Odejście

Uwe Johnson, Domniemania w sprawie Jakuba, przeł. Sława Lisiecka, posł. Zdzisław Jaskuła, Czytelnik, Warszawa 2008 (Kroki/Schritte)


Powieść „Mutmassungen über Jakob” ukazała się w roku 1959 i została okrzyknięta „wielkim wyjątkiem” przez Hansa Magnusa Enzensbergera, który stwierdził też, że swoim debiutanckim utworem Uwe Johnson w przekonujący pod względem formalnym sposób zmierzył się z „wołającym o pomstę do nieba tematem podzielonych Niemiec”.

Książka opowiada historię Jakuba Absa, który w październiku 1956 roku jako pracownik Niemieckich Kolei ma obowiązek priorytetowego odprawiania radzieckich transportów wojskowych, jadących stłumić powstanie na Węgrzech. W roku 1945 po wędrówce wraz z matką z Pomorza trafia do małego miasteczka Jerichow. Schronienia uciekinierom udzielają stolarz-artysta Heinrich Cressphal i jego córka Gesine. Gesine studiuje anglistykę i w roku 1953 wyjeżdża na Zachód. Tam pracuje jako sekretarka w Kwaterze Głównej NATO. Kapitan Rohlfs otrzymuje zadanie zwerbowania Gesine poprzez Jakuba i jego matkę do współpracy z kontrwywiadem wojskowym.

Pierwszego dnia powstania na Węgrzech Gesine przyjeżdża nielegalnie do NRD. Spotyka się z dr. Jonasem Blachem, który jest w niej zakochany. Blach opowiada jej o niepokojach i nadziejach intelektualistów w Berlinie Wschodnim po XX Zjeździe KPZR. W czasie krótkiej wizyty w Meklemburgii Gesine przyznaje się przed sobą do miłości do Jakuba. Za zgodą STASI Jakub odwiedza Gesine w Niemczech Zachodnich. Tam właśnie uciekła jego matka po pierwszym przesłuchaniu przez STASI. W czasie, gdy Jakub przebywa w Niemczech Zachodnich, zdławione zostaje powstanie na Węgrzech. Mimo prośby Gesine, by z nią został, Jakub wraca do NRD, gdzie ginie w tajemniczym wypadku.

Historia opowiedziana jest od końca. Jakub Abs nie żyje, gdy się zaczyna. Słynne i wielokrotnie cytowane pierwsze zdanie: „Ale Jakub zawsze przechodził na przełaj przez tory”, sygnalizuje niewiarę w oficjalną wersję jego śmierci, rozpuszczaną przez władze. Zaczynają się tytułowe „domniemania”, które nie prowadzą do żadnej jednoznacznej odpowiedzi: czy to likwidacja na zlecenie STASI, wypadek z powodu gołoledzi i porannej mgły w listopadzie, samobójstwo? Złamanie chronologii narracji, daleko posunięte zdialogizowanie powieści bez wprowadzania osób mówiących, naprzemienne stosowanie trzech zupełnie różnych sposobów narracji: od wyróżnionych kursywą monologów, przez dialogi narratora aż po odbiegającą od szkolnych zasad interpunkcję początkowo utrudniały recepcję powieści.



O AUTORZE

Uwe Johnson urodził się w roku 1934 w dzisiejszym Kamieniu Pomorskim. Studiował germanistykę na uniwersytecie w Rostocku, pragnąc zostać redaktorem w wydawnictwie. Występuje jednak przeciwko nagonce na Kościół Ewangelicki i zostaje relegowany z uczelni. Kontynuuje studia na Uniwersytecie im. Karola Marksa w Lipsku i pisze pracę dyplomową u Hansa Mayera. W roku 1958 opuszcza NRD i osiedla się w Berlinie Zachodnim w dzielnicy Friedenau, w bezpośrednim sąsiedztwie Güntera Grassa.
W roku 1961 ukazuje się jego druga powieść, zatytułowana „Das dritte Buch über Achim.” Po dwuletnim pobycie w USA (1966-1968) Johnson rozpoczyna pracę nad swoim głównym dziełem: „Jahrestage. Aus dem Leben von Gesine Cresspahl”. Pierwsze trzy części ukazują się na przestrzeni lat 1970-1973 część ostatnia w roku 1983. „Jahrestage” to próba autora uświadomienia sobie swoich korzeni bez popadania w nostalgię. Ponadto powieść ta jest wzorcowym przedstawieniem stosunku jednostki do władzy totalitarnej – temat, który przewija się we wszystkich dziełach Johnsona.
W roku 1974 Uwe Johnson przeprowadza się do Sheerness-on-Sea, do domu na wyspie Sheppey w hrabstwie Kent, na wprost ujścia Tamizy. Johnson jest członkiem Gruppe 47. Więzy szczególnie bliskiej przyjaźni łączą go ze szwajcarskim pisarzem Maksem Frischem oraz od czasu pobytu Johnsona w USA – z Hannah Arendt oraz wydawcą Helen Wolff. Johnson był wielokrotnie nagradzany, otrzymał m.in. Międzynarodową Nagrodę Wydawców (1962), nagrodę im. Georga Büchnera (1970), nagrodę im. Wilhelma Raabe (1975) oraz nagrodę im. Tomasza Manna (1979).
13 marca 1984 roku Uwe Johnson został znaleziony martwy w swoim domu w Sheerness-on-Sea. Śmierć z powodu niewydolności serca nastąpiła już w nocy z 23 na 24 lutego. Heinrich Böll napisał po śmierci Uwe Johnsona: „Jego wielkość polegała na jedności cierpliwości i smutku, prostoty i wrażliwości, gniewu i skrupulatności: postrzegał swój czas w jedynie możliwy sposób. Dopiero późniejsze epoki dostrzegą jego wielkość”.
W czasach PRL-u Uwe Johnson uważany był za reakcjonistę i rewizjonistę, którego nie wolno publikować. Nawet jednak po roku 1989 i zniesieniu cenzury żaden polski wydawca aż do dziś nie wpadł na pomysł, by wydobyć z zapomnienia tego przemilczanego dotąd powieściopisarza, jednego z największych pisarzy niemieckojęzycznych okresu powojennego. Publikacja Spółdzielni Wydawniczej Czytelnik to pierwsza książka Uwe Johnsona w języku polskim.


GŁOSY o książce

„Domniemania w sprawie Jakuba” musiały wzbudzić wściekłość cenzury. Johnson przewrotnie korzysta z rekwizytów powieści socrealistycznej, używając ich przeciwko socrealizmowi. Tytułowym bohaterem jest „człowiek pracy” – uczciwy dyspozytor kolejowy, w 1956 r. zmuszony do zatrzymania pociągów pasażerskich po to, by w drogę mogły wyruszyć oddziały Armii Czerwonej, wysłane do tłumienia powstania w Budapeszcie. Jego matka wyjechała na Zachód, tak jak jego przyjaciółka z dzieciństwa, w której jest zakochany – pracująca obecnie jako sekretarka dla NATO. Wśród postaci pojawia się również młody naukowiec, przeżywający rozczarowanie komunizmem i zmuszony do odejścia z uczelni za nieprawomyślne poglądy.
W książce bez ogródek zostaje opisana rzeczywistość gdzie indziej nie przedstawiona – reakcja intelektualistów na XX zjazd Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego i tajny referat Chruszczowa o zbrodniach Stalina, powstanie węgierskie, bezpardonowa ingerencja policji politycznej w życie prywatne (Stasi usiłuje wykorzystać Jakuba do zwerbowania pracującej dla NATO przyjaciółki), rozdzielenie bliskich, którzy znaleźli się po dwu stronach granicy.
Książka zakazanego pisarza z NRD, który pod koniec lat 50. wybrał wolność, pokazuje brutalną prawdę o epoce odwilży, zakończonej pacyfikacją powstania w Budapeszcie.
Jedynie postać inteligentnego agenta Rohlfsa jest papierowa, tak jak wychodzące z jego ust tyrady o konieczności dziejowej i wyższości socjalizmu. Pisarz przyznał po latach, że wymyślił takiego agenta, z którym jako młody intelektualista mógłby wejść w dyskusję. Ale polski czytelnik może być dziś zdezorientowany – skoro ludzie Stasi nie zostają przedstawieni jako dranie, a główny bohater nie korzysta z okazji, by pozostać na Zachodzie, to gdzie tu antysystemowy bunt?
Czytając książkę Johnsona, należy jednak pamiętać o lewicowym nastawieniu większości powojennych pisarzy niemieckich (zarówno tych ze Wschodu, jak i Zachodu). Ich socjalistyczne czy komunizujące poglądy były szczere – wynikały z porażenia rozmiarami niedawnych niemieckich zbrodni. Odwaga pisarzy takich jak Johnson czy nieobecna dziś w Polsce Christa Wolf polegała na zdolności do konfrontowania – praktycznie od samego początku – ideologii z rzeczywistością.
Artystycznie „Domniemania...” są książką radykalną, stawiającą odbiorcy wysokie wymagania. Sensacyjna fabuła zostaje przepuszczona przez skomplikowaną machinę narracyjną. Narracja jest nieuporządkowana, skrajnie subiektywna, oddająca wiele punktów widzenia. Jej fragmenty, urywki monologów, strzępy dialogu następują po sobie chaotycznie. Czytelnikowi towarzyszy kontrolowane poczucie zagubienia.
Nie ukrywam, że ta estetyka, wyraźnie inspirowana francuską nową powieścią, wydaje się dziś przestarzała. Ale jednocześnie świetnie przylega do tematu – zdialogizowanie książki, z której nie da się wyczytać żadnej autorskiej myśli, już samo w sobie stanowi antytotalitarne przesłanie. Wizja społeczeństwa jako przypadkowego konglomeratu zamkniętych monad to wpływ egzystencjalizmu.
Najważniejsze jest jednak co innego – przerażenie historią, stanowiące emocjonalną dominantę książki. Dla rówieśników pisarza było przeżyciem pokoleniowym, ale wyjątkowość Johnsona polegała na tym, że zamiast rzucić się w objęcia ideologii, potrafił w tym przerażeniu wytrwać.
(Juliusz Kurkiewicz, Książki w Tygodniku)

Powieść Johnsona jest, poza studium totalitarnego systemu i próbą przedstawienia jego zapętlenia i tautologii („Dlaczego budujemy socjalizm? Bo kapitalizm okazał się niesprawiedliwy”), także psychologicznym studium autora, który zdaje się zastanawiać, co by się stało, gdyby powrócił do NRD lub nigdy z niego nie wyjechał. I nie chodzi tu tylko o zagrożenie życia. Autor zastanawia się też trochę, kim by był i na co byłoby go stać w obliczu totalitarnego systemu.
Wszechogarniające kłamstwo i hipokryzja są tu jednak cechą nie tylko totalitarnego NRD. Johnson ukazuje paranoję podziału Niemiec – sztucznego, nienaturalnego i w wielu sytuacjach niemal surrealistycznego dla mieszkańców dwóch państw. Podziału, który każe im podejmować sprzeczne decyzje.
Symboliczne stanowisko pracy Jakuba – pozbawionego wpływu na przebieg sytuacji kolejarza patrzącego, jak przejeżdżają kolejne pociągi pełne bandytów mających stłumić węgierskie powstanie – zdaje się być alegorią sytuacji mieszkańców NRD. Biernych widzów sowieckiego teatru.
(Mateusz Fafiński, Gazeta.pl)


* * *

Napisałem tę książkę tak, żeby ludzie czytali ją równie wolno, jak powstawała.

Debiutancką powieść Uwe Johnsona (1934–1984) polski czytelnik dostaje do rąk po niemal pięćdziesięciu latach od jej publikacji i blisko dwudziestu od czasu, kiedy runął przedstawiony w niej świat „realnego socjalizmu” w wydaniu niemieckim. A jest to przy tym jego pierwsze spotkanie z twórczością osobnego, oryginalnego i nowatorskiego pisarza, który w Niemczech uchodzi za prawdziwą wielkość, stawszy się już za życia literacką legendą. Przyczyn tak długiej nieobecności Johnsona w Polsce szukać należy przede wszystkim w restrykcjach cenzuralnych, które autora objętego anatemą w Niemieckiej Republice Demokratycznej nie pozwalały upowszechniać w innych demoludach. Ale także po części w językowo trudnej i konstrukcyjnie złożonej, eksperymentalnej materii jego pisarstwa, co zniechęcało zapewne polskich wydawców i tłumaczy, szczególnie po roku 1989, kiedy to run na anglosaską literaturę popularną wyparł z rynku ambitniejsze propozycje.

Tak czy owak idące w dziesięciolecia opóźnienie sprawia, że książka ongiś estetycznie odkrywcza, a politycznie prowokacyjna wiele dziś z tej pierwotnej siły traci. Czy jednak daje się już tylko czytać w perspektywie historycznej? Jako artystyczne świadectwo swego czasu powieść Johnsona ciągle uderza autentyzmem, stanowiąc, co jest jej niezaprzeczalną wartością, boleśnie szczerą manifestację „umysłu wyzwolonego”, a przynajmniej „wyzwalającego się”. Młodziutki wtedy pisarz z niesłychaną powagą podszedł do wyznaczonego sobie zadania, traktując literaturę i język jako swego rodzaju metodę nieskrępowanego poznawania i opisu rzeczywistości. Druga rzecz to zawsze aktualne i mocne przesłanie powieści: „To jednostka dźwiga na swoich barkach dzieje świata”. Tak ujął je, może nieco zbyt pompatycznie, jeden z niemieckich krytyków, przypominając, że obrona jednostki przed roszczeniami zbiorowości oraz jej abstrakcyjnymi zasadami i instytucjami jest fundamentalną, uniwersalną powinnością sztuki. Odwaga artykułowania tej prawdy wobec systemu totalitarnego, który głosił, że – mówiąc słowami Majakowskiego – „jednostka bzdurą”, jedynie wzmacnia wagę powieści Johnsona i czyni ją tym bardziej przekonywającą i godną lektury. Dla polskiego czytelnika, dodajmy, o tyle jeszcze ciekawej, że ambitna literacko i głęboko humanistyczna książka niemieckiego pisarza może stanowić dobre pendant do nadal trwających u nas debat o „pamięci narodowej” i przebiegającego konfliktowo procesu rozliczania się z komunistyczną przeszłością.

Że „Domniemania w sprawie Jakuba” nie mają ze względów politycznych szans na druk we wschodnich Niemczech, to pisarz doskonale wiedział, od razu szukając za radą przyjaciół wydawcy na Zachodzie. Zresztą już wcześniej zaprezentował frankfurckiej oficynie Suhrkamp swoją młodzieńczą powieść „Ingrid Babendererde. Reifeprüfung 1953” („Ingrid Babendererde. Egzamin dojrzałości 1953”). Pośrednikiem w tych staraniach i promotorem pisarza był głęboko przekonany o jego talencie Hans Mayer, wybitny marksistowski literaturoznawca (autor m.in. wydanych u nas niedawno „Odmieńców”), który przechodził wówczas ostrożnie na pozycje rewizjonistyczne, a którego Johnson poznał, studiując w Lipsku germanistykę i – jak dodawał ironicznie w swoim życiorysie – „dalekosiężne konsekwencje wojny”. „Ingrid Babendererde” nie doczekała się wówczas druku (książkę w ogóle opublikowano dopiero po śmierci Johnsona), zwróciła jednak uwagę samego Petera Suhrkampa, który serdecznie zachęcał początkującego pisarza do dalszej pracy.

Zachodnioniemiecki wydawca długo na efekty tej pracy czekać nie musiał. „Domniemania”, przedstawione mu jakiś czas potem przez 25-letniego wtedy Johnsona, okazały się bowiem dziełem artystycznie dojrzałym, a tematycznie niezwykle doniosłym. Opublikowana w 1959 roku powieść spotykała się z żywym przyjęciem krytyki, nawet tej jej części, która – jak w przypadku Marcela Reicha-Ranickiego – podkreślała jednak, że to szokująca propozycja, stawiająca czytelnikowi nazbyt wysokie wymagania formalne. Dla innych jednak bariery techniczne nie stanowiły wielkiej przeszkody, a pożytki płynące z lektury zdawały się rekompensować wszelkie trudności.

Na wyjątkowy charakter powieści Johnsona wskazywał Hans Magnus Enzensberger. Poeta akcentował przede wszystkim fakt ukazania się „pierwszej po wojnie powieści niemieckiej, która nie należy ani do literatury zachodnio-, ani wschodnioniemieckiej, ale do literatury, dla której nasz biurokratyczny język ma na podorędziu groteskową nazwę ogólnoniemiecka (gesammtdeutsch)”. Wyjątkowość ta zasadzała się na podjętej w „Domniemaniach” problematyce i przełamywaniu rozmaitych tabu. Po pierwsze książka Johnsona na długo przed wystąpieniem innej enerdowskiej pisarki, Christy Wolf, dotykała bolesnego, a przemilczanego dotąd w obu państwach niemieckich problemu „podzielonego nieba”. Po drugie – ze sporą dozą sceptycyzmu przedstawiała dokonane w nich wybory ustrojowe i przemiany społeczno-polityczne, przyglądała się krytycznie mechanizmom dziejowym i ich wpływowi na indywidualne losy, w tym ingerencji władzy państwowej i tajnych służb w prywatne, ludzkie życie (Stasi po raz pierwszy staje się obiektem zainteresowania literatury niemieckiej). Czyniła wreszcie bohaterem zwykłego człowieka, chciałoby się powiedzieć: człowieka pracy, do czego przyjdzie wrócić. Wszystko to było nowe na tle ówczesnej niemieckiej literatury, która – na ogół w krótkich formach, opowiadaniach i nowelach – dokonywała wciąż jeszcze rozrachunków wojennych.

Jeśli krytyka zachodnia zwróciła uwagę na „ogólnoniemiecki” wymiar „Domniemań”, to w Niemczech wschodnich podkreślano ich „antysocjalistyczny charakter”. Zwłaszcza, że wydaniu książki w Suhrkampie, towarzyszył jeszcze jeden gest pisarza, mianowicie opuszczenie NRD i przenosiny do Berlina Zachodniego. Wprawdzie, co Johnson lubił podkreślać, nie była to „ucieczka”, lecz legalny wyjazd za zgodą ludowej władzy, to jednak fakt pozostawał faktem i miał swoją wymowę. Współpracujący z Berliner Ensemble znany prozaik i dramaturg Peter Hacks, nawiązując do formalnej niejednoznaczności, niewyrazistości książki (tytułowa „domniemaność”) pisał z przekonaniem: „Johnson popierany przez wszystkich reakcjonistów przedstawia świat nieokreślony, co wynika z jego braku wiedzy o społeczeństwie”. W sprawie powieści debiutanta oficjalnie głos zabrała też – przytoczmy pełną nazwę tego ciała – Katedra Teorii i Historii Literatury i Sztuki Instytutu Nauk Społecznych przy Komitecie Centralnym Niemieckiej Socjalistycznej Partii Jedności (SED), wyrokując: „Według koncepcji Johnsona, który popiera idee reakcyjnej burżuazji, jednostka jest bezsilna wobec historii, dlatego też fabułę napędza przeciwstawienie jednostki państwu socjalistycznemu.” Książce zarzucono, że „jednostkowe konflikty wynikające z istotnych sprzeczności historycznych” są w niej „zabsolutyzowane”, a „produktywne rozwiązanie”, zmierzające do „samourzeczywistnienia się człowieka” poprzez „aktywny udział w procesach społecznych” nie wydaje się tu możliwe.

Owe „idee reakcyjnej burżuazji”, jak to nazwali enerdowscy funkcjonariusze nauki, poznał Johnson w czasie lipskich studiów germanistycznych. Jego nauczycielami byli tam tacy uczeni jak wspomniany już marksistowski rewizjonista Hans Mayer czy filozof nadziei Ernst Bloch, twórca koncepcji „niedoktrynalnego socjalizmu”. We wschodnioniemieckich lewicowych środowiskach intelektualnych coraz częściej z powodów ideowych podnosiły się głosy niepokoju wywołane kierunkami rozwoju nowopowstałej republiki socjalistycznej. W tych kręgach obracał się też Johnson i sportretował je w swojej książce ciepło, acz nie bez pewnego krytycyzmu (obrazuje to wątek Jonasa Blacha, młodego intelektualisty z proletariackimi sympatiami). Ale one też najwyraźniej ukształtowały jego zainteresowania i program literacki. Nie bez znaczenia były tu również żywa tradycja oraz doświadczenia lewicowej literatury i teatru spod znaku Bertolta Brechta.

Ciekawe, że w tym samym roku 1959, kiedy we Frankfurcie nad Menem wyszły „Domniemania w sprawie Jakuba”, literatura enerdowska podążyła jasno wytyczoną „bitterfeldską drogą” („Bitterfelder Weg”), jak nazwano tam dopiero wówczas zadekretowaną na konferencji w miejscowości Bitterfeld doktrynę socrealizmu. Jeśliby jednak ówcześni prawodawcy wschodnioniemieckiej literatury szukali rzeczywiście dzieł prawdziwie zaangażowanych z tzw. człowiekiem pracy jako bohaterem, książka Johnsona mogłaby stanowić przykład modelowy, tyle że pozbawiony pożądanej propagandowo tendencyjności i schematyzmu. I zaskakująco nowoczesny, „formalistyczny” w środkach wyrazu, co rzecz jasna pozostawało w sprzeczności z realizmem socjalistycznym.

Mówiąc o formie powieści Johnsona, wskazuje się często na związki z francuską nouveau roman. Sam pisarz wspominał o wpływie na swoją twórczość dialogizujących narracji Faulknera. Inni chcieliby widzieć w tym przypadku realizację „literatury dialektycznej”. To, co z grubsza łączy te źródła inspiracji, wiąże się ze stosunkiem do rzeczywistości, z zakwestionowaniem obiektywnej o niej wiedzy i sposobami zbliżania się do prawdy poprzez konfrontowanie rozmaitych stanowisk, sposobów i punktów widzenia. Temu zdaje się istotnie służyć powołany przez Johnsona język domniemań, domysłów i przypuszczeń, które w formie monologów lub rozmów snują jego postacie, próbując dociec przyczyn śmierci pod kołami pociągu na zamglonym torowisku (wypadek? samobójstwo?) tytułowego bohatera, 28-letniego Jakuba Absa, porządnego człowieka i sumiennego dyspozytora kolejowego. „Ale Jakub zawsze przechodził na przełaj przez tory” – głosi pierwsze, słynne zdanie powieści, podważające przypadkowy charakter tragedii.

Powoli odsłaniają się kulisy, ciągle jednak nie do końca jasnych wydarzeń, które zagęszczają się mniej więcej na miesiąc przed śmiercią Jakuba. Staje się on wtedy obiektem zainteresowania oficera Stasi, niejakiego kapitana Rohlfsa (przedstawiającego się też różnymi innymi nazwiskami), wykonującego zadanie pod kryptonimem „gołąbeczka na dachu”. Rohlfs to ideowy (niektórzy mówili, że nadmiernie przez autora wyidealizowany) komunista, który nie tyle chce niszczyć wrogów politycznych, co pozyskiwać ich dla sprawy. „Gołąbeczką” jest Gesine Cresspahl. Jakub wychowywał się z nią od czasu, kiedy jej ojciec tuż po wojnie przyjął pod swój dach wypędzoną z Pomorza panią Abs wraz z synem. Gesine i Jakub stają się sobie bliscy jak rodzeństwo, a z czasem nawet bardziej. To czyni z Jakuba łakomy kąsek dla tajnych służb, gdyż poprzez niego pragną one dotrzeć do jego przyjaciółki, która – uciekłszy z NRD – pracuje teraz dla NATO. Jakub podejmuje grę ze Stasi, ale dwuznaczna moralnie rola, czego otoczenie zaczyna się z wolna domyślać, staje się mu ciężarem. Czy ta okoliczność popchnęła go do samobójstwa?

To kryminalno-szpiegowska intryga. Jeśli dodać do tego wątek miłosnego trójkąta (Gesine, Jakub i wspomniany już młody uczony Jonas Blach) oraz dramatyczne tło historyczne (do bohaterów docierają echa wielu wydarzeń, zwłaszcza zaś węgierskiego powstania z 1956 roku, toczącego się jakby paralelnie do ich losów) – to otrzymujemy materiał o dużym stopniu atrakcyjności. Jednak Johnson za nic ma te atrakcje i dokonuje swoistej dekonstrukcji sensacyjnych, przygodowych czy melodramatycznych konwencji literackich. Interesuje go to, co kryje się poza czy pod powierzchnią popularnych konwencji i potoczystych fabuł: nieostro przeświecająca, mglista, trudno uchwytna prawda o rzeczywistości i człowieku. Jego książka każe się więc czytać tak wolno, jak była pisana.
Podobnemu celowi podporządkowany jest też styl i język powieści. Użyte środki nieomal mimetycznie wzmacniają obraz przedstawionego świata: realia i codzienność życia w NRD. „Wilgotne powietrze wisiało gęste i brudne nad miastem, niebo było blade przez cały dzień” – charakteryzuje gdzieś pisarz jedno z miejsc akcji. Ale taka też gęsta, brudna, szaroblada, odstręczająca i nieprzejrzysta wydaje się cała rzeczywistość. I taki też jest opisujący ją język, ciężki, brzydki, nie zawsze czytelny stop stylu literackiego, mowy potocznej i nowomowy, gwary meklemburskiej, żargonu naukowego i środowiskowego, kolejowego argotu. Ponurą atmosferę podejrzliwości i inwigilacji wywołuje pisarz nie tylko przez odpowiednią urzędową i policyjną leksykę, ale przede wszystkim poprzez użycie pasivu, jako że forma bierna precyzyjniej – jak to zauważono – „oddaje zasadę obserwowania i bycia obserwowanym”. Autentyzm monologów i dialogów potęgują charakterystyczne dla mowy mówionej elipsy, zawieszenia, wreszcie rozmaite niegramatyczności, niestaranności, przejęzyczenia, błędy. Tak wypracowany język Johnsona stawia czytelnikowi opór, zgodnie z założeniem spowalnia, zatrzymuje lekturę, aby nie stała się czynnością rutynową i bezmyślną. Bowiem i tu chodzi o to, aby właśnie – jak przez literackość i jej konwencje – przedrzeć się przez język, jego struktury, klisze i idiomy ku konkretowi, odkryć ukryty w nim sens rzeczy.

Na początku wspomniano, że eksperymentalny charakter twórczości niemieckiego nowatora mógł odstręczać od niej tłumaczy. Chodzi przede wszystkim o to, że w polszczyźnie właściwie niemożliwe do oddania w pełni jest uniwersum językowe Johnsona, zwłaszcza tam, gdzie rozbija on idiomatykę i gramatyczne struktury. Tak więc na przykład naruszenie ustalonego szyku zdania, odbierane przez Niemców jako rażące, w języku polskim nie robi wrażenia, bo szyk wyrazów jest u nas swobodny. Podobne problemy stwarza inne w obu obszarach językowych poczucie normy i błędu, inne napięcie między niskimi a wysokimi rejestrami mowy, inny stosunek do różnic dialektalnych. A wszystko to wszak stanowi pisarski żywioł niemieckiego autora. Czy ze względu na te i podobne, nieuniknione straty w tłumaczeniu Johnsona nie warto się tego zadania podejmować? Wydaje się, że mimo wszystko warto. Nie tylko dlatego, że odrabia się w ten sposób poważną zaległość w naszej wiedzy o niemieckim piśmiennictwie. Także dlatego, że we własnej literaturze nie mamy w gruncie rzeczy porównywalnego, równie ambitnego i spełnionego świadectwa tamtych czasów.

(Zdzisław Jaskuła)

Materiały książkowe zamieszczone dzięki uprzejmości Spółdzielni Wydawniczej Czytelnik.