zwyczajnością. Bohaterowie Wein poszukują bezpiecznego domu, który być może istnieje tylko w strofach Księgi Psalmów.
[Anna Sobolewska]

Viola Wein [...] pisze dobrze i bezsprzecznie odważnie. Jej polszczyzna jest soczysta i naturalna, gorętsza od powściągliwego języka Idy Fink, a plastyczniejsza może od stylu Eliego Barbura, by wymienić najlepsze chyba przykłady polskiej prozy z Izraela. Do Barbura bliżej jej tematycznie i pokoleniowo, bo doświadczeniem centralnym nie jest tutaj Holokaust, lecz Marzec i izraelska codzienność. Ale jeśliby szukać patrona, który z porównywalną ostrością pisał o Warszawie i o kibucach, byłby nim zapewne Marek Hłasko.
Siedem opowiadań z tego tomu jest niczym siedem rozjątrzonych ran – już pierwsze budzi dyskomfort, bo jesteśmy świadkami niesmacznej tyrady byłego ubeka. Ten ubek to ojciec, córka ma go rozliczyć. Tak, porozmawiajmy o żydokomunie. Autorka wcale nie studzi tej nieprzyjemnej rozmowy, nie szuka usprawiedliwień i nie stara się „zrozumieć” – przeciwnie, doprowadza starcie do punktu, w którym nawet czytelnikowi zaczynają dygotać ręce. Zrozumienie i litość (rachmunes) spływają jednak w końcu, choć w sposób nieoczywisty.
Następni bohaterowie to postaci z różnych powodów wyrzucone na margines: puszczalska córka Żydówki i oficera MSW, palestyński terrorysta, sanitariusz transseksualista (pyszne fragmenty na portalu homiki.pl!), czarownica z Jemenu czy chłop antysemita, jak na ironię Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Te wyraziste, bardzo niekiedy zabawne portrety włażą mocno w pamięć, a potem każdy uwiera inaczej.
[Justyna Jaworska]


FRAGMENTY

Bez twarzy

Yossi skoczył z dachu telawiwskiego wieżowca. Nie była to jego pierwsza próba samobójcza. Ta jednak się powiodła i Yossi zakończył swój żywot na starannie wypielęgnowanym trawniku rosnącym obok budynku. Pierwszy stwierdził to paramedyk z ambulansu, dołączył się do niego sanitariusz-kierowca, a wreszcie – i ostatecznie – lekarz sąsiad.
Na jednym z różanych krzewów eleganckiego podwórka zawisła maska Yossiego, która widocznie podczas upadku została zdmuchnięta z jego twarzy. Maska była koloru ludzkiej skóry, miała dokładnie wyrysowane brązowe oczy, każde z tą samą liczbą siedemnastu czarnych rzęs, a pod nimi sterczał lekko garbaty, mięsisty nos. Sięgała tylko ust, które razem z podbródkiem należały już do Yossiego. Różany krzew z zawieszoną na nim maską podkreślała biała linia laski dla niewidomych, która przecinała zieleń trawnika. Koło niej czuwał golden retriwer – pies inwalidy.
Przerażeni sąsiedzi zebrali się wokół leżącego ciała. Zaspokajali wreszcie swoją ciekawość. Yossi już od kilku miesięcy mieszkał wraz z rodzicami w ich budynku i nikt nie spotkał go bez maski na twarzy. Teraz leżał w śmiertelnym bezruchu i nie panował nad sytuacją. Głowę miał wykręconą nienaturalnie do tyłu i kierował ku niebu makabryczny, bezgłośny krzyk wydobywający się z zakrwawionego i wyłożonego delikatną różową skórą wgłębienia – miejsca, w którym kiedyś były oczy i nos.
Gdyby Yossi mógł pożałować samobójczego kroku, to pewnie zrobiłby to tylko z powodu tłumu gapiów zebranych wokół jego ciała. Nie lubił, gdy interesowano się jego osobą. Jako mały chłopiec nie bawił się z rówieśnikami; od ludzi stronił też w okresie dojrzewania; wolał się zamknąć w swoim pokoju z kolorowymi papugami w klatkach, egzotycznymi płazami, czy jadowitymi pająkami i skorpionami w akwariach. Podczas służby wojskowej zachorował na jakąś nieznaną chorobę i prawie przestał wychodzić z domu. Sąsiedzi mówili, że ta dziwna bakteria, która się do niego przyczepiła, przywleczona została do Izraela na skórze iguany. Przemytnicy ptaków i płazów z Południowej Ameryki sprzedawali sklepom wiele chorych zwierząt, nosicieli niebezpiecznych i nieznanych zarazków.
Rodzice Yossiego nawet byli zadowoleni z tego, że syn jedynak zamykał się w swoim pokoju, bo wtedy nie przeszkadzał im w ich nieustannych kłótniach. Nieraz kończyło się na tym, że ojciec podnosił do oczu myśliwską dubeltówkę przywiezioną dawno temu z Polski i celując w żonę groził jej, że teraz to już koniec, że zabije to marokańskie nasienie i wreszcie będzie miał święty spokój.
Więc teraz, kiedy Yossi leżał na trawniku otoczony gapiami i gdyby miał zadecydować, kto może przypatrywać się jego martwemu ciału, zapewne zezwoliłby na to tylko jednej osobie - Liji, dziewczynie, którą poznał, gdy zmobilizowano go do wojska.
Yossi polubił ją, bo nie naśmiewała się z niego, jak inne żołnierki. Idź - mówiły jedna do drugiej - kup trochę słodyczy u tego wielkiego bojownika sprzedającego wafle w kantynie, podobasz mu się, zrobi ci zniżkę.
Yossi nie pchał się do jednostek bojowych, jak większość jego kolegów z klasy maturalnej. Na wstępnych egzaminach do czynnej służby wojskowej powiedział, że chciałby pracować w kuchni. Ale nie polowej. Prosi, żeby go umiejscowiono w jakiejś bazie wojskowej blisko Tel-Awiwu, bo musi od czasu do czasu wskoczyć do domu, żeby się zająć zwierzętami. Rekrutujący oficerowie patrzyli po sobie – zastanawiali się nad zwolnieniem ze służby wojskowej tego "niedorobionego" chłopaka. Ale wszystkie psychometryczne egzaminy wykazywały, że rekrut jest geniuszem matematycznym i ma najwyższą ocenę z wiedzy ogólnej. Szkoda takiego odsyłać do domu, bo może się przydać armii. Najlepiej umieścić go w kilkunastopiętrowych podziemiach centralnej bazy wojskowej. Jest tam kilka kantyn, kiosków, bufetów i restauracji oficerskich. Może w końcu ktoś zaprowadzi w nich solidną i komputerowo uporządkowaną buchalterię.
Spacerując wieczorami z Liją, Yossi przestawał się spieszyć do domu. Uspakajał swoje sumienie przepełnionymi miskami żywności i wody, które pozostawiał rano ptakom i płazom.
Wałęsali się z Liją po przybrzeżnych diunach koło Tel-Awiwu, nie zamieniając ze sobą prawie ani słowa. Yossi przypatrywał się linii jej ucha i robił to tak, żeby przypadkiem nie zauważyła. Zaczynał od przeźroczystej i ozdobionej złotym puszkiem górnej części muszelki usznej z kanalikami wyrysowanymi idealną, cieniutką linią. Potem opuszczał powoli wzrok i wtedy narastało w nim wzruszenie. Za każdym razem doznawał skurczu i błogiego, ciepłego rozluźnienia, kiedy jego oczy natykały się na cztery malutkie kolorowe kolczyki, wbite bardzo symetrycznie w krawędź jednej z najdrobniejszych i najdelikatniejszych części ciała. Dobrze, że miał na sobie spodnie z grubego wojskowego płótna. Na wszelki wypadek jednak rzucał okiem w dół.
– Chodź poznam cię z Albertem, u którego wynajmuję pokój. Też lubi zwierzęta jak ty, hoduje króliki – Lija zaproponowała mu pewnego dnia.

*

- Nie podoba mi się ta ruda plama koło twojego nosa. Mój kumpel złapał coś takiego na statku i teraz wącha kwiatki od dołu. – To były pierwsze słowa Alberta stojącego w drzwiach baraku. Przyglądał się Yossiemu uważnym, pijackim wzrokiem. W rękach z wytatuowanymi bicepsami trzymał dwa pięciokilogramowe ciężarki.
- Nie zwracaj na niego uwagi, znowu jest uwalony. – Lija pchnęła Yossiego do środka.
Ciemne wnętrze wydzielało ostry zapach stęchlizny, moczu i czegoś jeszcze. Albert już siedział pod oknem na taborecie z wikliny, otoczony podskakującymi królikami.
– Spierdalajcie ode mnie, dajcie człowiekowi popracować nad figurą – opędzał się od zwierząt opierając łokieć na kolanie i ćwicząc na zmianę raz lewy, raz prawy biceps.
- Chodź do mojego pokoju, a nim się nie przejmuj. On tylko tak groźnie wygląda, ale ma duszę anioła. Zaczął pić i palić od czasu, kiedy jego żona wyniosła się z baraku i zabrała ze sobą obie córki. – Lija tłumaczyła Yossiemu po cichu. – I ani razu nie próbował mnie dotknąć, nawet palcem. Mówi, że mu przypominam jego starszą córkę. Zaproponował mi ten pokój w swoim baraku, kiedy siedzieliśmy na przystanku autobusowym. Tak jakby skądś wiedział, że szukam kąta bez wspólników, że rodziców mam w Ameryce i że wróciłam do Izraela, bo chciałam pójść do wojska.
- Nie słuchaj tego, co ona ci mówi – w mroku zaskrzypiał pijacki, przepalony bas. Wszystkie one to kurwy. Nie wierz im. U nas w Maroku ojciec siedział na czele stołu i nikt nie śmiał dotknąć żarcia, dopóki on nie zaczął jeść. A matka nawet nie próbowała pisnąć słowa bez zezwolenia… Dopiero tutaj, w wymarzonej Ziemi Świętej, kobita zaczęła ojcu podskakiwać i podśmiewać się z biednego starego. A on musiał przecież zarobić na rodzinę. No to co, że w domach starców podcierał dupy różnym świrniętym aszkenazyjkom, takim jak ciotka twojej ukochanej? Wielmożna pani Gienia! Nie miał wyjścia i koniec. On, Prosper Malul, właściciel najlepszego zakładu szewskiego w Marakeszu, musiał wysłuchiwać różnych bzdur i gęgania Żydówek z Polski, stukniętych w mózg przez wojnę.
Albert przeszedł na ćwiczenie pompek podpierając się tylko jedną ręką, a Yossi przypomniał sobie, że biceps, to mięsień dwugłowy ramienia, a teraz Albert ćwiczy mięśnie stożkowate brzucha i przy tej okazji również mięśnie uda, które się dzielą na trzy grupy: prostowniki, zginacze i przywodziciele. Poczuł zadowolenie. Jeszcze pamięta anatomię. Ale faktycznie trzeba będzie pójść do dermatologa, bo ruda plama koło nosa jest coraz bardziej widoczna. Rozrasta się z dnia na dzień i swędzi nie do wytrzymania.





Sanitariusz

Skończyłem wreszcie malować usta. Tym razem naprawdę mi się udało: najpierw dokładnie zarysowałem kontury dobrym ołówkiem "Lancome", a potem wypełniłem szminką gotową formę. I tak kilka razy: przez zaciskanie ust do grymasu "bez warg", a potem otwieranie ich do grymasu "pyszczek rybki". Sztuczne rzęsy były z tych droższych, więc nie obawiałem się, że nagle jedno oko pozostanie mi gołe. Lubię dokładną robotę. To mi zostało jeszcze z czasów wojska.
Dekolt dalej piekł i swędział. Szmatki moczone w rozgrzanej żywicy, przylepiane i odrywane szybkim ruchem od skóry, były bardziej skuteczne od maszynki do golenia. Nie wolno tylko potem masować oskubanego miejsca, wtedy zaczerwienienie szybko przejdzie. Nauczyłem się tego od dziewcząt w akademiku - przed każdą randką wyrywały sobie włosy z nóg, pachwin, ramion, pleców, dekoltu i pępka.
- Proszę cię, nie przechodź teraz przez salon, tato poczuł się trochę lepiej i ogląda telewizję - matka stanęła w drzwiach.
- Nie zawracaj mi głowy i ani słowa więcej, bo jeszcze się przez ciebie spóźnię - warknąłem.
Widziałem w lustrze, jak sprawdza, czy przypadkiem nie używam jej kosmetyków. Rolki do włosów wzięła wszystkie na swoją głowę już od południa. Biedna kobieta. Od dawna mieliśmy ustalony podział na dwie szuflady z kosmetykami, ale ciągle jeszcze miała nadzieję przyłapać mnie na kradzieży. I wtedy będzie okazja do: "synku, oddaj, nie twoje, nie twoje, za jakie grzechy mi się to należy?!" I potem cichutkie szlochy, smarkania, wzdychania i szepty do samej siebie mokrymi od łez i zaślinionymi wargami - taka cicha rozpacz robi większe wrażenie od wrzasków i przekleństw, które już dawno temu usiłowała na mnie bezskutecznie wypróbować.

*

Nasza trójka "Córki Hindy" miała powodzenie nie tylko w Tel-Awiwie. Zapraszano nas do wszystkich znanych ośrodków kulturalnych w wielkich miastach. Do telewizji. Do kibuców. Trochę cierpliwości, a zaproszą nas nawet do baz wojskowych.
Arcy był absolwentem wokalistyki jerozolimskiej Akademii Muzycznej. Podbijał wszystkich swoim welurowym tenorem. Był piękny urodą greckiego posągu. Na wysokich obcasach, podczas wirujących piruetów w zwiewnych, przeźroczystych tunikach, zatrzymywał się nagle jakby hamując na skraju sceny i wbijał czarne, głębokie, ponure spojrzenie w pierwszy rząd na sali. Oszołomiony piruetem, Arcy nikogo nie widział, miał wszystko zamazane przed oczami, ale i żeńska, i męska strona publiczności, czuły się osobiście obdarowane i podbite tym wzrokiem. To samo zresztą robił wieczorami w naszych klubach. Nigdy z nikim pierwszy nie zaczynał. Siedział w kącie baru i czekał. Błyszczące od alkoholu oczy przesuwał powoli z obiektu na obiekt. Peszył czarnymi źrenicami, zawieszonymi pod gęstymi brwiami. Odstraszał zmarszczonym czołem. Pociągał sobą. I odstraszał. W końcu ktoś odważny przysiadał się do niego. Kiedy wychodzili razem, już objęci, mrugał do mnie porozumiewawczo. Zwierzył mi się kiedyś ze swojej metody - oprócz "łowienia" na spojrzenie, roztaczał przed swoją ofiarą widoki dalekich stepów rosyjskich, z których przybył samiuteńki, pozostawiając tam całą rodzinę. Czarna, aksamitna peleryna odsłaniała przy każdym ruchu jego wspaniale umięśnioną pierś, wymagającą kilku zastrzyków hormonalnych dziennie i specjalnej diety.
Duszą choreograficzną zespołu był Ofer. Przybył z Etiopii do Izraela jako dwuletnie dziecko podczas akcji "Mojżesz". Szli na piechotę z Adis-Abebe do Sudanu. Jego matka zmarła po drodze z wysuszenia. Już w samolocie El-Alu zaadoptował go wysłannik Sochnutu. Zdolny, giętki, smukły, czekoladowy, urodzony w rytmie etiopskich bębenków, Ofer był dumą i ozdobą wydziału baletu Akademii Muzycznej w Tel-Awiwie. Wysłano go na prestiżowy kurs nowoczesnego tańca w Nowym Yorku. Nie było mu tam dobrze, zatęsknił za mną, przerwał naukę i wrócił do kraju.
A ja jestem odpowiedzialny za satyryczną i muzyczną stronę naszego zespołu. Wiem, że na scenie nie wyglądam zbyt imponująco, ale publiczność ryczy ze śmiechu, gdy wykonuję moje piosenki i skecze. Beze mnie nie ma zespołu, bo nie ma muzyki i tekstów. Umiem też naśladować akcenty wszystkich grup etnicznych. Potrafię być starą kobietą z Iraku i młodą Marokanką-fryzjerką, umiem też parodiować mamusię "Polkę" zaczynając wszystkie słowa na "cha", zamiast na "ha", albo na "a". Lubię "być narkomanem", czy "nowym emigrantem z Rosji - alkoholikiem", a już najlepszy jestem w naśladowaniu akcentu arabskiego. Znam Arabów. Mam wśród nich wielu kochanków. Takich, którzy muszą się wyżyć przed żeniaczką, bo bez ślubu nie wolno im dotknąć żadnej kobiety pod groźbą poderżnięcia gardła przez jakiegoś jej brata, czy ojca. Lub takich, którzy się może w ogóle nigdy nie ożenią. Co raczej jest niemożliwe.
Ludzie pękają ze śmiechu. Wolno mi wszystkich naśladować i przedrzeźniać, bo dla publiczności jestem kaleką. Nie pochodzę z tego "normalnego" świata. Dlatego pozwalają mi na wiele. I wtedy nawet ostra satyra polityczna nikomu nie przeszkadza. Ale wszystko do pewnych granic. Do granic wytrzymałości strachu przed ujawnieniem tajemnicy kierownika filii mego banku, który lubi pojawiać się u nas raz na tydzień, żeby go tłuc, ciągnąć na smyczy i kazać lizać nasze buty. Do granic wytrzymałości sławnego speakera telewizyjnego, który dzwoni po nas techników-"specjalistów", żebyśmy przyszli do studia na wieczorny dziennik i "pilnowali" aparatury soundu pod jego stołem, bo dziś są ważne wiadomości o rozruchach na terenach okupowanych, albo był wybuch autobusu w Jerozolimie, czy schwytano znanego terrorystę i nie może być żadnej awarii. Ciągnęliśmy mu druta pod stołem na przemian z Oferem, ale za to nawiązaliśmy kontakty z kim trzeba w telewizji. Niedługo będziemy mieli swój program prime time na pierwszym programie telewizji izraelskiej, a speaker ma sławę najbardziej dramatycznego i dlatego pasującego barytonu do czytania takich wiadomości. Polityk ze skrajnej, religijnej partii lubił nasze szczupłe, młodzieńcze ciała, a dostawał orgazmu tylko wtedy, kiedy zaczynał się prawie dusić pod nylonową reklamówką, którą mu szczelnie zakładaliśmy na głowę i dokładnie potem sprawdzaliśmy, czy nie ma dostępu powietrza. Zarykiwaliśmy się potem ze śmiechu, kiedy obły przedstawiciel narodu z jarmułką na głowie toczył pianę na ekranie telewizji krzycząc, że nie zgodzi się na żadne oddzielne spotkania w parlamencie z grupami homo-lesbijskimi.
Niedługo się wyprowadzę od rodziców, ale na razie muszę jeszcze wysłuchiwać ciągle powtarzających się przemówień ojca, który uparcie zapewnia, że koniec świata już bliski, że przez "nas" upadło rzymskie imperium, a niemieckie kabarety przy pomocy takich psychopatów jak ja, doprowadziły do ruiny stary, mądry świat.
Biedny ten mój ojciec. Siedzi na wózku inwalidzkim. Matka mówi, że to przeze mnie dostał wylewu. Nie musiałeś się ujawniać - powtarza w kółko. Można było wszystko zatuszować i ukryć przed rodziną i sąsiadami. W ogóle - przed światem. Matka nie chce się przyznawać do "takiego sławnego syna".





*

Idę na piechotę do teatru studenckiego, który znajduje się niedaleko mojego domu. Przedstawienie zaczyna się o ósmej. Jestem punktualny. Zawsze taki byłem, dobrze wytresowany przez rodziców - "punktualność to królewska cecha". Dokładnie o ósmej rano trzeba się było stawić w przedszkolu. Pani Jaffa przedszkolanka nie lubiła spóźnialskich. To plątało szyki z góry ustalonego porządku dnia: najpierw chłopcy do swoich kątów z piłkami, młotkami i klockami, a dziewczynki do domków z lalkami. Potem - godzina przeglądania książek, opowiadania bajek dla wszystkich, następnie - czas wolny na podwórku. Dobrze kopałem piłkę i często wbijałem gola do śmiesznej, malutkiej bramki z czerwono niebieskiego plastiku. Ale wolałem zostawać z dziewczynkami w kąciku dla lalek. Siedziałem tam sobie cicho z boku i czułem się osobiście łaskotany, obejmowany i głaskany po głowie drobnymi rączkami, tak jak gdybym sam był lalką Ruti Smartuti*, która czesana w te i wewte, i bez przerwy przebierana w różne szmatki, była otaczana ze wszystkich stron nieustanną opieką. Przedszkolanka Jaffa opowiadała ze śmiechem mojej matce, że często tak słodko zasypiałem w kąciku dla lalek, aż szkoda mnie było budzić na obiad.

*

Przedstawienie leci już po raz dwóchsetny. Potem pójdziemy do baru, żeby to oblać. Należy nam się. Ciężko pracujemy. Ofer dołącza do mnie po drodze i narzeka.
- Ta kurwa znowu wymyśliła jakąś nową historyjkę.
- Co, nie wyprowadza się?
- Dopiero za miesiąc.
Szkoda, że jeszcze będę musiał cierpieć u rodziców. Cieszyłem się, że już niedługo zamieszkam z Oferem, bliżej centrum Tel-Awiwu. Jego wspólniczka do mieszkania już dawno temu miała się wynieść. Ale w tej chwili o wiele bardziej żałuję, że wyszedłem z domu z gotowym makijażem. Jest gorąco, lepki morski wiatr, mieszany z wydzielinami samochodów, wwierca się przez nos do mózgu. Zaczynam się pocić i wszystko mi się niedługo rozmaże. Ale i tak wyglądam lepiej od dzielnicy Florentin, którą idziemy. W rozgrzanym powietrzu kontury obskurnych domów drżą jak dłonie staruchy. I tak jak u niej - odpychają zmarszczkami tynków, różnokolorowymi plamami i dziwnymi wypukłościami żelaznych balkoników, wybudowanych według zachcianek lokatorów. Widzę, że Ofer chce mi coś powiedzieć, ale już go nie słyszę. Potworna detonacja rzuca nami o chodnik. Cisza w białej chmurze pyłu. Sprawdzam, czy te ciepłe wypukłości koło mnie to Ofer. Dzięki Bogu tak! Szum w uszach i czuję, że teraz chętnie bym sobie nawet przysnął. Ale nagle kurz, którym jesteśmy otoczeni, wypluwa w stronę nieba wielki jęzor ognia. Gorąc syczy, wyje, zawodzi piskami, krzykami, płaczem, jękami rannych i syrenami ambulansów. Czuję na plecach mokry ciężar. Zrzucam go z siebie, żeby wstać i widzę, że to ręka urwana w łokciu. W przegubie ma zegarek Casio z czarnym cyferblatem. Dłoń męska. Jestem sanitariuszem w rezerwie i muszę ruszyć z miejsca, pomóc rannym, ale Ofer dalej leży skulony w pozycji embrionalnej i nie mogę go tak zostawić. Szukam właściciela ręki i widzę, że niechcący odrzuciłem ją od siebie na Ofera, który przyczepił się do niej i kurczowo trzyma pod brodą. Koło nas zawył hamujący z piskiem ambulans. Podnoszę Ofera razem z urwanym czyimś przedramieniem. Wygląda jak wielkie czarne niemowlę, które wyje w niebogłosy, bo chcą mu zabrać jego ukochanego misia. Pracownik Czerwonej Gwiazdy Dawida krzyczy z wnętrza karetki.
- Odsuń się kobieto, zostaw go nam, zajmiemy się nim jak trzeba, w ambulansie nie ma miejsca!
- Jestem sanitariuszem wojskowym i mogę pomóc w drodze do szpitala! - odkrzykuję.
- Spierdalaj stąd, cioto pedrylu ze swoim aidsem, mówiłem, że damy sobie radę!
W wiadomościach podali, że terrorysta - samobójca przebrany za żołnierza izraelskiego stanął na przystanku w kolejce do autobusu. Siedmiu zabitych i około stu rannych. Tym razem efekt był większy, bo akurat nadjechał podwójny autobus. Tak zwany akordeon.
Ofer został w szpitalu jeszcze jedną dobę. Skarżył się na szum w uszach. Lekarz izby przyjęć stwierdził wstrząs nerwowy i przepisał mu środki uspokajające. Mnie poradził, żebyśmy się zapisali do kółka grupowej terapii, które jest subsydiowane przez państwo do końca życia. W programie oprócz spotkań, są wycieczki krajoznawcze, kontakt z psychologiem, pracownikiem socjalnym, joga, śpiewy grupowe i tańce, jadalnia w domu żołnierza i w ogóle - stała opieka Ministerstwa Bezpieczeństwa i miesięczna pomoc finansowa.
Jest ich dużo, tych kółek. Rozsiane po całym Izraelu. Bo nigdy nic nie wiadomo po takim szoku. Czasami obrazy wracają po dwudziestu latach, kiedy człowiek jest zupełnie na nie nieprzygotowany.

*

Do naszego baru przychodziły również dziewczyny i kobiety. I te z "naszych" i te "zwykłe". Siedziałem tego dnia bez Ofera i obserwowałem ludzi. Czego przyszła szukać ta z lewej strony baru? Powinna mieć pod czterdziestkę. Tłusty tyłek odziany w obcisłą mini spódniczkę, wsysał w swoje fałdy malutkie okrągłe krzesełko barowe. Wyobrażałem sobie ślady potu, które kobieta pozostawi na siedzeniu po opuszczeniu baru. Paliła zawzięcie i manipulacyjnymi, niespokojnymi oczyma wodziła za barmanem. Knuła pewno, jak go namówić na "kobiecą" nockę. Wierzyła, że go jeszcze nawróci. Była żona? A może jeszcze jeden przypadkowy "numer" faceta, który ma zwyczaj tak długo potrząsać podłużnym ruchem shakerem do koktajli, aż niektórym spodnie pęcznieją w kroku? Może upił się kiedyś pod koniec swojej zmiany, czuł się samotny i było mu wszystko jedno? I może wtedy naplótł jej coś i naobiecywał?
A te dwie koło mojego stolika? Gapię się na ludzi, wyobrażam sobie, co myślą, jak żyją, co knują, co planują. Arcy kiwnął na mnie głową.
- Sara ma raka piersi, widziałem ją w przychodni Ichilowa - powiedział w sraczyku. - Przypadkowo na nią wpadłem i prosiła, żeby wam na razie nie mówić, ale nie mogę. Patrzył na mnie "no i co ty na to". A ja nic. Pusto w głowie, cisza. Ten pod ścianą nadgryzał i oblizywał twarz gościowi dużo wyższemu od siebie. Onanizował się stojąc na ukos na palcach, jak jaka balerina, która przygotowuje się do kroku pas de chat. Usiadłem pod ścianą. Wszystkie plany poszły k'czortu.


* * *

opowiadania Etgara Kereta


Szlomo-homo-pizda w domu, w: Gaza blues

„Pani, co przyszła na zastępstwo, kazała wszystkim ustawić się w pary. I tylko Szlomo-homo-pizda-w-domu został sam.
– Ja będę twoją parą – powiedziała Pani na zastępstwie i podała mu rękę.
(...)
– Proszę pani, dlaczego wszystkie dzieci mnie nienawidzą? – zapytał Szlomo-homo-pizda-w-domu.
– A skądżeż ja mam to wiedzieć? – Pani wzruszyła ramionami - w końcu jestem tylko na zastępstwie”.

* * *

Erika Fischer, Aimée i Jaguar. Historia pewnej miłości, Berlin 1943


Berlin, rok 1942. Lilly Wust, mężatka, czworo dzieci, wiedzie życie milionów niemieckich kobiet. Ale pewnego dnia poznaje 21-letnią Felice Schragenheim. Zaczyna się miłość nieomal od pierwszego wejrzenia. Aimée & Jaguar snują plany na przyszłość, piszą do siebie wiersze i listy miłosne, zawierają kontrakt małżeński. Kiedy Jaguar-Felice wyznaje ukochanej, że jest Żydówką, groźna tajemnica jeszcze bardziej wiąże ze sobą obie kobiety. Ale ich szczęście trwa krótko. 21 sierpnia 1944 r. Felice zostaje zatrzymana i deportowana.
Erica Fischer wysłuchała opowieści 80-letniej Lilly Wust i opracowała ją w formie przejmującego świadectwa. Po ukazaniu się książki w 1994 roku do autorki zaczęli zgłaszać się nieznani dotąd świadkowie, uzupełniając kolejne wydania o nowy materiał. Dzięki adaptacji filmowej Maxa Färberböcka z Juliane Köhler i Marią Schrader w rolach głównych, historia Aimée i Jaguara stała się znana na całym świecie.


TEATR

Martin Sherman, Bent


Rzecz dzieje się w czasie II Wojny Światowej. Max jest gejem i decyzją nazistów zostaje wywieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau. Na miejscu usiłuje zaprzeczyć, że jest homoseksualistą i w konsekwencji zostaje uznany za Żyda. Niedługo po przyjeździe do obozu Max zakochuje się we współwięźniu Horście, również homoseksualiście, który nie boi się ujawniać swoich preferencji seksualnych i otwarcie się do nich przyznaje.

Martin Sherman jest laureatem wielu presti owych nagród, jego sztuki wystawiano w 45 krajach. Bent – w Royal Court w Londynie, potem na West Endzie, Broadwayu (z Richardem Gere), potem ponownie w National Theatre; w końcu sztuka została przeniesiona na ekran w 1998. W roli głównej wystąpił Clive Owen a partnerowali Lothaire Blutheau i Mick Jagger. Inne znane sztuki Shermana wystawiane na West Endzie to Messiah, When She Danced, oraz A Madhouse in Goa. Jego sztuka Rose miała premierę w National Theatre, a potem została wystawiona na Broadwayu.Nominację do nagrody Tony przyniosła autorowi musicalowa adaptacja jego ksią ki którą zrealizowano w 2003 roku na Broadwayu z Hugh Jackmanem w roli głównej. W tym samym roku jego scenariuszowa adaptacja noweli Tennessee Williamsa The Roman Spring of Mrs Stone, została przeniesiona na ekran, a zagrali w niej Helen Mirren, Olivier Martinez i Anne Bancroft.

Martin Sherman's worldwide hit play Bent took London by storm in 1979 when it was first performed by the Royal Court Theatre, with Ian McKellen as Max (a character written with the actor in mind). The play itself caused an uproar. "It educated the world," Sherman explains. "People knew about how the Third Reich treated Jews and, to some extent, gypsies and political prisoners. But very little had come out about their treatment of homosexuals." Gays were arrested and interned at work camps prior to the genocide of Jews, gypsies, and handicapped, and continued to be imprisoned even after the fall of the Third Reich and liberation of the camps. The play Bent highlights the reason why - a largely ignored German law, Paragraph 175, making homosexuality a criminal offense, which Hitler reactivated and strengthened during his rise to power.


Tony Kushner, Anioły w Ameryce


Sztuka teatralna Tony'ego Kushnera Anioły w Ameryce: gejowska fantazja na motywach narodowych (Angels in America: A Gay Fantasia on National Themes) posłużyła jako materiał wyjściowy dla opery (adaptacja autorstwa Petera Eötvösa) i miniserialu TV w reż. Mike'a Nicholsa. W Polsce możemy jednak zobaczyć inscenizację oryginalnego tekstu w TR Warszawa. Sztukę w przekładzie Jacka Poniedziałka wyreżyserował Krzysztof Warlikowski. Obsadzono w niej znanych i cenionych aktorów jak Stanisława Celińska, Maja Komorowska, Magdalena Cielecka, Maja Ostaszewska, Danuta Stenka, Andrzej Chyra, Rafał Maćkowiak, Jacek Poniedziałek, Maciej Stuhr, Tomasz Tyndyk.

Dramat Tony'ego Kushnera pozornie opowiada o perypetiach grupki nowojorskich homoseksualistów w obliczu pandemii AIDS. Jednak problemy, z którymi borykały się Stany Zjednoczone połowy lat osiemdziesiątych, stają się jedynie punktem wyjścia dla znacznie szerszych rozważań. Anioły w Ameryce są nie tylko rozliczeniem z błędami i grzechami USA, ale też dokonanym nad nią egzorcyzmem. Centrum dramatu stanowi nie epidemia AIDS i kryzys lat osiemdziesiątych, ale problem uwiedzenia Amerykanów przez ich własny mit. Zakończenie sztuki ukazuje projekt nowej rodziny, a swoisty ewangelizm tej sceny staje się fundamentem dla projektu Nowej Ameryki w ogóle. W finałowej scenie przedstawiona jest rodzina złożona z trzech gejów (WASP-a, Żyda i Afroamerykanina) oraz mormonki w średnim wieku. Nowa rodzina składa się przede wszystkim z mniejszości seksualnych – homoseksualistów i kobiet; tych, którzy do tej pory nie mieli prawa głosu w amerykańskiej kulturze, mogą zaś przyczynić się do jej przemiany.

Tony Kushner (1956) to jeden z najwybitniejszych dramatopisarzy amerykańskich, znany najbardziej jako autor dwuczęściowego dramatu Anioły w Ameryce, za który otrzymał Nagrodę Pulitzera oraz dwie Tony Awards, dwie Drama Desk Awards, the Evening Standard Award, the New York Critics Circle Award, the Los Angeles Drama Critics Circle Award and the LAMBDA Liberty Award for Drama. W 1998 roku londyński National Theatre uznał Anioły w Ameryce za jedną z dziesięciu najlepszych sztuk teatralnych XX wieku.
Inne sztuki Kushnera to m.in. A Bright Room Called Day, Hydrotaphia, or the Death of Dr Browne, Slavs!: Thinking About the Longstanding Problems of Virtue and Happiness, Homebody/Kabul. Kushner jest także autorem adaptacji Stelli Goethego, Dybuka Szymona Anskiego, Dobrego człowieka z Seczuanu Bertolta Brechta, Iluzji Corneille'a. Napisał scenariusz do telewizyjnej wersji Aniołów w Ameryce, wyreżyserowanej przez Mike'a Nicholsa, jest też współautorem scenariusza do filmu Monachium Stevena Spielberga.

Kushner zaczął pisać sztukę o ostatnich miesiącach Roya Cohna. Umieścił obok niego alternatywną wersję siebie - młodego człowieka zauroczonego nim, który stara się ukrywać swój homoseksualizm, zawarł przykrywkowe małżeństwo i robi karierę wśród prawicowych prawników.
Rozbudowując te postacie, opisując ich środowiska i motywacje, Kushner zaczął wprowadzać dodatkowe wątki - obyczajowe, polityczne, etniczne, nawet swoje poglądy na teatr (pierwsze kwestie Cohna dotyczą modnych broadwayowskich musicali). Zaczął wyłaniać się z tego coraz pełniejszy obraz Nowego Jorku roku 1985. Pisząc kolejne strony, Kushner ani się obejrzał, jak gdzieś nad maszyną do pisania dokonała się w nim przemiana - zamiast niepewnego swoich racji imitatora Brechta stał się jego godnym następcą. Stworzył wielki dramat wymieniany dziś jako klasyka teatru zaangażowanego społecznie.
Osiągnął tym więcej niż sukces artystyczny - ostatecznie pojednał się z własnym środowiskiem. Jak potem wspominał, nie zgadzał się ze swoim ojcem we wszystkim z wyjątkiem jednego - diagnozy, że dla Żyda nic dobrego nie wyjdzie z udawania, że nie jest Żydem. Jego sztuka pomogła mu zrozumieć, że razem z ojcem mieli podobne ideały, tyle że ojciec patrzył na świat z punktu widzenia żółtej gwiazdy, a on sam z punktu widzenia różowego trójkąta.
To punkt widzenia kogoś, kto jest na samym dole drabiny wykluczeń, kogoś, kto należy do mniejszości w mniejszości, mieszkańca getta w getcie. Ktoś taki nie pragnie już tylko świata, w którym za murami zamyka się innych - chce burzyć mury.
[Wojciech Orliński]

Dramat Tony'ego Kushnera pozornie opowiada o perypetiach grupki nowojorskich homoseksualistów w obliczu pandemii AIDS. Jednak problemy, z którymi borykała się Ameryka połowy lat osiemdziesiątych, stają się jedynie punktem wyjścia dla znacznie szerszych rozważań. (...) Anioły w Ameryce są nie tylko rozliczeniem z błędami i grzechami Ameryki, ale też dokonanym nad nią egzorcyzmem. Centrum dramatu stanowi nie epidemia AIDS i kryzys lat osiemdziesiątych, ale problem uwiedzenia Amerykanów przez ich własny mit. (...)
Zakończenie sztuki ukazuje projekt nowej rodziny, a swoisty ewangelizm tej sceny staje się fundamentem dla projektu Nowej Ameryki w ogóle. W finałowej scenie przedstawiona jest rodzina złożona z trzech gejów (WASP-a, Żyda i Afroamerykanina) oraz mormonki w średnim wieku. Nowa rodzina składa się przede wszystkim z mniejszości seksualnych - homoseksualistów i kobiet; tych, którzy do tej pory nie mieli prawa głosu w amerykańskiej kulturze, mogą zaś przyczynić się do jej przemiany.
[Ishbel Szatrawska]

Nie tylko wątek homoseksualny jest w tej sztuce istotny. Równie ważny jest problem chorego na AIDS i jego kochanka. Myślę, że ten spektakl jest w tak samo adresowany do polskiego społeczeństwa, jak do brytyjskiego czy niemieckiego.
Chcę opowiedzieć również o tym, jaki mamy stosunek do tej choroby, co sądzimy o tym, gdy chory człowiek jest opuszczany przez najbliższą mu osobę, czy powinniśmy się opiekować umierającym człowiekiem...
(...) chcę zrobić spektakl o zagonionym świecie, w którym rodzina odchodzi na dalszy plan. Wydaje się, że Warszawa jest miastem złożonym z młodych ludzi odnoszących sukcesy, kupujących mieszkania i samochody. W większości są samotni, bo wtedy łatwiej o pracę i w pracy. Chcę postawić pytanie, co się stanie z tymi ludźmi, kiedy już wszystko osiągną, a nie będą przynależeli do żadnej wspólnoty w postaci właśnie rodziny. Co się stanie z ich samotnością, myśleniem i wiarą, w której zostali wychowani. Pierwsza część Aniołów w Ameryce opowiada o tym, dokąd polskie społeczeństwo dotarło albo właśnie powoli dociera: ścieranie się polityków, wymachiwanie hasłami elekcyjnymi, naruszanie prywatności człowieka. Nietrudno przecież znaleźć we współczesnej Polsce analogię do Ameryki. Zarówno tu jak i tam fundamentalizm nie wynika z potrzeb ludzi. Jest po prostu bardzo opłacalnym hasłem elekcyjnym.
(...) W tej sztuce jest wiele aniołów. Próbuję je zrozumieć. To postaci, których istotą jest kochanie. Spadły z nieba i teraz brudzi je ulica. Wierzę w takie anioły. Bardziej interesują mnie ich dusze niż amerykański kontekst, w którym funkcjonują. Przyglądam się ich życiu i oczywiście okazuje się, że mają takie same problemy jak ludzie na całym świecie.
[Z Krzysztofem Warlikowskim rozmawiała Joanna Kijowska]



KINO


– Czy w kraju z silnym kultem machismo można nakręcić film o problemie seksualnej tożsamości w armii? Można. I do tego z sukcesem. Zrobił to osiemnaście lat temu Eytan Fox, świeżo upieczony, trzydziestoletni wówczas, absolwent Szkoły Filmowej w Tel Awiwie, który, jak każdy Izraelczyk, odbył wcześniej służbę wojskową – zawiadamiał ostatnio pozytywnie homoseksualnych gości portalu Homiki.pl Mike Urbaniak. Przy okazji zarysował sylwetkę gejowskiego a uniwersalnego twórcy filmowego i wprowadził do odbioru jego obrazów.
„Time Off”, bo taki tytuł nosi owy krótkometrażowy film, wzbudził ogromne zainteresowanie w Izraelu i zebrał bardzo pozytywne recenzje. Dzięki temu mocnemu wejściu w świat filmowy, Eytan Fox nakręcił swój pierwszy film pełnometrażowy „Song of the Siren”, romantyczną komedię, która była największym hitem izraelskich kin w 1994 roku. Reżyser ma także na swoim koncie bardzo popularny serial telewizyjny „Florentine”, opowiadający o życiu młodych mieszkańców Tel Awiwu przed i po morderstwie premiera Icchaka Rabina. [...]





– O reżyserze stało się głośno poza Izraelem, kiedy nakręcił w 2002 roku film „Yossi & Jagger”. Obraz został entuzjastycznie przyjęty za granicą i otrzymał kilkanaście nagród filmowych. Film opowiada o romansie dwóch izraelskich żołnierzy, stacjonujących na Wzgórzach Golan. Pierwszoplanowi aktorzy Ohad Knoller (Yossi) i Yehuda Levi (Jagger) nie przypuszczali nawet, że film przyniesie im taką popularność. Należy dodać, że obraz daleki jest od wzoru gejowskiego łzawego romansu z happy endem. Wręcz przeciwnie, end nie jest happy. Przewodnią piosenkę do ścieżki dźwiękowej nagrał bardzo popularny w Izraelu piosenkarz Ivri Lider, który, podobnie jak twórcy filmu, jest gejem.
Każdy z filmów Eytana Foxa wart jest oddzielnej analizy, bo porusza bardzo wrażliwe kwestie, ale większość jego obrazów łączy, dominujący lub poboczny, wątek gejowski. Jak w „Walk on Water”, gdzie obserwujemy erotyczną fascynację między Eyalem - agentem Mosadu (Lior Ashkenazi) i Axelem - wnukiem ukrywającego się nazisty (Knut Berger).
Dużą rolę w obrazach tworzonych przez Foxa odgrywa jego wieloletni partner życiowy Gal Uchovsky, który jest współscenarzystą i producentem wielu jego filmów. Izraelska prasa pisze o nim często jako o „najbardziej wpływowym geju w izraelskich mediach”. Uchovsky był między innymi jurorem w izraelskiej edycji „Idola”. Eytan i Gal tworzą bardzo udany duet, zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym, już prawie dwadzieścia lat.





Ostatnim filmem Eytana Foxa jest, znany także polskim widzom, „The Bubble” („Bańka mydlana”), który także został przyjęty niezwykle ciepło, zarówno w Europie, jak i Stanach Zjednoczonych. O filmie w samych superlatywach pisała także polska prasa, kiedy w 2006 r. „Bańka mydlana” została pokazana podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Yelli (Alon Friedman) i Lulu (Daniela Virtzer) robią, co mogą by ich współlokator Noam (Ohad Knoller) mógł być razem ze swoim chłopakiem Ashrafem (Yousef Sweid). A dlaczego to wymaga takiej wielkiej gimnastyki? Powód jest właściwie jeden. Noam jest Izraelczykiem, a Ashraf Palestyńczykiem. Dlaczego Fox zrobił ten film? „Bo świat idzie w kierunku, który mi się nie podoba” – powiedział w jednym z wywiadów.


Walk on Water (Chodzić po wodzie) – reż. Eytan Fox


Eyal (Lior Ashkenazi) jest agentem Mossadu. Zwierzchnicy powierzają mu zadanie odnalezienia i zamordowania zbrodniarza hitlerowskiego Alfreda Himmelmana. Nie jest pewne czy Himmelman jeszcze żyje. Wiadomo jednak, że w Niemczech mieszka jego syn (Hanns Zischler) z żoną (Carola Regnier) i dorastającym synem Axelem (Knut Berger). Ostatnie informacje o Alfredzie pochodzą z Izraela. Eyal udaje się tam podając się za przewodnika turystycznego. W drodze poznaje Axela, który też jedzie do Izraela, by odwiedzić swoją siostrę Pię (Caroline Peters). Od lat skłócona z rodzicami dziewczyna wybrała życie na emigracji. Axel chce zażegnać rodzinny kryzys i prosić ją, by przyjechała do Niemiec na urodziny ojca. Nie do końca udaje mu się spełnić tę misję. W podróży zaprzyjaźnia się za to z nowym znajomym, który cały czas pamięta o swoim zadaniu.
„Chodzić po wodzie” to trzeci pełnometrażowy film w dorobku urodzonego w Nowym Jorku Izraelczyka EYTANA FOXA. Dwa lata wcześniej reżyser nakręcił wielokrotnie nagradzany dramat „Yossi & Jagger”. Na jego planie spotkali się pracujący później przy „Chodzić po wodzie” scenarzysta Gal Uchovsky (producent „Yossi & Jagger”) oraz kompozytor i gwiazda izraelskiej muzyki pop Ivri Lider. W międzynarodowej obsadzie filmu znaleźli się: Izraelczyk Lior Ashkenazi („Late Marriage”) oraz niemieccy aktorzy Carola Regnier i Hanns Zischler. „Chodzić po wodzie” prezentowano na otwarciu sekcji Panorama ubiegłorocznego MFF w Berlinie. W 2004 roku film wyróżniono Nagrodą Akademii Filmowej Izraela za najlepszą muzykę i dźwięk oraz Nagrodą Publiczności za najlepszy film na Jewish Film Festival w Waszyngtonie.


Yossi & Jagger (Yossi i Jagger) – reż. Eytan Fox


Film zrealizowany według scenariusza Avnera Bernheimera. Zdjęcia – Yaron Scharf, muzyka – Ivri Lider. Dramat wojenny z wątkiem romansowym. Skromna fabuła trwa 67 minut. Film ten zdobył nagrodę publiczności w 2003 roku na Torino International Gay & Lesbian Film Festival.
Dwaj izraelscy żołnierze, Yossi i Jagger, zakochują się w sobie. Stacjonują na granicy z Libanem i ze względu na swój zawód muszą ukrywać miłość do siebie. Wkrótce kończy się czas służby Jaggera.
Oparta na faktach historia miłości pomiędzy dwoma żołnierzami rozgrywa się na tle wojny między Izraelem a Libanem. Yossi jest dowódcą kompanii stacjonującej przy granicy izraelsko-libańskiej, z charakteru jest introwertykiem, całkowitym przeciwieństwem Liora. Chłopak nazywany przez całą kompanię Jaggerem zdaje się człowiekiem bardzo liberalnym i otwartym, przy tym dość wyluzowanym jak na warunki żołnierskie. Yossi pragnie, by uczucie, jakie ich łączy, pozostało w ukryciu, podczas gdy Jagger, który ma niedługo zakończyć służbę, pragnie by Yossi odszedł z wojska.
Film pokazuje dramatyczne życie młodych Izraelczyków, którzy miast bawić się i studiować, poświęcają najpiękniejsze lata swego życia szkoleniom wojskowym.


Ha-Buah – The Bubble (Bańka mydlana) – reż. Eytan Fox


Opowieść o grupie przyjaciół mieszkających w Tel Awiwie – hetero- i homoseksualistach, kobietach i mężczyznach, Żydach i Arabach.
Historia rozpoczyna się spotkaniem Noama, młodego izraelskiego żołnierza i Ashrafa, młodego Palestyńczyka w punkcie kontroli granicznej. Kiedy Noam gubi swój dowód, w jego mieszkaniu zjawia się właśnie Ashraf. Jak wpłynie na niego spotkanie ze współlokatorami Noama, gejem i heteroseksualną kobietą?
Film ukazuje historię trudnej miłości Palestyńczyka i Żyda na tle konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Akcja filmu rozgrywa się głównie w Tel Awiwie, gdzie przy okazji widz obserwuje życie tamtejszej młodzieży walczącej o zakończenie konfliktu i wojen.
Film otrzymał 10 nominacji i 2 nagrody na Międzynarodowym Festiwalu Filmów w Berlinie.

...bawi nie mniej niż „Samotni”, hipnotyzuje równie mocno, jak „Tajemnica Brokeback Mountain”, ale jeszcze bardziej w finale przeraża. Najważniejszy jest tu gejowski romans, choć trzeba raczej powiedzieć: przejmująca i uniwersalna historia miłosna. Ashraf zakochuje się w Noamie, żydowskim sprzedawcy płyt i niespełnionym muzyku, który właśnie skończył służbę w punkcie patrolującym Palestyńczyków. Wszystko, co ich dzieli – narodowości, granice, stosunek najbliższych do homoseksualizmu – zdaje się nie mieć znaczenia w Tel Awiwie. To właśnie tytułowa „bańka mydlana”, enklawa wolności, gdzie młodzi ludzie bawią się w klubach, wspólne mieszkanie wynajmują Lulu, projektantka T-shirtów i dwóch gejów (jeden z nich to Noam) i wszyscy w trójkę reklamują nago na plakatach wielkie party „przeciwko okupacji”.
Słowem – zwyczajne życie, młodzieńcza spontaniczność, tymczasowe zajęcia i mniej lub bardziej udane doświadczenia miłosno-erotyczne (Lulu do redaktora, który potraktował ją jak jednonocną przygodę: „jest strona porno dla najmniejszych penisów – zgłoś się, zapłacą za twojego fortunę!”). Tyle że „bańka” w końcu pryska, a normalność okazuje się złudzeniem – od codziennych zamachów, żydowsko-palestyńskiej nienawiści czy homofobii uciec, mimo wszystko, nie można. Związek Ashrafa i Noama zbliża się więc mimowolnie do mitu o miłości zakazanej i niemożliwej, ale równie pesymistyczne są wnioski dotyczące młodych mieszkańców Tel Awiwu: mogą nie przyjmować otaczającego ich świata do wiadomości, ale muszą w nim żyć.
Piękny, przezabawny, ale też wciskający w fotel film, od którego trudno się uwolnić. I jeszcze ta muzyka!
[Paweł T.Felis]





Na początku 2008 roku reżyser Eytan Fox podpisał umowę z X Filme Intl. na realizację filmu rozgrywającego się w czasach II wojny światowej. Obraz pod tytułem „Gad” będzie opowiadał prawdziwą historię Gad Becka.
Gad Beck był synem austriackiego Żyda emigranta i Niemki, która przeszła na judaizm. Dzięki niemieckiej krwi matki uniknął deportacji do obozu koncentracyjnego, kiedy hitlerowcy rozpoczęli proces eliminacji Żydów. Beck związał się z żydowskim podziemiem. Będąc homoseksualistą, wykorzystał swoje kontakty w tym środowisku, by ratować rodaków. W 1945 zdradzony przez żydowskiego szpiega pracującego dla Gestapo został zamknięty w więzieniu w Berlinie. Po wojnie organizował emigrację Żydów do Palestyny, gdzie sam przeniósł się w 1947 roku. Do Berlina powrócił w 1979 roku.
Fox napisał scenariusz do spółki ze swoim partnerem Galem Uchovskym. Budżet wyniesie 6-10 milionów dolarów. Producenci liczą na międzynarodową obsadę, być może ze znanym Amerykaninem w roli głównej.


Okna (La finestra di fronte) – reż. Ferzan Ozpetek


Życie Giovanny płynie jednostajnie, brakuje uniesień i satysfakcji osobistych. Ma rodzinę, syna i córkę, oraz problemy z mało robotnym mężem. Jest znudzona i niezadowolona, także z siebie. Marzy o innej pracy, o innym życiu. Co noc obserwuje przez okno przystojnego sąsiada mieszkającego w apartamencie naprzeciwko.
Wszystko zmienia się pewnego dnia, gdy wraz z mężem spotyka starszego pana (elegancko ubranego i posiadającego przy sobie pewien zasób gotówki). Davide zgubił się, ponieważ cierpi na zaniki pamięci. Staruszek ma jednak wspomnienia dotyczące jego przeszłości, a dokładnie wydarzeń, które rozegrały się w Rzymie jeszcze podczas II wojny światowej, gdy ścigano żydów a gejowską miłość często i nie(?)przypadkowo się przekreślało.
Davide przekonuje Giovannę do podjęcia walki o siebie, że jeszcze nie wszystko stracone, że wszystko się może zdarzyć. Młoda mężatka zastanawia się nad niewykorzystanymi możliwościami, niezrealizowanymi marzeniami. Spotyka się nawet z obcym mężczyzną w jego sypialni. To sąsiad, którego zna głównie z widzenia-podglądania przez okno.