Na zaproszenie Krytyki Politycznej i Miasta Gdyni przyjechał do Polski Marian Pankowski. Pisarz odwiedził już wybrzeże, rozmawiał i podpisywał książki w Warszawie. We czwartek, 20 listopada profesor z Brukseli spotka się z czytelnikami w Krakowie. Autor będzie promował najnowszy tom „Była Żydówka, nie ma Żydówki” opublikowany przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej.
20 listopada (czwartek), godz. 19.00 Klub Pod Jaszczurami, Rynek Główny 8 Prowadzenie: Joanna Ostrowska (KP) i Tomasz Charnas
Była Żydówka, nie ma Żydówki Mariana Pankowskiego
„My, mieszkańcy europejskiej Krainy Nigdzie, jesteśmy zazdrośni o Wasze pierwszeństwo w dziejach cierpienia narodów, dlatego też nie potrafimy ogarnąć ogromu krzywdy żydowskiej. Odwracamy się od tablic, na których kamienną literą spoczywają imiona poległych w ogniu. Ślepym spojrzeniem omijamy celebracje, gdzie troje siwych i pochylonych trzęsącą się ręką salutuje kadysz coraz to bledszej rocznicy.
Żegnajcie… nie, witajcie! uszminkowani popiołem aktorzy, predestynowani do odgrywania kapitalnej jednoaktówki pod tytułem Znowu getto w płomieniach!.
To perła naszego repertuaru! Zniżki dla szkół! Gwarantowany abonament na laaata…”
[fragment utworu]
Tytułowa [ostatnia] Żydówka z miasta N zostaje zaproszona już po wojnie przez swoich rodaków z odległej „amerykańskiej krainy” na spektakl, którym mają być jej własne, tragiczne losy. Opowiadając swoją historię, wraca do zapomnianej przeszłości i po raz kolejny zostaje przez nią uwięziona. Pankowski przywołuje cały wachlarz ludowych stereotypów antyżydowskich w postaci owadów, węży i bezwstydnych kotów, które nigdzie długo miejsca nie zagrzeją ze względu na rewolucyjne popędy. Na tym tle rozgrywa się odwieczna rywalizacja w cierpiętnictwie pomiędzy Polakami i Żydami, dziś dostrzeganym jedynie w szumnych debatach na temat pamięci i w patetycznych rocznicach, w czasie których ofiary są już tylko aktorami.
Maleńka książeczka „Była Żydówka, nie ma Żydówki” jest dedykowana żonie, Reginie z Fernów Pankowskiej, i historia powieściowej Fajgi Oberlander, zbiegłej z transportu jadącego do obozu zagłady, jest wariantem jej okupacyjnych losów. To proza pełna fajerwerków językowych, o trudnym do zakwalifikowania rodowodzie gatunkowym: niekiedy sprawia wrażenie opatrzonych prologiem i epilogiem scen dramatycznych, tren i lament sąsiaduje w niej ze scenami ewokowanymi z pamięci i wyobraźni, fabularna opowieść przerywana jest dygresjami autora. Autor podejmuje (jak ostatnio często) temat wojny i okupacji i Zagłady Żydów, i robi to z właściwą sobie pisarska dezynwolturą: „Pan Bóg był wtedy w Castel Gandolfo i układał sobie pasjanse. Nie miał czasu być nad Auschwitz”. Okupacyjna historia Fajgi to pasmo upokorzeń i dowód na obcość polskiego i żydowskiego losu, ale obrazki z jej pobytu w Ameryce, pokazują również jej obcość w tamtejszej żydowskiej społeczności, niezdolnej do zrozumienia jej wojennych doświadczeń. – Marek Zaleski, www.instytutksiazki.pl
W opowiadaniach „O siostrzanej miłości” („Twórczość” 4/2006) oraz „Nie ma Żydówki” („Twórczość” 8/2007) Holokaust stanowi tematyczne centrum, przy czym Pankowski na różne sposoby naznacza oba teksty autobiograficznie. W innych prozach problem Zagłady pojawia się pozornie na moment. Ważnych przykładów byłoby sporo, zatrzymam się przy jednym (z ”Balu wdów i wdowców”). „Natychmiast siadam do pisania, zanim mnie dopadnie myśl nicująca, przewracająca domina ułożone w istną pielgrzymkę do Compostelle – ...czy do Auszwicu...”. Skąd nagle Auschwitz? Z (nie)pamiętania. – Adam Poprawa, „Tygodnik Powszechny”
„Marian Pankowski to jeden z pisarzy żyjących na obczyźnie, których twórczość pozostaje w cieniu dorobku największych emigracyjnych sław. [...] ten piszący po polsku twórca, mieszkający od końca wojny w Brukseli bardziej jest znany w kraju, w którym przyszło mu żyć, niż w kraju rodzinnym” – pisała w 2001 roku Krystyna Ruta-Rutkowska we wstępie do swej monografii „Dramaturgia Mariana Pankowskiego. Problemy poetyki dramatu współczesnego”. Sporo się zmieniło do tego czasu, jeśli chodzi o odkrywanie i przybliżanie sylwetki pochodzącego z Sanoka autora. Wznowiono jego dzieła w „modnych” seriach literackich, wzbudzając zainteresowanie i mediów, i czytelników osobą pisarza, zorganizowano konferencje poświęcone twórczości Panko, wydano poświęcone mu numery monograficzne i bloki tematyczne w czasopismach. Prawie dziewięćdziesięcioletni pisarz po uczestnictwie w kampanii wrześniowej i pobycie w obozach koncentracyjnych (Auschwitz, Gross-Rosen, Bergen-Belsen) związał swoje losy z Belgią, do której przybył w 1945 roku. Tam ukończył studia slawistyczne, otrzymał obywatelstwo belgijskie, pracował jako lektor języka polskiego i wykładowca literatury współczesnej na Université Libre de Bruxelles. Z czasem został kierownikiem Wydziału Slawistyki. Swoje prace krytyczno- i historycznoliterackie, w tym doktorat o Leśmianie, publikował w języku polskim i francuskim. Przez lata najwięcej emocji wzbudzały w ojczyźnie dramaty i proza Pankowskiego: zawierające „prowokacyjne ujęcia problematyki obyczajowej, narodowej i religijnej”, pełne właściwych poezji eksperymentów językowych. Łącznie „starszy pan z Belgii” wydał ponad trzydzieści książek. „Wysoko postawieni” docenili między innymi tomy „Z Auszwicu do Belsen” i „W stronę miłości”, nominowane do Nike 2001 i 2002, oraz „Ostatni zlot aniołów” – prozę zwyciężczynię Nagrody Literackiej Gdynia 2008. Co cieszy niezmiernie, wydawca dzieł profesora przestał opatrywać jego publikacje adnotacją: „Marian Pankowski jest jednym z najlepszych, a zarazem najmniej znanych w Polsce, pisarzy mieszkających i tworzących poza granicami kraju”. To zdanie straciło rację bytu, przede wszystkich zdaniem rzeszy młodych czytelników Najsłynniejszego Młodego Autora. [...] Panko, guru wielu młodych literatów, osobliwie ujmuje starcie człowieka (z) natury i człowieka Kultury, przypomina o wartościach humanitarnych i humanizmie dziejowym („Rudolf”), upomina się o osoby pomijane bądź odrzucane, mówi wprost albo w zawoalowanej – liryzmem – postaci o sprawach przemilczanych, wstydliwych, zmarginalizowanych (kategoria młodości i starości sprawdzana w starciu z dojrzałą miłością, obrazy przeszłości i fenomen pamięci indywidualnej w „Balu wdów i wdowców”). Nie boi się Polak z Belgii rozliczeń z wmawianymi (sobie) fascynacjami i niewyrażalnymi fobiami, tak jednostek, jak zbiorowości („Pątnicy z Macierzyzny”). Literackiego kunsztu i uniwersalności swoich dzieł dowodzi profesor w każdej edycji książkowej. Ostatni tytuł na przykład, wspomnieniowo-futurologiczną sylwę „Ostatni zlot aniołów”, zamienił w wywrotowy poemat epicki: stylistyczny majstersztyk (wyraz fascynacji językiem Kochanowskiego, wielkich romantyków czy Leśmiana) oraz akt rozliczenia z własnym życiem, rodakami, wspólnymi (?) wierzeniami i Historią. Literatura (radykalna) Mariana Pankowskiego przekracza granice „znanego i oswojonego”, zrywa z czytelniczymi przyzwyczajeniami, ceni poszukiwania nowo(czesno)ści, próbuje łamać tematyczne (uwarunkowane społecznie lub kulturowo) tabu. Autor czyni to wszystko niespotykanymi dziś w książkach środkami. Sięga po przedwojenną polszczyznę, gwary regionalne i środowiskowe, teksty ludowe i „intertekstualia” w dykcji wysokiej, uwodzi archaiczną, wydawałoby się, stylistyką (klasycznie „roztańczone” układy rytmiczne, niebagatelne wiązania syntaktyczne, bogactwo tropów i figur retorycznych) pomieszaną z wyrazami współczesności. Całość dzieł przypomina prozę poetycką... Od pierwszych stron odczuwa się nietypowe, jak na obecne – niepoetyckie – czasy, środki na rzecz wyrażalnego. Co ważne: czytelnik płynie razem z narracją, śmiało przygląda się obrazom, scenom i „ludzkim” historiom, nie mając wielkich problemów z towarzyszeniem słowu Pankowskiego – wybornego stylisty. Twórczość autora „Rudolfa” różni się światopoglądowo od krajowej poezji „starych mistrzów”, gdyż emigracyjny pisarz odebrał lekcję ponowoczesności na Zachodzie, w Brukseli. Jego książki wyrażają często obcą Polsce wrażliwość i mentalność (równość, ciało, płeć), manifestują indywidualizm, prezentując żywioł psychofizjologii po przejściach… życiowych! – Tomasz Charnas
On czasem sprawia wrażenie najmłodszego pisarza w Polsce. Niesłychana jest jego wewnętrzna swoboda myślenia. Miał straszny życiorys, był więźniem kilku obozów. Pamięta o tym, a zarazem jest wolny od podpowiadanych przez kulturę sposobów myślenia o traumie. – „Gazeta Wyborcza” z 16 czerwca 2008
Z wywiadów
– W sierpniowej „Twórczości” ukazało się moje opowiadanie „Nie ma Żydówki”. Jest to oparta na faktach historia dziewczyny, która w czasie wojny ukrywała się w Sanoku dzięki pomocy mojej koleżanki. Dzieci, dowiedziawszy się o ukrywającej, chciały zobaczyć, jak wygląda Żydówka. W końcu ją wykryły, a to w konsekwencji doprowadziło do tego, że dziewczyna musiała uciekać. W tym tekście mówię tylko o Żydach, ale i o Kościele. Powiedziałem kiedyś, że nad Auschwitz nie było nieba, a jeśli było, to puste, dziurawe, bez Boga. (Moim tabu jest krzywda ludzka)
– ...w Auschwitz. Byłem od kilku miesięcy więźniem. Czułem się w obozie „u siebie”. Pracowałem w ślusarni pod dachem, gdzie można było ogrzać ręce, esesman nas nie bił. Koledzy ze złota z żydowskich zębów wyrabiali biżuterię dla esesmanów, odlewaliśmy ruszty do krematoriów, robiliśmy siatki na metalowe płoty. Jak na warunki obozowe były to delikatne roboty. Kiedy rano szliśmy do pracy, czysto ubrani, ze śpiewem na ustach, widziałem za ogrodzeniem ponad setkę Żydów – kobiety, dzieci z walizkami – którzy na nasz widok delikatnie się uśmiechali. Wyobrażali sobie pewnie, że tak będzie wyglądał ich pobyt w obozie. Wieczorem, kiedy wróciłem do obozu, leżały już tylko walizki. Po zjedzeniu zupy wyszedłem z baraku spotkać się z kolegami i zobaczyłem nad krematorium czerwone jęzory ognia. I wtedy pomyślałem: Żydzi z porannym uśmiechem lecą teraz do Pana Boga, a jego tam nie ma. W tekście ,,Nie ma Żydówki”, który ukazał się w sierpniowej ,,Twórczości”, piszę: „Pan Bóg był wtedy w Castel Gandolfo i układał sobie pasjanse. Nie miał czasu być nad Auschwitz”. (W literaturze jestem Żydem)
– Ciekaw jestem, jaka będzie reakcja polskich Żydów i Polaków na ten tekst. Bo tak do tej pory nikt nie pisał o Żydach w ogóle, nie powiedzmy o Shoah, o dramacie, ale w ogóle, o ich egzystencji w Polsce, o naszym odnoszeniu się do Żydów, to jest temat, który Polacy omijają, to jest niewygodny temat. Ja mogę sobie pozwolić. Moja żona była Żydówką, jak się przedstawiała, mówiła: „Jestem kobietą, Polką, pochodzenia żydowskiego, niewierzącą” – to była jej lokata tożsamości. No i jej zawdzięczam też dialog na ten temat: kim jest Żyd w Polsce itd. To jest sprawa złożona, ale tam, gdzie byłem wychowany, poznałem mnóstwo wyrażeń żydowskich i to jest taką moją smutną radością, że ich poznałem, że ich pamiętam. Ich było około 5000 na 11000 mieszkańców w Sanoku i chyba troje czy czworo przeżyło, wszyscy inni zostali zgładzeni w Treblince. Jeden mieszka w Antwerpii, bogaty diamenciarz, nie znoszę go, nowobogacki, ale dorobił się wielkich pieniędzy, jest filantropem, jest ceniony, robi dużo dobrego; jest malutki, jak ja siedzę, to sięga mi do ramienia, no i cenię jego klasę społeczną. Nie chciałbym być postrzegany jako antysemicki (Pan pisze wbrew nurtowi!)
– Uważam, że do Auschwitz los, historia czy dobry Pan Bóg wpakował nas wszystkich razem – Polaków, Żydów, esesmanów – po to, żebyśmy się wspólnie moralnie nikczemnili. To był wspólny los Ziemian. Jedni byli sługusami, nędznikami błagającymi o życie, a drudzy katami, co raz darują, a raz nie, nie wiadomo dlaczego. (Żegnaj, Maniuś, żegnaj!)
[o pozostaniu na emigracji] – Moja żona była Żydówką, straciła całą rodzinę w Treblince, miała właściwie tylko mnie. Nie chciała wracać. Poza tym Zachód zawsze mnie pociągał w sposób mityczny, naiwny, jak chyba wszystkich Polaków. Nasi wielcy pisarze jeździli do Padwy, Bolonii i Paryża, więc ja też chciałem. Pierwsze moje wiersze zostały docenione na emigracji, więc właściwie uważałem się za „tego na Zachodzie”. Najwięcej dał mi uniwersytet i spotkanie z prof. Claudem Backvisem. To on nauczył mnie spojrzenia na romantyzm polski, który jest płaczem, szlochem, wiecznym dialogiem uprawianym z ojczyzną, także przez Miłosza i Herberta. To pomieszanie uczuć patriotycznych, godnych, pięknych, z poezją, z literaturą. I właściwie nie wiadomo, co jest emocją z jakiego źródła. Tam też poważnie zacząłem interesować się sprawą języka jako struktury, jako semantyki, która ma pewne podglebie. Bo wcześniej używałem słów prostych, pięknych, bez kantów, bez pęknięć, jak Norwid.
AUTOR i DZIEŁA
Marian Pankowski (1919) – poeta, prozaik, dramaturg; także literaturoznawca i tłumacz. Urodził się w roku 1919 w Sanoku. W roku 1938 rozpoczął studia polonistyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim; wówczas też debiutował jako poeta w lwowskich „Sygnałach”. W latach 1942–1945 był więźniem obozów hitlerowskich (Oświęcimiu, Gross-Rosen i Nordhausen), po wojnie osiadł w Belgii, gdzie kontynuował studia na Université Libre de Bruxelles. Z czasem został szefem tamtejszej slawistyki, obecnie jest emerytowanym profesorem.
Jest autorem wielu literaturoznawczych rozpraw i esejów, publikowanych m.in. w paryskiej „Kulturze” i Oficynie Poetów. W 1963 ukazał się jego doktorat „Leśmian – La révolte d'un poéte contre les limites” (przełożony na język polski jako „Leśmian czyli bunt poety przeciw granicom” w 1999). Parał się tłumaczeniami (m.in. poezji polskiej – „Anthologie de la poésie polonaise”, 1961).
Jego twórczość obejmuje zbiory wierszy polsko- i francuskojęzyczne („Pieśni pompejańskie”, „Wiersze alpejskie”, „Podpłomyki”, „Couleuer de jeune meleze”, „Poignee du present”, „Sto mil przed brzegiem”, „Zielnik złotych śniegów”, „Moje słowo prowincjonalne”), powieści i opowiadania („Matuga idzie. Przygody”, „Bukenocie”, „Kozak i inne opowieści”, „Pątnicy z Macierzyzny”, „Rudolf”, „Gość”, „Powrót białych nietoperzy”, „Putto”, „Fara na Pomorzu”, „W stronę miłości”, „Z Auszwicu do Belsen”, „Bal wdów i wdowców”) oraz dramaty, z których najważniejsze zostały zebrane w dwóch tomach i ukazały się w Londynie („Nasz Julo czerwony i siedem innych sztuk”, „Teatrowanie nad świętym barszczem i pięć innych sztuk”).
Większość utworów Pankowskiego była tłumaczona – na język francuski, niemiecki, flamandzki.
Za credo artystyczne Pankowskiego uważana jest powieść „Matuga idzie. Przygody” (Bruksela 1959, Lublin 1983), która otwiera jego w pełni dojrzałą twórczość. Na credo to składa się deklaracja „osobności” w stosunku do tradycji emigracyjnej wraz z jej kulturowym i literackim emploi oraz własny program eksperymentatorski. Odrzucając dziedzictwo Wielkiej Emigracji i nawiązującej do niego emigracji powojennej, pisarz wskazuje na źródła inspiracji tkwiące w „kulturze niskiej”, ciemnej i plebejskiej: w staropolskich obscenikach i traktatach dotyczących życia codziennego, sowizdrzalskiej kpinie, makabrze i fantastyce proweniencji barokowej oraz poetyce Leśmianowskiej. Poszukuje ich również w pisarstwie zachodnim, zwłaszcza u Franciszka Rabelais’go i Belga Michela de Ghelderode'a. „Matuga...” to swoisty anty-„Pan Tadeusz”, dekonstruujący wzorzec epopei narodowej z jej patriotyczną retoryką i modelem „wygnańczego pisarstwa”, pełnym tęsknoty za utraconą, wyidealizowaną Ojczyzną. To także proza eksperymentalna, oferująca nowy język artystyczny, wyrastający z poszukiwań młodopolskich i awangardowych, z eksploracji tzw. literatury marginesu; język wykraczający poza akceptowalne wzory literackie, ostentacyjnie transgresyjny. Obydwa aspekty powieści zostały zauważone i docenione przez krytykę. Alicja Lisiecka pisała: „Proza tak odważna, demistyfikacyjna, świadomie 'turpistyczna' i 'słowiańska' zarazem, plebejska a przecież stylizatorska [...]. Jej rodzeństwo to Gombrowicz, Białoszewski i Schulz” (Oficyna Poetów). Jan Zieliński wydobywał inny aspekt: „'Matuga idzie' była książką zakrojoną na miarę nowego 'Pana Tadeusza', 'arcydziełem' napisanym świadomie i swą 'arcydzielność' obwieszczającym, dziełem, które pełnym głosem domaga się uznania, ale zarazem obiektywnie przyznaje, że nie nadaje się do szkolnych wypisów” („Nowe Książki”).
Te dwie tendencje obecne w „Matudze...” przez długi czas wyznaczały charakter twórczości Pankowskiego. Pierwsza to obszar rozprawy z polskością. Przedmiotem kpiny stała się rodzima mentalność i narodowa mitologia – już w „Matudze...” Polskę symbolizuje Kartoflania, „bosa i wódą zalana”. „Pątnicy z Macierzyzny” to satyra na religijne pielgrzymki, w dramacie „Nasze srebra” główny bohater to wiecznie pijany Antek, w alkoholicznych majakach widzący Matkę Boską częstochowską. Najbardziej radykalnie przejawia się to w dramatach: „Nasz Julo czerwony” uderza w mit wieszcza narodowego i legendę Słowackiego, „Nasze srebra” – w emploi powojennej emigracji polskiej i ideę Wielkiego Wychodźstwa, a „Śmierć białej pończochy” i „Zygmunt August” – demistyfikują okres świetności Rzeczypospolitej, złoty wiek Jagiellonów. To również destrukcja i dekonstrukcja najważniejszych wzorców dramaturgii polskiej: wielkiego dramatu romantycznego i młodopolskiego, monumentalizującego narodowe dzieje na modłę Wyspiańskiego; wzorców pozytywnie eksploatowanych przez powojennych dramaturgów emigracyjnych. Celebrowane w nich wielka historia i sprawa narodowa u Pankowskiego pojawiają się w deprecjonujących konwencjach burleski, skeczu, wodewilu, co zbliża jego dramaturgię do twórczości tzw. szyderców.
Najbardziej kontrowersyjne są jednak utwory podejmujące tematykę ostatniej wojny – ostentacyjnie antymartyrologiczne, przekraczające dyskursywne tabu łączenia motywów erotycznych i wojennych cierpień. W „Teatrowaniu nad świętym barszczem” w obozową rzeczywistość wpisany jest wątek miłości homoseksualnej, który zastępuje lejtmotyw kata i ofiary, w opowiadaniu „Moja SS Rottenführer Johanna” z tomu „Złoto żałobne” opowieść o romansie więźnia obozu koncentracyjnego i pilnującej go SS-manki. W „Rudolfie”, powieści o homoseksualizmie, zaczynem fabularnym jest spotkanie byłego więźnia obozów hitlerowskich i Niemca, któremu okres wojny wypełniły homoerotyczne ekscesy.
Drugi nurt twórczości Pankowskiego, bardziej „uniwersalny”, ma równie demaskatorski charakter, ale dotyczy głównie toposów kultury europejskiej. W „Biwaku pod gołym niebem” Trzej Mędrcy znajdują w Betlejem szarą zwyczajność zamiast Objawienia, w „Złotych szczękach” zdekonstruowany jest mit raju, w „Brandonie, Furbonie i Spółce” wiwisekcji poddane zostają mechanizmy kreowania idoli kultury masowej, którzy zastępują mitologicznych herosów. W sztukach tych pisarz z pasją tropi fałsz w powszechnie przyjętych mniemaniach i kulturowych stereotypizacjach rzeczywistości, wydobywa z nich sfery przemilczane i wykluczane; zmarginalizowane. Podobny charakter ma jego proza – w „Putto” pojawia się temat pedofilii, w „Granatowym Goździku” jedna z postaci kolekcjonuje inskrypcje z miejskich szaletów, bohaterowie wielu opowiadań fascynują się wyprawami do podejrzanych dzielnic i miejskich spelun.
Szczególne miejsce w twórczości tego autora zajmuje okres senioralny, jak go określił Henryk Bereza. Pojawiają się wówczas liczne utwory prozatorskie („W stronę miłości”, „Złoto żałobne”, „Bal wdów i wdowców”), w których główny temat stanowi erotyka starości. Ta senioralna erotyka pełni funkcję obrony przed biologiczną destrukcją, a zarazem jest narzędziem intensyfikacji wrażliwości sensualnej, kształtującej percepcję rzeczywistości en bloc. To kolejna transgresja, tym razem wynikająca z niezgody na wykluczenie pożądania ze starości jako domeny cielesnej brzydoty. Owa transgresyjna erotyka jest jedną z wersji artystycznej eksploracji Pankowskiego tej dziedziny ludzkiego doświadczenia. Jest też eksploracją zdolności języka do wchłonięcia i przekazania przesyconego erotyzmem spod znaku Georges'a Bataille'a, intensywnie zmysłowego światoodczucia.
Pankowski, z życzliwością przyjmowany na Zachodzie, do niedawna był niemal przemilczany i w Polsce, i w środowiskach emigracyjnych. Powodów takiej sytuacji było wiele: przede wszystkim nigdy nie realizował on etosu polskiego pisarza emigracyjnego – przyjeżdżał do Polski Ludowej i wydawał swoje książki w oficjalnych wydawnictwach. Jako rażące odbierane były też krytyczne gesty wobec powszechnie uznanej spuścizny narodowej, eksploatacja tematów tabu oraz nastawienie na wypracowywanie niezależnej postawy artystycznej. Odbiór jego twórczości przypomina reakcje na pisarstwo innego emigracyjnego obrazoburcy – Witolda Gombrowicza, z którym Pankowski był zresztą wielokrotnie zestawiany.
Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero w ostatnich latach. Przyczyniły się do tego szersze badania nad twórczością pisarzy emigracyjnych, dynamicznie rozwijające się od lat 90., liczne publikacje utworów Pankowskiego, m.in. w „Twórczości”, oraz nominacje do Nagrody Literackiej NIKE za tomy prozatorskie „Z Auszwicu do Belsen” i „W stronę miłości”. „Z Auszwicu do Belsen. Przygody” to głęboko przejmujący opis doświadczenia kilkuletniego pobytu w obozie zagłady w Oświęcimiu i innych obozach niemieckich. W formie krótkich impresji ukazuje codzienność zdegradowanej do poziomu zwierzęcości egzystencji więźniów, ich upodlające oswojenie się ze złem obozowego świata i rządzącymi nim nieludzkimi regułami. „U czytelnika literatury tzw. obozowej podtytuł 'Przygody', jak to ma miejsce w książce 'Z Auszwicu do Belsen' Mariana Pankowskiego, może budzić konsternację. Przygody zarezerwowane są bowiem dla piśmiennictwa o charakterze rozrywkowym, lekkim, niezobowiązującym... A pobyt w obozach koncentracyjnych jako ciąg przygód? [...] Ale Marian Pankowski kwestionuje to, do czego czytelnik się przyzwyczaił – to, co zakrzepło, zastygło, skostniało” – pisał Piotr Szewc. Dariusz Nowacki dumał nad tomem „W stronę miłości”: „Późna proza Mariana Pankowskiego jest ostentacyjnie starcza, jawnie autobiograficzna oraz, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, na swój sposób radosna. Autor konsekwentnie odwołuje się do pewnego, rzadko zresztą wykorzystywanego, przywileju starości. Ów przywilej można by ująć następująco: niczego już nie muszę udawać ani – tym bardziej – udowadniać. Stąd też starość przez niego opisywana ma charakter wyzwalający i w tym znaczeniu jest radosna. Stary pisarz – sugeruje Pankowski – to ktoś, kto przejrzał na wylot wszystkie oszustwa literatury, a jeśli nawet oddaje się fikcji, to zawsze ze świadomością blagi. W opowiadaniu otwierającym najnowszą książkę Pankowskiego sporo się flirtuje. Emerytowany profesor literatury noszący – a jakże! – imię i nazwisko autora spędza zimowe wakacje w Ostendzie. Wytropiła go tam Henrieta, polska dziennikarka. On i ona rozmawiają ze sobą dziwnie, wedle wzorów bardziej niż literackich, manierycznie i ekscentrycznie. Przy czym Henrieta jest osobą podejrzanie przenikliwą. To wytrawna znawczyni twórczości Pankowskiego, w finale zaś okazuje się, że jest także córką kobiety, która kiedyś była wielką miłością bohatera. Cierpienia starego Wertera? Owszem, zwłaszcza że w opowiadanie, o którym tu mowa, wcina się zabawny apokryf – nieprawdziwe zapiski z prawdziwej podróży Goethego (ze Śląska do Krakowa i Wieliczki jesienią roku 1790). Proza Mariana Pankowskiego zawsze była prowokacyjna i spektakularnie niepokorna, ale ta z ostatnich lat przebija wszystko. Przede wszystkim mam na uwadze bezlitosny, krańcowo autoironiczny stosunek autora do samego siebie i własnej twórczości. Żadnych tu dopowiedzeń, żadnej kosmetyki, niczego, co podpadałoby pod troskę o własną pisarską reputację i pomyślną przyszłość dzieła. Wręcz przeciwnie. Zupełnie tak, jak gdyby Pankowski chciał nas przekonać, że zarówno siebie, jak i swojej twórczości nie traktuje poważnie, a w każdym razie – nie z przesadną powagą”.
KSIĄŻKI WYDANE
• „Wiersze alpejskie”, Bruxelles: itd. R-J Sténuit, 1947. • „Granatowy goździk”, Londyn: Oficyna Poetów i Malarzy, 1972; Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, 1975. • „Bukenocie”, Kraków: Wydawnictwo Literackie, 1979. • „Smagła swoboda, Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, 1980. • „Matuga idzie. Przygody”, Lublin: Wydawnictwo Lubelskie, 1983. • „Rudolf”, Warszawa: Czytelnik, 1984. • „Bajki dla Marty”, Lublin: Wydawnictwo Lubelskie, 1986. • „Pątnicy z Macierzyzny”, Lublin: Wydawnictwo Lubelskie, 1987. • „Gość”, Londyn: Oficyna Poetów i Malarzy, 1987; Lublin: Wydawnictwo Lubelskie, 1989. • „Powrót białych nietoperzy”, Lublin: Wydawnictwo Lubelskie, 1991. • „Zielnik złotych śniegów”, Lublin: „Fis”, 1993. • „L'or funebre”; récits trad. du pol. par Elisabeth Destrée-Van Wilder. Arles: Actes Sud, 1993. • „Putto, Poznań: Softpress, 1994. • „Teatrowanie nad świętym barszczem: wybór utworów dramatycznych”, Kraków: Wydawnictwo Literackie, 1995. • „Balustrada”, Londyn: Oficyna Poetów i Malarzy, 1996. • „Ksiądz Helena: wybór utworów dramatycznych”, Kraków: Wydawnictwo Literackie, 1996. • „Rudolf”; transl. by John and Elizabeth Maslen, Evanston, Ill.: Northwestern Univ. Press, 1996. • „Un presbytere en PomÉranie”; trad. du pol. par Elisabeth Destrée-Van Wilder, Arles: Actes Sud, 1997. • „Fara na Pomorzu”, Kraków: Wydawnictwo Literackie, 1997. • „Lida”, Lublin: Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, 1997. • „Moje słowo prowincjonalne”, Sanok: Muzeum Historyczne, 1998. • „Leśmian czyli Bunt poety przeciw granicom”; przeł. Andrzej Krzewicki. Lublin: Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, 1999. • „Polak w dwuznacznych sytuacjach – z Marianem Pankowskim rozmawia Krystyna Ruta-Rutkowska”; Instytut Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk. Warszawa: IBL. Wydawnictwo, 2000. • „Z Auszwicu do Belsen. Przygody”, Warszawa: Czytelnik, 2000. • „Pięć dramatów”, Lublin: Wydawnictwo Lubelskie, 2001. • „Post-scriptum À l'amour”; trad. du pol. par Yolande Lamy. Arles: Actes Sud, 2001. • „W stronę miłości” [tom zawiera opowiadania: „Pismo w stronę miłości”, „Kora i nóż”], Warszawa: Biblioteka Narodowa, 2001. • „Złoto żałobne”, Koszalin: Millennium, 2002. • „De arte poetica”, Sanok: Muzeum Historyczne, 2004. • „Bal wdów i wdowców”, Kraków: Korporacja Ha!art, 2006. • „Ostatni zlot aniołów”, Warszawa: Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2007. • „Była Żydówka, nie ma Żydówki”, Warszawa: Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2007.
PRZEDSTAWIENIA NA ZACHODZIE
• „Brandon, Furbon et Cie. ”, reż. G. Cambreleng, Théâtre de Fortune, Paryż 1973. • „Le Rois Luis”, reż. J. Monod, La Comédie, Genewa 1973. • „Brandon, Furbon et Cie”, reż. G. Cambreleng, Théâtre de Fortune, Paryż 1974. • „Les machoires d'or”, reż. Cambreleng, Théâtre de Fortune, Paryż 1976. • „Les Capucines en chasses À Becaussines”, reż. G. Cambreleng, Théâtre de Fortune, Paryż 1979. • „Brandon, Furbon et Cie. ”, reż. G. Le Fur, Théâtre du Lys, Paryż 1981. • „Petit Théâtre autour de la soupe do Noël”, reż. J-M Petiniot, Théâtre de l'Ancre, Charleroi 1985. • „De Miekevers”, reż. P. Niedźwiecki, Flamandzki Teatr Korrekelder, Brugia 1990. • „Les machoires d'or” oraz „Le Rois Luis”, reż. M. Vericel, Teatr uniwersytecki INSA, Lyon 1999. • „Les Capucines en chasses À Becaussines” oraz „La mort d'un bas blanc, reż. M. Vericel, Teatr uniwersytecki INSA, Lyon 2000.
PRZEDSTAWIENIA W POLSCE
• „Przygody Matugi”, reż. J.W. Krzyszczak, Teatr im. J. Osterwy, Lublin 1986. • „Nasz Julo Czerwony”, reż. B. Litwiniec, OTO Kalambur, Wrocław 1987. • „Chrabąszcze”, reż. B. Litwiniec, OTO Kalambur, Wrocław 1990. • „Chrabąszcze”, reż. T. Wolańczyk, Stara Prochownia, Warszawa 1990. • „Ręce na szyję zarzucić”, reż. D. Banek, Teatr Śląski im. St. Wyspiańskiego, Katowice 1996. • „Śmierć białej pończochy”, reż. T. Malinowska-Tyszkiewicz, Teatr Polski, Szczecin 1998. • „Trzej Królowie”, Teatr Dramatyczny, reżyseria zbiorowa, Legnica 1998. • „Biwak pod gołym niebem”, reż. Jan Kulczyński, Teatr Polski, Warszawa 2000.
Najnowsze OPOWIADANIA ROZPROSZONE
• „Wieczór u doktorostwa B.”, „Twórczość” 2004, nr 9. • „Pojawienie”, „Acta Pancoviana” 2005, nr 4. • „U starszego brata na przyzbie”, „Twórczość” 2005, nr 6. • „O siostrzanej miłości”, „Twórczość” 2006, nr 4. • „Nie grają nam surmy bojowe ”, „Lampa” 2006, nr 7–8. • „Nastka, śmiej się”, „Lampa” 2007, nr 12.
WYDANIA MONOGRAFICZNE CZASOPISM i ZESZYTÓW
• „Acta Pancoviana” [Sanok] 1998–2005, t. 1–4. • „Dialog” 2003, nr 12. • „Ha!art” 2002, nr 12 [on-line]; 2004, nr 18; 2007, nr 25. • „Krytyka Polityczna” 2008, nr 15.
Nikt nie zaprzeczy, że chociaż minął czas powszechnego, religijnego czy hitlerowskiego, ciemiężenia Żydów europejskich, a Treblinka i Auszwic to dziś muzea, gdzie wnuki ofiar fotografują się, stojąc na rodzinnych popiołach, Żydzi nadal pozostają nam obcy. Nawet wczorajszy ogień krematoriów nie oczyścił ich z piętna absolutnej inności. Nam, chrześcijanom, ksiądz nakazał kochać b l i ź n i e g o jak siebie samego, ale ten bliźni był i pozostał figurą abstrakcyjną. Zresztą Żydzi i tak nie mogą się stać naszymi bliźnimi, choćby dlatego, że nie ma nikogo, kto by chciał stanąć życzliwą twarzą do nich, komu mogliby położyć ciepłą rękę na ramieniu i uścisnąć prawicę… Żydzi są definitywnie sami.
A może oni wcale nie szukają naszej ręki? Może wystarczy im obecność w księgach godnych kamery Spielberga? Powszechnie wiadomo, że Żydzi są tułaczami. Rzadko, arcyrzadko rosną i starzeją się w kraju swego urodzenia. Dzięki czemu posiadają dar cierpliwego dystansu wobec obu społeczeństw i humor żywiony różnorodnością doświadczeń. Mowę swą przetykają słowem europejskim, od Gibraltaru aż po Ural. Obecność dwóch ojczyzn widać w jednym, na przykład, wyrażeniu, które Żyd rzuci agresywnemu współplemieńcowi: „Hałte-ne pisk!”.
[O starzeniu się wydarzeń i o Żydach odartych z człowieczeństwa]