ŻYCIE i PRZEżycie SZTUKi
|
Świadkowie są jak ryby, / które przed chwilą nauczono mówić*… Jednak spróbują przemówić moje zmysły – uczestnicy wernisażu „Muzyka dla ryb” przygotowanego przez Piotra Lutyńskiego (instalacje, skrzypce) i Świetliki (oprawa muzyczna i słowna) na krakowskim Kazimierzu. Sprawcy wieczoru 6 stycznia 2005 wybrali na miejsce wydarzeń Alchemię – klub nie tylko dla wtajemniczonych w projekty artystyczne, ale i gości spoza towarzystwa.
ONE i ON(i)
Lutyński już w 2003 roku wdarł się ze swoim „inwentarzem” na Plac Nowy, kiedy zorganizowano pokaz (?) „Między koniem a obrazem” z udziałem zwierząt - towarzyszy prac plastycznych. Rok 2005 przyniósł zmianę; tym razem bohaterami i świadkami performance’u stały się karasie... Ryby towarzyszyły przybyłym gościom w wodzie, czyli czując się i zachowując zupełnie naturalnie. Krakowski plastyk zaskoczył oglądających instalacje abstrakcyjnymi malowidłami na szkle. Akwaria zostały pokryte farbą i wypełnione rybami (zwierzęta na czas wystawy – do 2 lutego – zyskały prywatnego opiekuna, który dbał o nie każdego dnia), więc przyciągały wzrok ludzi zaskoczonych nietypowym połączeniem natury ze sztuką. Jak żyje takie wcielenie dzieła plastycznego? O to zapytałem samego artystę. Kilka wypowiedzi i wniosków z tej rozmowy wydaje mi się stosowne tutaj przedstawić...
Synteza czy korespondencja sztuk?
Projekt „Muzyka dla ryb” miał połączyć muzykę i plastykę. To winno stworzyć jednorodną formę energii umożliwiającą – według autora – dobry przekaz. Różne środki artystyczne i gesty Piotra Lutyńskiego zdradzają chęć zaskakiwania odbiorców, eksperymentowania na pograniczu sztuk. Plastyk łączy w swych pracach elementy malarstwa, rzeźby, fotografii, a podczas pokazów grywa na skrzypcach! W Alchemii dał popis swoich możliwości z muzykami z zespołu Marcina ŚWIETLIcKIego: Grzegorzem Dyduchem, Cezarym Ostrowskim i Markiem Piotrowiczem.
Z natury odrzuca ideologie
Skąd niekonwencjonalne pomysły i jak poważnie je traktować? Malowidła i ryby żyją w symbiozie. Zwierzęta, ożywiając sztukę, sprawiają, że ona trwa. Z taką samą troską i powagą Lutyński obchodzi się z obydwoma „składnikami” swoich prac. Być może zwierzęta mają większe znaczenie dla nas niż myślimy: my, ludzie, o nich – istotach (tylko?) żywych. Autor prac twierdzi, że nie zależy mu na nowatorstwie, byciu „pierwszym”. Bowiem tylko autentyczne rzeczy naturalnie się rozwijają, mogą odkryć coś ważnego dla świadomości mojej i odbiorcy – jak przyznaje. Ale co z dookreśleniem „czegoś ważnego”, co miałoby okazać się kluczem do zrozumienia? Dla tworzącego pedagoga (Lutyński studiował na Wydziale Pedagogiczno-Plastycznym Filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie) obraz okazuje się ważniejszy od artysty, bo nie jest jednoznaczny. Zaś dopowiadanie interpretacji może ograniczać odbiorcę. Tylko intuicja – zdaniem malarza – decyduje czy „to” jest autentyczne, czyli stanowi część ciebie. Prawdziwość nie wynika z jednego procesu [twórczego], pomysłu na sztukę. Sztuki wizualne i muzyka powinny zatem tworzyć współgrającą wewnętrznie całość, która zmienia świadomość. A ideologizując, dorabiając interpretacje, dajemy nudę, a nie sztukę.
Projektowanie siebie odbiorcy
Wpływ sztuki na człowieka tylko się zdarza – przekonuje Lutyński. Te szczególne chwile pamiętamy, bo jest ich kilka w naszym życiu. Krakowski plastyk myśli o odbiorcy, ale nie tworzy, żeby przede wszystkim dać mu satysfakcję. Prace mają być najpierw odtworzeniem stanu świadomości; dopiero później wpisuje się w nie „ja”. Choć nie do końca... Lutyński nie chce określać, kim jest (malarzem, pedagogiem, artystą), mówiąc wymijająco: Nie wiem. Przemilcza też kwestię wpisywania autora w treść dzieł czy kreowania własnego wizerunku. Medialność nie jest priorytetowa dla sztuki – oświadcza. To miłe żyć ze sztuki, ale sam nie para się nią dla kariery. Autor „Muzyki dla ryb” w celach zarobkowych wyjeżdża za granicę, gdzie pracuje w gospodarstwach rolnych (śladów tych wypraw dałoby się szukać w zestawianiu elementów plastycznych z ożywiającą naturą). Tak wygląda życie człowieka przed rozpoczęciem procesu tworzenia rozumianego jako otwarcie świadomości.
Spojrzenia doraźne a perspektywa czasu
Co z oglądaniem (i oceną) tego, co zrobił? Lutyński przyznaje, że wraca do swoich dawnych prac, udoskonalając je na przykład technicznie (skłania do tego profesjonalizm czy ciągłe dojrzewanie do dzieła?). Czasem jeden obraz malujemy całe życie. Z upływem czasu i zmianami w naszym życiu ten obraz chwyta inny kontekst. Najciekawsze, że nie wiesz, co się stanie po wprowadzeniu zmian do prac – zapisów stanów świadomości. Bo sztuka to zawsze forma czytania i oczyszczania swojej świadomości. A „świadkowie” artystycznych poczynań? Piotr Lutyński odrzuca oceny krytyków, opowiadających się za ważnością jednych prac (czy autorów) ponad innymi. Podkreśla, że istotne wydaje się jedynie wyróżnienie, kto ma wizję, a nie wprowadzanie podziałów i tymczasowych diagnoz, kto jest malarzem.
Objawienie – wizja – znaczenie (Obserwator poszukujący...)
Wszelkie wnioski ujmujące całość dzieła Piotra Lutyńskiego wydają się zbędne. Nad „Muzyką dla ryb” (pomijam chwilowo fakt, iż podczas inauguracji wystawę okraszono dźwiękami Świetlików) należy chyba myśleć obrazami, ewentualnie potem pojęciami. Błądzić po tej płaszczyźnie bowiem łatwo. Pokazane akwaria można traktować jako malowidła na szkle, współczesne witraże czy przejaw konceptyzmu (rozumianego jako znalezienie i „ucieleśnienie” nowego sposobu formowania sztuki). Opinie będą zapewne się zmieniać w zależności od tego, kto postanowi je wypowiedzieć. Ja nie zamierzam decydować o możliwej sztuczności czy doskonałości prac zaprezentowanych w krakowskiej Alchemii. Wierzę natomiast, że świadomi doznają kiedyś objawienia sztuki prawdziwej i samodzielnie spróbują odkryć jej znaczenie. I nie jest to tylko moje pobożne życzenie, ale wizja możliwa. Wystarczy spróbować pojąć nowe zjawisko, szukając pomysłu na objęcie go zmysłami. Jakby co, pamiętajmy: nie każdy świadek musi przemówić. Przynajmniej fałszywych relacji powstanie mniej.
________________ * Marcin Świetlicki, M-Morderstwo, w: 49 wierszy o wódce i papierosach, wyd. 2 rozszerz. i popr., Wrocław 2004 (Wielki Kanion).
Artykuł napisany dla Stowarzyszenia na rzecz rozwoju gmin i regionów „Feniks” w Krakowie, które zaprosiło mnie na wieczór z „Muzyką dla ryb”. Na stronie internetowej www.feniks-site.org.pl znajdziecie pierwotną wersję relacji i zdjęcia z performance’u. Zapraszam!
|
| |